Wpatrywał się w zmaltretowaną kulkę mchu, zużytą już w każdej możliwej zabawie, a gdy zdecydował się pokierować w jej stronę swoje kroki, coś naparło na niego od boku i z głuchym łoskotem uderzył o podłoże legowiska. Wydał z siebie przy tym zduszony syk, od razu przekierowując pełne grozy spojrzenie w kierunku sprawcy jego upadku. Zastał nikogo innego, jak tą, której zawsze się spodziewał, gdy coś było nie tak.
— Ty jesteś jakaś...
I tu się pojawiał problem. Powoli zaczynało mu brakować epitetów do określenia niezgrabności siostry, a nie chciał się powtarzać, by nie dać jej satysfakcji z mówienia "Tak już mówiłeś wczoraj! Na nic więcej cię nie stać?". Jej wiecznie zapełniony dumą pysk nie pozwalał mu później spać po nocach, zajmując mu głowę gdybaniem nad odwetem wobec siostry.
— Fajniejsza? — Ubiegła go. — To prawda, zgadzam się z tobą. To dlatego, że jestem pierwszym dzieckiem mamy i taty, więc wzięłam ich wszystkie najlepsze cechy. A ty jakieś ochłapy, więc jesteś, jaki jesteś — wyjaśniła tonem głosu, którym jak zwykle sugerowała mu swoją wyimaginowaną inteligencję.
Skrzywił się, kuląc łapy pod brzuch i próbując na raz wstać, by nie wyglądać na pokonanego. Nie wyszło mu to, a jego poślizg wywołał u siostry ciche parsknięcie.
— Jak ja jestem z resztek to czym jest Kruszyna, co? — burknął. — Mi przynajmniej ptak nie nasikał na łepetynę — fuknął, przypatrując się jej barwnej plamie zdobiącej czubek tej pustej głowy. W życiu nie przyznałby się, że uważał kolor futra Miłostki za ciekawszy od jego własnego.
— Zazdrościsz mi barwności, bo ty jesteś nudny jak kupa piachu! — odparła, tupiąc łapą, co spowodowało wzniecenie się niewielkiej ilości kurzu i kichnięcie ze strony młodszego.
— Ja się przynajmniej wtopię w tło gdy będzie trzeba, a ciebie coś zje! — zauważył, uśmiechając się kpiąco. — I dobrze zresztą.
Niepozornym i stały przekomarzankom z ich strony jak zwykle bacznie przysłuchiwała się Migotka, kręcąc z dezaprobatą głową na każde obraźliwe jak na kocięcy język stwierdzenie. Los chciał, a może i pech, że tuż obok niej dzielnie siedział Miodek, nie przejmując się wybrykami młodziaków. Sekrecik jednak dostrzegł spojrzenie, jakie mama rzuciła ojcu – i już wiedział.
Koniec zabawy. Przyszła pora na poważną i karcącą pogadankę.
Brązowy kocur powoli podniósł się i zbliżył do nich, cicho odchrząkując.
— No dzieciaczki, co to za nieodpowiednie słownictwo dla waszego wieku? Kto zaczął? Podajcie sobie łapki na zgodę i nie miejcie do siebie uraz, szkoda tracić dzień na gniewy gdy można się bawić — rzucił życzliwe, na co wpatrzone dotychczas w niego ślepia, skierowały się naprzeciw siebie. Nie było mowy, żeby którykolwiek z nich jako pierwszy wystawił łapę.
Sekrecik wahał się chwilę, nim nie wysunął w stronę siostry języka.
— Ona zaczęła, bo jej się kuper nie zmieścił na zakręcie! — burknął. — Jak się biegać nie umie, to się siedzi!
— Skąd miałam wiedzieć, że się wywrócisz od lekkiego pchnięcia? Ty masz zresztą szerszy "kuper", więc powinieneś być bardziej stabilny! — prychnęła Miłostka, nastroszona niczym rozjuszony lis.
Westchnięcie ponad ich głowami ojca ponownie skupiło uwagę kociąt, choć co rusz wymieniali między sobą poirytowane spojrzenia, czekając, aż to drugie przyzna się do winy.
— Ech... a miałem wam właśnie opowiedzieć kolejną historię z moich podróży... — rzucił z namysłem, na co zaraz to Sekrecik nastawił ucho i zerwał się zgrabniej z ziemi.
— To opowiedz! — pisnął podekscytowany, zapominając niemalże natychmiast o tymczasowym konflikcie z siostrą.
Na pysku Miodka pojawił się słaby uśmiech.
— Chciałbym, ale niegrzeczne kocięta nie zasługują na bajki. A dopóki tu takowe są, to nici z tego — oświadczył, niepodobnym do niego poważnym tonem. Zdawał się spoglądać w kierunku Migotki, jakby pytając jej, czy dobrze czyni i czy jest zadowolona z jego postępowań.
Sekrecik, choć zrezygnowany, skinął z powagą głową.
— To niech Miłostka wyjdzie ze żłobka, a ja wtedy będę mógł posłuchać.
— Tata miał na myśli ciebie! — obruszyła się natychmiastowo szylkretka, zdając sobie sprawę, do czego zmierzał. — Tato, wygoń go, a ja i Kruszyna posłuchamy!
Miodek po raz kolejny spojrzał na nich wzrokiem pełnym
— Żebym mógł cokolwiek opowiedzieć, to oboje musielibyście wyjść. Bajkę dostaniecie, jeśli... Jeśli oboje powiecie sobie coś miłego. Sekreciku, ty zacznij.
No i teraz tata go zagiął. Zerknął z ukosa na zadowoloną szylkretkę, próbując doszukać się w niej jakiegokolwiek pozytywu. Ojciec może bywał pomysłowy i dobry, ale myślenie nie było jego mocną stroną, jeśli sądził, że ów kara go czegokolwiek nauczy. Jedyne co z niej wyniesie to upokorzenie.
— Miłostko — zaczął z powagą płowy, pochylając głowę z wymuszoną wbrew sobie pozorną skruchą. — Twoja plama na głowie jest bardzo wyjątkowa i dzięki temu nigdy nie zgubisz się w tłumie, jesteś jak ubłocony robal na barwnym kwiecie. Wyróżniasz się.
To powinno wystarczyć. Zignorował minę siostry i spojrzał wyczekująco na ojca. Spełnił jego polecenie, a więc zasłużył na historyjkę.
— Ty jesteś jakaś...
I tu się pojawiał problem. Powoli zaczynało mu brakować epitetów do określenia niezgrabności siostry, a nie chciał się powtarzać, by nie dać jej satysfakcji z mówienia "Tak już mówiłeś wczoraj! Na nic więcej cię nie stać?". Jej wiecznie zapełniony dumą pysk nie pozwalał mu później spać po nocach, zajmując mu głowę gdybaniem nad odwetem wobec siostry.
— Fajniejsza? — Ubiegła go. — To prawda, zgadzam się z tobą. To dlatego, że jestem pierwszym dzieckiem mamy i taty, więc wzięłam ich wszystkie najlepsze cechy. A ty jakieś ochłapy, więc jesteś, jaki jesteś — wyjaśniła tonem głosu, którym jak zwykle sugerowała mu swoją wyimaginowaną inteligencję.
Skrzywił się, kuląc łapy pod brzuch i próbując na raz wstać, by nie wyglądać na pokonanego. Nie wyszło mu to, a jego poślizg wywołał u siostry ciche parsknięcie.
— Jak ja jestem z resztek to czym jest Kruszyna, co? — burknął. — Mi przynajmniej ptak nie nasikał na łepetynę — fuknął, przypatrując się jej barwnej plamie zdobiącej czubek tej pustej głowy. W życiu nie przyznałby się, że uważał kolor futra Miłostki za ciekawszy od jego własnego.
— Zazdrościsz mi barwności, bo ty jesteś nudny jak kupa piachu! — odparła, tupiąc łapą, co spowodowało wzniecenie się niewielkiej ilości kurzu i kichnięcie ze strony młodszego.
— Ja się przynajmniej wtopię w tło gdy będzie trzeba, a ciebie coś zje! — zauważył, uśmiechając się kpiąco. — I dobrze zresztą.
Niepozornym i stały przekomarzankom z ich strony jak zwykle bacznie przysłuchiwała się Migotka, kręcąc z dezaprobatą głową na każde obraźliwe jak na kocięcy język stwierdzenie. Los chciał, a może i pech, że tuż obok niej dzielnie siedział Miodek, nie przejmując się wybrykami młodziaków. Sekrecik jednak dostrzegł spojrzenie, jakie mama rzuciła ojcu – i już wiedział.
Koniec zabawy. Przyszła pora na poważną i karcącą pogadankę.
Brązowy kocur powoli podniósł się i zbliżył do nich, cicho odchrząkując.
— No dzieciaczki, co to za nieodpowiednie słownictwo dla waszego wieku? Kto zaczął? Podajcie sobie łapki na zgodę i nie miejcie do siebie uraz, szkoda tracić dzień na gniewy gdy można się bawić — rzucił życzliwe, na co wpatrzone dotychczas w niego ślepia, skierowały się naprzeciw siebie. Nie było mowy, żeby którykolwiek z nich jako pierwszy wystawił łapę.
Sekrecik wahał się chwilę, nim nie wysunął w stronę siostry języka.
— Ona zaczęła, bo jej się kuper nie zmieścił na zakręcie! — burknął. — Jak się biegać nie umie, to się siedzi!
— Skąd miałam wiedzieć, że się wywrócisz od lekkiego pchnięcia? Ty masz zresztą szerszy "kuper", więc powinieneś być bardziej stabilny! — prychnęła Miłostka, nastroszona niczym rozjuszony lis.
Westchnięcie ponad ich głowami ojca ponownie skupiło uwagę kociąt, choć co rusz wymieniali między sobą poirytowane spojrzenia, czekając, aż to drugie przyzna się do winy.
— Ech... a miałem wam właśnie opowiedzieć kolejną historię z moich podróży... — rzucił z namysłem, na co zaraz to Sekrecik nastawił ucho i zerwał się zgrabniej z ziemi.
— To opowiedz! — pisnął podekscytowany, zapominając niemalże natychmiast o tymczasowym konflikcie z siostrą.
Na pysku Miodka pojawił się słaby uśmiech.
— Chciałbym, ale niegrzeczne kocięta nie zasługują na bajki. A dopóki tu takowe są, to nici z tego — oświadczył, niepodobnym do niego poważnym tonem. Zdawał się spoglądać w kierunku Migotki, jakby pytając jej, czy dobrze czyni i czy jest zadowolona z jego postępowań.
Sekrecik, choć zrezygnowany, skinął z powagą głową.
— To niech Miłostka wyjdzie ze żłobka, a ja wtedy będę mógł posłuchać.
— Tata miał na myśli ciebie! — obruszyła się natychmiastowo szylkretka, zdając sobie sprawę, do czego zmierzał. — Tato, wygoń go, a ja i Kruszyna posłuchamy!
Miodek po raz kolejny spojrzał na nich wzrokiem pełnym
— Żebym mógł cokolwiek opowiedzieć, to oboje musielibyście wyjść. Bajkę dostaniecie, jeśli... Jeśli oboje powiecie sobie coś miłego. Sekreciku, ty zacznij.
No i teraz tata go zagiął. Zerknął z ukosa na zadowoloną szylkretkę, próbując doszukać się w niej jakiegokolwiek pozytywu. Ojciec może bywał pomysłowy i dobry, ale myślenie nie było jego mocną stroną, jeśli sądził, że ów kara go czegokolwiek nauczy. Jedyne co z niej wyniesie to upokorzenie.
— Miłostko — zaczął z powagą płowy, pochylając głowę z wymuszoną wbrew sobie pozorną skruchą. — Twoja plama na głowie jest bardzo wyjątkowa i dzięki temu nigdy nie zgubisz się w tłumie, jesteś jak ubłocony robal na barwnym kwiecie. Wyróżniasz się.
To powinno wystarczyć. Zignorował minę siostry i spojrzał wyczekująco na ojca. Spełnił jego polecenie, a więc zasłużył na historyjkę.
<Ojcze nasz?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz