— Myślę, że bardzo dobrze wiesz — miauknęła cicho — Słuchaj, bardzo dobrze wiem, jak bardzo jej nie lubisz. Jej symptomy za każdym razem są takie same.
Czekoladowa wywróciła oczami.
— Nie musisz się nią przejmować. Zołza nie jest teraz nikim ważnym, komu się poskarży? Mamusi chyba nie, obawiam się, że ta już nic nie zrobi — parsknęła.
Zmrużyła ślipia, przysłuchując się bezczelnościom uczennicy. Nie chciała przyjąć do wiadomości jej obaw. W końcu ktoś kiedyś połączy kropki. Ale czuła się nieco bezradna, rozdarta pomiędzy dobrem kronikarki, a usługą siostrze.
— Ktoś cię nakryje — spróbowała — Nie mogłabyś znaleźć czegoś innego, co... U-uprzykrzyło by jej życie?
— Olśnij mnie w takim razie, moja droga — Mróweczka prychnęła ze sztucznym uśmiechem — Co ja jeszcze mogę zrobić? Podsunąć więcej innych jagód? Wepchnąć ją do jakiegoś dołu, aby połamała łapy? Ile ja mam się trudzić, co?
Skuliła się nieco na jej ostry ton.
— Nie wiem, cokolwiek innego, proszę — wydukała — Taka ilość tych jagód może jej bardzo poważnie zaszkodzić. Medycy zaczną się zamartwiać... Same problemy.
Pierwomrówka fuknęła i zmrużyła oczy. Ogon jej zadrżał, już zaczęła się odwracać, aby odejść...
— Posłuchaj mnie — odezwała się ostatni raz. Siostra przystanęła i uniosła brew — Na prawdę, nie obchodzi mnie to, jak utrudnisz jej kontakt z tobą. Byle nie trafiła już w moje łapy z bólem brzucha. Poza tym, nie myślisz, że lepiej byłoby przeboleć teraz i pozbyć się jej za parę księżycy, niż to przeciągać, bo nie może stanąć bez skręcania się z bólu?
***
— Wszystko dobrze? — zapytał ją zmartwiony.
— Martwię się trochę — mruknęła — P-próbowaliscie wywoływać wymioty? Mówiła, że jej niedobrze?
Srebrny zmrużył oczy i obejrzał się za siebie.
— Myślisz, że otruła się czymś? — miauknął pod nosem — Tylko czym? Może to reakcja na pewien rodzaj zwierzyny, albo jedno z naszych lekarstw... Chociaż, to mało prawdopodobne.
Z ciemności wyłoniła się kolejna sylwetka. Musiała wytężyć wzrok, aby skupić się na pyszczku Lilii.
— Podałam jej malwę i odrobinę pietruszki — głos starszej był poważniejszy niż zwykle — Dałabym sobie łapę uciąć, że problem leży głębiej. Może to jakaś wrodzona choroba?
***
Następnego ranka nie marnowała czasu. Rzuciła Skowronkowi nieco nerwowy uśmiech, zanim prędko krokiem opuściła legowisko i zaczęła rozglądać się po obozie. Szybko znalazła siostrę. Stała u boku Kukułczego Skrzydła, widocznie niezadowolona. Zdusiła w sobie chęć prychnięcia ze śmiechem. Ale "wolny dzień" sobie załatwiła... Spoważniała jednak, podchodząc bliżej dwójki.
— Dzień dobry — przywitała starszego kocura — Wybacz, muszę zabrać Pierwomrówkę na jakąś chwilę.
— Została przydzielona mi na patrol — bury zmarszczył brwi.
— Polecenie medyków — wzruszyła barkami. Kątem oka zauważyła, jak siostra zastyga w miejscu i zwraca na nią cienkie źrenice — Będzie nam potrzebna.
Końcowo kocur skinął głową i puścił je wolno, mrucząc coś o autorytetach. Nie przysłuchiwała mu się za bardzo, odciągając czekoladową w stronę legowiska, ale nie do niego. Przystanęła z boku, za kamienną ścianą.
— Korzystasz ze swoich przywilejów? — zachichotała nerwowo uczennica — Też bym chciała mieć taką władzę. Ale na to muszę poczekać, aż mama wybierze mnie na zastepcę, gdy ten Królik już zdechnie.
Wbiła w siostrę nierozbawione spojrzenie. Ta westchnęła dramatycznie i rozłożyła łapy z bezradnością.
— Nie czepiaj już się tak, naprawdę — jęknęła — Co powiesz mi tym razem? Że przesadzam?
— Medycy zastanawiają się, czy to nie choroba wrodzona. Coś dziedzicznego, albo co mogło nie pojawić się u żadnego z jej rodziców. To już naprawdę poważne, oni tam załamują łapy, a ja muszę siedzieć cicho! Wiem, co zrobić, aby poczuła się lepiej, ale dla ciebie nie pisnęłam im ani słowa. Więc tak, powiem Ci, że przesadzasz!
<Mróweczko?>
[745 słów]
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz