Była nieco umorusana, zakurzona od pracy, a także... Duża. Srocza Gwiazda nawet nie wiedziała, kiedy to zleciało. Pamiętała, jak odwiedzała tę małą kluskę jeszcze gdy była maleńkim kocięciem. Teraz jednak stała się dostojnym, choć jeszcze niskim podrostkiem. Ukłucie serca przypomniało jej, że najprawdopodobniej nie dożyje momentu, w którym łaciata stanie się dojrzałą kocicą. Machnęła głową.
— Jestem pewna, że zanim się obejrzymy to uda jej się opanować to do perfekcji — stwierdziła pokrzepiająco — Jeśli nigdy nie upadniemy, skąd mamy wiedzieć czego się wystrzegać? — dodała, próbując jeszcze bardziej pocieszyć wnuczkę, która wydała jej się widocznie spięta.
Algowa Struga energicznie pokiwała głową, posyłając babce wdzięczny uśmiech.
— No właśnie Murenowa Łapo, Srocza Gwiazda dobrze mówi. Jeśli się przyłożysz do nauki, nie zdążysz mrugnąć, a już będziesz miała to wszystko w małym pazurku! — miauknęła mentorka Mureny, liźnięciem poprawiając loczek na swojej klatce piersiowej — Teraz zmykaj, najedz się. Dużo dzisiaj ćwiczyłyśmy, musisz koniecznie odpocząć.
Pomarańczowooka przytaknęła, skinieniem łebka żegnając się zarówno z ciotką, jak i prababką. Srocza Gwiazda powoli odprowadziła ją wzrokiem aż do sterty zwierzyny, po czym odwróciła się do wojowniczki.
— A tobie jak idzie szkolenie, Algowa Strugo? — zagadnęła, ruchem ogona zachęcając, by udała się za nią w bardziej zacienione miejsce.
Kotka wyszczerzyła rzędy jasnych zębów, dumnie strosząc sierść na karku.
— Murenowa Łapa to pojętna uczennica. Robi więcej niż mówi, uczy się szybciej niż większość jej rówieśników, z którymi miałam styczność. Myślę, że jeśli tak dalej pójdzie to szybko się z nią pożegnam! — mówiła, dotrzymując kroku liderce.
Srocza Gwiazda słuchała tych słów jak dziwnej kołysanki. Pomagały jej pogodzić się z myślą, że już wkrótce zostawi całą rodzinę samą, tutaj, wśród pól, lasów i rzek. Martwiła się o to, czy wszyscy się odnajdą, podołają nowym zadaniom i obowiązkom. Szczególnym utrapieniem w jej umyśle był konflikt między dwiema córkami Wirującej Lotki. Ich ród powinien trzymać się razem, nie dzielić pazurami i kłami. Ich siła drzemała w rodzinie, zwartej i pewnej, której można śmiało zaufać. Alga była największym jej odludkiem, mimo widocznych na pierwszy rzut oka podobieństw, nawet po chwili rozmowy z kocicą dało się wyczuć, że wśród rodu była niczym albinotyczna żaba. Przyciągała swą odmiennością ciekawskie spojrzenia, zarówno te dobre, jak i złe.
— Czy przez bycie mentorką Murenowej Łapy, stosunki twoje i Mandarynkowego Pióra uległy poprawie? — zapytała bezpośrednio.
Wojowniczka pokręciła łebkiem, pozwalając na wydobycie się ze swojego pyska gorzkiego pomruku.
— Babciu... Wątpię, czy jej podejście do mnie kiedykolwiek się zmieni — odpowiedziała, uciekając spojrzeniem ku niebu — Ja nie rozumiem jej, a ona mnie. Podczas rozmów z nią, choć są rzadkie, czuję się, jak gdyby ryba próbowała zrozumieć sposób życia zająca... — Jej ton nieznacznie posmutniał — Czuję, że nie jest zadowolona z twojego wyboru.
— Możliwe. Nadal jednak uważam, że powinnaś spróbować znaleźć wasz wspólny język. Szczególnie teraz, gdy zewsząd czyhają na nasz klan złowrogie cienie, a ja nie jestem pewna, czy będę w stanie was przed nimi uchronić — Przywódczyni przejechała kojąco ogonem po grzbiecie potomkini — Nawet jeśli różnice ryb i zajęcy można wymieniać aż do nadejścia Pory Niebieskich Liści, to wciąż możemy odnaleźć między nimi pewne podobieństwa. Ot, choćby wspólni wrogowie.
Nim niższa zdążyła odpowiedzieć i nafukać na babkę, za sugerowanie swego odejścia, do kotek powróciła terminatorka, Murenowa Łapa, niosąc w pysku pokaźnych rozmiarów jazgarza.
<Mureno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz