Time skip do teraźniejszości
Biały puch wdzierał się do obozu. Coraz większe zaspy tworzyły się przy samym wejściu, z czasem tworząc wały, przez które trzeba było torować drogę. Pogoda była sucha i bardzo zimna. Jedyne co pozwalało utrzymać radość ducha, było częste słońce, które miło grzało w grzbiet, nawet jeśli chłód piekł w nos i uszy.Jak na razie nie było żadnych problemów z odmrożeniami, co tylko pokazywało, że Klifiaki nie pchały się niepotrzebnie w paszcze zimna, a wybór kotów do patroli w dni, kiedy pogoda jest szczególnie surowa, był faktycznie przemyślany. Nikt nie wydawał się chory z powodu pory roku.
Cieszyło to medyczki niezmiernie. Składzik, jak to bywa, kiedy śnieg zakryje tereny klanów, nie był najlepiej zaopatrzony. Nie było też co się łudzić, że cokolwiek przetrwało te siarczyste mrozy, więc modły do Klanu Gwiazdy o zdrowie dla wszystkich, zwłaszcza najsłabszych, były codziennym rytuałem Ćmiego Księżyca. Wiedziała, że duża część wojowników jest już bliżej starości niż szczytu swojej siły; praktycznie można było ich już traktować jako starszyznę, a więc jedno niefortunne przewianie i byłby spory problem. Utrata takich doświadczonych kotów, które dalej próbowały przynajmniej wyżywić swoje rodziny i przyjaciół, byłby dla Klanu Klifu niezwykłym ciosem. Zwłaszcza że Ćma wciąż czuła, mimo tych księżyców, że widmo konfliktu z Klanem Burzy wciąż nad nimi wisi. Nie mogła zapomnieć o mordce swojej ukochanej siostry, gdy ta opowiadała, co stało się na granicy, do czego doszło między nią a tą okropną rudą Pożarową Łapą. Gdy raz wyznała mamusi Zielone Wzgórze, że cała sytuacja wciąż niezwykle ją trapi, a strach przed pazurami wojowników, które zacisną się na niej jak na zbyt powolnym zajączku, jest w niej wciąż żywy, ta zaśmiała się tylko i zapewniła, że tę niezgodę do grobu zanieśli ze sobą Srokoszową Gwiazda i Obserwująca Gwiazda. Według czarnej, teraz gdy oba klany rządzone są inną łapą, nic już się nie wydarzy. Córka miała taką nadzieję; chciała wierzyć ukochanej mamie... Z zasady jednak musiała wciąż pielęgnować w sobie lęk. Ktoś musiał się przecież przejmować.
— Ćmi Księżycu? Haalooo~ — Dotarł do niej w końcu głos Pietruszkowej Błyskawicy. Medyczka lekko podskoczyła, co wywołało tylko śmiech rozbawienia ze strony wojowniczki. Szybko jednak jej mordka przybrała znów lekko zmartwiony grymasik. Ćma rzadko widywała coś podobnego na czekoladowym pyszczku; poczuła ścisk w żołądku. — Jejku musisz być bardziej czujna. Może w obozie nic ci nie grozi, ale w wielkim świecie już mogłoby cię coś chapsnąć i co my byśmy potem zrobili? — zażartowała. — O-oh, przepraszam... — Koteczka wróciła do rzeczywistości, a jej ślepia powędrowały za wzrokiem Pietruszki, prosto na jej młodego ucznia. — Co się stało? — zwrócił się do starszej, wracając uwagą do niej.
— No cóż... Mieliśmy wybierać się na trening, już i tak jest późno i większość terminatorów dawno wyszła, ale Gąsienicowa Łapa nie potrafił złapać tchu. Mówi, że czuję, jakby miał kulkę mchu w gardle. — powiedziała zmartwiona, a kocurek pokiwał prędko głową.
— Ojej... — W oczach asystentki zalśnił strach i współczucie. Powstała i podeszła bliżej niebieskiego. — Otwórz. — poleciła cicho, a ten potulnie rozdziawił szeroko pysk. Nie wyglądało na to, aby jakaś kosteczka czy źle przeżuty kawałek mięsa zalęgł się w przełyku. Mimo to kontynuowała oględziny.
— Próbowaliśmy pić wodę, ale to nie suchość — wtrąciła jeszcze Pietruszkowa Błyskawica, przyglądając się pracującej koteczce.
— Nie, to nie to... — zgodziła się Ćma i nic więcej nie mówiąc, wskoczyła z powrotem do legowiska, gdzie przebywała tylko drzemająca Czereśniowa Gałązka. Wślizgnęła się do składziku, gdzie pomrukiwała Zaćmienie. Nie przeszkadzając siostrze, złapała do mordki pęczek jałowca. Skrzywiła się; nie lubiła pracować z jagodami... Wróciła do czekającej dwójki. — Zjedz jedno. — podsunęła kuleczkę pod łapy ucznia, a ten bez zawahania zlizał ją z posadzki, krzywiąc się na cierpki smak.
— Hmm... Nie pomoże pewnie od razu. Chyba dzisiaj zostaniemy w obozie, Gąsieniczku. — mruknęła czekoladowa, a uczeń widocznie się zasmucił. — Odpoczniemy sobie razem, co ty na to? Poopowiadam ci jakieś straszne historie o borsukach i wielkich mewach. — zażartowała i posłała mu wielki uśmiech, na co ten się rozpromienił. Wstali, ale koleżanka rzuciła jeszcze na odchodne — Papa! Dziękuje ci Ciemko! Pozdrów siostrę!
— Przyjmuję, nie ma co przekazywać. — odezwał się głos zza srebrnej. Szylkretowa uczennica wyłoniła się z jaskini i uśmiechnęła się do przyjaciółki. Pietruszka puściła jej oko i ruszyła za swoim podopiecznym. Asystentka otarła się policzkiem o czarny bark, głośno mrucząc. — Wpełzłaś do składziku niczym cień, mało co nie przeraziłaś mnie na śmierć — zażartowała.
— Wybacz... — Speszyła się koteczka, ale szybko odwzajemniła uśmiech. — Gąsieniczek nie umiał wziąć wdechu. — Uprzedziła pytanie, a kotka zmrużyła skrzące ślepia.
— Dałaś mu jałowca?
— Mhm...
— Kończy się, widziałam. Mamy znów tak mało ziół w Porę Nagich Drzew. Zawsze mówię, że na następny raz z końcem Pory Opadających Liści jaskinia będzie wręcz pękać od leków, a potem i tak wszystko kończy się jak się kończy... — Pokręciła łbem i usiadła obok mniejszej. Gruba, jasna kita owinęła się wokół jej rdzawego ogona, a jasny pyszczek oparł się na ciemnym barku. — Coś się stało?
— N-nie... — wyjąkała Ćma. Dłuższą chwilę milczała, ciesząc się bliskością drogiej Zaćmienie, nagle jednak, mimo wewnętrznego zawahania, zapytała. — Siostrzyczko... Co myślisz, że nas czeka?
<Zaćmienie?>
Wyleczeni: Gąsienicowa Łapa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz