Stanęła naprzeciw legowiska wymoszczonego futrami zajęczaków, pierza i mchu, na którym leżał jej brat, Nagietkowy Wschód. Gdyby nie lekkie poruszenie wywiniętych uszu byłaby pewna, że kocur jest pogrążony we śnie.
– No proszę, proszę... Któż to zaszczycił mnie swoją obecnością. Moja ukochana siostra, Zdradziecka Margaretka – Uniósł dumnie głowę do góry, odwracając pysk w jej stronę, a jego nozdrza nieznacznie się poruszyły.
Na widok ran szpecących jego pysk Margaretkowy Zmierzch przełknęła ślinę. To nie była zwykła sprzeczka z byłym członkiem Klanu Burzy na granicy, Czarna Łapa ewidentnie chciał pozbawić życia jej brata. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej chciała wyjść z legowiska starzyzny. Nagietek w tym stanie jeszcze bardziej przypominał ich matkę. Podobieństwo było wręcz przerażające, na tyle, że sierść kotki się uniosła. Miała przed sobą żywego ducha. I w dodatku mało brakowało, a również podzieliłby los Lwiej Paszczy.
– Nie przyszłaś ze swoimi kociętami... – Uszy kocura ponownie lekko się ruszyły, wyłapując każdy dźwięk z otoczenia, tak jakby liczył, że usłyszy tupot małych łapek, bądź cichy głosik jednego z kociąt Margaretki i Królika. Nastała chwila ciszy. – Rozumiem. – rzucił od niechcenia, by pod koniec się zaśmiać. – Ty się mnie boisz. Boisz się ślepego kota. Boisz się, że coś zrobię tym twoim paskudom, dlatego ich do mnie ani razu nie przyprowadziłaś. – parsknął. Miał rację, bała się. Obawiała się, że mógłby skrzywdzić Echo, bądź Kruczka w zemście za to, co go spotkało z łap innego czarnego kota, który co prawda już nie żył, ale jej brata napędzała nienawiść. Ściany w starszyźnie wręcz przesiąknęły wrogością, którą emanował kocur. – Szkoda, z przyjemnością bym poznał w końcu swoich siostrzeńców, jak i wspomniał im, że wywodzą się z bardzo starego rodu kotów, bo zakładam, że ty tego nie zrobiłaś. Powiedziałbym też, że mogliby być tak samo wielcy i wyjątkowi jak reszta rodziny, gdyby tylko ich matka nie zdecydowała się związać z przerośniętą piszczką. Królicza Gwiazda..., ty słyszysz jak to brzmi? – Zaśmiał się głośno. – Kolejny pseudo lider w dziejach klanu, dzięki któremu kolejny raz będziemy pośmiewiskiem. Nasz wuj ewidentnie zamienił się z nornicą na mózgi, skoro przekazał znajdzie władzę, a mógł, chociażby oddać ją jednemu z nas, ale nie. – Nie urodziła się wczoraj, aby widzieć, że słowo "nas" jej nie dotyczy. Odnosiło się to do rudych kotów, a w takich wywodzących się od Piaskowej Gwiazdy. – Rodzina dla niego nic nie znaczy. Pewnie w głębi duszy cieszył się ze śmierci Ziębiego Trelu, bo w końcu nie ma nikogo, kto mógłby nim potrząsnąć i proszę, do czego to doszło, przekąska u władzy.
Milczała, nie odrywając spojrzenia od brata.
– Straciłeś wzrok zaledwie kilka księżyców temu, ale ślepy jesteś od urodzenia... – podjęła łagodnym tonem, czując niejakie współczucie do swojego brata. Bolało ją serce widząc, jak zaślepiony kocur był w swoich toksycznych ideach i nie starał się tego zmienić. Być może kiedyś zyskiwał aprobatę matki oraz babki, ale teraz był sam, pogubiony i plujący jadem. I w samotności umrze. – O mnie możesz wypowiadać się nieprzychylnie, ale uważaj co mówisz o moim partnerze i synach. Królicza Gwiazda jest twoim liderem. – podniosła ton głosu, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu podczas rozmowy z bratem. – W dodatku dobrym liderem, na pewno sto razy lepszym, jak każdy inny lider, niż nasza przodkini, która zatruła Klan Burzy tak bardzo, że skutki jej rządów są widoczne do dzisiaj. Naprawdę jesteś dumny z tego, że w twoich żyłach płynie krew tyrana i podzielasz jej poglądy?! Rude koty, koty innej maści, naprawdę sądzisz, że to jest tak ważne? Że to ma jakiś większy sens?
– Tak. Tak. I tak... Wszystkie koty są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych. ~ – wymruczał. – A ty? Jak się czujesz z faktem, że jesteś spokrewniona z "tyranem"? I nie tylko z nim... – dodał, uśmiechając się szyderczo. – Nie dziwię się, że matka tobą gardziła. Wyglądasz dokładnie tak jak on. Dobrze, że nie muszę już dłużej oglądać twojego pyska. – Mówiąc to na jego pysku zagościł grymas, tak jakby przed nim znajdowała się zepsuta piszczka.
Zbita z tropu szylkretka obserwował, jak jej brat, jak gdyby nic, układa się z powrotem na legowisku. Tak jakby ich rozmowa nie miała miejsca, a ona dopiero przed chwilą przyszła. Chciała go tylko odwiedzić, zapytać się jak się ma i dowiedzieć się co zaszło na granicy, licząc, że pomiędzy tym się pokłócą. Nie spodziewała się jednak takiej bomby.
– Chwila... wiesz kto jest naszym ojcem?
– Tak. I nie naszym, tylko twoim. Jak na to spojrzeć obiektywne, było to całkiem proste do odgadnięcia.
– Mów! – zarządzała
– Po co. Nie żyje i tyle. – wzruszył ramionami, po czym dodał dumnie. – Sam się go pozbyłem. [...] kto wie, może chciał... powinienem zostać okrzyknięty bohaterem...
Nie słuchała dalszych słów kocura. Wbiła spojrzenie w swoje łapy. Nagietkowy Wschód nie wymówił imienia kocura, ale kotka zrozumiała kim jest jej ojciec.
Przed oczami przebiegły jej wizję, w szczególności ta, gdy była małym kociakiem i wymknęła się ze żłobka. Na środku obozu wpadła na jakiegoś kota, którym okazał się Czarna Łapa. Kocur wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem pyska, by następnie się do niej nachylić i pokrzepiająco otrzeć się policzkiem o jej polik.
– Lepiej nie wymykaj się ze żłobka, chyba że zależy ci na zdenerwowaniu matki. – miauknął cicho, a kotka nie robiąc sobie nic z jego uwagi, skoczyła na jego puchatą czarną kitę.
– Mama śpi. – odparła, i już miała się wygodnie ułożyć, gdy została podniesienia do góry za kark. – P-puść mnie!
Matka wcale nie spała i faktycznie była zła. Jednak nie tyle, co na małą Margaretkę, ale na pojawienie się ów kocura w kociarni. Wywiązała się między nimi krótka, acz głośna kłótnia, która nie wyglądała ani trochę podejrzanie, bo ruda kotka krzyczała na każdego nierudego, który zbliżył się do jej dzieci. Będąc świadkiem kłótni, szylkretka jedynie wcisnęła się w kraniec legowiska i przycisnęła łapkami uszy.
– Ze wszystkich kotów... on... Kłamiesz!
– Jaki miałbym w tym interes? – westchnął. – Tylko przez fakt, że mam inne poglądy od praktycznie całego klanu uznawany jestem za tego złego. A jednak z dobrego serca mego dowiedziałaś się o swoim ojcu. Chyba jestem dobrym starszym bratem, nie uważasz? Hej, gdzie idziesz! Na Klan Gwiazdy... – rzucił, słysząc odgłos łap w legowisku, który w następnej kolejności zastąpiła głucha cisza.
– No proszę, proszę... Któż to zaszczycił mnie swoją obecnością. Moja ukochana siostra, Zdradziecka Margaretka – Uniósł dumnie głowę do góry, odwracając pysk w jej stronę, a jego nozdrza nieznacznie się poruszyły.
Na widok ran szpecących jego pysk Margaretkowy Zmierzch przełknęła ślinę. To nie była zwykła sprzeczka z byłym członkiem Klanu Burzy na granicy, Czarna Łapa ewidentnie chciał pozbawić życia jej brata. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym bardziej chciała wyjść z legowiska starzyzny. Nagietek w tym stanie jeszcze bardziej przypominał ich matkę. Podobieństwo było wręcz przerażające, na tyle, że sierść kotki się uniosła. Miała przed sobą żywego ducha. I w dodatku mało brakowało, a również podzieliłby los Lwiej Paszczy.
– Nie przyszłaś ze swoimi kociętami... – Uszy kocura ponownie lekko się ruszyły, wyłapując każdy dźwięk z otoczenia, tak jakby liczył, że usłyszy tupot małych łapek, bądź cichy głosik jednego z kociąt Margaretki i Królika. Nastała chwila ciszy. – Rozumiem. – rzucił od niechcenia, by pod koniec się zaśmiać. – Ty się mnie boisz. Boisz się ślepego kota. Boisz się, że coś zrobię tym twoim paskudom, dlatego ich do mnie ani razu nie przyprowadziłaś. – parsknął. Miał rację, bała się. Obawiała się, że mógłby skrzywdzić Echo, bądź Kruczka w zemście za to, co go spotkało z łap innego czarnego kota, który co prawda już nie żył, ale jej brata napędzała nienawiść. Ściany w starszyźnie wręcz przesiąknęły wrogością, którą emanował kocur. – Szkoda, z przyjemnością bym poznał w końcu swoich siostrzeńców, jak i wspomniał im, że wywodzą się z bardzo starego rodu kotów, bo zakładam, że ty tego nie zrobiłaś. Powiedziałbym też, że mogliby być tak samo wielcy i wyjątkowi jak reszta rodziny, gdyby tylko ich matka nie zdecydowała się związać z przerośniętą piszczką. Królicza Gwiazda..., ty słyszysz jak to brzmi? – Zaśmiał się głośno. – Kolejny pseudo lider w dziejach klanu, dzięki któremu kolejny raz będziemy pośmiewiskiem. Nasz wuj ewidentnie zamienił się z nornicą na mózgi, skoro przekazał znajdzie władzę, a mógł, chociażby oddać ją jednemu z nas, ale nie. – Nie urodziła się wczoraj, aby widzieć, że słowo "nas" jej nie dotyczy. Odnosiło się to do rudych kotów, a w takich wywodzących się od Piaskowej Gwiazdy. – Rodzina dla niego nic nie znaczy. Pewnie w głębi duszy cieszył się ze śmierci Ziębiego Trelu, bo w końcu nie ma nikogo, kto mógłby nim potrząsnąć i proszę, do czego to doszło, przekąska u władzy.
Milczała, nie odrywając spojrzenia od brata.
– Straciłeś wzrok zaledwie kilka księżyców temu, ale ślepy jesteś od urodzenia... – podjęła łagodnym tonem, czując niejakie współczucie do swojego brata. Bolało ją serce widząc, jak zaślepiony kocur był w swoich toksycznych ideach i nie starał się tego zmienić. Być może kiedyś zyskiwał aprobatę matki oraz babki, ale teraz był sam, pogubiony i plujący jadem. I w samotności umrze. – O mnie możesz wypowiadać się nieprzychylnie, ale uważaj co mówisz o moim partnerze i synach. Królicza Gwiazda jest twoim liderem. – podniosła ton głosu, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu podczas rozmowy z bratem. – W dodatku dobrym liderem, na pewno sto razy lepszym, jak każdy inny lider, niż nasza przodkini, która zatruła Klan Burzy tak bardzo, że skutki jej rządów są widoczne do dzisiaj. Naprawdę jesteś dumny z tego, że w twoich żyłach płynie krew tyrana i podzielasz jej poglądy?! Rude koty, koty innej maści, naprawdę sądzisz, że to jest tak ważne? Że to ma jakiś większy sens?
– Tak. Tak. I tak... Wszystkie koty są sobie równe, ale niektóre są równiejsze od innych. ~ – wymruczał. – A ty? Jak się czujesz z faktem, że jesteś spokrewniona z "tyranem"? I nie tylko z nim... – dodał, uśmiechając się szyderczo. – Nie dziwię się, że matka tobą gardziła. Wyglądasz dokładnie tak jak on. Dobrze, że nie muszę już dłużej oglądać twojego pyska. – Mówiąc to na jego pysku zagościł grymas, tak jakby przed nim znajdowała się zepsuta piszczka.
Zbita z tropu szylkretka obserwował, jak jej brat, jak gdyby nic, układa się z powrotem na legowisku. Tak jakby ich rozmowa nie miała miejsca, a ona dopiero przed chwilą przyszła. Chciała go tylko odwiedzić, zapytać się jak się ma i dowiedzieć się co zaszło na granicy, licząc, że pomiędzy tym się pokłócą. Nie spodziewała się jednak takiej bomby.
– Chwila... wiesz kto jest naszym ojcem?
– Tak. I nie naszym, tylko twoim. Jak na to spojrzeć obiektywne, było to całkiem proste do odgadnięcia.
– Mów! – zarządzała
– Po co. Nie żyje i tyle. – wzruszył ramionami, po czym dodał dumnie. – Sam się go pozbyłem. [...] kto wie, może chciał... powinienem zostać okrzyknięty bohaterem...
Nie słuchała dalszych słów kocura. Wbiła spojrzenie w swoje łapy. Nagietkowy Wschód nie wymówił imienia kocura, ale kotka zrozumiała kim jest jej ojciec.
Przed oczami przebiegły jej wizję, w szczególności ta, gdy była małym kociakiem i wymknęła się ze żłobka. Na środku obozu wpadła na jakiegoś kota, którym okazał się Czarna Łapa. Kocur wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę z nieodgadnionym wyrazem pyska, by następnie się do niej nachylić i pokrzepiająco otrzeć się policzkiem o jej polik.
– Lepiej nie wymykaj się ze żłobka, chyba że zależy ci na zdenerwowaniu matki. – miauknął cicho, a kotka nie robiąc sobie nic z jego uwagi, skoczyła na jego puchatą czarną kitę.
– Mama śpi. – odparła, i już miała się wygodnie ułożyć, gdy została podniesienia do góry za kark. – P-puść mnie!
Matka wcale nie spała i faktycznie była zła. Jednak nie tyle, co na małą Margaretkę, ale na pojawienie się ów kocura w kociarni. Wywiązała się między nimi krótka, acz głośna kłótnia, która nie wyglądała ani trochę podejrzanie, bo ruda kotka krzyczała na każdego nierudego, który zbliżył się do jej dzieci. Będąc świadkiem kłótni, szylkretka jedynie wcisnęła się w kraniec legowiska i przycisnęła łapkami uszy.
– Ze wszystkich kotów... on... Kłamiesz!
– Jaki miałbym w tym interes? – westchnął. – Tylko przez fakt, że mam inne poglądy od praktycznie całego klanu uznawany jestem za tego złego. A jednak z dobrego serca mego dowiedziałaś się o swoim ojcu. Chyba jestem dobrym starszym bratem, nie uważasz? Hej, gdzie idziesz! Na Klan Gwiazdy... – rzucił, słysząc odgłos łap w legowisku, który w następnej kolejności zastąpiła głucha cisza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz