— Na pewno? — zapytała, zniżając ton głosu jeszcze bardziej — Wyglądasz na zmęczoną. Chorzy nie dają ci chwili wytchnienia? Na pewno masz łapki pełne roboty, tym bardziej taką zimną porą.
Niebiesko-biała główka poruszyła się lekko, odwracając się z powrotem w stronę morza, ale nadal pozostając oparta na jej łapach.
— M-można tak powiedzieć... — zaczęła, nerwowo przełykając ślinę. Otworzyła pyszczek poraz kolejny, ale nie przerwała ciszy, widocznie zbierając swoje myśli.
— Nie musisz niczego mi mówić — zapewniła ją szybko wojowniczka — Jeśli nie chcesz. Na pewno masz swoje prywatne sprawy, no i problemy klanu... Nie oczekuję, że wyśpiewasz mi wszystko, tak, jakbyś zrobiła to w rozmowie z przykładowo Klanem Gwiazdy, skoro już o tym wspominałaś. Możemy po prostu tutaj posiedzieć, mi się nigdzie nie śpieszy.
Z góry zauważyła, jak duże oczy Ćmy zamrugała parę razy. Srebrna przetworzyła słowa Mżawki przez parę sekund, aż w końcu skinęła głową i napięcie opuściło jej ciałko; nie była pewna czy do końca, ale to i tak krok do przodu. Starsza zamruczała cicho w odpowiedzi na to, pochylając się i dotykając czubka jej głowy szarawym noskiem. Po paru momentach cofnęła pyszczek i usadowiła się wygodnie, wciskając ogon we własny bok i leniwie wbijając spojrzenie w srebrzyste fale w oddali, na tle ostatnich smug słońca.
— Mogłabym ci coś opowiedzieć — zaproponowała — Na przykład o moim uczniu. Aby nam się nie nudziło.
Nie musiała spuszczać wzroku z horyzontu, wyczuła krótkie skinienie głową i cichy pomruk w piersi Ćmiego Księżyca. Uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła przeszukiwać zakątki pamięci w poszukiwaniu milszych momentów spędzonych z Mewią Łapą, czy też z pozostałą dwójką jej synów.
*teraźniejszość*
Minął prawie rok, długie parę księżycy, zanim spotkały się ponownie w okolicznościach innych niż zgromadzenie. Zimny wiatr mierzwił jej zmatowioną sierść, gdy szła pod łysymi koronami drzew. Dreszcz przeszedł jej po karku. Zima była porą, którą faworyzowała; pomimo tego, ta konkretna nie traktowała jej ulgowo. Biel śnieżynek pląsała jej przed oczami, a skóra piekła od zimna, niczym wiele małych igiełek. Była pewna, że gdzieś między bielą, między pniami brzóz i dębów, widziała czarną sierść i błyski pomarańczowych oczu. Jej umysł znowu płatał jej figle. Węgielek wyjrzała zza zmarzniętego krzewu. Pokręciła głową i odwróciła wzrok. Wypieszczona, o zadbanej mordce siostra przytruchtała do jej boku i zamruczała cicho. Zacisnęła powieki. Musiała przestać o niej myśleć.
Obrała znany już kierunek. Jej łapy zaczęły poruszać się szybciej, szybciej i szybciej. Powietrze powoli nabrało słonego posmaku, a drzewa przerzedziły się. Oszroniona trawa zamieniła się w piasek, drobne kamienie przyszczypywały poduszki jej łap. Wysokie klify wyłoniły się z pomiędzy mgły i śniegu, nadal w oddali, majacząc nad falami morza.
Obrała znany już kierunek. Jej łapy zaczęły poruszać się szybciej, szybciej i szybciej. Powietrze powoli nabrało słonego posmaku, a drzewa przerzedziły się. Oszroniona trawa zamieniła się w piasek, drobne kamienie przyszczypywały poduszki jej łap. Wysokie klify wyłoniły się z pomiędzy mgły i śniegu, nadal w oddali, majacząc nad falami morza.
Zatrzymała się nagle. Złapała oddech, nie wiedząc, kiedy zaczęła biec. Ani dlaczego. Jej głowa pochyliła się akurat w momencie, gdy lodowata fala wody wpłynęła na piasek, cofając się tuż przed jej łapami. Wbiła wzrok w mokry ślad. Wiatr szarpnął mocno jej futrem, ale nie dotarło to do niej zbytnio. Zmarszczyła brwi. Nie powinna tutaj stać, jeszcze nabawi się przeziębienia, i odwoła więcej treningów z Mewą. A nie mogła ciągle tego robić.
Gdzieś daleko, z tyłu głowy, dobiegł do niej cichy głos. Otrząsnęła się, chcąc go odgonić; będąc przekonana, że Węgielek ponownie zagląda do jej myśli i próbuje się pomiędzy nie wcisnąć. Ustał na moment, zanim ponownie rozległ się po ciszy plaży.
— Mżawko?
Jej ślepia ożywiły się, niby otworzyły, mimo tego, że ich wcześniej nie zamknęła. Czucie powróciło do jej kończyn, a wzrok nieco wyostrzył. Nie był to głos, którego się spodziewała. Odwróciła się powoli. Początkowo zauważyła tylko własne ślady na mokrym piachu. Jednak parę lisich susów dalej, ledwo co trzęsąc się z zimna, stała znajoma jej mordka. Drastycznie inna od tej należącej do siostry.
— Ciemko? — zamrugała zaskoczona, stawiając niepewny krok do przodu. Srebrna rozejrzała się niepewnie zanim skinęła głową, zapraszając ją bliżej. Mżawka podniosła zdrętwiałe łapy i odeszła od wody. Jej szum nadal wypełniał szare uszy.
— Witaj... — miauknęła młodsza cichym głosem. Jej futro było napuszone, grzbiet opruszony bielą. Dymna rozpromieniła się nieco, nadal jednak lekko odsunięta od rzeczywistości; znalezienie słów zajęło jej parę chwil.
— Jak dobrze Cię widzieć, m-moja droga — tym razem to ona zająknęła się nieco — Co ciebie tu sprowadza w taki mróz? Niech zgadnę, kolejne obowiązki?
Zebrała myśli, czekając na odpowiedź, i wskazała głową ośnieżoną polanę z paroma drzewami, niemal na wyciągnięcie łapy. Ciemka skinęła głową i podążyła za nią w tamtym kierunku. Posłała jej zmartwione spojrzenie, gdy dymna potknęła się o własne łapy conajmniej dwa razy. Jednak ta nie zauważyła tego, zajęta strzepywaniem śniegu z wąsów. Nie zauważyła, kiedy nazbierało się go tam tak dużo.
— Zioła — odpowiedziała w końcu młodsza, gdy wojowniczka usadowiła się pod ochroną paru wiodkich brzóz — I świeże p-powietrze.
Mżawka uśmiechnęła się w jej stronę. Poklepała ogonem miejsce obok, zapraszając koleżankę na pośpiesznie odśnieżone miejsce. Srebrna zastygła na chwilę, ale końcowo przycupnęła na trawie. Jej futro nieco się przygladziło, może z braku wiatru, ale wzrok pozostał nieco rozbiegany.
— Ah, rozumiem... Musicie uzupełnić zapasy, zanim mróz wszystko zniszczy — wydedukowała, nie poruszona krótkimi odpowiedziami. To ona zawsze strzępiła język — Jestem pewna, że nasze medyczki też robią coś podobnego.
— A ty? — spytała pręgowana, nieco drżącym głosikiem. Mżawka miała wrażenie, że jej myśli znowu muszą owijać jakieś zmartwienia — W-wyglądałaś nieswojo...
Wojowniczka zamyśliła się na moment. Pazury wysunęły się i wbiły w trawę, ugniatając ją. Było bardzo zimno. Dopiero teraz to do niej dotarło.
— Początkowo miałam polować — miauknęła — Ale nie na ryby, woda jest zbyt lodowata, abym długo moczyła w niej łapy. Już i tak musiałam się przeprawić przez rzekę, aby dojść na tą stronę — Aby potwierdzić te słowa, podniosła jedną z kończyn i pokazała koleżance długie, wcześniej mokre futro na brzuchu. Teraz pokrywały je jedynie lodowe kryształki, sklejając kosmyki sierści. Wydęła dolną wargę i strzepnęła ich część — Nie jestem pewna, co robiłam na plaży.
Ćma łypnęła na nią bladym okiem. Wyglądała na zmęczoną. Zmartwienia rysowały się na jej pysku niczym zmarszczki. Chciałby się zapytać, co zaprząta jej głowę, ale wiedziała, że ta nie była wielce otwarta. Nie chciała sprawić, aby poczuła się niekomfortowo, ani nalegać.
— Jak się miewasz? — zapytała jednak. W końcu nie było to jakieś dogłębne pytanie, nie musiała się martwić o jego zły odbiór — Miło spędziłaś czas od ostatniego zgromadzenia?
Srebrna odwróciła wzrok, niezdecydowana. Po jej karku przeszedł dreszcz. Końcowo wzruszyła barkami i przybrała niepewną minę.
— Było... Lepiej — mruknęła po paru momentach ciszy. To była kolej Mżawki, aby zmarszczyć brwi z troską — Ale k-klan Gwiazdy ma nas w opiece.
Zwróciła w jej stronę głowę. Jej mordka otworzyła się, aby skomentować, ale na razie nie powiedziała nic. Zapadła cisza; kątem oka zauważyła, jak Ćma wznosi wzrok do góry, niby w gwiazdy, i kuli się w sobie. Gdyby nie odbijające się od śniegu światło, mogłaby zapomnieć, że jest środek dnia.
— Mam taką nadzieję — miauknęła, chcąc podnieść towarzyszkę na duchu — Przykro mi. Pamiętaj proszę, że zawsze możesz przyjść do mnie po wsparcie, czy radę, dobrze? — jej mordka wygięła się nieco w podkówkę, gdy w końcu złączyła z przyjaciółką wzrok — Nie chcę nalegać, ale nie zamartwiaj się sama. Jak nie do mnie, to idź do siostry, proszę.
Młodsza była widocznie zaskoczona jej słowami. Przełknęła nerwowo ślinę i prędko skinęła głową. Mżawka posłała jej delikatny uśmiech i odwróciła spojrzenie, aby jej nie stresować. Wbiła je w fale na horyzoncie.
— A u c-ciebie? — srebrna szybko zmieniła temat, nie dając Mżawce momentu na głębsze zamartwianie. Nie uznała tego za coś dziwnego. Na pewno to nic poważnego.
Tym razem to jej myśli uciekły gdzieś w bok. Niepewnie polizała wargę i owinęła ogonem ciasno łapy.
— Bywa różnie. Jestem głównie zajęta treningami, tak jak Ci opowiadałam, i w teorii nic nie odchodzi od normy... — mruknęła, krzywiąc się — Dziwnie to zabrzmiało, wybacz. Ostatnimi czasy czuję się jakoś... Nieswojo. Ale to nie istotne, na pewno ma się do tego szaro-bura pogoda — zapewniła koteczkę, nagle zalana wątpliwościami, co powinna mówić, do czego się przyznawać.
— Mam taką nadzieję — miauknęła, chcąc podnieść towarzyszkę na duchu — Przykro mi. Pamiętaj proszę, że zawsze możesz przyjść do mnie po wsparcie, czy radę, dobrze? — jej mordka wygięła się nieco w podkówkę, gdy w końcu złączyła z przyjaciółką wzrok — Nie chcę nalegać, ale nie zamartwiaj się sama. Jak nie do mnie, to idź do siostry, proszę.
Młodsza była widocznie zaskoczona jej słowami. Przełknęła nerwowo ślinę i prędko skinęła głową. Mżawka posłała jej delikatny uśmiech i odwróciła spojrzenie, aby jej nie stresować. Wbiła je w fale na horyzoncie.
— A u c-ciebie? — srebrna szybko zmieniła temat, nie dając Mżawce momentu na głębsze zamartwianie. Nie uznała tego za coś dziwnego. Na pewno to nic poważnego.
Tym razem to jej myśli uciekły gdzieś w bok. Niepewnie polizała wargę i owinęła ogonem ciasno łapy.
— Bywa różnie. Jestem głównie zajęta treningami, tak jak Ci opowiadałam, i w teorii nic nie odchodzi od normy... — mruknęła, krzywiąc się — Dziwnie to zabrzmiało, wybacz. Ostatnimi czasy czuję się jakoś... Nieswojo. Ale to nie istotne, na pewno ma się do tego szaro-bura pogoda — zapewniła koteczkę, nagle zalana wątpliwościami, co powinna mówić, do czego się przyznawać.
Owiał ja zimny wiatr. Wzdrygnęła się lekko i wbiła pazury w oszronioną ziemię. Ponownie poczuła się nieswoja, ale tym razem z innego, znanego powodu. Wstyd zaczął kłębić się z tyłu jej głowy, uszy ją zapiekły. Nie chciała mówić o koszmarach, o dysocjacji, o tych wszystkich momentach, które uciekały jej w mgnieniu oka, gdy zamyśliła się niby na moment. O słowach, które głosem matki dudniły między jej myślami, o słowach które matce by powiedziała. Wyszła by na głupią. Nie chciała, aby Ćma myślała, że coś jest nie tak, że zachowuje się jak ogarnięte paranojami dziecko.
— W-wiesz, chciałam Ci coś zaproponować — kontynuowała powoli, zmieniając temat, gdy młodsza nie zdecydowała się odezwać; kątem oka zauważyła, jak barki medyczki spinają się lekko, więc prędko zebrała myśli i kontynuowała — Bardzo trudno jest nam znaleźć poza zgromadzeniami, a czasem nawet na nich, więc pomyślałam, że może... Ustaliłybyśmy sobie jeden dzień danego księżyca, w którym spotykałybyśmy się w tych okolicach. Nie musisz się zgadzać, ale uwielbiam z tobą, Ciemko, spędzać czas i serce mi się kraja, gdy przez długi czas nie widzę nawet najdrobniejszego twojego śladu.
Srebrna mordka odwróciła się jej stronę z wymalowaną na niej nutką zaskoczenia. Zastanawiała się przez chwilę. Spojrzenie bladych oczu uciekło gdzieś w dal, ale kąciki jej pysia uniosły się lekko.
— Mogłybyśmy... — młodsza nabrała drżący oddech. Mimo początkowych obaw Mżawki koteczka szybko się rozpromieniła, przynajmniej na tyle, aby mogła mieć pewność, że nie sprawiła jej żadnego dyskomfortu — Kiedy?
— W połowie księżyca, może trochę przed zmrokiem? — zaproponowała — Jestem pewna, że każda z nas znalazła by odrobinę czasu... Chyba, że masz wiele ważnych obowiązków. Nie mogłabym cię prosić o zaniedbywanie twojej roli dla spotkań ze mną.
Ćmi Księżyc szybko pokręciła główką.
— Nie, nie — ton jej głosu uniósł się lekko — Mam czas. D-dużo.
— Na pewno? Nie chciałabym ciebie do niczego zmuszać, ani odciągać od reszty twojego klanu...
Siedząca obok koteczka zacisnęła lekko powieki i zaprzeczyła. Jedno z jej ślipi spojrzało na nią niezdecydowanie, zanim przysunęła się o parę kroczków bliżej i przytuliła mordkę do szyi Mżawki. Wojowniczka zastygła na moment, zaskoczona.
— Na pewno — słowa młodszej były nieco stłumione, ale nadal dotarły do jej uszu.
Dymna ucieszyła się, ale zostało to szybko przyćmione przez wzrok, który wbił się w nią. Ostry, zmartwiony... Niepewny. Nie widziała oczu srebrnej, ale czuła ich spojrzenie. Odwzajemniła jednak uścisk. Po paru chwilach zrelaksowała się lekko; głowa Ćmy nadal pozostała na jej barku, medyczka opierała swój ciężar o starszą wojowniczkę. Wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz cieszyło, dawało poczucie, że jednak Ciemka jest tuż obok, i to wszystko rzeczywiście dzieje się tu i teraz.
— C-co miałaś na myśli? — jej nowonabyte zadowolenie zostało przerwane przez ciche, ale zawierające nutę stanowczości słowa — Wcześniej. Przez n-nieswojo.
— W połowie księżyca, może trochę przed zmrokiem? — zaproponowała — Jestem pewna, że każda z nas znalazła by odrobinę czasu... Chyba, że masz wiele ważnych obowiązków. Nie mogłabym cię prosić o zaniedbywanie twojej roli dla spotkań ze mną.
Ćmi Księżyc szybko pokręciła główką.
— Nie, nie — ton jej głosu uniósł się lekko — Mam czas. D-dużo.
— Na pewno? Nie chciałabym ciebie do niczego zmuszać, ani odciągać od reszty twojego klanu...
Siedząca obok koteczka zacisnęła lekko powieki i zaprzeczyła. Jedno z jej ślipi spojrzało na nią niezdecydowanie, zanim przysunęła się o parę kroczków bliżej i przytuliła mordkę do szyi Mżawki. Wojowniczka zastygła na moment, zaskoczona.
— Na pewno — słowa młodszej były nieco stłumione, ale nadal dotarły do jej uszu.
Dymna ucieszyła się, ale zostało to szybko przyćmione przez wzrok, który wbił się w nią. Ostry, zmartwiony... Niepewny. Nie widziała oczu srebrnej, ale czuła ich spojrzenie. Odwzajemniła jednak uścisk. Po paru chwilach zrelaksowała się lekko; głowa Ćmy nadal pozostała na jej barku, medyczka opierała swój ciężar o starszą wojowniczkę. Wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz cieszyło, dawało poczucie, że jednak Ciemka jest tuż obok, i to wszystko rzeczywiście dzieje się tu i teraz.
— C-co miałaś na myśli? — jej nowonabyte zadowolenie zostało przerwane przez ciche, ale zawierające nutę stanowczości słowa — Wcześniej. Przez n-nieswojo.
Spuściła nieco uszy. Jej łapy zesztywniały w objęciu przyjaciółki, która teraz podniosła głowę. Spojrzała w żółtawe, blade oczy. Nie chciała się migać, kłamać, ale nie chciała też jej zamartwiać jeszcze bardziej. Klan Gwiazdy wie, ile już ma problemów na głowie.
— Nie jestem pewna. To coś dziwnego, ale naprawdę, nie chciałabym, żebyś się martwiła — wydukała, śmiejąc się nerwowo, niezręcznie pod koniec — Nie zaprzątaj sobie myśli takimi drobnostkami, wszystko jest dobrze. Ja nie noszę na sercu twoich problemów, nie mogłabym cię obarczać moimi. Poza tym, nie miałabym jakimi.
Odwróciła wzrok, czując, jak drętwieją jej kończyny. Oczy ją zapiekły. Bródka zadrżała. Nie będzie płakać, nie będzie.
<Ciemko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz