Śnieg od rana prószył, pokrywając tereny wokół białym puchem. Niebo było ciemne, jednak na horyzoncie można było dostrzec ciepłe odcienie zwiastujące wschód słońca. Mgła powoli rozciągała się nad równinami. Ptaki, które nie odlatują na Porę Nagich Drzew, już wstały i szukały resztek jedzenia. Małe piszczki kryły się w norkach, oczekując pełnego wschodu słońca. Tymczasem nocne marki dopiero co wracały do swoich schronień. Koty z czterech klanów spały w najlepsze, a jedynie nieliczni opuszczali legowiska, by wyruszyć na bardzo wczesne patrole. Jednym z tych kotów była świeżo mianowana wojowniczka. Czereśniowy Pocałunek wyłoniła się z legowiska wojowników i usiadła przed nim, rozpoczynając poranną pielęgnację futra. Sama nie wiedziała, dlaczego wstała tak wcześnie, ale nie zamierzała bezczynnie leżeć. Jej uszy drgnęły, gdy wychwyciły dźwięk łap miażdżących cienką warstwę śniegu. Dopóki tajemniczy kot nie stanął przy niej i nie utkwił w niej wzroku, ignorowała jego obecność. W końcu podniosła głowę i spojrzała na przywódczynię. Spieniona Gwiazda uśmiechnęła się do niej ciepło.
— Czereśniowy Pocałunku, witaj. Wcześnie wstałaś — przywitała się liderka, przysiadając obok. Szylkretowa skinęła krótko głową, potwierdzając jej słowa. Przez chwilę siedziały w ciszy, ponieważ Spieniona Gwiazda zdawała się oczekiwać jakiejś reakcji od młodszej kotki. Po chwili liderka odchrząknęła i zaśmiała się nerwowo.
— Wybieram cię dziś na ekspedycję do lasu za rzeką. Wyruszysz zaraz i to ty poprowadzisz ten patrol. Zabierz ze sobą Baśniową Stokrotkę, Syreni Lament i Lśniącą Ikrę. Widziałam, że wstali równie wcześnie co ty — oznajmiła przywódczyni po chwili. Czereśniowy Pocałunek skinęła głową na znak, że rozumie, po czym podniosła się z ziemi. Spieniona Gwiazda odeszła w stronę swojego legowiska, a wojowniczka westchnęła cicho i rozejrzała się po polanie. Jej pomarańczowo-żółte oczy szybko dostrzegły młodego kocura. Siedział samotnie, wpatrując się w swoje łapy, pogrążony w myślach. Podeszła do niego bez wahania.
— Spieniona Gwiazda wybrała cię na patrol razem ze mną — oznajmiła krótko i odeszła, nie czekając na jego reakcję. Lśniąca Ikra zamrugał parę razy zaskoczony, po czym szybko podniósł się na łapy i ruszył za nią. Wkrótce Czereśniowy Pocałunek znalazła pozostałą dwójkę i przekazała im dokładnie tę samą wiadomość.
Koty przekroczyły rzekę przy obozie i skierowały się w stronę Zrujnowanego Mostu. Czereśniowy Pocałunek prowadziła grupę z dumą, jej spojrzenie błądziło po otoczeniu, uszy były czujne, a mięśnie napięte, gotowe do walki. Co jakiś czas rzucała spojrzenie na Baśniową Stokrotkę, która zdawała się chcieć ją wyprzedzić. Szylkretowa wojowniczka dobrze pamiętała, co starsza kocica zrobiła jakiś czas temu. Zabiła samotnika, który miał cenne informacje. Czereśniowy Pocałunek nie zamierzała dopuścić, by taka zbrodnia powtórzyła się ponownie.
Przekroczyli Zrujnowany Most w szybkim tempie, a następnie kłusem dotarli do granicy z nieznanym lasem. Czereśniowy Pocałunek zatrzymała się na moment. Groza biła od drzew. Tam, w gęstwinie, mogło czaić się wszystko — zarówno to, co już znali, jak i to, czego jeszcze nigdy nie widzieli.— Trzymajcie się blisko siebie. Jeśli pojawi się samotnik, unieszkodliwcie go, ale nie odbierajcie mu życia — mruknęła, przenosząc uważne spojrzenie na Baśniową Stokrotkę i Lśniącą Ikrę. Po chwili ponownie skierowała wzrok na las i bez wahania przekroczyła granicę. Szli przez kilka minut, węsząc uważnie dookoła. Sprawdzali każde drzewo, każdy krzak, szukając jakichkolwiek śladów obecności samotników. Czereśniowy Pocałunek liczyła na to, że teren okaże się pusty, a ich patrol zakończy się bez zbędnych komplikacji. Nagle zamarła. Wytężyła wszystkie zmysły. Jej łapy wychwyciły delikatne drżenie ziemi, wywołane ruchami towarzyszy. Uszy czujnie rejestrowały każdy dźwięk otoczenia — nawet najcichszy szelest nie mógł im umknąć. Do nosa wojowniczki docierały rozmaite wonie. Jedne były obce i wrogie, inne zaś znajome — zapachy pobratymców mieszały się z czymś, co nie należało do nich.
Po dłuższym czasie poszukiwań koty nie natrafiły na nic niezwykłego. Z jednej strony czuły ulgę, z drugiej jednak – lekkie rozczarowanie. Bez słowa zawróciły i ruszyły z powrotem do obozu. Czereśniowy Pocałunek, zaraz po przekroczeniu wejścia, od razu skierowała się do legowiska liderki. Stanęła przed Spienioną Gwiazdą i z szacunkiem pochyliła łeb.
— Nasza ekspedycja nie przyniosła żadnych nowych wieści — zameldowała spokojnym, lecz stanowczym tonem. Liderka przez chwilę milczała, przetwarzając informacje. Czereśniowy Pocałunek nie oczekiwała pochwały ani nagany – wykonała swoje zadanie najlepiej, jak potrafiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz