Lśniąca Łapa siedział przy wodospadzie, pogrążony we własnych myślach i problemach, których ostatnio się trochę nazbierało… Niby to cieszył się, że teraz ma już tytuł ucznia, że te wszystkie strachy, związane z jego mianowaniem minęły i że miał wspaniałego mentora, a jednak wciąż bał się tego, co zgotuje mu los. Od czasu jego mianowania kołatała mu w głowie przerażająca myśl, mówiąca, że popełni jakiś głupi błąd, przez który straci respekt czy szacunek innych kotów. Nie tylko to jednak wprawiało go w nieprzyjemny dreszcz negatywnych emocji, gdyż dręczyła go jeszcze jedna sprawa, czyli jego towarzystwo, którego obecnie za dużo nie miał. Przepadał za Judaszowcowym Pocałunkiem, Łuną oraz Półślepym Świstakiem, ale w sumie chciałby pogadać z kimś innym. Chrypnął cicho, a następnie odwrócił się, czując za sobą znajomy zapach, należący do jego mentora.
— Witaj, Judaszowcowy Pocałunku — miauknął do kocura, który usiadł tuż obok niego.
— Cześć, Lśniąca Łapo. — Jego głos był spokojny, zastępca wyraźnie nie palił się do trenowania. — Dziś pokażę ci jak należy otwierać kraby.
Uczeń cicho prychnął. Liczył na ciekawszy temat treningu, w końcu otwieranie krabów to na pewno rzecz nieciekawa, pozostało mu więc pocieszać się faktem tego, że przynajmniej nie będzie musiał zbytnio się wysilać podczas tej nudnej lekcji. Uznał jeszcze, że w jakiś sposób musi zaznaczyć, że otwieranie krabów jest dla niego czymś zwyczajnie głupawym, postanowił rzucić w swojego mentora taką niby zabawną uwagą:
— Uczniowie innych klanów również uczą się, jak otwierać kraby?
Brązowy kocur pokręcił szybko głową, nie zwracając zbytniej uwagi na pyskaty ton docinki ucznia.
— Ciesz się z tego, że nie musisz męczyć się łowiąc śmierdzące ryby, tak, jak koty Klanu Nocy.
Lśniący dopiero wtedy uświadomił sobie, że w zasadzie nigdy nie interesowało go to, czego muszą uczyć się koty innych klanów. W sumie to nie czuł zbytniej chęci, do pytania się o tego typu sprawy, przecież nie należało to, do jego zmartwień, chciał jednak odwlec trochę to całe rozłupywanie krabów, to też postanowił kontynuować temat:
— A tak właściwie, to czego muszą uczyć się koty innych klanów?
— Każdy z klanów uczy swoich uczniów technik polowania, rozmieszczenia granic oraz poszczególnych lokacji, oraz tego, na czym polega walka. Ale tak, są też ważne umiejętności, które wpajane są jedynie kotom poszczególnych klanów. — Przerwał, by przełknąć ślinę. — Klan Burzy mieści się na terenach otwartych, gdzie nie ma leśnego podszycia. Liczy się więc tam prędkość… Ćwiczą biegi na długie dystanse oraz uczą się polowań na króliki.
Zabawne, rudzielec nigdy nie byłby w stanie gonić za królikiem. W sumie to z pewnością śmiesznie byłoby oglądać kota, który desperacko próbuje dogonić ciągle umykający kawałek zwierzyny.
— Jestem pewien, że ich polowania trwają w nieskończoność! — parsknął krótko, a po chwili zacisnął szczęki, by nie wybuchnąć nerwowym śmiechem.
— O ile mi wiadomo, to posiadają swoje sposoby, na łowienie zająców. Muszą poruszać się z wiatrem w taki sposób, by nic ich nie wyczuło i tak dalej… — mruknął dość obojętnie brązowy. — Chodź, wolałbym mieć otwieranie krabów za nami.
A więc ruszył za Judaszem, który zatrzymał się przed najpewniej wcześniej przygotowanymi krabami. Rudzielec nie miał zamiaru wracać do tematu innych klanów, uznając, że tak jak jego ojciec, chciałby mieć otwieranie krabów za sobą. Oglądał, jak Judasz otwiera kraba, najpierw pozbywając się nóg, potem skorupy. Widok ten uważał dość paskudny, nie miał jednak w sobie na tyle odwagi, by powiedzieć, że wolałby przełożyć tę lekcję.
— Gdy już oddzielisz nogi od reszty, pozostaje ci rozbić krabową skorupę. Proste, mam racje?
Spoglądał na to, co zostało ze wcześniej otwieranego kraba, licząc, że ominie go oglądanie otwierania kolejnego, lecz nie, nie ominęło go to, brązowy kocur ułożył przed nim kraba, niemal takiego samego, jak ten, którego chwile temu otworzył. Zrozumiał, że teraz to on będzie musiał rozłupać skorupiaka, czekał jednak na potwierdzenie ze strony zastępcy, który oczywiście szybko je podał za pomocą skinięcia głową. Zaczął więc oddzielać kończyny kraba za pomocą pazura i choć starał się wykonywać to precyzyjnie, to drżał dość mocno, gdy to robił i w sumie, to nie był nawet w stanie odciąć tego świństwa od reszty, jego pazur był tępy, nienaostrzony.
— Postaraj się do tego nieco przyłożyć — mruknął Judasz, który chyba nie zauważył paniki swojego ucznia.
Starał się, co miał jednak poradzić na to, że zwyczajnie nie mógł tego zrobić? W końcu jakoś oddzielił część jego odnóży, wiedział jednak, że będzie musiał męczyć się z tym stworzeniem jeszcze trochę czasu… Odciął dopiero dwie pary odnóży, z pięciu.
Słońce już zachodziło, a więc ułożył się na swoim posłaniu. Czuł, że jego szkolenie nie będzie proste, a raczej żmudne, przecież komu rozłupywanie krabów zajmuje tyle czasu? Dobrze, że jego mentor miał w stosunku do niego jakąś cierpliwość, choć obawiał się, że z każdym takim treningiem ta cierpliwość będzie spadać, aż w końcu się skończy. Zwinął się w kłębek, zamykając powieki, chcąc jak najszybciej usnąć. Nie był jednak w stanie, po prostu czuł zbyt wielki stres. Chciał zająć czymś swoje myśli, nie wiedział jednak czym. Po krótkim czasie stwierdził, że powtórzy sobie lokalizacje, które poznał na swoim pierwszym treningu. „Złote Kłosy ogromne pole, miejsce, w którym wiele uczniów bawi się w chowanego, plącze się tam sporo myszy” — powtarzał sobie w myślach i chyba jakoś to działało, bo ziewał przeciągle, czując, że zaraz zwyczajnie padnie. — „Kacze Bajorko, to mały stawik, który podczas pory Nowych Liści jest pełen młodych, uroczych kaczuszek” — brzmiała ostatnia myśl przed jego zaśnięciem.
Lśniąca Łapa ziewnął przeciągle, gdy Judaszowiec przebudził go, by zaprowadzić poza obozowisko. Cieszył się z tego, że zaraz zobaczy jak wyglądają tereny Klanu Klifu, lecz po jego skrzywionym ze zmęczenia pyszczku można przypuszczać, iż odczuwa coś zupełnie innego. Był jednak ranek i Lśniący ledwo zdążył wrzucić coś na ząb przed wyjściem. Wraz z ojcem przeszedł przez tunel, który wyprowadził ich na zewnątrz. Wietrzyk powiewał chłodno, poruszając przy tym kosmyki trawy. Otoczenie wydawało się niezwykle spokojne, w zasadzie mniej więcej tak zapamiętał je, gdy jakimś sposobem dotarł na nie wraz z siostrą. Sporą część terenów Klanu Klifu pokrywały sosny, świerki bądź inne drzewka. Pamiętał, jak Półślepy Świstak wspominała coś o tym, że jedną z umiejętności, jaką będzie musiał nabyć była wspinaczka po drzewach oraz przemieszczanie się konarach. Nie sądził, że uda mu się wspiąć na takie drzewo i w sumie to nie liczył na to, że kiedykolwiek będzie miał chęć, by spróbować. W sumie to ciekawiło go to, czego nauczyć go ma ojciec, przekręcił więc łeb w jego stronę.
— Przepraszam, czy mógłbym wiedzieć jaką umiejętność będę próbował dziś nabyć? — spytał go, w nadziei na ciekawą odpowiedź.
Judasz zastrzygł uszami i nie paląc się teraz do odpowiedzi szedł przed siebie. Jego krok był pewny, przepełniony energią. Na swojej drodze mijali kilka lokacji, które zostały krótko opisane przez Judasza. Kocur wiedział przecież, Lśniącemu obiły się nieraz o uszy opisy czy nazwy tych wszystkich miejsc. Jego mentor przystanął, pozwalając nieprzyzwyczajonemu do pokonywania przesadnie długich dystansów uczniowi odsapnąć.
— To pole przed tobą to Jasne Kłosy. Niedawno ci je pokazywałem i jak pewnie wiesz, to tutaj najprościej jest złowić mysz — wytłumaczył krótko, a następnie zwrócił swoje spojrzenie w stronę ucznia. — Nie raz miałeś okazje zjeść oraz zobaczyć takiego gryzonia, powinieneś więc kojarzyć to, jak wygląda oraz pachnie.
Rudzielec pokiwał głową, zastanawiając się, czy uda mu się dziś coś upolować, a jeśli tak, to czy zwierzyna ta będzie wystarczająca, by zaspokoić wymagania ojca? Choć nie ukrywał radości z tego, iż kocur stał się jego mentorem to czuł się kiepsko z myślą, że każdy najmniejszy błąd, jaki popełni w czasie szkolenia sprawi, że straci coś w oczach uwielbianego przez siebie kocura, a naprawdę nie chciał, by doszło do takiej sytuacji. Zdawał więc sobie sprawę, że musi słuchać uważnie Judasza, a potem liczyć, że jakoś uda mu się uzyskać imię oraz rangę wojownika, często jednak rozkojarzał się, co mogło nieco utrudnić mu sprawę...
— Warto zaznaczyć kilka spraw, które pozwolą ci zrozumieć jak dokładnie polować na myszy oraz inne gryzonie — mruknął zastępca. — Widzisz, myszy zwykle usłyszą cię szybciej, niż ty je. Należy więc skradać się w ich stronę, przyjmując przy tym postawę łowiecką.
Brzmiało prosto, Lśniący czuł więc, że szybko załapie technikę łowienia tych gryzoni. Domyślał się jednak, iż ta rada nie wystarczy i że Judasz powie mu jeszcze wiele, wiele więcej. Szczerze, rudy był zadowolony z tego, że ojciec podaje mu te wszystkie długie tłumaczenia, gdyż wolał siedzieć w miejscu i ich słuchać, niż z desperacją próbować upolować jakiegoś durnego szczura.
— Cierpliwie obserwuj ruchy myszy z daleka, wykorzystując swój bystry wzrok i niezwykły słuch do śledzenia ich najmniejszych ruchów. Jeśli kot podejdzie za szybko lub zbyt gwałtownie, mysz może uciec, zanim kot będzie w stanie sięgnąć po nią. Dlatego łowcy muszą być cierpliwi i dobrze zaplanować swój ruch, aby zmaksymalizować szanse na udane polowanie — tłumaczył dalej brązowy kocur. — Kot przyjmuje niską postawę, niemal leżąc na ziemi, z brzuchem tuż nad podłożem. Dzięki temu jest mniej widoczny dla swojej ofiary. Taka pozycja daje mu też pełną kontrolę nad ruchami, pozwalając na płynne i szybkie przejście do ataku. Spróbuj.
Uczeń nie był w stanie w pełni tego pojąć. Miał ułożyć się na ziemi? Poczuł, jak futro puszy mu się z przejęcia. Czas leciał, a on nie miał pojęcia, jak wykonać to na pewno proste polecenie. Wziął głęboki oddech, a następnie spojrzał na Judaszowca, aby powiedzieć:
— Przepraszam, ojcze, jednak nie jestem w stanie zrozumieć twojego polecenia. Czy mógłbyś mi je wytłumaczyć ponownie?
Zastępca westchnął cicho. Nie wydawał się jednak strasznie przejęty błędem syna, strzepnął ogonem, aby po chwili zaprezentować opisaną przez siebie pozycje. Lśniąca Łapa spróbował naśladować kocura, trudno mu było jednak ocenić, czy poprawnie wykonuje jego polecenia.
— Musisz bardziej zgiąć nogi. Zgięte nogi zapewniają kotu elastyczność, co umożliwia płynne i precyzyjne ruchy. Dzięki nim kot może łatwo dostosować swoją pozycję do zmieniającej się sytuacji.
— Co? — Poczuł, jak zaczyna panikować. — Jakiej sytuacji? Co masz na myśli?
— Na przykład szybsze podejście do ofiary.
Już rozumiał. Nie był jednak zadowolony z tego, iż jego wspaniały mentor aż tak musiał wysilać się, by wytłumaczyć te wszystkie działania. Czy Judasz pomyślał, że go nie słuchałem? — zapytał siebie w myślach, nie miał jednak wiele czasu, na szukanie odpowiedzi, gdyż wciąż nie zgiął nóg. Postarał się więc jakoś nagiąć te nogi i chyba nawet mu się to udało, gdyż nie usłyszał ze strony ojca żadnych nieprzyjemnych komentarzy.
— Dobrze, jakoś ci to idzie... Tak, świetnie. Teraz postaraj się nie ruszać ogonem. Musisz trzymać ogon nisko, bo jeszcze zwierzyna go zauważy i ci umknie. — Postarał się więc nie wykorzystywać ogona, nie ruszając nim oraz trzymając go nisko przy ziemi.— Super. Ogon pozwoli ci zachować równowagę, przez co nie runiesz w dół, gdy tylko postawisz kilka kroków naprzód.
Jakoś udało mu się stanąć w pozycji łowieckiej, choć było to dla rudzielca wyzwaniem... Dziwił się z powodu tego, że zastępca ma chęci, by uczyć go dziś polować, skoro wiedział, że młody nigdy nie próbował. Spróbował postawić krok naprzód, szło mu to kiepsko, gdyż gibał się, nie będąc przyzwyczajonym do chodzenia z ciałem przy ziemi.
— Nie szuraj brzuchem o grunt. — Usłyszał uwagę Judasza.
"Przecież próbuje!" — chciał syknąć w stronę ojca, w porę jednak się powstrzymał, unosząc swój brzuch wyżej, tak, by nie ocierał się on o ziemię. Odwrócił się za siebie, by dostrzec aprobujące spojrzenie ojca. Bał się upadku w dół, postawił jednak kolejne kroki w przód. O dziwo wciąż było z nim dobrze, mógł teraz poruszać się z nieco większą prostotą, a jego ciało drżało nieco mniej z każdym otarciem łapy o podłoże.
— Powiedź, czujesz gdzieś tu zapach myszy? — Nie myślał o tym, więc teraz dopiero stwierdził, iż nabierze powietrza, w którym faktycznie, unosiła się woń małego zwierzątka, jakim była mysz.
— Tak, czuje tu mysz. — Zapach stworzonka był specyficzny, taki dziwnie „ziemisty".
— Skąd dokładnie czujesz jej woń? — spytał ojciec. Rudzielec w odpowiedzi wskazał wzrokiem miejsce, z którego dochodził zapaszek myszy.
— Dobrze. Co byś zrobił, gdyby udało ci się podkraść do myszy?
— Ech... — Nie wiedział, co miałby wtedy zrobić. Właściwie, czy to była jego wina? Przecież nie dostał wytłumaczenia ani niczego w tym stylu.— No ja... Niestety nie wiem.
— W odpowiednim momencie musiałbyś rzucić się na swoją ofiarę z błyskawicznym refleksem — zastępca po krótkiej chwili milczenia podał odpowiedź.— Technika ta wymaga wyjątkowej koordynacji i wyczucia czasu, ponieważ kot musi dokładnie ocenić pozycję i trajektorię myszy, aby wykonać udany skok. Skoczyć na swoją ofiarę.
Hm, takiej odpowiedzi się nie spodziewał, choć pewnie była ona całkiem oczywista. Skokiem ogłuszyć ofiarę, by potem no... Chyba uśmiercić. Nie wiedział tylko, jak dokładnie ma wykonać taki skok i czy on mu się w ogóle uda. W końcu nigdy nawet nie przerzucił przez swoją głowę myśli, że będzie on musiał cokolwiek łowić. Judasz machnął ogonem, dając uczniowi znak, by ten podążał za nim.
— Załóżmy, że to jest mysz. — Kocur w końcu zatrzymał się na pustym skrawku terenu. W pysku wcześniej trzymał szyszkę, którą teraz wypluł na ziemie. — Postaraj się podkraść, a następnie skoczyć bym mógł ocenić to, jak na razie wychodzi ci polowanie.
Lśniący skinął krótko głową, a następnie ustawił się w pozycji łowieckiej, by podkraść się do myszy i skoczyć na nią. Skok ten był jednak dość kiepski, bo o ile podkradanie się do zwierzyny jakoś wychodziło uczniowi, to totalnie nie miał pojęcia, jak naskoczyć na cokolwiek w efektywny sposób, czyli tak, żeby chwilowo ogłuszyć.
— Przenieś ciężar ciała na tylne łapy. To pozwoli ci się wybić — mruknął brązowy, który przyglądał się temu, jak uczeń podkrada się do szyszki, aby następnie na nią skoczyć.
Rudzielec musiał więc spróbować ponownie. Podkradł się więc, aby potem spiąć się i wybić na tylnych łapach, na które przeniósł ciężar własnego ciała. Czuł, że poszło mu to lepiej, musiał jednak mieć co do tego pewność, więc spojrzał w stronę ojca, licząc na pochwałę czy coś podobnego.
— Dobrze, powtórz jeszcze kilka razy, aż w końcu będzie przychodziło ci to z większą prostotą i mniejszą obawą.
Wolał teraz być w klanowym obozie, nie protestował jednak, w kółko podkradając się do niby myszy, by naskoczyć na nią, za każdym razem mniej lub bardziej pewnie.
— Witaj, Judaszowcowy Pocałunku — miauknął do kocura, który usiadł tuż obok niego.
— Cześć, Lśniąca Łapo. — Jego głos był spokojny, zastępca wyraźnie nie palił się do trenowania. — Dziś pokażę ci jak należy otwierać kraby.
Uczeń cicho prychnął. Liczył na ciekawszy temat treningu, w końcu otwieranie krabów to na pewno rzecz nieciekawa, pozostało mu więc pocieszać się faktem tego, że przynajmniej nie będzie musiał zbytnio się wysilać podczas tej nudnej lekcji. Uznał jeszcze, że w jakiś sposób musi zaznaczyć, że otwieranie krabów jest dla niego czymś zwyczajnie głupawym, postanowił rzucić w swojego mentora taką niby zabawną uwagą:
— Uczniowie innych klanów również uczą się, jak otwierać kraby?
Brązowy kocur pokręcił szybko głową, nie zwracając zbytniej uwagi na pyskaty ton docinki ucznia.
— Ciesz się z tego, że nie musisz męczyć się łowiąc śmierdzące ryby, tak, jak koty Klanu Nocy.
Lśniący dopiero wtedy uświadomił sobie, że w zasadzie nigdy nie interesowało go to, czego muszą uczyć się koty innych klanów. W sumie to nie czuł zbytniej chęci, do pytania się o tego typu sprawy, przecież nie należało to, do jego zmartwień, chciał jednak odwlec trochę to całe rozłupywanie krabów, to też postanowił kontynuować temat:
— A tak właściwie, to czego muszą uczyć się koty innych klanów?
— Każdy z klanów uczy swoich uczniów technik polowania, rozmieszczenia granic oraz poszczególnych lokacji, oraz tego, na czym polega walka. Ale tak, są też ważne umiejętności, które wpajane są jedynie kotom poszczególnych klanów. — Przerwał, by przełknąć ślinę. — Klan Burzy mieści się na terenach otwartych, gdzie nie ma leśnego podszycia. Liczy się więc tam prędkość… Ćwiczą biegi na długie dystanse oraz uczą się polowań na króliki.
Zabawne, rudzielec nigdy nie byłby w stanie gonić za królikiem. W sumie to z pewnością śmiesznie byłoby oglądać kota, który desperacko próbuje dogonić ciągle umykający kawałek zwierzyny.
— Jestem pewien, że ich polowania trwają w nieskończoność! — parsknął krótko, a po chwili zacisnął szczęki, by nie wybuchnąć nerwowym śmiechem.
— O ile mi wiadomo, to posiadają swoje sposoby, na łowienie zająców. Muszą poruszać się z wiatrem w taki sposób, by nic ich nie wyczuło i tak dalej… — mruknął dość obojętnie brązowy. — Chodź, wolałbym mieć otwieranie krabów za nami.
A więc ruszył za Judaszem, który zatrzymał się przed najpewniej wcześniej przygotowanymi krabami. Rudzielec nie miał zamiaru wracać do tematu innych klanów, uznając, że tak jak jego ojciec, chciałby mieć otwieranie krabów za sobą. Oglądał, jak Judasz otwiera kraba, najpierw pozbywając się nóg, potem skorupy. Widok ten uważał dość paskudny, nie miał jednak w sobie na tyle odwagi, by powiedzieć, że wolałby przełożyć tę lekcję.
— Gdy już oddzielisz nogi od reszty, pozostaje ci rozbić krabową skorupę. Proste, mam racje?
Spoglądał na to, co zostało ze wcześniej otwieranego kraba, licząc, że ominie go oglądanie otwierania kolejnego, lecz nie, nie ominęło go to, brązowy kocur ułożył przed nim kraba, niemal takiego samego, jak ten, którego chwile temu otworzył. Zrozumiał, że teraz to on będzie musiał rozłupać skorupiaka, czekał jednak na potwierdzenie ze strony zastępcy, który oczywiście szybko je podał za pomocą skinięcia głową. Zaczął więc oddzielać kończyny kraba za pomocą pazura i choć starał się wykonywać to precyzyjnie, to drżał dość mocno, gdy to robił i w sumie, to nie był nawet w stanie odciąć tego świństwa od reszty, jego pazur był tępy, nienaostrzony.
— Postaraj się do tego nieco przyłożyć — mruknął Judasz, który chyba nie zauważył paniki swojego ucznia.
Starał się, co miał jednak poradzić na to, że zwyczajnie nie mógł tego zrobić? W końcu jakoś oddzielił część jego odnóży, wiedział jednak, że będzie musiał męczyć się z tym stworzeniem jeszcze trochę czasu… Odciął dopiero dwie pary odnóży, z pięciu.
〔•《♧》•〕
Słońce już zachodziło, a więc ułożył się na swoim posłaniu. Czuł, że jego szkolenie nie będzie proste, a raczej żmudne, przecież komu rozłupywanie krabów zajmuje tyle czasu? Dobrze, że jego mentor miał w stosunku do niego jakąś cierpliwość, choć obawiał się, że z każdym takim treningiem ta cierpliwość będzie spadać, aż w końcu się skończy. Zwinął się w kłębek, zamykając powieki, chcąc jak najszybciej usnąć. Nie był jednak w stanie, po prostu czuł zbyt wielki stres. Chciał zająć czymś swoje myśli, nie wiedział jednak czym. Po krótkim czasie stwierdził, że powtórzy sobie lokalizacje, które poznał na swoim pierwszym treningu. „Złote Kłosy ogromne pole, miejsce, w którym wiele uczniów bawi się w chowanego, plącze się tam sporo myszy” — powtarzał sobie w myślach i chyba jakoś to działało, bo ziewał przeciągle, czując, że zaraz zwyczajnie padnie. — „Kacze Bajorko, to mały stawik, który podczas pory Nowych Liści jest pełen młodych, uroczych kaczuszek” — brzmiała ostatnia myśl przed jego zaśnięciem.
〔•《♧》•〕
Lśniąca Łapa ziewnął przeciągle, gdy Judaszowiec przebudził go, by zaprowadzić poza obozowisko. Cieszył się z tego, że zaraz zobaczy jak wyglądają tereny Klanu Klifu, lecz po jego skrzywionym ze zmęczenia pyszczku można przypuszczać, iż odczuwa coś zupełnie innego. Był jednak ranek i Lśniący ledwo zdążył wrzucić coś na ząb przed wyjściem. Wraz z ojcem przeszedł przez tunel, który wyprowadził ich na zewnątrz. Wietrzyk powiewał chłodno, poruszając przy tym kosmyki trawy. Otoczenie wydawało się niezwykle spokojne, w zasadzie mniej więcej tak zapamiętał je, gdy jakimś sposobem dotarł na nie wraz z siostrą. Sporą część terenów Klanu Klifu pokrywały sosny, świerki bądź inne drzewka. Pamiętał, jak Półślepy Świstak wspominała coś o tym, że jedną z umiejętności, jaką będzie musiał nabyć była wspinaczka po drzewach oraz przemieszczanie się konarach. Nie sądził, że uda mu się wspiąć na takie drzewo i w sumie to nie liczył na to, że kiedykolwiek będzie miał chęć, by spróbować. W sumie to ciekawiło go to, czego nauczyć go ma ojciec, przekręcił więc łeb w jego stronę.
— Przepraszam, czy mógłbym wiedzieć jaką umiejętność będę próbował dziś nabyć? — spytał go, w nadziei na ciekawą odpowiedź.
Judasz zastrzygł uszami i nie paląc się teraz do odpowiedzi szedł przed siebie. Jego krok był pewny, przepełniony energią. Na swojej drodze mijali kilka lokacji, które zostały krótko opisane przez Judasza. Kocur wiedział przecież, Lśniącemu obiły się nieraz o uszy opisy czy nazwy tych wszystkich miejsc. Jego mentor przystanął, pozwalając nieprzyzwyczajonemu do pokonywania przesadnie długich dystansów uczniowi odsapnąć.
— To pole przed tobą to Jasne Kłosy. Niedawno ci je pokazywałem i jak pewnie wiesz, to tutaj najprościej jest złowić mysz — wytłumaczył krótko, a następnie zwrócił swoje spojrzenie w stronę ucznia. — Nie raz miałeś okazje zjeść oraz zobaczyć takiego gryzonia, powinieneś więc kojarzyć to, jak wygląda oraz pachnie.
Rudzielec pokiwał głową, zastanawiając się, czy uda mu się dziś coś upolować, a jeśli tak, to czy zwierzyna ta będzie wystarczająca, by zaspokoić wymagania ojca? Choć nie ukrywał radości z tego, iż kocur stał się jego mentorem to czuł się kiepsko z myślą, że każdy najmniejszy błąd, jaki popełni w czasie szkolenia sprawi, że straci coś w oczach uwielbianego przez siebie kocura, a naprawdę nie chciał, by doszło do takiej sytuacji. Zdawał więc sobie sprawę, że musi słuchać uważnie Judasza, a potem liczyć, że jakoś uda mu się uzyskać imię oraz rangę wojownika, często jednak rozkojarzał się, co mogło nieco utrudnić mu sprawę...
— Warto zaznaczyć kilka spraw, które pozwolą ci zrozumieć jak dokładnie polować na myszy oraz inne gryzonie — mruknął zastępca. — Widzisz, myszy zwykle usłyszą cię szybciej, niż ty je. Należy więc skradać się w ich stronę, przyjmując przy tym postawę łowiecką.
Brzmiało prosto, Lśniący czuł więc, że szybko załapie technikę łowienia tych gryzoni. Domyślał się jednak, iż ta rada nie wystarczy i że Judasz powie mu jeszcze wiele, wiele więcej. Szczerze, rudy był zadowolony z tego, że ojciec podaje mu te wszystkie długie tłumaczenia, gdyż wolał siedzieć w miejscu i ich słuchać, niż z desperacją próbować upolować jakiegoś durnego szczura.
— Cierpliwie obserwuj ruchy myszy z daleka, wykorzystując swój bystry wzrok i niezwykły słuch do śledzenia ich najmniejszych ruchów. Jeśli kot podejdzie za szybko lub zbyt gwałtownie, mysz może uciec, zanim kot będzie w stanie sięgnąć po nią. Dlatego łowcy muszą być cierpliwi i dobrze zaplanować swój ruch, aby zmaksymalizować szanse na udane polowanie — tłumaczył dalej brązowy kocur. — Kot przyjmuje niską postawę, niemal leżąc na ziemi, z brzuchem tuż nad podłożem. Dzięki temu jest mniej widoczny dla swojej ofiary. Taka pozycja daje mu też pełną kontrolę nad ruchami, pozwalając na płynne i szybkie przejście do ataku. Spróbuj.
Uczeń nie był w stanie w pełni tego pojąć. Miał ułożyć się na ziemi? Poczuł, jak futro puszy mu się z przejęcia. Czas leciał, a on nie miał pojęcia, jak wykonać to na pewno proste polecenie. Wziął głęboki oddech, a następnie spojrzał na Judaszowca, aby powiedzieć:
— Przepraszam, ojcze, jednak nie jestem w stanie zrozumieć twojego polecenia. Czy mógłbyś mi je wytłumaczyć ponownie?
Zastępca westchnął cicho. Nie wydawał się jednak strasznie przejęty błędem syna, strzepnął ogonem, aby po chwili zaprezentować opisaną przez siebie pozycje. Lśniąca Łapa spróbował naśladować kocura, trudno mu było jednak ocenić, czy poprawnie wykonuje jego polecenia.
— Musisz bardziej zgiąć nogi. Zgięte nogi zapewniają kotu elastyczność, co umożliwia płynne i precyzyjne ruchy. Dzięki nim kot może łatwo dostosować swoją pozycję do zmieniającej się sytuacji.
— Co? — Poczuł, jak zaczyna panikować. — Jakiej sytuacji? Co masz na myśli?
— Na przykład szybsze podejście do ofiary.
Już rozumiał. Nie był jednak zadowolony z tego, iż jego wspaniały mentor aż tak musiał wysilać się, by wytłumaczyć te wszystkie działania. Czy Judasz pomyślał, że go nie słuchałem? — zapytał siebie w myślach, nie miał jednak wiele czasu, na szukanie odpowiedzi, gdyż wciąż nie zgiął nóg. Postarał się więc jakoś nagiąć te nogi i chyba nawet mu się to udało, gdyż nie usłyszał ze strony ojca żadnych nieprzyjemnych komentarzy.
— Dobrze, jakoś ci to idzie... Tak, świetnie. Teraz postaraj się nie ruszać ogonem. Musisz trzymać ogon nisko, bo jeszcze zwierzyna go zauważy i ci umknie. — Postarał się więc nie wykorzystywać ogona, nie ruszając nim oraz trzymając go nisko przy ziemi.— Super. Ogon pozwoli ci zachować równowagę, przez co nie runiesz w dół, gdy tylko postawisz kilka kroków naprzód.
Jakoś udało mu się stanąć w pozycji łowieckiej, choć było to dla rudzielca wyzwaniem... Dziwił się z powodu tego, że zastępca ma chęci, by uczyć go dziś polować, skoro wiedział, że młody nigdy nie próbował. Spróbował postawić krok naprzód, szło mu to kiepsko, gdyż gibał się, nie będąc przyzwyczajonym do chodzenia z ciałem przy ziemi.
— Nie szuraj brzuchem o grunt. — Usłyszał uwagę Judasza.
"Przecież próbuje!" — chciał syknąć w stronę ojca, w porę jednak się powstrzymał, unosząc swój brzuch wyżej, tak, by nie ocierał się on o ziemię. Odwrócił się za siebie, by dostrzec aprobujące spojrzenie ojca. Bał się upadku w dół, postawił jednak kolejne kroki w przód. O dziwo wciąż było z nim dobrze, mógł teraz poruszać się z nieco większą prostotą, a jego ciało drżało nieco mniej z każdym otarciem łapy o podłoże.
— Powiedź, czujesz gdzieś tu zapach myszy? — Nie myślał o tym, więc teraz dopiero stwierdził, iż nabierze powietrza, w którym faktycznie, unosiła się woń małego zwierzątka, jakim była mysz.
— Tak, czuje tu mysz. — Zapach stworzonka był specyficzny, taki dziwnie „ziemisty".
— Skąd dokładnie czujesz jej woń? — spytał ojciec. Rudzielec w odpowiedzi wskazał wzrokiem miejsce, z którego dochodził zapaszek myszy.
— Dobrze. Co byś zrobił, gdyby udało ci się podkraść do myszy?
— Ech... — Nie wiedział, co miałby wtedy zrobić. Właściwie, czy to była jego wina? Przecież nie dostał wytłumaczenia ani niczego w tym stylu.— No ja... Niestety nie wiem.
— W odpowiednim momencie musiałbyś rzucić się na swoją ofiarę z błyskawicznym refleksem — zastępca po krótkiej chwili milczenia podał odpowiedź.— Technika ta wymaga wyjątkowej koordynacji i wyczucia czasu, ponieważ kot musi dokładnie ocenić pozycję i trajektorię myszy, aby wykonać udany skok. Skoczyć na swoją ofiarę.
Hm, takiej odpowiedzi się nie spodziewał, choć pewnie była ona całkiem oczywista. Skokiem ogłuszyć ofiarę, by potem no... Chyba uśmiercić. Nie wiedział tylko, jak dokładnie ma wykonać taki skok i czy on mu się w ogóle uda. W końcu nigdy nawet nie przerzucił przez swoją głowę myśli, że będzie on musiał cokolwiek łowić. Judasz machnął ogonem, dając uczniowi znak, by ten podążał za nim.
— Załóżmy, że to jest mysz. — Kocur w końcu zatrzymał się na pustym skrawku terenu. W pysku wcześniej trzymał szyszkę, którą teraz wypluł na ziemie. — Postaraj się podkraść, a następnie skoczyć bym mógł ocenić to, jak na razie wychodzi ci polowanie.
Lśniący skinął krótko głową, a następnie ustawił się w pozycji łowieckiej, by podkraść się do myszy i skoczyć na nią. Skok ten był jednak dość kiepski, bo o ile podkradanie się do zwierzyny jakoś wychodziło uczniowi, to totalnie nie miał pojęcia, jak naskoczyć na cokolwiek w efektywny sposób, czyli tak, żeby chwilowo ogłuszyć.
— Przenieś ciężar ciała na tylne łapy. To pozwoli ci się wybić — mruknął brązowy, który przyglądał się temu, jak uczeń podkrada się do szyszki, aby następnie na nią skoczyć.
Rudzielec musiał więc spróbować ponownie. Podkradł się więc, aby potem spiąć się i wybić na tylnych łapach, na które przeniósł ciężar własnego ciała. Czuł, że poszło mu to lepiej, musiał jednak mieć co do tego pewność, więc spojrzał w stronę ojca, licząc na pochwałę czy coś podobnego.
— Dobrze, powtórz jeszcze kilka razy, aż w końcu będzie przychodziło ci to z większą prostotą i mniejszą obawą.
Wolał teraz być w klanowym obozie, nie protestował jednak, w kółko podkradając się do niby myszy, by naskoczyć na nią, za każdym razem mniej lub bardziej pewnie.
〔•《♧》•〕
Jakiś czas zdążył przeminąć, a Lśniąca Łapa zdążył do perfekcji opanować technikę skradania, skoku, a także końcowego ugryzienia w szyje lub głowę, problemem jednak było, że pomimo dość żmudnego treningu, wciąż nie miał okazji czegokolwiek złapać. Nie, żeby narzekał, po prostu chciał mieć już to z głowy. Gdy więc ponownie zaprezentował swoje umiejętności, zwrócił się w stronę Judasza, by spytać:
— Ojcze, czy mógłbym ruszyć w stronę Złotych Kłosów, by zaprezentować ci moje umiejętności?
— Powinieneś chociaż spróbować coś złapać, a więc chodźmy. — Zastępca wstał, aby ruszyć w stronę pola pszenicy. Jego uczeń szedł tuż przy nim, co jakiś czas przyśpieszając jednak, by dotrzymać mu tempa.
Byli przy Złotych Kłosach, to też rudzielec wziął haust powietrza, by móc wyczuć plączącą się gdzieś tam zwierzynę. Nie czekając na nic, zanurzył się w kłosach. Dziwnie było myśleć, że to właśnie z tego miejsca przybył wraz z siostrą, musiał jednak skupić się teraz na tym, co ma złapać, a więc węszył, cały czas podążając za zapachem pozostawionym przez mysz. Starał się stąpać ostrożnie brzuchem nisko przy ziemi. Po krótkim czasie błądzenia w kłosach udało mu się dostrzec piżmowe zwierzątko, jakim była mysz. Podszedł kilka odległości szczurzego ogona bliżej myszy, by wymierzyć odległość, która dzieliła go od zwierzątka, spiąć się, a następnie skoczyć z odsłoniętymi pazurami na stworzonko, które trwało chwile w ogłuszeniu. Wykorzystał ten czas, by zanurzyć pazury w łebku zwierzątka. Miał swoją pierwszą zdobycz! Nie spodziewał się, że tak szybko ją złapie, jednak był z tego powodu zadowolony, w końcu złapał zwierzynę, a więc może wracać do obozowiska, by w nim odpocząć, zebrać siły i przemyśleć to całe szkolenie. Pozostawało mu jedynie chwycić mysz za ogon i ruszyć z nią w miejsce, w którym czekał jego ojciec. Szybko dotarł do kocura, który spoglądał na swojego syna z zadowoleniem.
— Niezła zdobycz. Nie spodziewałem się, że uda ci się coś dziś złapać, jednak gratuluje ci.
— Dziękuje. Czy moglibyśmy wrócić już do obozu?
— Tak, jasne. Chodź.
[2598 słów]
[przyznano 52%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz