— Oczywiście — odpowiedziała, tłumiąc chichot w piersi — W końcu to okazja, aby czegoś się nauczyć, może w końcu nie będzie mi się tu nudzić?
Rudy w zamyśleniu pokiwał głową. Jego oczy uciekły jeszcze bardziej w bok, a rude uszy spuściły się nieznacznie.
— A ty? — kontynuowała — Nie wyglądasz na podekscytowanego, chociaż rozumiem, możesz tego nie pokazywać, aby nie wyjść na małe kocię — wydęła dolną wargę — Na pewno musisz się cieszyć, że będziemy mieli okazję wyjść na zewnątrz i poznać terytorium tego klanu, no i jego członków.
Kątem oka zauważyła, jak pani Świstak ze zmęczonym wyrazem pyska odwraca się na drugi bok, zostawiając dwójkę kociaków samej sobie.
— Masz rację — westchnął — Nie chcę się czepiać, ale... Powiedziałaś "tego klanu", a nie "naszego". Jakiś konkretny powód?
W jego oczach zauważyła niepewność. Cóż za tchórzowska emocja. Jednak sama zawahała się na moment, ważąc słowa w pysku i szykując odpowiedź.
— Wiesz, mam wrażenie, że to nie jest do końca nasz dom — przyznała w końcu — Bez obrazy dla tych, którzy przyjęli nas życzliwie, oczywiście, ale to nadal są obcy. Minęło już parę miesięcy- to znaczy, księżycy, i jest mi tu dobrze... Ale z rodzicami także było mi dobrze.
Łaciata główka podniosła się nieco, przechylając w bok. Żółte oczy wbiły w nią swoje spojrzenie, tym razem okazując nieco więcej zrozumienia.
— Tak, wiem, o co ci chodzi — burknął, jednak bardziej przyjaźnie — Myślisz, że patrzą na nas dziwnie, bo nie jesteśmy stąd?
— Jeżeli tak, to nie wiedzą o nas nic — parsknęła — Jeszcze nie mieli okazji nas poznać, a jestem pewna, że ojciec Judaszowiec opowiadał o nas same dobre rzeczy. Na ich miejscu bym nas uwielbiała.
*jeszcze porą opadających liści*
Obudziła ją cisza w legowisku uczniów. Gdyby wytężyła słuch, może dotarłoby do niej ciche chrapanie Gąsienicowej Łapy, ale nie wysilała się tak bardzo i leniwie otworzyła oczy. Najpierw jedno, później drugie. Coś było... inaczej. Zamyśliła się na moment. Po paru momentach zrozumiała, że nie mogła usłyszeć już ciągłego dudnienia deszczu na zewnątrz, obijającego się o skały na zewnątrz. Nie zdziwiło jej to wielce, ale wręcz ucieszyło. Może to okazja na trening, na którym szare kłęby mokrych chmur nie groziły nagłą ulewą, ciągnąć się dwóm kotkom na karku. Właśnie, dwóm kotkom. Trochę dziwne, że Bożodrzewny Kaprys jeszcze nie po nią nie przyszła... Ale to nie był pierwszy raz. Podczas, gdy Strzępkę oraz jej brata mentorzy budzili o świcie i od razu wyciągali na zewnątrz, tak ona miała wrażenie, że o sam trening musi się białej kotce dopominać. No, może to za dużo powiedziane - po prostu sama musiała ją znaleźć. Przynajmniej miała szansę się wykazać.
Podniosła się z posłania i przeciągnęła łapy. Zmiotła ogonem luźne strzępki mchu na ich miejsce i powoli opuściła legowisko. Do jej uszu dobiegł gwar rozmów i wydawanych poleceń. Parę spojrzeń odwróciło się w jej kierunku, gdy wychodziła z jaskini. Podniosła wysoko podbródek. Niech podziwiają.
Rozejrzała się za starszą kotką, zamiast tego łącząc spojrzenia z Judadzowcowym Pocałunkiem, zajętym rozdzielaniem patroli. Kiwnęła mu głową na powitanie, zanim odeszła dalej. Zlokalizowała mentorkę niedaleko wodospadu. Biała czyściła futro z lekko znudzonym wyrazem pyska, ledwo co reagując na obecność uczennicy. Źródlana Łapa skierowała się w jej kierunku, machając lekko końcówką ogona.
— Dzień dobry — miauknęła, spoglądając jej w brązowe ślipia — Mamy coś dzisiaj w planach, pani Bożodrzew?
Starsza mlasnęła cicho i postawiła wcześniej podniesiona łapę na ziemi.
— Dobry — spojrzała się gdzieś w głąb jaskini — Trening, w końcu się trochę rozpogodziło. Może uda nam się wrócić bez przemoczonego futra.
Pokiwała głową i podążyła za jej wzrokiem, nie znajdując jednak niczego wartego uwagi. Lekko rozkojarzona, nie zauważyła brata, który ledwo co ją wyminął, zatrzymując się tuż przed wodospadem. Odwróciła pyszczek w jego stronę, posyłając mu zaskoczony, ale miły uśmiech.
— Gdzie masz oczy, z tyłu głowy? — parsknęła.
— To ty stoisz na samym środku przejścia — odburknął, posyłając Bożodrzew nieodgadnione spojrzenie.
Niebieska westchnęła i wywróciła oczami.
— Spokojnie, to tylko żart. Poza tym, i tak nikt inny tędy teraz nie chodzi — wzruszyła barkami — Ojciec planuje zabrać cię na trening? Trzeba skorzystać z ładnej pogody, kto wie, kiedy następnym razem przestanie padać — zmarszczyła brwi.
<Blasku?>
[679 słów]
[przyznano 14%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz