— Chcesz się może wybrać na pierwsze szkolenie, czy wolisz poczekać do jutra? —zapytał Postrzępioną Łapę, swoją uczennicę.
Nigdy nie spodziewał się, że zostanie mentorem. Był niesamowicie dumny z samego siebie.
— Wolałabym dzisiaj... Im szybciej tym lepiej, prawda? — odpowiedziała koteczka, jednak jej mina nie wyrażała takiego zachwycenia, jakie widzi się zazwyczaj u świeżo mianowanych uczniów. Wydawało się raczej, że myślami Postrzępiona Łapa była daleko, daleko stąd. Czyżby nie była zadowolona z faktu, że Stokrotek został jej mentorem?
— Jeśli tylko czujesz się na siłach... Poczekaj na mnie przy wyjściu z obozu, zaraz tam będę — miauknął wojownik i skierował łapy do swojej sympatii.
— Gratulacje, Stokrotkowa Pieśni — pogratulował mu protektor. — Cieszysz się, że będziesz nauczał własną uczennicę?
— Oczywiście, że się cieszę, ale…— liliowy kocur zrobił przerwę i spojrzał na swoje łapy. — Co, jeśli Postrzępiona Łapa nie cieszy się z wyboru mentora?
Spojrzał z powrotem na Szary Klif, który pomachał głową w geście dezaprobaty.
— Nonsens, na pewno się cieszy. Każdy wie, że jesteś dobrym wojownikiem.
Stokrotkowa Pieśń uśmiechnął się, ale w głębi serca nadal się martwił. Czy niezadowolenie uczennicy mogło wpłynąć na jakość jej nauki? Wziął głęboki oddech i miauknął:
— Pewnie masz rację. W każdym razie obowiązki wzywają; widzimy się potem!
Polizał kota w ucho na pożegnanie i ruszył do wyjścia z obozu, gdzie siedziała już jego uczennica.
— Możemy ruszać.
Na jego komendę uczennica wyszła z obozu, zaraz za Stokrotkiem. Wilgotne powietrze unosiło się dookoła, a chmury wyglądały tak, jakby miały dylemat: "Padać, czy nie padać?". Wojownik zatrzymał się przy jednym z głazów, które były przy drodze do obozu klanu i spojrzał na Postrzępioną Łapę.
— Jako że jest to twój pierwszy trening, to zapoznam cię dzisiaj z kawałkiem naszych terenów. Będziemy w obozie jeszcze długo przed zachodem słońca, więc na spokojnie zdążysz na swoje czuwanie. Oczywiście, jeśli poczujesz zmęczenie, to również będziemy wracać.
Uczennica przytaknęła, a jej pyszczek znów zmienił ekspresję. Teraz kotka wyglądała, jakby chciała chłonąć każdy możliwy skrawek wiedzy, jaki Stokrotkowa Pieśń miał jej przekazać. Uśmiechnął się w duchu i przypomniał sobie czasy, gdy sam był tak chętny do nauki jako uczeń. Czasem mu tego brakowało.
Spokojnym krokiem, trzymając się rzeki, ruszył w stronę wielkiej, płaczącej wierzby.
— Zaczniemy od jednego z najważniejszych miejsc na terenach naszego klanu — odezwał się, gdy w końcu po krótkiej wędrówce byli na miejscu.
Wojownik stanął w obrębie pozbawionej trawy ziemi i w myślach pomodlił się do Klanu Gwiazdy.
— Znajdujemy się na pogorzelisku, cmentarzu Klanu Klifu. Każdy pięknie lśniący kamyk jest pozostawiony tutaj w pamięci martwego członka klanu. Pozostawiamy im również pióra, by ich duchy mogły wzlecieć do gwiazd.
Wojownik tłumaczył młodej kotce tradycje jego klanu z wielkim szacunkiem dla wojowniczych przodków.
— Osobiście wierzę, że w tym miejscu duchy naszych przodków słyszą nasze modlitwy dwa razy głośniej. Spróbuj, może twoja modlitwa się spełni?
Wojownik spojrzał na kotkę, która zamknęła oczy, modląc się cicho.
[467 słów]
<Postrzępiona Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz