za bycia kociakiem
— Tak, miałyśmy szczęście. Dlatego dobrze, że kociaki są pilnowane, bo nie każdy wychodzi z takich sytuacji cało — westchnęła Czereśniowa Łapa, wpatrując się przed siebie. Maluch za to z zainteresowaniem słuchał jej historii, nie pozwalając sobie odpłynąć myślami choćby na krótki moment. — Więc trzymaj się od wody z daleka! — dodała jeszcze po chwili.
"Na Klan Gwiazdy" — pomyślał sobie Szałwik. Nigdy by się nie domyślił, że jego przyjaciółka mogła pochodzić spoza jego klanu To prawda, w obozie nieraz słyszał ściszone szepty na ten temat, lecz nie należał do kotów, które wpychały nos w nieswoje sprawy. A przynajmniej nie w plotki!
— Tak czy siak, na pewno w końcu uda ci się przezwyciężyć ten lęk — miauknął po chwili. — Przecież jesteś super uczennicą!
Słowa pocieszenia widocznie podziałały, bo po chwili uczennica uśmiechnęła się, a nawet delikatnie zaśmiała. Szałwik odwzajemnił jej uśmiech, tylko nieco szerzej i o wiele krzywiej.
***
przed atakiem samotników
Teraz, gdy był uczniem, miał w końcu więcej możliwości. Przede wszystkim mógł spotykać się ze swoimi przyjaciółmi gdzieś poza głośnym, wiecznie wypełnionym kotami obozem. Bez czujnych oczu wojowników, którzy często (nieproszeni) mieli do dorzucenia swoje trzy wąsy. Przychodzili do legowiska uczniów, by ich uciszyć lub wygonić do spania, komentowali ich rozmowy, nawet wydawali rozkazy, całkiem przerywając pogaduchy. O ile jemu, jako księciu, rzadko kiedy kazano wymieniać mech z posłań czy wyciągać starszym kleszcze, tak też jego koledzy częściej stawali się ofiarami tych obowiązków. Oczywiście zawsze oferował im pomoc! Gadka jednak nie kleiła się tak samo w gorzkim smrodzie mysiej żółci...
Po powrocie z treningu łowienia ryb, Szałwiowa Łapa wciąż miał wrażenie, jakby nie rozumiał wszystkiego dokładnie. Ćwiczyli to już parę razy, lecz on wciąż popełniał błędy i nie był pewien, jak je zmienić. Lenienie się nie przystało książętom, a Sumowa Płetwa potrzebował więcej odpoczynku niż jego silne, młode łapki. Leżał tak przez chwilę w centrum obozowiska, niepewny, co ze sobą zrobić. Dopiero, gdy zobaczył na horyzoncie znajomą mu szylkretową kotkę, wpadł na pomysł. Przecież mógł ją zapytać, czy go nauczy!
— Hej, Szałwiowa Łapo — miauknęła, siadając przy kocurku. Dopiero teraz zauważył zwisającą z pyska kotki czajkę. — Już po treningu?
— Tak. Niedawno wróciłem — odpowiedział. Czereśniowa Łapa nie pachniała świeżym deszczem, co znaczyło, że była w obozie już od pewnego czasu. Kotka położyła zdobycz między nimi.
— Ja już wcześniej. Ćwiczyłam walkę z Biedronkowym Polem — westchnęła.
— Nie poharatała cię za bardzo? — mruknął rozbawiony.
— Na szczęście nie. Przynajmniej uwinęłyśmy się z tym szybko. — Uczennica trąciła nosem piszczkę w kierunku Szałwika. — Możemy podzielić się posiłkiem. Wzięłam ją ze stosu, ale jest nieco za duża na mnie samą.
Kocur uśmiechnął się.
— Z wielką chęcią!
Wygryzł z czajki sporą porcję mięsa i wypluł ją obok, tak, by móc spokojnie rozerwać ją na mniejsze strzępki. Dopiero te małe kęski był w stanie rozgryźć i połknąć bez ryzyka zadławienia. Zwykle trzymał wtedy też głowę nisko nad ziemią – w ten sposób nie wyglądał jak mysi móżdżek, gdy jedzenie wypadało mu z pyszczka wraz z lejącą się śliną.
Gdy Czereśnia już prawie kończyła, on nawet nie był w połowie. Na chwilę zamilkli, pochłonięci posiłkiem, lecz w końcu Szałwiowa Łapa przypomniał sobie, o co miał zapytać kotkę.
— A jak ci idzie łowienie ryb? — Przerwał nagle ciszę. Szylkretka strzygnęła na to uchem.
— Całkiem dobrze. Często robię to z Biedronką — mruknęła, po czym wzięła kolejny kęs. — Czemu pytasz?
— Ćwiczę to od jakiegoś czasu z Sumową Płetwą, ale wciąż mi nie idzie... — Pokręcił smętnie głową. — Pomyślałem sobie, że może ty mi pomożesz! Może zauważysz coś, czego Sum nie umie dostrzec i jakoś mi doradzisz?
Czereśniowa Łapa przez chwilę nic nie mówiła, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, aż w końcu wzruszyła ramionami.
— Czemu nie. Mogę ci pokazać.
— Dzięki!
Szałwik wręcz podskoczył z radości i zaczął jak najszybciej zbierać pozostałe po posiłku pióra, kości i inne niejadalne śmieci. W końcu im szybciej się z tym uwiną, tym szybciej wyjdą! Po paru przeciągnięciach Czereśni byli już gotowi do drogi. Uczeń miauknął tylko do swojego mentora, że wychodzą, po czym razem opuścili obozowisko, kierując się w stronę rzecznego brzegu.
***
Zatrzymali się gdzieś w połowie lasku, zaraz przy brzegu wody. Z daleka można było zobaczyć zalążki Zrujnowanego Mostu, lecz nie widzieli sensu w pójściu tak daleko. Ziemia tam była bardziej rozmiękła i łatwiej było o zmoknięcie w obliczu nagłego deszczu (które tą porą roku zdarzały się naprawdę często). Szałwiowa Łapa nie narzekał. Czekał, aż przyjaciółka zacznie go uczyć.
— No to tak: łowiąc ryby musisz być bardzo cicho — ściszyła głos — i stać spokojnie. Ryby są wyjątkowo płochliwe. Musisz czekać aż któraś przypłynie i dopiero wtedy przystąpić do ataku.
Przybrał tą samą pozycję, co Czereśniowa Łapa, lecz do tej pory mówiła wszystko, co już wcześniej wiedział. Skrzywił się delikatnie.
— Tylko trzeba na nie czekać całe wieki... — wymruczał, wpatrując się w nieruchomą taflę rzeki. — Nie ma jakiegoś sposobu, by je zwabić?
— Można użyć czegoś jako wabika. Biedronkowe Pole uczyła mnie, jak to robić końcówką ogona... Ale na razie poczekajmy. W końcu coś się znajdzie!
Nie miał innego wyboru, niż wbić wzrok w toń i czekać na jakiś ruch.
I, w końcu, faktycznie się go doczekał. Dojrzał błysk światła odbijającego się od łusek, co przyciągnęło jego uwagę. Czereśnia delikatnie szturchnęła go, by dać mu znać o obecności ryby, lecz on już ją obserwował. Najchętniej wyciągnąłby już łapę po swoją zdobycz, lecz przyjaciółka zatrzymywała go. "Jeszcze nie" — mógł wyczytać to z jej mowy ciała. Stał więc nieruchomo, jak głaz, nie mogąc już się doczekać odpowiedniego momentu.
Nieświadoma obecności polujących na nią drapieżników ryba podpływała coraz bliżej siedzącej na brzegu pary. W końcu Czereśniowa Łapa rzuciła uczniowi porozumiewawcze spojrzenie, które było znakiem do uderzenia.
— Szybko i siarczyście. Wyciągnij ją pazurami na ląd — wyszeptała mu do ucha, prawie niesłyszalnie.
Szałwik tylko delikatnie przytaknął głową na jej radę, zmrużył nieco oczy i wypalił cios w stronę nieostrożnego lipienia. Nie miał on nawet chwili, by zrozumieć, co się stało; kocie szpony już zaczepiły się o jego skórę. Szałwiowa Łapa w końcu podciągnął łapę na powierzchnię. Kiedy tylko jego zdobycz zaczęła się szamotać, postawił na niej obie stopy, odcinając jej drogę ucieczki. Dopiero teraz był w stanie się jej przyjrzeć – miała podłużny kształt, srebrne łuski i postawioną na sztorc, dużą płetwę ciągnącą się wzdłuż pleców.
— Brawo! — pochwaliła go Czereśnia, a on sam wypiął dumnie pierś, jak prawdziwy łowca.
— Nic by mi się nie udało bez twojej pomocy! — miauknął skromnie w odpowiedzi.
<Czereśniowa Łapo?>
[1033 słów; nauka łowienia ryb]
[przyznano 21 + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz