Brnęła w głąb terytoriów klanu Burzy, trzymając w pysku jedną ze znalezionych po drodze gałęzi. Jej mentor wyglądał ponownie, niosąc ich kilka, związanych pnączem bluszczu. Tak jak ziół mieli pod dostatkiem, bardziej "praktyczne" pomoce w legowisku zostały zużyte, więc konieczne było ich uzupełnienie. Patyki do usztywniania zwichniętych czy złamanych kończyn, do przygryzania podczas bardziej bolesnych zabiegów... Pajęczyny i mech, do tamowania krwotoków i tym podobnych.
Znaleźli się niedaleko granicy z wilczakami. Rozglądała się uważnie, a w krótce jej wzrok przykuła zieleń na tle białego śniegu. Ożywiła się nieco i podeszła w tamtym kierunku, Skowronek kierując się za nią w pewnej odległości. Z uśmiechem odgarnęła szron z kępy skrzypu. Zerwała parę zimozielonych łodyg i odwróciła się w stronę mentora.
— Brakowało go nam — miauknęła, poprawiając chwyt na zielu — Ostatnio któryś z pozostałych uczniów przyszedł do mnie z parodniowym zadrapaniem i chciałam go użyć, aby zapobiec infekcji, ale nie mogłam nigdzie go znaleźć...
Srebrny przytaknął jej i leniwie przebrał łapami.
— Dobra robota — uśmiechnął się — Też to zauważyłem, ale zapomniałem powiedzieć którejś z was... Chyba pamięć zawodzi mnie, starzeję się.
— No co ty — parsknęła — Jak dla mnie skaczesz po kątach jak młoda sarenka.
Oboje zanieśli się cichym śmiechem. Brat był jedną z osób, w których towarzystwie czuła się najbardziej komfortowo. Znał on bardziej otwartą, radosną stronę Firletki.
Zaczęli wędrówkę dalej, rozdzielając się nieco, ale nadal pozostając w zasięgu wzroku drugiego. Trudno jednak było szukać pajęczyn, białych i pewnie zamarzniętych, na tle niekończonego się śniegu. Znacznie łatwiej było jednak dojrzeć nieznaną, szylkretową sylwetkę po drugiej stronie granicy, krzyczącą do niej zdecydowanie. Zmarszczyła brwi. Nie przypominała sobie, aby zapoznawała się z żadnymi wilczakami. Podeszła jednak bliżej kotki.
— Tak? — spytała, zachowując jednak odległość. Niby była praktykantką medyka, co umożliwiało jej wyprawy nie tylko po własnym terytorium, ale wolała zachować ostrożność.
— Co tutaj robisz? — ciemne oczy wojowniczki przyjrzały się jej skrupulatnie — Jesteś medyczką?
Skinęła głową. Delikatnie schyliła głowę, aby odłożyć na ziemię trzymane medykamenty.
— Uczennicą.
— To tak jak moja córka — kontynuowała nieznajoma. Zmarszczyła brwi; wyglądała młodo, nieco figlarnie, gdyby nie ostry wyraz pyska — Może spotkacie się na tym waszym spotkaniu, przy tej... No... Jak ona się nazywała...
— Księżycowej Sadzawce? — zasugerowała — Możliwe. W końcu to niedługo.
Starsza przytaknęła. Jej spojrzenie uciekło nieco w bok.
— Coś nie tak? Potrzebujesz pomocy? — spytała uczennica, próbując dyskretnie przyjrzeć się kotce; nie wyglądała, jakby coś jej dolegało.
— Ja? Nie.
— T-to dlaczego mnie wołałaś? — zaskoczona podniosła brew.
— Chciałam zobaczyć, kto się tu wałęsa — parsknęła. Jej sylwetka szybko zastygła w miejscu, a spojrzenie wbiła w coś za Firletką.
Odwróciła się szybko. Futro Skowronka podrygało na wietrze. Kocur zbliżył się nieznacznie, uśmiechając do uczennicy, a nieznajomą mierząc czujnym spojrzeniem.
— A kogo my tu mamy? — wwalcował pomiędzy dwie kotki — Coś się dzieje.
— Nic się nie dzieje — starsza cofnęła się o krok — Sprawdzam, kto szwęda się przy granicach.
Czmychnęła gdzieś w krzewy po własnej stronie terytoriów. Dwójka rodzeństwa stała tam jeszcze przez moment, zanim schyliła głowę i podniosła upuszczone ziele. Srebrny wbił w nią zaciekawione spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła barkami.
— Nie znam jej — przyznała — Wołała mnie, myślałam, że potrzebuje pomocy.
Skinął głową. Ruszyli w drogę powrotną, gdy zauważyła, że potrzebne im pajęczyny zwisały z patyków w pysku mentora.
— Dobry pierwszy instynkt — pochwalił ją.
— To nic takiego, naprawdę — zarumieniła się — Końcowo i tak nic nie zrobiłam.
— Mówię poważnie. Dobrze poradzisz sobie jako medyczka. Gdy wyruszyliśmy, wiedziałaś, czego i gdzie szukać. Twoją pierwszą myślą była pomoc, a rano świetnie poradziłaś sobie z pomocą Gradowemu Sztormowi, bez pomocy nikogo. Jesteś gotowa, zdałaś swój test.
Otworzyła szerzej oczy i przystanęła zaskoczona. Po chwili niedowierzania na przyszczek wkradł się jej szeroki uśmiech.
— Tak? — spytała, zachowując jednak odległość. Niby była praktykantką medyka, co umożliwiało jej wyprawy nie tylko po własnym terytorium, ale wolała zachować ostrożność.
— Co tutaj robisz? — ciemne oczy wojowniczki przyjrzały się jej skrupulatnie — Jesteś medyczką?
Skinęła głową. Delikatnie schyliła głowę, aby odłożyć na ziemię trzymane medykamenty.
— Uczennicą.
— To tak jak moja córka — kontynuowała nieznajoma. Zmarszczyła brwi; wyglądała młodo, nieco figlarnie, gdyby nie ostry wyraz pyska — Może spotkacie się na tym waszym spotkaniu, przy tej... No... Jak ona się nazywała...
— Księżycowej Sadzawce? — zasugerowała — Możliwe. W końcu to niedługo.
Starsza przytaknęła. Jej spojrzenie uciekło nieco w bok.
— Coś nie tak? Potrzebujesz pomocy? — spytała uczennica, próbując dyskretnie przyjrzeć się kotce; nie wyglądała, jakby coś jej dolegało.
— Ja? Nie.
— T-to dlaczego mnie wołałaś? — zaskoczona podniosła brew.
— Chciałam zobaczyć, kto się tu wałęsa — parsknęła. Jej sylwetka szybko zastygła w miejscu, a spojrzenie wbiła w coś za Firletką.
Odwróciła się szybko. Futro Skowronka podrygało na wietrze. Kocur zbliżył się nieznacznie, uśmiechając do uczennicy, a nieznajomą mierząc czujnym spojrzeniem.
— A kogo my tu mamy? — wwalcował pomiędzy dwie kotki — Coś się dzieje.
— Nic się nie dzieje — starsza cofnęła się o krok — Sprawdzam, kto szwęda się przy granicach.
Czmychnęła gdzieś w krzewy po własnej stronie terytoriów. Dwójka rodzeństwa stała tam jeszcze przez moment, zanim schyliła głowę i podniosła upuszczone ziele. Srebrny wbił w nią zaciekawione spojrzenie, ale ona tylko wzruszyła barkami.
— Nie znam jej — przyznała — Wołała mnie, myślałam, że potrzebuje pomocy.
Skinął głową. Ruszyli w drogę powrotną, gdy zauważyła, że potrzebne im pajęczyny zwisały z patyków w pysku mentora.
— Dobry pierwszy instynkt — pochwalił ją.
— To nic takiego, naprawdę — zarumieniła się — Końcowo i tak nic nie zrobiłam.
— Mówię poważnie. Dobrze poradzisz sobie jako medyczka. Gdy wyruszyliśmy, wiedziałaś, czego i gdzie szukać. Twoją pierwszą myślą była pomoc, a rano świetnie poradziłaś sobie z pomocą Gradowemu Sztormowi, bez pomocy nikogo. Jesteś gotowa, zdałaś swój test.
Otworzyła szerzej oczy i przystanęła zaskoczona. Po chwili niedowierzania na przyszczek wkradł się jej szeroki uśmiech.
— Oh, naprawdę? Skowronku, dziękuję, że tak myślisz. Obiecuję, że cię nie zawiodę.
***
Życie toczyło się dalej, w oczekiwaniu na noc Szponiastego Księżyca i jej mianowanie. Była bardzo podekscytowana, a także dumna, że tak dobrze pracowała. W końcu nie dostanie imienia medyka bez zasług. Kontynuowała pomaganie w legowisku medyków, opatrywała drobne skaleczenia i pomagając dojść Czuwającej Salamandrze do dobrej kondycji. Wciąż była zła na siostrę, ale starała się na niej niewyżywać. W końcu kronikarka musiała czymś sobie zasłużyć, nawet, jeżeli metody Pierwomrówki były nieetyczne.
Zyskała trochę więcej wolności. Skowronek oraz Lilia wysyłali ją na zbieranie ziół samą, mogła wyjść na spacer, gdy tylko nie było nic do zrobienia. O swoim sukcesie nie mówiła jednak jeszcze nikomu, chcąc oswoić się z tą myślą sam na sam, zanim przedstawi się nowym imieniem.
Brnęła przez śnieg wzdłuż granicy z klanem Wilka. Słońce przygrzewało szylkretowy grzbiet, ale uparcie nie chciało się pozbyć zimnego puchu pod jej łapami. Wypatrywała czegokolwiek pożytecznego, wyliczając w myślach zioła, których widziała niedostatek. Do tej pory nie znalazła wiele, jedynie parę kolejnych łodyg skrzypu i pajęczyny. Ale nie dziwiło jej to zbytnio, ani nie martwiło - w końcu to zima, nie wiele będzie rosnąć. To normalne.
Odwróciła wzrok na szelest między drzewami. Znajoma już, biało-ruda mordka wyłoniła się zza krzaka, błyskając ciemnymi ślepiami. Firletka przystanęła, wpatrując się w przybysza. Strzepnęła ogonem i postawiła uszy.
— Dzień dobry — miauknęła, widząc, jak kocica przybliża się do granicy — Spotykamy się ponownie?
— Jak widać — szylkretowa rozejrzała się — Tym razem bez mentora? Czego tutaj szukasz?
— Tak — odparła, nieco zaskoczona, że ta nawiązuje z nią rozmowę — Potrzebuję paru ziół... Ta część terenów ma więcej krzewów, pod którymi te m-mogłyby się schronić. Nie wpadłaś może przypadkiem na jakąś kępę pokrzyw?
<Zalotko?>
[932 słowa, test na medyka]
[przyznano 19%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz