Nie spodziewała się, że będzie tęsknić za pełnieniem funkcji wojownika, w szczególności za wspólnymi patrolami czy polowaniami z przyjaciółmi. Z przyjemnością rozprostowałaby łapy, rzucając wyzwanie Kukułczemu Skrzydłu czy innemu wojownikowi, aby ścigali się do Wrzosowiska, bądź Upadłego Potwora. Jednak teraz jej zadaniem było zadbać o przyszłych wojowników klanu. A może medyków? Nie, jej synów raczej nie interesowała ścieżka medyka, poza tym tę funkcję w klanie pełniły już trzy koty i według kotki była to wystarczająca ilość. Chociaż kto wie. Może Kruczek zechciałby podążać ścieżką porzuconą przez matkę?
Nie ważne, jaką ścieżkę obiorą jej synowie, będzie z nich na pewno dumna i będzie ich wspierać, tego była pewna. Mogła im pomóc w wyborze, doradzić i przypomnieć, z czym będzie się wiązać obrana przez nich funkcja, ale nie miała zamiaru narzucać im roli, którą by byli zmuszeni pełnić w klanie, jak to było w jej przypadku.
Do kociarni zajrzał srebrzysty kocur, trzymając w pysku małego gryzonia. Na jego widok synowie szylkretki skryli się za nią i przeprowadzili dość głośnym szeptem krótką rozmowę, odnośnie tego, czy syn Kurzej Pogoni może być faktycznie kotem mającym jakieś powiązania z Klanu Wilka, bo na to pytanie nikt im nie dał konkretnej odpowiedzi w Grocie Pamięci.
– Spytaj się go czy jest tym Wilczakiem. Bo może jest tylko w połowie. Może jego dziadek nim był...
– Sam się go zapytaj. Jeszce się zezłości!
Wymowne kaszlnięcie matki sprawiło, że kocurki zamilkły i zniżyły głowy, licząc na to, że nie zostaną dostrzeżeni przez gościa, który przez widoczne uzębienie wzbudzał w nich swego rodzaju strach przed nieznanym. Być może sama w ich wieku przestraszyłaby się srebrzystego, chociaż aktualnie widoczne kły były czymś, do czego zdążyła już przywyknąć. Były znakiem rozpoznawczym kocura i dodawały mu swego rodzaju uroku.
– T-to dla ciebie Margaretko. – podjął Kózek, starając się zapanować nad plączącym się językiem. Królowa spojrzała na leżącą pomiędzy nimi małą myszkę. – Jeśli to za mało, udam się ponownie na polowanie... Masz na coś konkretnego ochotę. Zając? Królik? A m-może ryba? Ryby są bardzo pożywne, tak przynajmniej mówią Nocniany. W końcu są ich główny składnikiem diety... Mógłbym spróbować na nie zapolować, jeśli chcesz. – wymieniał kolejno zwierzynę, wpadając niemal w słowotok. Gdy skończył mówić, wyczekująco wpatrywał się w kotkę.
– Dziękuję, nie trzeba, mysz w zupełności mi wystarczy. – Uśmiechnęła się do kocura, decydując się nie informować go, że Brzęczkowy Trel jakiś czas wcześniej przyniosła jej kuropatwę. Nie chciała sprawić mu przykrości, w końcu z tego, co zrozumiała, kocur nie przyniósł piszczki ze stosu, tylko postanowił specjalnie dla niej zapolować, poświęcając na tę czynność swój czas. Doceniła to. – Co do polowania na ryby, moglibyśmy wspólnie spróbować na nie zapolować, jak już wrócę do pełnienia funkcji wojownika. Co ty na to? – zapytała, mając nadzieję, że ta propozycja poprawi humor kocurowi i dzięki wspólnemu wypadowi, może uda jej się również dowiedzieć co go w ostatnim czasie trapiło
Oczami wyobraźni mogła już teraz sobie wyobrazić jak próby pochwycenia ryb mogłyby wyglądać w ich wykonaniu. Prawdopodobnie wróciliby by do obozu cali przemoczeni, z pustymi łapami. Bo w końcu młodzi uczniowie Klanu Nocy szlifowali swe umiejętności na treningach, aby perfekcyjnie poławiać ryby niemal natychmiast po ceremonii ucznia, gdy ona szkoliła się, aby dorównać szybkością zajęczakom, by móc je z łatwością pochwycić.
Na pysku Koziego Przesmyku na propozycje kotki, zamiast radości pojawiło się zmieszanie. Kocur zamrugał, przenosząc spojrzenie na kocięta, które obserwowały go przez cały ten czas zza grzbietu matki. Wydawał się jeszcze bardziej spięty niż w momencie przyjścia.
– Ja... – Nerwowy ton głosu wojownika zmartwił kotkę. Czy powinna poinformować medyków, aby upewnili się, czy z współklanowiczem jest wszystko w porządku? Może ciągle przeżywał żałobę po zmarłych w ostatnim czasie kotach i dlatego w rozmowie z kotką był taki spięty. – T-tak. Z przyjemnością. – Ton jego głosu lekko zmienił się, była w nim radość, lecz również dało się wyczuć wcześniejszą nutę poddenerwowania. Mówiąc to, wycofał się powoli plecami w stronę wyjścia, o mało co nie wpadając na przechodzącą po obozie przy pieńku Ognistą Piękność.
– On nie może być Wilczakiem. – oznajmił Echo, wdrapując się na grzbiet matki. – Może i ma duże kły, jak oni, ale Wilczaki się tak nie jąkają.
– Jesteś tego pewien? Spotkałeś jakiegoś Wilczaka?
– E... nie? – zamyślił się, starając sobie przypomnieć, czy miał kontakty z kimś z sąsiadującego klanu. Nawet jeśli większość swojego życia aktualnie spędzał w kociarni i od czasu do czasu wspólnie w towarzystwie rodziców i brata udawał się do Groty Pamięci, mając kontakt jedynie z członkami Klanu Burzy. – Ale w opowieściach wydają się silni, odważni i groźni. Na pewno się nie jąkają.
– Wasza ciocia, Ognista Piękność, partnerka Płomiennego Ryku, pochodziła z Klanu Wilka. Co prawda nie jaką się, ale też nie ma ani ogromnych kłów, ani pazurów. Szczerze mówiąc, wygląda jak stereotypowy Burzak. – wyznała kociakom, na co Echo zrobił taką minę, że kocica z trudem powstrzymała śmiech. – Jak widzisz, do klanu mogą należeć koty, które nie wpasowują się w plotki i stereotypy zasłyszane na ich temat.
Echo wyglądał tak, jakby całe jego wyobrażenie na temat członków Klanu Wilka legło w gruzach. Kruczek ostrożnie zbliżył się do brata, starając się go w tej chwili pocieszyć.
Zazwyczaj Ognistą Piękność widziała w obecności swojego młodszego brata; złotooka wręcz przyssana była do najmłodszego z potomstwa Lwiej Paszczy, stąd też nie kryła zdziwienia, gdy to w tej chwili kroczyła u boku najstarszego z rodzeństwa szylkretki. Oboje właśnie kierowali się poza obóz, być może na spacer, aby starszy mógł rozprostować łapy i spędzić miło czas na polanie w słoneczny dzień, a nie tylko się kisić samotnie w legowisku starzyzny. Stała od nich kawałek dalej, ale zdołała usłyszeć jak cętkowana marudzi do Nagietkowego Wschodu, że jest ignorowana przez Płomyczka, licząc na to, że kocurowi może uda się wpłynąć na zachowanie młodszego. W odpowiedzi dało się usłyszeć, że Nagietek nie ma już brata (bo dowiedział się od kotki, że Płomienny Ryk rozpacza po Obserwującej Gwieździe i uważał ją za matkę).
– Moja matka popełniła jeden, jedyny błąd za życia. Nie powinna związać cię z Płomyczkiem, nawet jeśli według niej był lepszym kandydatem niż ja, aby zadbać o przyszłość naszego rodu. Skoro przeszkadza mu towarzystwo takiej uroczej damy, to znaczy, że ma nie po kolei w głowie. – zaśmiał się. – Poza tym nie umiał zadbać o bezpieczeństwo waszych kociąt, co z niego za kocur. Jeszcze trochę, a będę miał o nim podobne zdanie, a nawet gorsze niż o Piaszczystej Zamieci... – prychnął, by już po chwili zmienić ton głosu na miły, melodyjny. – Wybacz, że musisz znosić te niedogodności w związku z waszym zaaranżowanym partnerstwem, mam nadzieję, że moje dzisiejsze towarzystwo wynagrodzi ci to częściowo. – Gdyby nie ślepota kocura, była Wilczaczka mogłaby w jego oczach dostrzec błysk. – Postaram się z nim porozmawiać, jednak zrobię to tylko wtedy, gdy on sam do mnie przyjdzie. Chyba że polubił towarzystwo nierudych na tyle, by nas oboje unikać.
Cóż, jej brat najwidoczniej nie miał umrzeć w samotności, tak jak jeszcze niedawno myślała. Przynajmniej znalazł kogoś, kto znosił jego humory i toksyczną aurę. Ognista Piękność w pewnym stopniu go przypominała, a fakt, że oboje mogli marudzić chwilowo na pręgowanego klasycznie sprawiła, że byli niczym dwie plotkujące rozpieszczone panienki.
Karmicielka wywróciła oczami, by skierować je na Przepiórczy Puch, która stała na środku obozu i wyznaczała dzisiejsze zadania. Norniczy Ślad wraz z Przeplatkowym Wiankiem miały sprawdzić, czy jakiś samotnik nie naruszył północno-wschodnich granic klanu. Partner zastępczyni, Szpecąca Pustka wraz ze swoją uczennicą, bratanicą Margaretki, Pożarową Łapą oraz dwoma innymi kotami, Kozim Przesmykiem i Kukułczym Skrzydłem mieli zbadać pozostałe granice. Pozostali wojownicy, wśród których dostrzegła kremowe futro swego wuja, stojącego obok Srebrzystego Nowiu, oraz potomstwo Obserwującej Gwiazdy, Szafirkowy Wiatr i Modliszkową Ciszę, mieli zająć się polowaniem. Wyznaczone grupy kolejne skierowały się do wyjścia. Wzrok obu kotek spotkał się na chwilę, na co Margaretka skinęła łebkiem starszej, by już chwilę później sama skierować się do legowiska medyków. Czuła, że bierze ją przeziębienie, dlatego postanowiła działać szybko, tak by nie zarazić swoich dzieci, przy których zwykłe przeziębienie mogłoby się zmienić w poważną chorobę i zagrozić ich życiu.
Na parterze Skruszonej Wieży dostrzegła leżącego w kącie brata, który nie wskazywał żadnych oznak życia – leżał na jednym z posłań medycznych, najpewniej będąc otumanionym jednym z ziół, tak aby chociaż na chwilę ulżyć sobie w bólu. Minęła go, nie decydując się do niego zbliżyć czy przeszkodzić.
Pierwszym medykiem, na którego natrafiła w pomieszczeniu była młodsza z córek Przepiórczego Puchu. Ta mała duszyczka, w jakimś stopniu przypomniała jej byłego mentora, Rumiankowe Zaćmienie. Bym może nie chodziło tylko o pokrewieństwo obu kotów, ale również podobny kolor sierści i ścieżka, która obrali. Poprosiła uczennice o zioła na chrypkę i zioła na wzmocnienie dla synów, tak by zmniejszyć szansę złapania choroby przez kocięta. Chwilę została w Skruszonej Wieży dotrzymując towarzystwa medykom, by w końcu wrócić do żłobka.
Nie ważne, jaką ścieżkę obiorą jej synowie, będzie z nich na pewno dumna i będzie ich wspierać, tego była pewna. Mogła im pomóc w wyborze, doradzić i przypomnieć, z czym będzie się wiązać obrana przez nich funkcja, ale nie miała zamiaru narzucać im roli, którą by byli zmuszeni pełnić w klanie, jak to było w jej przypadku.
Do kociarni zajrzał srebrzysty kocur, trzymając w pysku małego gryzonia. Na jego widok synowie szylkretki skryli się za nią i przeprowadzili dość głośnym szeptem krótką rozmowę, odnośnie tego, czy syn Kurzej Pogoni może być faktycznie kotem mającym jakieś powiązania z Klanu Wilka, bo na to pytanie nikt im nie dał konkretnej odpowiedzi w Grocie Pamięci.
– Spytaj się go czy jest tym Wilczakiem. Bo może jest tylko w połowie. Może jego dziadek nim był...
– Sam się go zapytaj. Jeszce się zezłości!
Wymowne kaszlnięcie matki sprawiło, że kocurki zamilkły i zniżyły głowy, licząc na to, że nie zostaną dostrzeżeni przez gościa, który przez widoczne uzębienie wzbudzał w nich swego rodzaju strach przed nieznanym. Być może sama w ich wieku przestraszyłaby się srebrzystego, chociaż aktualnie widoczne kły były czymś, do czego zdążyła już przywyknąć. Były znakiem rozpoznawczym kocura i dodawały mu swego rodzaju uroku.
– T-to dla ciebie Margaretko. – podjął Kózek, starając się zapanować nad plączącym się językiem. Królowa spojrzała na leżącą pomiędzy nimi małą myszkę. – Jeśli to za mało, udam się ponownie na polowanie... Masz na coś konkretnego ochotę. Zając? Królik? A m-może ryba? Ryby są bardzo pożywne, tak przynajmniej mówią Nocniany. W końcu są ich główny składnikiem diety... Mógłbym spróbować na nie zapolować, jeśli chcesz. – wymieniał kolejno zwierzynę, wpadając niemal w słowotok. Gdy skończył mówić, wyczekująco wpatrywał się w kotkę.
– Dziękuję, nie trzeba, mysz w zupełności mi wystarczy. – Uśmiechnęła się do kocura, decydując się nie informować go, że Brzęczkowy Trel jakiś czas wcześniej przyniosła jej kuropatwę. Nie chciała sprawić mu przykrości, w końcu z tego, co zrozumiała, kocur nie przyniósł piszczki ze stosu, tylko postanowił specjalnie dla niej zapolować, poświęcając na tę czynność swój czas. Doceniła to. – Co do polowania na ryby, moglibyśmy wspólnie spróbować na nie zapolować, jak już wrócę do pełnienia funkcji wojownika. Co ty na to? – zapytała, mając nadzieję, że ta propozycja poprawi humor kocurowi i dzięki wspólnemu wypadowi, może uda jej się również dowiedzieć co go w ostatnim czasie trapiło
Oczami wyobraźni mogła już teraz sobie wyobrazić jak próby pochwycenia ryb mogłyby wyglądać w ich wykonaniu. Prawdopodobnie wróciliby by do obozu cali przemoczeni, z pustymi łapami. Bo w końcu młodzi uczniowie Klanu Nocy szlifowali swe umiejętności na treningach, aby perfekcyjnie poławiać ryby niemal natychmiast po ceremonii ucznia, gdy ona szkoliła się, aby dorównać szybkością zajęczakom, by móc je z łatwością pochwycić.
Na pysku Koziego Przesmyku na propozycje kotki, zamiast radości pojawiło się zmieszanie. Kocur zamrugał, przenosząc spojrzenie na kocięta, które obserwowały go przez cały ten czas zza grzbietu matki. Wydawał się jeszcze bardziej spięty niż w momencie przyjścia.
– Ja... – Nerwowy ton głosu wojownika zmartwił kotkę. Czy powinna poinformować medyków, aby upewnili się, czy z współklanowiczem jest wszystko w porządku? Może ciągle przeżywał żałobę po zmarłych w ostatnim czasie kotach i dlatego w rozmowie z kotką był taki spięty. – T-tak. Z przyjemnością. – Ton jego głosu lekko zmienił się, była w nim radość, lecz również dało się wyczuć wcześniejszą nutę poddenerwowania. Mówiąc to, wycofał się powoli plecami w stronę wyjścia, o mało co nie wpadając na przechodzącą po obozie przy pieńku Ognistą Piękność.
– On nie może być Wilczakiem. – oznajmił Echo, wdrapując się na grzbiet matki. – Może i ma duże kły, jak oni, ale Wilczaki się tak nie jąkają.
– Jesteś tego pewien? Spotkałeś jakiegoś Wilczaka?
– E... nie? – zamyślił się, starając sobie przypomnieć, czy miał kontakty z kimś z sąsiadującego klanu. Nawet jeśli większość swojego życia aktualnie spędzał w kociarni i od czasu do czasu wspólnie w towarzystwie rodziców i brata udawał się do Groty Pamięci, mając kontakt jedynie z członkami Klanu Burzy. – Ale w opowieściach wydają się silni, odważni i groźni. Na pewno się nie jąkają.
– Wasza ciocia, Ognista Piękność, partnerka Płomiennego Ryku, pochodziła z Klanu Wilka. Co prawda nie jaką się, ale też nie ma ani ogromnych kłów, ani pazurów. Szczerze mówiąc, wygląda jak stereotypowy Burzak. – wyznała kociakom, na co Echo zrobił taką minę, że kocica z trudem powstrzymała śmiech. – Jak widzisz, do klanu mogą należeć koty, które nie wpasowują się w plotki i stereotypy zasłyszane na ich temat.
Echo wyglądał tak, jakby całe jego wyobrażenie na temat członków Klanu Wilka legło w gruzach. Kruczek ostrożnie zbliżył się do brata, starając się go w tej chwili pocieszyć.
~~~
Zazwyczaj Ognistą Piękność widziała w obecności swojego młodszego brata; złotooka wręcz przyssana była do najmłodszego z potomstwa Lwiej Paszczy, stąd też nie kryła zdziwienia, gdy to w tej chwili kroczyła u boku najstarszego z rodzeństwa szylkretki. Oboje właśnie kierowali się poza obóz, być może na spacer, aby starszy mógł rozprostować łapy i spędzić miło czas na polanie w słoneczny dzień, a nie tylko się kisić samotnie w legowisku starzyzny. Stała od nich kawałek dalej, ale zdołała usłyszeć jak cętkowana marudzi do Nagietkowego Wschodu, że jest ignorowana przez Płomyczka, licząc na to, że kocurowi może uda się wpłynąć na zachowanie młodszego. W odpowiedzi dało się usłyszeć, że Nagietek nie ma już brata (bo dowiedział się od kotki, że Płomienny Ryk rozpacza po Obserwującej Gwieździe i uważał ją za matkę).
– Moja matka popełniła jeden, jedyny błąd za życia. Nie powinna związać cię z Płomyczkiem, nawet jeśli według niej był lepszym kandydatem niż ja, aby zadbać o przyszłość naszego rodu. Skoro przeszkadza mu towarzystwo takiej uroczej damy, to znaczy, że ma nie po kolei w głowie. – zaśmiał się. – Poza tym nie umiał zadbać o bezpieczeństwo waszych kociąt, co z niego za kocur. Jeszcze trochę, a będę miał o nim podobne zdanie, a nawet gorsze niż o Piaszczystej Zamieci... – prychnął, by już po chwili zmienić ton głosu na miły, melodyjny. – Wybacz, że musisz znosić te niedogodności w związku z waszym zaaranżowanym partnerstwem, mam nadzieję, że moje dzisiejsze towarzystwo wynagrodzi ci to częściowo. – Gdyby nie ślepota kocura, była Wilczaczka mogłaby w jego oczach dostrzec błysk. – Postaram się z nim porozmawiać, jednak zrobię to tylko wtedy, gdy on sam do mnie przyjdzie. Chyba że polubił towarzystwo nierudych na tyle, by nas oboje unikać.
Cóż, jej brat najwidoczniej nie miał umrzeć w samotności, tak jak jeszcze niedawno myślała. Przynajmniej znalazł kogoś, kto znosił jego humory i toksyczną aurę. Ognista Piękność w pewnym stopniu go przypominała, a fakt, że oboje mogli marudzić chwilowo na pręgowanego klasycznie sprawiła, że byli niczym dwie plotkujące rozpieszczone panienki.
Karmicielka wywróciła oczami, by skierować je na Przepiórczy Puch, która stała na środku obozu i wyznaczała dzisiejsze zadania. Norniczy Ślad wraz z Przeplatkowym Wiankiem miały sprawdzić, czy jakiś samotnik nie naruszył północno-wschodnich granic klanu. Partner zastępczyni, Szpecąca Pustka wraz ze swoją uczennicą, bratanicą Margaretki, Pożarową Łapą oraz dwoma innymi kotami, Kozim Przesmykiem i Kukułczym Skrzydłem mieli zbadać pozostałe granice. Pozostali wojownicy, wśród których dostrzegła kremowe futro swego wuja, stojącego obok Srebrzystego Nowiu, oraz potomstwo Obserwującej Gwiazdy, Szafirkowy Wiatr i Modliszkową Ciszę, mieli zająć się polowaniem. Wyznaczone grupy kolejne skierowały się do wyjścia. Wzrok obu kotek spotkał się na chwilę, na co Margaretka skinęła łebkiem starszej, by już chwilę później sama skierować się do legowiska medyków. Czuła, że bierze ją przeziębienie, dlatego postanowiła działać szybko, tak by nie zarazić swoich dzieci, przy których zwykłe przeziębienie mogłoby się zmienić w poważną chorobę i zagrozić ich życiu.
Na parterze Skruszonej Wieży dostrzegła leżącego w kącie brata, który nie wskazywał żadnych oznak życia – leżał na jednym z posłań medycznych, najpewniej będąc otumanionym jednym z ziół, tak aby chociaż na chwilę ulżyć sobie w bólu. Minęła go, nie decydując się do niego zbliżyć czy przeszkodzić.
Pierwszym medykiem, na którego natrafiła w pomieszczeniu była młodsza z córek Przepiórczego Puchu. Ta mała duszyczka, w jakimś stopniu przypomniała jej byłego mentora, Rumiankowe Zaćmienie. Bym może nie chodziło tylko o pokrewieństwo obu kotów, ale również podobny kolor sierści i ścieżka, która obrali. Poprosiła uczennice o zioła na chrypkę i zioła na wzmocnienie dla synów, tak by zmniejszyć szansę złapania choroby przez kocięta. Chwilę została w Skruszonej Wieży dotrzymując towarzystwa medykom, by w końcu wrócić do żłobka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz