Nastała kolejna pora nagich drzew w życiu Margaretkowego Zmierzchu. Cały obóz pokryty był przez biały puch. Kotka z zachwytem przyglądała się spadającym płatkom śniegu, pozwalając, aby jeden osiadł na jej opuszce, by już po chwili zniknąć. Również uśmiech zniknął z pyska kocicy, a w jej oczach dało się dostrzec błysk melancholii.
– Macie szczęście, że wasza ceremonia uczniów wypadnie prawdopodobnie porą nowych liści, z samym jej początkiem i końcówką pory nagich drzew. – Zwróciła się do synów, którzy po raz pierwszy mieli okazję widzieć śnieg. Dłuższe futro chroniło ich przed zimnem, mimo to dostrzegła, jak ci lekko dygoczą, gdy zawiał wiatr. – Jeśli mnie pamięć nie myli, sama miałam ceremonię porą nowych liści... – miauknęła do siebie, starając się sobie przypomnieć dokładną porę, w której została uczennicą. Było wtedy ciepło, a śnieg miała okazję zobaczyć również jako kocię tak jak jej synowie.
– I bardzo dobrze. Nie widziałoby mi się opuszczać obozu, aby iść na trening w taki ziąb! – wtrącił Echo, bacznie obserwując obozowisko, którego centrum tym razem nie tętniło życiem. Większość kotów pochowana była w legowiskach, lecz znalazły się koty takie jak jej partner, które nie chciały opuścić dnia treningu i zabrały swoich uczniów w teren. – Dziwię się tacie, że chciało mu się w taką pogodę pójść na treningi z Wędrującą Łapą. Na jego miejscu odwołałbym dzisiaj trening, tak jak to zrobiła Brzęczkowy Trel!
– I pozwoliłbyś, aby twój uczeń nie zdobył przydatnej wiedzy jak sobie radzić w różnych, niekoniecznie sprzyjających warunkach?
– Nie... Ale mając do wyboru ciepłe legowisko, a trening na mrozie, wybrałbym ciepłe legowisko. I żeby nikt nie nazwał mnie leniem, wykonałbym jakieś proste zadania, jak na przykład wymiana mchu. To też przecież część treningu i zadań uczniowskich, i w takie właśnie dni można się nimi zająć. A w ciepły dzień udałbym się na całodzienne polowanie...
Rozbawiło ją nieco podejście syna. Trudno było jej się nie zgodzić z jego spojrzeniem na świat oczami kocięcia. Jednak, gdyby wszyscy kryli się w ciepłych legowiskach, klan zacząłby przymierać z głodu, a młodzi uczniowie jako wojownicy nie potrafiliby sobie poradzić, gdy zieloną trawę przykryje biały puch — ten był poniekąd sprzymierzeńcem, w szczególności dla kotów o przewadze białej okrywy, pozwalając im się w topić w krajobraz, jak i pozwalał na szybsze wytropienie zwierzyny, która w poszukiwaniu pożywienia zdecydowała się tak jak wojownicy, udać na łowy. Mimo tego również utrudniał polowanie i praktyka porą nagich drzew była przydatna podczas treningu.
– Z takim podejściem to nawet za sto księżyców nie zostaniesz wojownikiem, co najwyżej będziesz mistrzowsko wymieniał mech! Mech-mistrz! – wykrzykując wymyślona nazwę roli, Kruczek skoczył w stronę brata przewracając go na podłoże, wzbijając w powietrze drobinki białego puchu
Kocięta przez chwilę walczyły na niby, tarzając się po śniegu. Zachęcona wesołymi okrzykami synów, w końcu i Margaretka dołączyła do śnieżnej walki. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie jej zmierzyć się samej jednej z dwoma urwisami, którzy zaciekle obrzucali matkę śniegiem, sprawiając, że była na przegranej pozycji.
W pewnym momencie, po oberwaniu śnieżką prosto w pysk, kotka zachwiała się i upadła na ziemię, nie dając najmniejszego znaku życia.
– M-mamo?
Cisza.
Oczy szylkretki pozostawały zamknięte. Kocięta zaprzestały zabawy i wymieniły nerwowe spojrzenia, powoli zbliżając się do leżącej w śniegu kotki. Kruczek położył uszy po sobie, chowając swój ogonek pomiędzy tylne łapki, natomiast kikut Echa nerwowo podrygiwał.
– M-mamo? Mamo, wszystko dobrze? – Małe czarne łapki dotknęły jej boku i lekko potrząsnęły ciałem. – Idź po ciocię albo jakiegoś wojow...
Spanikowany głos syna mający płacz na końcu nosa sprawił, że właśnie w tej chwili postanowiła zmartwychwstać, nawet jeśli leżenie wśród chłodnego puchu było dość przyjemne, w szczególności po pięciu księżycach ciągłego leżenia w ciepłej kociarni (licząc okres ciąży). Poderwała się ze śniegu, łapiąc stojącego najbliżej niej kociaka i przeturlała się razem z nim po śniegu.
– Wygrałam. – miauknęła dumna z siebie wypuszczając z pyszczka dymek pary, spoglądając na syna. – Mamy remis. Co powiecie, żeby zachęcić do zabawy jeszcze jednego z wojowników, aby szansę były wyrównane? – spytała jak gdyby nic, na co Kruczek wybuchł płaczem.
– Myśleliśmy, że coś ci się stało. Że... że umarłaś! – krzyknął Echo, podbiegając do matki i brata. – Miałem już iść po ciocię! Wystraszyłaś nas! – prychnął rzucając matce gniewne spojrzenie
– Wybaczcie waszej starej głupiej matce. Ta bitwa na śnieżki sprawiła, że poczułam się jak kociak i postanowiłam was trochę wkręcić. – wyznała. Jako mała koteczka nie miała tej możliwości dokazywać w zaspach śnieżnych z bratem. A teraz mogła pobawić się ze swoimi dziećmi, chcąc ich po prostu rozśmieszyć. Wcale nie udawała, że umarła, tylko po prostu chciała, aby podeszli i mogła ich zaskoczyć. Sama ze śmierci nigdy by nie żartowała. – Chyba przesadziłam... – westchnęła. Pomogła się podnieść Kruczkowi z pleców i czule liznęła go po łebku. – No już nie płacz Echo, spójrz. Jestem cała i zdrowa. Nic mi nie jest. Uderzenie śnieżki wcale nie bolało, a i sama celowo się wywaliłam...
– Nie rób tak więcej, dobrze? – spytał, pociągając nosem.
– Dobrze.
– Obiecaj.
– Obiecuję.
– Na łapkę?
– Na łapkę. – Mówiąc to zetknęła się opuszką z łapką kocurka. Na pysku malca pojawił się lekki uśmiech, mimo to wciąż wydawać się mogło, że gniewał się na matkę. – Myślę, że na dzisiaj wystarczy tych wygłupów w śniegu... – Otrzepała się z puchu pokrywającego jej grzbiet. – Lepiej, żebyście się nie rozchorowali. Niektóre z ziół nie są tak smaczne jak się może wydawać i nie pachną zachęcająco, a doskonale zdaję sobie sprawę jakie macie delikatne podniebienia. Może zajrzymy do legowiska uczniów i zaproponujemy im wspólne wybranie się do Łapkowa? – zaproponowała. – Będziemy mogli przejść jednym z dodatkowych tuneli pod ziemią, tak aby nie musieć iść przez zaspy.
Kociaki zgodziły się. Wspólnie udali się do legowiska uczniów, w którym część uczniów faktycznie odpoczywała. Kocica zapytała się, czy któryś z przyszłych wojowników miałby ochotę udać się z nimi do Groty Pamięci. Znalazło się dwóch, którzy ochoczo przystali na wspólnie spędzony miło czas w gronie kotów zbliżonych do siebie wiekiem. Ku zdziwieniu kocicy, nawet Ognista Piękność, która zaczepiła ich przy wejściu do tunelu okazała się być chętna do wspólnego spędzenia czasu w podziemiach.
– I tak nie mam nic innego do roboty, a twój brat... – urwała zadzierając nosek do góry. Wcisnęła się na przód pochodu i zniknęła w tunelu.
– Mamo... – Kocurek pociągnął kotkę za ogon. – Nadal jestem na ciebie zły, ale... Nauczysz mnie jak leżeć w bezruchu, tak aby zmylić przeciwnika i mieć efekt zaskoczenia?
– Oczywiście. Na pewno twój mentor też ci pokażę tę sztuczkę – Uśmiechnęła się. – A teraz wskakuj do tunelu.
– Macie szczęście, że wasza ceremonia uczniów wypadnie prawdopodobnie porą nowych liści, z samym jej początkiem i końcówką pory nagich drzew. – Zwróciła się do synów, którzy po raz pierwszy mieli okazję widzieć śnieg. Dłuższe futro chroniło ich przed zimnem, mimo to dostrzegła, jak ci lekko dygoczą, gdy zawiał wiatr. – Jeśli mnie pamięć nie myli, sama miałam ceremonię porą nowych liści... – miauknęła do siebie, starając się sobie przypomnieć dokładną porę, w której została uczennicą. Było wtedy ciepło, a śnieg miała okazję zobaczyć również jako kocię tak jak jej synowie.
– I bardzo dobrze. Nie widziałoby mi się opuszczać obozu, aby iść na trening w taki ziąb! – wtrącił Echo, bacznie obserwując obozowisko, którego centrum tym razem nie tętniło życiem. Większość kotów pochowana była w legowiskach, lecz znalazły się koty takie jak jej partner, które nie chciały opuścić dnia treningu i zabrały swoich uczniów w teren. – Dziwię się tacie, że chciało mu się w taką pogodę pójść na treningi z Wędrującą Łapą. Na jego miejscu odwołałbym dzisiaj trening, tak jak to zrobiła Brzęczkowy Trel!
– I pozwoliłbyś, aby twój uczeń nie zdobył przydatnej wiedzy jak sobie radzić w różnych, niekoniecznie sprzyjających warunkach?
– Nie... Ale mając do wyboru ciepłe legowisko, a trening na mrozie, wybrałbym ciepłe legowisko. I żeby nikt nie nazwał mnie leniem, wykonałbym jakieś proste zadania, jak na przykład wymiana mchu. To też przecież część treningu i zadań uczniowskich, i w takie właśnie dni można się nimi zająć. A w ciepły dzień udałbym się na całodzienne polowanie...
Rozbawiło ją nieco podejście syna. Trudno było jej się nie zgodzić z jego spojrzeniem na świat oczami kocięcia. Jednak, gdyby wszyscy kryli się w ciepłych legowiskach, klan zacząłby przymierać z głodu, a młodzi uczniowie jako wojownicy nie potrafiliby sobie poradzić, gdy zieloną trawę przykryje biały puch — ten był poniekąd sprzymierzeńcem, w szczególności dla kotów o przewadze białej okrywy, pozwalając im się w topić w krajobraz, jak i pozwalał na szybsze wytropienie zwierzyny, która w poszukiwaniu pożywienia zdecydowała się tak jak wojownicy, udać na łowy. Mimo tego również utrudniał polowanie i praktyka porą nagich drzew była przydatna podczas treningu.
– Z takim podejściem to nawet za sto księżyców nie zostaniesz wojownikiem, co najwyżej będziesz mistrzowsko wymieniał mech! Mech-mistrz! – wykrzykując wymyślona nazwę roli, Kruczek skoczył w stronę brata przewracając go na podłoże, wzbijając w powietrze drobinki białego puchu
Kocięta przez chwilę walczyły na niby, tarzając się po śniegu. Zachęcona wesołymi okrzykami synów, w końcu i Margaretka dołączyła do śnieżnej walki. Nie spodziewała się jednak, że przyjdzie jej zmierzyć się samej jednej z dwoma urwisami, którzy zaciekle obrzucali matkę śniegiem, sprawiając, że była na przegranej pozycji.
W pewnym momencie, po oberwaniu śnieżką prosto w pysk, kotka zachwiała się i upadła na ziemię, nie dając najmniejszego znaku życia.
– M-mamo?
Cisza.
Oczy szylkretki pozostawały zamknięte. Kocięta zaprzestały zabawy i wymieniły nerwowe spojrzenia, powoli zbliżając się do leżącej w śniegu kotki. Kruczek położył uszy po sobie, chowając swój ogonek pomiędzy tylne łapki, natomiast kikut Echa nerwowo podrygiwał.
– M-mamo? Mamo, wszystko dobrze? – Małe czarne łapki dotknęły jej boku i lekko potrząsnęły ciałem. – Idź po ciocię albo jakiegoś wojow...
Spanikowany głos syna mający płacz na końcu nosa sprawił, że właśnie w tej chwili postanowiła zmartwychwstać, nawet jeśli leżenie wśród chłodnego puchu było dość przyjemne, w szczególności po pięciu księżycach ciągłego leżenia w ciepłej kociarni (licząc okres ciąży). Poderwała się ze śniegu, łapiąc stojącego najbliżej niej kociaka i przeturlała się razem z nim po śniegu.
– Wygrałam. – miauknęła dumna z siebie wypuszczając z pyszczka dymek pary, spoglądając na syna. – Mamy remis. Co powiecie, żeby zachęcić do zabawy jeszcze jednego z wojowników, aby szansę były wyrównane? – spytała jak gdyby nic, na co Kruczek wybuchł płaczem.
– Myśleliśmy, że coś ci się stało. Że... że umarłaś! – krzyknął Echo, podbiegając do matki i brata. – Miałem już iść po ciocię! Wystraszyłaś nas! – prychnął rzucając matce gniewne spojrzenie
– Wybaczcie waszej starej głupiej matce. Ta bitwa na śnieżki sprawiła, że poczułam się jak kociak i postanowiłam was trochę wkręcić. – wyznała. Jako mała koteczka nie miała tej możliwości dokazywać w zaspach śnieżnych z bratem. A teraz mogła pobawić się ze swoimi dziećmi, chcąc ich po prostu rozśmieszyć. Wcale nie udawała, że umarła, tylko po prostu chciała, aby podeszli i mogła ich zaskoczyć. Sama ze śmierci nigdy by nie żartowała. – Chyba przesadziłam... – westchnęła. Pomogła się podnieść Kruczkowi z pleców i czule liznęła go po łebku. – No już nie płacz Echo, spójrz. Jestem cała i zdrowa. Nic mi nie jest. Uderzenie śnieżki wcale nie bolało, a i sama celowo się wywaliłam...
– Nie rób tak więcej, dobrze? – spytał, pociągając nosem.
– Dobrze.
– Obiecaj.
– Obiecuję.
– Na łapkę?
– Na łapkę. – Mówiąc to zetknęła się opuszką z łapką kocurka. Na pysku malca pojawił się lekki uśmiech, mimo to wciąż wydawać się mogło, że gniewał się na matkę. – Myślę, że na dzisiaj wystarczy tych wygłupów w śniegu... – Otrzepała się z puchu pokrywającego jej grzbiet. – Lepiej, żebyście się nie rozchorowali. Niektóre z ziół nie są tak smaczne jak się może wydawać i nie pachną zachęcająco, a doskonale zdaję sobie sprawę jakie macie delikatne podniebienia. Może zajrzymy do legowiska uczniów i zaproponujemy im wspólne wybranie się do Łapkowa? – zaproponowała. – Będziemy mogli przejść jednym z dodatkowych tuneli pod ziemią, tak aby nie musieć iść przez zaspy.
Kociaki zgodziły się. Wspólnie udali się do legowiska uczniów, w którym część uczniów faktycznie odpoczywała. Kocica zapytała się, czy któryś z przyszłych wojowników miałby ochotę udać się z nimi do Groty Pamięci. Znalazło się dwóch, którzy ochoczo przystali na wspólnie spędzony miło czas w gronie kotów zbliżonych do siebie wiekiem. Ku zdziwieniu kocicy, nawet Ognista Piękność, która zaczepiła ich przy wejściu do tunelu okazała się być chętna do wspólnego spędzenia czasu w podziemiach.
– I tak nie mam nic innego do roboty, a twój brat... – urwała zadzierając nosek do góry. Wcisnęła się na przód pochodu i zniknęła w tunelu.
– Mamo... – Kocurek pociągnął kotkę za ogon. – Nadal jestem na ciebie zły, ale... Nauczysz mnie jak leżeć w bezruchu, tak aby zmylić przeciwnika i mieć efekt zaskoczenia?
– Oczywiście. Na pewno twój mentor też ci pokażę tę sztuczkę – Uśmiechnęła się. – A teraz wskakuj do tunelu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz