Mamusia Migotka jednak była zajęta. Kilka chwil przedtem wpadła, oczywiście przypadkiem, a w dodatku z winy brata, na Kruszynkę. Akurat wtedy karmicielka jadła dorodną kaczkę, którą przyniósł jej między treningami tatuś. Popchnięte maleństwo upadło i wpadło mordką i przednimi łapami w rozkrwawionego ptaka, wybuchając tym samym płaczem. Po długim, chociaż niezbyt groźnym, besztaniu, nadszedł czas na dokładne wymycie ubrudzonej córeczki. Sekrecik obraził się na szylkretkę, która dzielnie walczyła, aby całą winę zrzucić tylko i wyłącznie na niego, aby wykazać, że to on jest tym występnym draniem, a ona wyłącznie jego ofiarą; taką sama jak Kruszynka. Teraz, żeby pokazać, jak bardzo nie potrzebuje jej głupiego towarzystwa, zwinął się w kłębek na drugim końcu żłobka i udawał, że drzemie.
Akurat to, musiała przyznać siostra, nieźle mu się udało. Nudziła się. Okropnie się nudziła.
Był środek dnia. Płowy się do niej nie odzywał. Mama była zajęta, tak samo młodsza szylkretka, która i tak nie była zbyt dobrym kompanem do zabawy we dwójkę. Ojciec poszedł gdzieś, nie wiadomo gdzie. Razem z nimi, od jakiegoś czasu, w kociarni mieszkała jeszcze jedna pani. Bardzo dziwna. Nie miała futra, a jej ciało było dziwnie mięciutkie i gładkie, chociaż bardzo nie lubiła, kiedy Miłostka zakradała się do niej od tyłu, aby ją dotknąć; mówiła coś o braku szacunku do jej przestrzeni osobistej. Cokolwiek to znaczyło. Najgorsze było to, że nigdy nie chciała się bawić z kociakami; mówiła, że to jakieś przekleństwo, że spod jednej pary czekoladowych łap, wpadła w sidła dwóch kolejnych, ale jeszcze bardziej nieznośnych i niemożliwych do zamęczenia.
— Miłostko, motylku, chodź tutaj, zdrzemniemy się, co ty na to? — Usłyszała za sobą głosik Migotki, która układała się właśnie, aby otulić najmłodszą pociechę łapami. Rudawy pyszczek odwrócił się w jej stronę. W zielonych ślepiach pointki nie było ani cienia zmęczenia. — Nie chce... — rzuciła.
— Musisz dużo odpoczywać. Chcesz przecież być taka duża jak twój tato, prawda? — przekonywała królowa.
— Mhm... Nie urosnę, jak będę się zwijać w kulkę! Muszę sięgać najwyższych gałązek, wtedy będę wyższa niż Sekrecik! — powiedziała, całkowicie pewna swoich racji.
— To nie tak działa, Moje Serduszko — Pokręciła głową.
— I tak nie zasnę! — jęknęła, odwracając się z powrotem w stronę wyjścia. Tam było tyle ciekawych rzeczy...
— No dobrze. — mruknęła pokonana. Ułożyła się na boku, przyciągając drobną postać do policzka; Kruszynka mruczała głośno. — Ale pamiętaj o naszych nowych zasad-
— Pamiętam! — krzyknęła.
— Wsadź sobie kamienie do pyska! Nie widzisz, że próbuje spać, ty pchełko! — warknął Sekrecik, który nagle przeturlał się na drugi bok i zmierzył rudą kwaśnym spojrzenie.
— Kochany! Języka nie używamy, aby mówić takie brzydkie rzeczy — jęknęła mama, a płowy jedynie zwinął się ponownie z kulkę, tym razem zakrywając uszy łapkami. — No, ale Miłostko, ani pazurek poza linie... — To powiedziawszy, położyła głowę na łapach i niemal momentalnie zapadła w sen.
Pointka dalej wpatrywała się w przemykające koty. Liczyła, że mignie jej gdzieś sylwetka Mirabelki lub Malinka; może znaleźliby dla niej chociaż chwileczkę? Znalazła jednak kogoś innego...
W stronę kociarni niemal bezdźwięcznie kierowała się mizerna, drobna, niemal żałosna postać. Koteczka nie była pewna czy wcześniej widziała tego nieznajomego. Może tak... Może nie... Nie to było teraz ważne. Istotne było to, że cokolwiek się działo.
— Stać! — krzyknęła, jakby szeptem. Stanęła wyprostowana z szeroko rozstawionymi nogami; jej przednie łapy stały idealnie na wyznaczonej granicy. Liliowy kocurek zdziwiony faktycznie się zatrzymał i wlepił zielone ślepia z kociaka. W pysku trzymał nornicę; niemal mu ona nie wypadła. — Ani kroku dalej! Z czym przychodzisz? Jeśli z jakimiś smrodliwymi... — Tutaj uciekło jej słowo, które usłyszała kilka razy od dorosłych i którego niesamowicie chciała teraz użyć. Niestety musiała improwizować — Nie fajnymi rzeczami! Jak z nimi przychodzisz, to musisz pokonać mnie! Najlepsiejszą wojowniczkę, najbardziej niesamowitą poszukiwaczkę przygód i poskramiaczkę bestii! Takich jak ty! — Rozpoczęła dziką szarżę w jego stronę. Gotowa była bronić swojej małej kociarni.
<Wiciokrzew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz