— To świetnie. Skowronek wspominał mi kiedyś, że masz do tego smykałkę i widzę, że miał całkowitą rację — odparł, patrząc z ciekawością na to, co teraz robiła ze stosem liści. Domyślał się, że w gronie medyków zbrodnią byłoby nazwać jakikolwiek rodzaj medykamentów "zwykłą rośliną", ale w życiu nie byłby w stanie nauczyć się tych wszystkich nazw, pomimo tego, że brat nieraz mu o wielu opowiadał.
— Dziękuje za miłe słowa. Skowronek też dobrze tłumaczy mi to, czego nie rozumiem. Jest też cierpliwy. Jeszcze jednak muszę się wiele nauczyć.
Rudy kiwnął lekko głową na znak zgody.
— Pamiętam, jak on się szkolił. Bywało mu ciężko, ale teraz wiem, że było warto. Jest naprawdę bardzo dobrym medykiem i ty też również takim będziesz — rzucił motywująco do Firletki. Chciał jej dodać pewności siebie. Musiała w siebie wierzyć i nie poddawać się.
— Naprawdę tak sądzisz? — zapytała zaskoczona, wbijając w niego zaintrygowane spojrzenie.
— Oczywiście! Już teraz świetnie sobie radzisz, słyszałem nawet sporo dobrych słów o tobie w wojowniczym legowisku — pochwalił swoją młodszą siostrę. Radował go widok, gdy Firletka z uśmiechem przyjęła jego słowa. Klan Burzy miał według niego naprawdę świetnych medyków, był niemalże pewien, że najlepszych ze wszystkich klanów. Szylkretka zamrugała, próbując ukryć zawstydzenie.
— Chciałabym kiedyś być tak dobra jak Skowronek. Albo nawet jak Pajęcza Lilia! Podziwiam jej wielką wiedzę i to, że zawsze jest w stanie nauczyć mnie czegoś nowego.
Dzwonkowy Świst nie wiedział zbyt wiele o rudej medyczce, ale z uwagi na jej doświadczenie na pewno była dobrym materiałem na autorytet dla młodej uczennicy.
— Z takim zapałem na pewno ci się uda. A może nawet będziesz jeszcze lepsza, co? Uczeń przerośnie mistrza — mruknął, nie kryjąc przy tym swojego lekkiego rozbawienia.
Do jego uszu dobiegł jej cichy śmiech. Widząc jednak chwilę potem, jak Firletka kiwa przecząco głową, nieco się zmartwił.
— To raczej niemożliwe! Pajęcza Lilia zna się na wszystkim. Czasem mam wrażenie, że potrafi czytać w myślach kotów i stwierdzić, na co chorują, nim nawet ich przebada.
Kocur momentalnie odzyskał swój optymizm.
— To tylko kwestia doświadczenia. Jeśli będziesz się pilnie uczyć, kiedyś to ty będziesz medykiem, którego inni będą podziwiać. W tym ja.
Szylkreta zamyśliła się na chwilę, po czym zebrała ostatnie liście do swojego worka z ziołami.
— Mam nadzieję… — powiedziała ciszej, jakby bardziej do siebie niż do niego.
— Nie będę ci więcej zabierać czasu, zresztą zaraz idę na patrol. Trzymaj się! — Pożegnał się z nią i udał do wyjścia. Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na Firletkę, posyłając jej promienisty uśmiech.
Był dumny ze swojego całego rodzeństwa. Każde z nich miało swoją drogę i każdemu z nich równie świetnie szło.
***
Czas mijał mu dość szybko, głównie podczas rutynowych patroli i polowań. Właśnie wracał do obozu po kolejnym obchodzie granic, a zerknięcie na legowisku uzdrowicieli przypomniało mu o siostrze. Wiedział, że miała talent, a jej determinacja była godna podziwu. Medycy byli filarem ich klanu, to oni czuwali nad zdrowiem i życiem każdego kota. Może właśnie dlatego czuł wobec niej nie tylko dumę, ale i troskę. Miał nadzieję, że się nie przemęcza na swoim stanowisku.
Zaszedł do legowiska wspomnianej grupy kotów, gdzie na starcie zauważył Firetkową Łapę, która segregowała różne lecznicze rośliny. Pracowała w skupieniu, jej ogon lekko drżał. Przyglądał się jej przez chwilę, zauważając cień zmęczenia na jej pyszczku.
— Hej, jak ci idzie? — zapytał znienacka, wychylając się zza jej grzbietu i patrząc z góry na wspomniane medykamenty.
<Siostro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz