Razem z kilkoma innymi kotami stała we wnętrzu sumaka, ze zmartwieniem mierząc wzrokiem Sroczą Gwiazdę. Kiedy stara liderka ujrzała swą rodzinę wbiegającą do legowiska, kąciki jej pyska nieznacznie się uniosły.
— Przybyliście... — wychrypiała, unosząc pysk. Jej głos po chwili spoważniał — Jest tak, jak powiedziała Różana Woń i Zimorodkowe Życzenie — miauknęła, uprzedzając cisnące się na pyski kotów pytania — Nie pozostało mi wiele czasu. Nawet jako liderka, uprzywilejowana przez Klan Gwiazdy, nie jestem nieśmiertelna. Wkrótce wrócę na Niebo Wiecznej Nocy, skąd pochodzi każdy z nas. Spieniony Nurt zna już wszystkie plany, więc nie musicie się martwić o przyszłość Klanu Nocy. — Kotka zrobiła pauzę, by nabrać powietrza — Teraz... Chciałabym z każdym z was zamienić parę zdań na osobności. Póki jeszcze jest czas.
Murena poruszyła się. Wzrokiem omiotła wyjście z legowiska lidera; jeszcze kilka, nieznużonych snem wojowników krzątało się po obozie, pożywiając się lub prowadząc wspólne, przyciszone gawędy. Większość uczniaków, zapewne pod przewodnictwem swoich mentorów, dawno już poszła spać.
Mogłoby się zdawać, że to najnormalniejszy wieczór, jakich wiele. A jednak w powietrzu unosiło się coś dziwnego… Czuć było narastające z każdą chwilą napięcie, ujawniające się we wszechobecnej ciszy. Kotom, przebywającym we wnętrzu wiekowego sumaka, towarzyszyło wręcz namacalne poczucie oczekiwania na nieuniknione rozczarowanie, które miało dotknąć Klan Nocy — była nim oczywiście śmierć Sroczej Gwiazdy, której żywot nieubłaganie zbliżał się ku końcowi.
Kocica zdawała sobie z tego sprawę równie dobrze, co reszta królewskiego rodu; stąd też zamiast odpoczywać, siedziała teraz przed legowiskiem liderki, z zamiarem ostatniego pożegnania z prababcią. Razem z nią było jeszcze kilka kotów, między innymi Szałwiowa Łapa; point zdawał się wyjątkowo przygnębiony, z żalem wpatrując się w ziemię.
Na pysku kotki zaś nie malował się smutek; raczej czysta skrucha, przykrywająca resztę uczuć i skutecznie maskująca ból.
Różana Woń odchrząknęła. Jej sierść była najeżona, a zdenerwowane spojrzenie wyraźnie mówiło, że to żądanie wytrąciło ją z równowagi. Strzepnęła ogonem, wysuwając się nieco na przód.
— Oczywiście ja oraz Zimorodek musimy zostać — przypomniała.
Srocza Gwiazda pokiwała przecząco głową.
— Wy również wyjdźcie. Kotewko, mogłabyś zostać? — To mówiąc, przywódczyni spojrzała na swoją córę.
— Ale… Potrzebujesz naszej pomocy! — Widząc stanowcze, nieco zmęczone spojrzenie babci, medyczka ustąpiła, z niezadowoleniem opuszczając legowisko; w jej ślady poszła również reszta zgromadzonych.
Czyhająca Murena zatrzymała się w cieniu drzewa, wzrokiem lustrując otoczenie. Jej oczom szczególnie rzucił się Pchli Nos; wojownik chował pysk w łapach — może po to, aby ukryć łzy lub odciąć się od tragedii, jaka nad nimi ciążyła.
W tej samej chwili, gdy wojowniczka odwróciła głowę od bladego lica starszego, z legowiska lidera wyłoniła się Kotewkowy Powiew; cała we łzach i blada niczym księżyc, wchodzący na nieboskłon. Po jej policzkach spływały gorzkie łzy, znacząc mokre ślady na białym, przedtem idealnie ułożonym, futrze. Rzuciła jakieś krótkie polecenie Spienionemu Nurtowi, po czym oddaliła się - zastępczyni w tym czasie zdążyła już zniknąć w głębi drzewa.
Murena uniosła łeb, wyglądając poza koronę drzewa.
Niebo było spokojniejsze niż kiedykolwiek; słońce powoli chyliło się ku horyzontowi, a ostatnie, tęskne promienie padały na jasny grzbiet Czyhającej Mureny. Znikome języki ognia tańczyły po jaskrawym sklepieniu, przeplatając się i tworząc barwny spektakl, rozgrywający się tuż nad głowami kotów Klanu Nocy.
Minęło trochę czasu zanim wróciła; przygnębiona, z oczami pełnymi łez.
Zaraz po niej przywołano Pchli Nos, a później również Szałwiową Łapę. Dopiero, gdy uczeń wyszedł, Murena usłyszała swoje imię. Dźwignęła się na łapy, a następnie powoli zbliżyła do wejścia. Wziąwszy głęboki wdech, rzuciła ostatnie, niepewne spojrzenie kotom za nią, zanim wkroczyła do osnutego mrokiem legowiska, znikając w cieniu.
— Prababciu?
Starsza uniosła łeb, mierząc ją swoimi zielonymi oczami.
— Wejdź, Mureno.
Słysząc słowa liderki, ostrożnie podeszła do posłania, na którym spoczywała i pochyliła się delikatnie, w geście szacunku. Przywódczyni uniosła jedną łapę, obejmując nią policzek prawnuczki.
— Wyrosłaś — stwierdziła, matowiejącymi oczami przyglądając się obliczu kocicy — Jesteś dzielną wojowniczką. Dumą dla swej rodziny i całego Klanu Nocy. Mam nadzieję, że po mojej śmierci się to nie zmieni — wymruczała pół-żartem, choć jej słowa niosły ze sobą znacznie większe znaczenie — Jesteś najstarszą córką swej matki. Przyszłą zastępczynią, później liderką. Twoje życie, od dnia w którym zostałaś poczęta, było najważniejsze dla całego rodu. Jednak wraz z przynależeniem do niego, również od tego momentu stałaś się jednym z najbardziej narażonych na cudzą krzywdę istnień. Wiele kotów nie jest na nas gotowych. Są ślepi na prawdę i niezdolni do ujrzenia szerszego obrazu, wizji naszej przyszłości. Nie możesz się im nigdy ugiąć. Jesteś pierworodną córą Wiecznej Nocy, księżniczką i moją własną potomkinią. Musisz iść przed siebie. I nigdy się nie zatrzymywać. Na to właśnie czekają nasi wrogowie i uwierz, że nie będą litościwi — przestrzegła czarno-białą — Obserwowałam cię już wystarczająco długo, by wiedzieć, że twój umysł jest obszerniejszy, a twe oczy widzą więcej niż inni. Rozumiesz wizję rodu, nasze powołanie oraz misję. W przyszłości chciałabym, byś stała się sprawiedliwą władczynią, lepszą nawet niż ja. Jestem pewna, że pod swą łapą zdołasz zjednać tłumy ślepców i swymi działaniami zwrócić im zdolność do widzenia. Ja… — Kotka nagle urwała, zanosząc się salwą kaszlu. Parę uderzeń serca zajęło jej złapanie oddechu. Czyjś nagły tupot łap rozległ się przed wejściem do legowiska lidera, a po chwili obie rozmówczynie ujrzały łeb księżniczki Algowej Strugi, zmartwionymi, przestraszonymi oczami wpatrującej się w babkę.
— Babciu, jesteś! — wykrzyknęła loczkowana — Przybiegłam, gdy tylko usłyszłam wieści. Czy... Czy przerwałam wam rozmowę? — dodała, dostrzegając czyhającą w cieniu Murenę.
— Zostań — poleciła dymnej Srocza Gwiazda, skinieniem łba odsyłając najmłodszą kocicę.
Łaciata ostatni raz obdarzyła prababcię spojrzeniem swych pomarańczowych ślepi, zanim posłusznie odwróciła się, opuszczając przytulne wnętrze sumaka.
Chłodny wiatr musnął jej bok, przemykając między białymi kosmykami futra.
Przycupnęła przy Szałwiowej Łapie, przejeżdżając językiem po swojej klatce piersiowej.
— Co… Co powiedziała ci Srocza Gwiazda? — Point obrócił łeb w bok, spoglądając na siostrę.
Murena przez chwilę milczała. Musiała ostrożnie dobrać słowa.
— Mówiła o bezpieczeństwie i samotnikach — odparła krótko, odwracając wzrok.
Wolała nie mówić zbyt wiele. Nie wiedziała, czy dobrze zinterpretowała słowa Sroczej Gwiazdy; tak właściwie nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć.
— Oh… Rozumiem. W każdym razie… — drżący, zrozpaczony głos przerwał uczniowi.
— Srocza Gwiazda! — Z legowiska wybiegła Algowa Struga. — Pomocy! Ona… — Głos jej się załamał i nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa więcej.
Z bijącymi sercami rodzeństwo zerwało się na równe łapy; zanim zdążyli cokolwiek zrobić, do legowiska wbiegły Różana Woń oraz Zimorodkowe Życzenie.
────⊹⊱✫⊰⊹────
Przepchnęła się przez zapłakane koty, odsuwając od siebie ostatnie futro, należące zapewne do Szałwika. Dopiero wtedy jej oczom ukazała się liderka. Szeroko otwarte, zamglone ślepia o zielonym odcieniu, niegdyś tak dumne i lśniące, teraz pusto wpatrywały się w ścianę. Dwukolorowy bok nie unosił się, a dostojna aura, niegdyś otaczająca liderkę, całkiem zanikła, ulatniając się równie szybko, co tlen w płucach Czyhającej Mureny. Pozostało tylko puste, zamarłe w oczekiwaniu na powrót właściciela, ciało. Cud jednak nie nadchodził. I zdawało się, że nigdy miał nie nadejść.
Księżniczka zacisnęła powieki, pod którymi zaczęły gromadzić się łzy. Poczuła, jak uginają się pod nią łapy; po jej karku przebiegł lodowaty dreszcz, a przeraźliwy chłód zawładnął całym ciałem.
— Zróbcie miejsce — Czyjś rozkaz obił się o jej uszy, nie docierając jednak całkiem do umysłu. Wszystko słyszała jak przez mgłę; rozmazane, niewyraźne… Czarne plamki mignęły przed ślepiami wojowniczki, układając się we wzory i kształty, tworząc wirujący, pozbawiony wszelkich kolorów, kalejdoskop.
Po prostu się odsunęła. Nagle poczuła ogromną potrzebę wyjścia na zewnątrz i przewietrzenia się; tak też zrobiła, chwiejnym krokiem opuszczając legowisko. Dopiero, gdy wiatr musnął jej pysk, była w stanie na powrót normalnie oddychać. Uniosła łapę, paliczkami wycierając łzy.
Dostrzegła ciało Sroki, zaciągnięte na środek obozu; ciemna sylwetka Różanej Woni nachyliła się nad dawną liderką, językiem zamykając jej ślepia. Kilka innych kotów przysiadło przy niej, czyszcząc sierść i lamentując.
Skowyt poniósł się po obozie, przykuwając uwagę kotów. Ci, którzy jeszcze nie spali, bardzo szybko zorientowali się o co chodzi, budząc tym samym resztę. Nie minęło wiele czasu, gdy cały Klan Nocy obiegła wieść o niedawnej śmierci przywódczyni. Murena widziała, jak poszczególne koty zbliżały się do kocicy; jej uwadze nie umknęło zdezorientowane spojrzenie Łuski, siedzącego w lecznicy, rozpacz Mandarynkowego Pióra i zdumienie Laguny, gdy wraz z maminą mentorką powrócił na wieczór do obozu i zastał ten makabryczny widok.
Biadolenie nie miało końca; Spieniony Nurt chowała pysk w sierści swej matki, zawodząc, Kotewka pociągała nosem i z trudem łapała oddech… Pchli Nos płakał najmocniej, wylewając z siebie morze łez, jednak nie wydał nawet najcichszego jęku udręki.
Murena zaś była cicho. Nie biegała, nie lamentowała, nie użalała się. Tylko czasem, któraś z perlistych łez postanawiała opuścić jej oko, spływając po białym policzku, aby końcowo i tak wylądować na ziemi, zamieniając ją w maleńki skrawek błota. Coś w niej pękło, pozostawiając palącą wręcz pustkę, a ona wiedziała, że nie mogła jej już niczym zastąpić. Więc po prostu siedziała. Siedziała przy najmniej obleganym boku Sroczej Gwiazdy, raz po raz odwracając wzrok z żalem, jakby miała coś poczuć; jakąś wyższą emocję, targającą nią i burzącą wszelkie mosty, zmuszającą do krzyku, wyrwanego z jej gardła. Nic takiego jednak nie nadchodziło. Wsuwała i wysuwała pazury, zaciskała zęby i mrużyła oczy. Tylko na tyle była w stanie się zdobyć.
Minęło trochę czasu. Księżyc zdążył przebyć swą nocną wędrówkę i zajść, a słońce ponownie wzeszło, witając świat swymi czułymi, ciepłymi promieniami. Dostali chwilę na pożegnanie się ze zmarłą przed pogrzebem. Choć znużenie oraz senność powoli brała górę, kotka nachyliła się nad liderką.
— Nie zawiodę cię… Słowo — wyszeptała, ostatni raz spoglądając na jej lico.
Chciała jak najlepiej zapamiętać prababcię — każdy aspekt jej wyglądu. Przenikliwe, zielone oczy, wyraźne kości policzkowe, długie łapy, rozłożenie ciemnych plam… Wszystko, co wydawało jej się jakkolwiek ważne. Aby obraz dostojnej liderki na zawsze pozostał w jej pamięci.
────⊹⊱✫⊰⊹────
Wpatrywała się w łaciatą sierść Sroczej Gwiazdy, niknącą pod barwnymi wieńcami kwiatów, którymi zostały wyłożone jej zwłoki; zielone łodygi wyciągały się ku słońcu, a pojedyncze, luźne płatki unosiły się na wietrze, gnane przez chłodny wir daleko poza pole widzenia Czyhającej Mureny. Spieniony Nurt dawno zakończyła swoją przemowę urywanym szlochem, którego nie była w stanie powstrzymać.
Żałosny lament niósł się po polanie, rozbrzmiewając w szumie liści czy śpiewie ptaków.
Pchli Nos pochylał się nad ciałem ukochanej przyjaciółki, a Kotewka zawodziła głośno, przenosząc wzrok to na matkę, to na błękitne niebo.
Murena schyliła łeb, pociągając nosem.
────⊹⊱✫⊰⊹────
Nie rozległy się wiwaty ani okrzyki radości. Zdenerwowany szept falą poniósł się po polanie. Koty ze zdumieniem wpatrywały się w nową liderkę, jakby nie będąc pewnym, czy dobrze usłyszeli wypowiedziane przez nią słowa.
— Nie jesteśmy Owocowym Lasem, aby mieć dwóch zastępców! — Jakiś odważniejszy wojownik uniósł głos, dodając pewności reszcie; wkrótce dało się słyszeć kolejne niezadowolone pomruki i syki.
— Wiem, że to nowa sytuacja — liliowa przerwała kotom, lustrując je wzrokiem. — ale zaufajcie mi; dwaj zastępcy są w stanie wprowadzić o wiele więcej dobra do klanu, niż mógłby to zrobić jeden. Wkrótce wszystko samo się okaże i z pewnością dostrzeżecie wiele pozytywów z takiego obrotu spraw.
Speniony Nurt zeskoczyła z mównicy, tym samym kończąc zebranie; szepty jednak nie ucichły. Wręcz przeciwnie, gdy tylko kocica zniknęła we wnętrzu swojego legowiska, na środku obozu powstała grupka zawzięcie dyskutujących ze sobą nocniaków. Koty wymieniały się swoimi spostrzeżeniami czy uwagami dotyczącymi nowego podziału władzy, niekoniecznie z niego zadowolone.
Murena przysiadła przy Pierzastej Kołysance, posyłając jej promienisty, nieco wymuszony uśmiech.
— Co sądzisz o tym wszystkim? — spytała, z figlarnym błyskiem w oku trącając młodszą łapą.
— Cieszę się, że mama została zastępczynią; na pewno zasłużyła na tę rangę… Nawet, jeśli nie zawsze okazuje mi miłość.
Księżniczka objęła ogrodniczkę ogonem.
— Obie świetnie się spiszą; Spieniony Nurt wie, co robi.
— Boisz się, że nie będą mieć dla nas czasu? — Srebrna spojrzała na wojowniczkę, która w odpowiedzi zaśmiała się perliście, marszcząc nos.
— Tylko trochę — odparła z uśmiechem.
────⊹⊱✫⊰⊹────
Minęło kilka wschodów słońca; głosy niezadowolenia wciąż rozbrzmiewały w Klanie Nocy i Murena zaczęła się obawiać, że klan może nie zaakceptować dwóch zastępczyń, co mogło doprowadzić do wojny domowej lub innych, niezbyt pożądanych nieporozumień… Pozostawało jej jednak wierzyć, iż z czasem wszystko się ułoży.
Księżniczka zmierzała właśnie do legowiska wojowników, gdy donośny głos Spienionego Nurtu poniósł się echem po obozie.
— Niech wszystkie koty zdolne łowić zwierzynę, zbiorą się pod legowiskiem lidera na zebranie klanu! — Nie trzeba było mówić więcej. Zaciekawione, głodne kolejnych informacji koty, szybko zebrały się przy mównicy, wznosząc swe ślepia ku górze i z wyczekiwaniem wpatrując się w liderkę. Tak też uczyniła Czyhająca Murena, stając gdzieś w tłumie.
— Upłynęło już trochę czasu od odejścia Sroczej Gwiazdy i odebranie przeze mnie daru dziewięciu żyć nie może dłużej czekać. Postanowiłam więc nazajutrz o świcie wyruszyć w podróż do Księżycowej Sadzawki, gdzie udadzą się ze mną Baśniowa Strokrotka, Czyhająca Murena, Szałwiowa Łapa, Zimorodkowe Życzenie oraz Różana Woń.
Podczas mojej nieobecności obowiązkami lidera zajmą się Algowa Struga wraz z Mandarynkowym Piórem, a tymczasowa rola medyka przypadnie Pierzastej Kołysance.
────⊹⊱✫⊰⊹────
Powoli przemierzali piaszczyste tereny Klanu Klifu; kilka uderzeń serca temu przekroczyli granicę, rozpoczynając faktyczną wędrówkę do Klanu Gwiazdy.
Szorstki piasek wdzierał się pomiędzy paliczki Mureny, drażniąc jej poduszki. Z każdym kolejnym krokiem wojowniczka zostawiała za sobą wgłębienie w złocistej glebie, po chwili przykrywane kolejną warstwą piachu. Słońce raz po raz wychylało się zza gęstych obłoków, rzucając kilka kapryśnych promieni na pyski kotów.
Nie minęło wiele czasu, a piasek zaczął ustępować bujnej trawie, powoli mieszając się z nią, aż w końcu prawie całkiem zaniknął. Kilka uderzeń serca po tym, jak ich łapy zetknęły się ze stałym gruntem, ich oczom ukazało się wejście do niewielkiej, osnutej mrokiem jamy. Spieniony Nurt skinieniem głowy nakazała wojownikom zaczekać, po czym, za przewodnictwem Różanej Woni i Zimorodkowego Życzenia, weszła do środka, chwilę później znikając w tunelu.
— Nie dziwi was, że nie spotkaliśmy nigdzie patrolu Klanu Klifu? — Jako pierwszy milczenie przerwał Szałwiowa Łapa, posyłając kotkom zaciekawione spojrzenie.
— Nie bardzo. W końcu nie patrolują granic dzień i noc — odparła bez większych emocji Baśniowa Stokrotka, językiem układając kilka odstających, figlarnych włosków na jej klatce piersiowej.
— Może i tak. Jak myślicie, ile zajmie im powrót?
— Nie mam pojęcia — mruknęła Murena. — Pół dnia?
Okazało się, że odebranie kolejnych żyć od Klanu Gwiazdy nie zajęło nowej liderce tyle czasu, ile księżniczka przypuszczała. Nim się obejrzeli, wszystkie trzy kocice znów wyszły na powierzchnię.
— Nie mamy czasu do stracenia. Wracajmy — stwierdziła Spieniony Nurt, siląc się na uśmiech. Zapewne wciąż przeżywała śmierć Sroki, gdyż uśmiech wyszedł jej dość koślawy.
Powrót do obozu upłynął im stosunkowo szybko; czas spędzili głównie na nie szczególnie interesujących rozmowach, dotyczących chociażby tego, co kto zjadł dziś na śniadanie.
Gdy dotarli do koczowiska, słońce było już wysoko na nieboskłonie, grzejąc swymi promieniami wylegujące się koty.
Spieniony Nurt podziękowała za towarzyszenie jej, po czym zbliżyła się do legowiska lidera, jednym, długim susem wskakując na mównicę i zbierając kolejne zebranie.
— Klanie Nocy — zaczęła, poruszając wąsami. — Pomyślnie odebrałam dar dziewięciu żyć od Klanu Gwiazdy i od tej pory stałam się pełnoprawną liderką za przewodnictwem naszych wielkich przodków. To jednak nie wszystko, co chciałam wam dzisiaj przekazać: wciąż nieubłaganie przybliżamy się do nadchodzącej wojny z samotnikami. Chcę więc, aby każdy z was był na to gotowy. Uczniowie powinni pracować ciężej, żeby przygotować się na ewentualną walkę, a niedawno narodzony kociak Zmierzchającej Zatoki, Rozkwit, musi zostać otoczona szczególną opieką — chcę mieć pewność, że aktualny stan nie wpłynie negatywnie na rozwój najmłodszych członków naszego klanu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz