[Dzieje się w przeszłości, Pora Nowych Liści]
Chmury, pchane przez zimny, nocny wiatr, leniwie odpływały z terenów Klanu Klifu, odsłaniając przed kotami bezkresne, gwiaździste niebo. Małe, białe punkciki migotały na granatowym tle, układając się w znajome wzory. Największy z nich – srebrzysty księżyc – jaśniał wysoko na niebie, rzucając blade światło na krajobraz. Pietruszkowa Błyskawica szła na czele patrolu, prowadząc swoich towarzyszy w kierunku granicy z Klanem Burzy. Za nią podążał Jerzykowa Werwa i Gasnący Promyk. Ich zadaniem było sprawdzenie granic oraz upolowanie czegoś na kolację. Szli w milczeniu, wsłuchując się w nocne dźwięki. Cykady koncertowały głośno w wysokiej trawie, a gdzieś nad ich głowami przelatywała sowa, jej skrzydła bezszelestnie przecinały powietrze. Noc wydawała się spokojna – może nawet zbyt spokojna. W pewnych momentach panowała całkowita cisza, tak głęboka, że oddechy kotów zdawały się odbijać echem od skał. Nie spieszyli się, spacerując powoli przez trawiaste wzgórza. Każdy z nich miał wrażenie, że spokój tej nocy był nieco złudny – jakby gdzieś w ukryciu czaiło się coś, czego jeszcze nie dostrzegli. W końcu dotarli na miejsce. Rozdzielili się, by oznaczyć granicę, uważnie oceniając zapachy pozostawione przez koty z Klanu Burzy. Wszystko wydawało się w porządku. Gdy skończyli, zaczęli szukać w trawie piszczków, chcąc zdobyć choćby drobną przekąskę. Wtem wszyscy usłyszeli szelest. Był cichy, ale wyraźny – coś poruszyło się w gęstych zaroślach. Koty automatycznie przypadły do ziemi, instynktownie wytężając słuch. Pietruszkowa Błyskawica skinęła głową, po czym wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić, by otoczyć potencjalną zdobycz. Gasnący Promyk poruszała się ostrożnie, stawiając łapy tak delikatnie, jakby chciała nie dotknąć ziemi. Wysoka trawa szumiała lekko, kołysana wiatrem. Gdy ofiara znalazła się w odpowiednim miejscu, Pietruszkowa Błyskawica wychyliła pysk zza źdźbeł i dostrzegła… królika! Zwierzę było duże, jego brązowe futro wtapiało się w otoczenie, ale długie uszy nerwowo drgały, jakby wyczuwało zagrożenie. Koty nie czekały. W jednej chwili rzuciły się do ataku – Jerzykowa Werwa skoczył pierwszy, próbując zagrodzić królikowi drogę, a Pietruszkowa Błyskawica dopełniła dzieła, zgrabnym ruchem zatapiając pazury w jego ciele. Zanim wrócili do obozu, spędzili jeszcze trochę czasu przy granicy, łapiąc kilka piszczków, które uzupełniły ich łup. W końcu, z pełnymi pyskami i satysfakcją na pyszczkach, ruszyli w stronę obozu, gotowi podzielić się zdobyczą z resztą Klanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz