Zawsze chciała zostać zastępczynią. Każdy o tym wiedział. Ale nie chciała, by wydarzyło się to w taki sposób. Był późny wieczór. Ona siedziała po pogrzebie nad grobem Sroczej Gwiazdy.
- Babciu... czemu... czemu nas zostawiasz...? Mnie... Spieniony Nurt... moje dzieci... Algę... - powiedziała niepewnie łamiącym się głosem mocząc grób babki łzami - Babciu... słyszysz mnie? To ja, Mandarynka... twoja wnuczka... nie możesz tak po prostu sobie odejść! Ja nie dam rady bez ciebie... my nie damy rady... babciu... - zaniosła się szlochem. Ona i Srocza Gwiazda dobrze wiedziały, że nie jest jeszcze gotowa by sama sobie radzić. Była głupia, lekkomyślna i nadal zachowywała się trochę jak mały kociak. To jej babcia zawsze tam stała i pilnowała, żeby nie zrobiła niczego okropnie głupiego. Raz jej się nie udało...ale nie musi o tym wiedzieć. Teraz Sroki nie ma. Poluje gdzieś z gwiezdnymi. Nie tu na terenach Klanu Nocy. Do uszu Mandarynkowego Pióra dobiegły kroki.
- Mandarynko... jest już późno. Chodź do obozu.
- Idź sobie Zimorodek, poradzę... - zaniosła się kaszlem.
- Nie pójdę sobie, idziesz ze mną teraz do legowiska medyków. Kaszlesz, musimy ci dać jakieś zioła
Nadal kaszląc, Mandarynka poszła za siostrą, powłócząc łapami i rzucając smutne spojrzenie na miejsce, gdzie leżała pochowana ich babcia.
- Babciu... czemu... czemu nas zostawiasz...? Mnie... Spieniony Nurt... moje dzieci... Algę... - powiedziała niepewnie łamiącym się głosem mocząc grób babki łzami - Babciu... słyszysz mnie? To ja, Mandarynka... twoja wnuczka... nie możesz tak po prostu sobie odejść! Ja nie dam rady bez ciebie... my nie damy rady... babciu... - zaniosła się szlochem. Ona i Srocza Gwiazda dobrze wiedziały, że nie jest jeszcze gotowa by sama sobie radzić. Była głupia, lekkomyślna i nadal zachowywała się trochę jak mały kociak. To jej babcia zawsze tam stała i pilnowała, żeby nie zrobiła niczego okropnie głupiego. Raz jej się nie udało...ale nie musi o tym wiedzieć. Teraz Sroki nie ma. Poluje gdzieś z gwiezdnymi. Nie tu na terenach Klanu Nocy. Do uszu Mandarynkowego Pióra dobiegły kroki.
- Mandarynko... jest już późno. Chodź do obozu.
- Idź sobie Zimorodek, poradzę... - zaniosła się kaszlem.
- Nie pójdę sobie, idziesz ze mną teraz do legowiska medyków. Kaszlesz, musimy ci dać jakieś zioła
Nadal kaszląc, Mandarynka poszła za siostrą, powłócząc łapami i rzucając smutne spojrzenie na miejsce, gdzie leżała pochowana ich babcia.
***
Piękny słoneczny dzień pory nowych liści. Koty polowały, plotkowały, kociaki bawiły się. Było świetnie. Mandarynkowe Pióro, jak zawsze piękna przytulała się do Bursztynka, patrząc na ich kociaki. ...Ich kociaki? Nagle Mandarynka poczuła, jak łapy się pod nią uginają. To nie były kociaki Bursztynowego Brzasku. Wiedziała o tym. Jednak ani on, ani klan o tym nie wiedzieli.
- Wszystko dobrze Mandarynko? - zapytał jej partner. Omiotła panicznie wzrokiem wszystko wokół siebie. Co się dzieje? Chciała powiedzieć, że tak, ale kolejne kłamstwo nie chciało przejść przez jej gardło.
- Jak nasze kociaki są piękne... - rzucił kremowy z uśmiechem. "Nasze kociaki, Nasze kociaki, Nasze kociaki" dzwoniło jej w uszach.
- To... ja już pójdę. Chyba muszę iść na patrol...
Bursztynowy Brzask spojrzał na nią zdezorientowanym wzrokiem, gdy się oddalała. Biegła. Biegła przez tereny Klanu Nocy. Dobiegła do granicy z Klanem Burzy. Zobaczyła tam Skowroniego Odłamka. Co on tutaj robił? Uśmiechnęła się jednak i podbiegła do niego. Lecz kiedy do niego dobiegła, on zniknął, a zamiast niego otaczały ją trzy kotki. Trzy czarno-białe kotki.
- Mamo...? - zapytała drżącym głosem, wpatrując się w pomarańczowe oczy rodzicielki. Postać nie odpowiedziała, jednak wiadomo było, iż była to Wirująca Lotka. Mandarynkowe Pióro skuliła się pod zimnym wzrokiem kolejnej postaci. Jej ciotki. Tuptającej Gąski. Mandarynkowe Pióro odwróciła się i napotkała wzrokiem... Sroczą Gwiazdę.
- Babciu! - uśmiechnęła się i chciała do niej podbiec i ją przytulić, ale nie mogła. Bo kiedy już miała jej dotknąć, kotki się rozpłynęły. Mandarynka położyła się na ziemi, płacząc pokonana. Wtedy przed jej oczami ukazał się obraz. Pysk, który tak dobrze znała. Pierzasty Wdzięk...? Nie. Postać była za niska. Pierzasta Kołysanka... To niemożliwe! To była jej córka nie jakiś potwór z koszmarów!
- Czy ojcem twoich kociaków jest Bursztynowy Brzask? - zapytała Pierzasta Kołysanka, patrząc na nią z góry. I wtedy Mandarynka się obudziła.
***
Leżała na swoim posłaniu w legowisku wojowników. Wszystko było dobrze. To był tylko i wyłącznie sen. Ale śmierć babki była prawdą. Teraz jej ciotka była Spienioną Gwiazdą. A ona była jej zastępczynią... Tak jakby. Jej zastępczynią była Algowa Struga. Ale ona też. Klan Nocy miał dwie zastępczynie. To chyba miał być jakiś sposób na kompromis. Gdyby wybrali Algę. Mandarynka prawdopodobnie uciekłaby z Klanu Nocy albo zrobiła coś równie głupiego. Gdyby wybrali Mandarynkę, Alga miałaby tyle pracy codziennie, że w końcu by się przemęczyła. Teraz miały być na jednym stanowisku i pracować razem. Mandarynkowe Pióro uważała to za okropną ujmę na honorze. Nie byli Owocowym Lasem, żeby mieć dwóch zastępców. No i jeżeli będą potrzebowali nowego przywódcy to jak go wybiorą? Przecież nie mogą mieć dwóch przywódców. To poskutkowałoby wojną domową. W tym wypadku na pewno. Wiadome było, że chodzi o to, by wreszcie zakończyć ich kłótnie. Ktokolwiek to wymyślił, może spodziewać się wielkiego zawodu. Nie ma szans, by te kotki kiedykolwiek pracowały wspólnie. Oby Klan Nocy na tym nie ucierpiał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz