— Wszystko dobrze, Szafirko? — zapytała Obserwująca Gwiazda troskliwym, matczynym głosem.
— Oczywiście, mamo, to na pewno tylko piach czy coś takiego.
Wojowniczka nie chciała martwić matki. Uważała, że ma wystarczająco dużo na głowie jako przywódczyni klanu, a martwienie się o zdrowie córki mogłoby być przytłaczające.
Wojowniczka nie chciała martwić matki. Uważała, że ma wystarczająco dużo na głowie jako przywódczyni klanu, a martwienie się o zdrowie córki mogłoby być przytłaczające.
— Powinnaś odwiedzić medyka po kolacji. Lepiej leczyć lekki kaszel, niż męczyć się z zielonym kaszlem. — Ost spojrzał na córkę.
Obserwująca Gwiazda zgodziła się, przytakując.
— No dobrze, dobrze. Jak zjem to od razu pójdę do medyka.
Spędziła resztę posiłku na pogodnej rozmowie, jednak gdy wstała i skierowała się do legowiska medyka tak jak obiecała, nagle w jej głowie pojawiła się fala niepokoju. Potrząsnęła głową i spojrzała przez ramię na rodzinę. Wyglądali razem tak szczęśliwie, że wszelkie troski kotki odeszły w niepamięć.
Kotka spojrzała na swojego brata oczami pełnymi rozpaczy. Ciała trójki kotów leżały bezwładnie, pogrążone we wiecznym śnie. Ślady krwi, pazurów i rozszarpanego futra sprawiły, że serce wojowniczki zamarło, a gardło odmówiło wydania jakiegokolwiek dźwięku. Jeszcze księżyc temu jedli razem posiłek, a teraz ich ciała nie były w stanie wydać z siebie nawet najcichszego pisku, a łapy nie mogły poruszyć się nawet o długość mysiego ogona. Szafirka powtarzała sobie w myślach jedno pytanie… dlaczego? Dlaczego jej rodzinę spotkał tak krwawy los? Wojowniczka przycisnęła pyszczek do futra swojego brata i przymknęła oczy. Oddałaby teraz wszystko, żeby znowu być małym kociakiem, który siedzi przy boku swojej mamy bez większych zmartwień na świecie.
Po krótkim namyśle powoli skierowała swoje łapy do wyjścia z obozu, czując, jak wzrok rodzeństwa ją śledzi.
— Szafirkowy Wietrze? Gdzie… — miauknęła Czuwająca Salamandra w jej stronę, lecz zanim kotka mogła cokolwiek dodać, wojowniczka odwróciła niebieski łebek w ich stronę.
— Muszę przez chwilę być sama… Ja… Wrócę przed pogrzebem… — powiedziała Szafirka łamiącym się głosem i wyszła z obozu.
Jej głowa była pełna myśli, których nie dało się uporządkować, a łapy, mimo, że były ciężkie, prowadziły ją prosto przed siebie. Mimo, że ptaki głośno śpiewały, do uszu wojowniczki nie docierał żaden dźwięk. Miała nadzieję, że to wszystko okaże się tylko okropnie realistycznym koszmarem. Błagała Klan Gwiazdy, żeby jej rodzina wyszła zza najbliższego krzaka cała i zdrowa. Gdyby wiedziała, że takie coś stanie się jej rodzinie, za wszelką cenę zapobiegłaby temu, nawet za cenę własnego życia..! Szafirkowy Wiatr rozejrzała się dookoła. Spostrzegła krajobraz, którego nie rozpoznała. Powąchała powietrze i zastrzygła uszami. Była na terenie Klanu Nocy. Klanie Gwiazdy, niedobrze… Jeszcze tylko brakuje jej dzisiaj walki z patrolem nocniaków! Szybko obróciła i pospiesznym krokiem ruszyła w stronę terenów swojego klanu, rozglądając się dookoła z obawą, że zaraz zostanie zaatakowana przez cały patrol nocniaków. Gdy spojrzała przed siebie, by w końcu zobaczyć jak daleko jest od swoich terenów, przed nią stała drobna czarna pręgowana koteczka, wzrostem, wyglądając na uczennicę lub bardzo młodą wojowniczkę. Co robiła tutaj całkiem sama bez swojego mentora? Szafirka spoglądała na uczennicę, a potem na czerwony znak na czole, który kształtem przypominał kwiat.
— Uhh, witaj… — zaczęła nieśmiało i próbowała małymi kroczkami wycofać się do granicy, tak, aby uczennica nie zauważyła, że kotka w ogóle jakkolwiek się porusza.
Wyleczona : Szafirkowy Wiatr
Obserwująca Gwiazda zgodziła się, przytakując.
— No dobrze, dobrze. Jak zjem to od razu pójdę do medyka.
Spędziła resztę posiłku na pogodnej rozmowie, jednak gdy wstała i skierowała się do legowiska medyka tak jak obiecała, nagle w jej głowie pojawiła się fala niepokoju. Potrząsnęła głową i spojrzała przez ramię na rodzinę. Wyglądali razem tak szczęśliwie, że wszelkie troski kotki odeszły w niepamięć.
***
Po krótkim namyśle powoli skierowała swoje łapy do wyjścia z obozu, czując, jak wzrok rodzeństwa ją śledzi.
— Szafirkowy Wietrze? Gdzie… — miauknęła Czuwająca Salamandra w jej stronę, lecz zanim kotka mogła cokolwiek dodać, wojowniczka odwróciła niebieski łebek w ich stronę.
— Muszę przez chwilę być sama… Ja… Wrócę przed pogrzebem… — powiedziała Szafirka łamiącym się głosem i wyszła z obozu.
Jej głowa była pełna myśli, których nie dało się uporządkować, a łapy, mimo, że były ciężkie, prowadziły ją prosto przed siebie. Mimo, że ptaki głośno śpiewały, do uszu wojowniczki nie docierał żaden dźwięk. Miała nadzieję, że to wszystko okaże się tylko okropnie realistycznym koszmarem. Błagała Klan Gwiazdy, żeby jej rodzina wyszła zza najbliższego krzaka cała i zdrowa. Gdyby wiedziała, że takie coś stanie się jej rodzinie, za wszelką cenę zapobiegłaby temu, nawet za cenę własnego życia..! Szafirkowy Wiatr rozejrzała się dookoła. Spostrzegła krajobraz, którego nie rozpoznała. Powąchała powietrze i zastrzygła uszami. Była na terenie Klanu Nocy. Klanie Gwiazdy, niedobrze… Jeszcze tylko brakuje jej dzisiaj walki z patrolem nocniaków! Szybko obróciła i pospiesznym krokiem ruszyła w stronę terenów swojego klanu, rozglądając się dookoła z obawą, że zaraz zostanie zaatakowana przez cały patrol nocniaków. Gdy spojrzała przed siebie, by w końcu zobaczyć jak daleko jest od swoich terenów, przed nią stała drobna czarna pręgowana koteczka, wzrostem, wyglądając na uczennicę lub bardzo młodą wojowniczkę. Co robiła tutaj całkiem sama bez swojego mentora? Szafirka spoglądała na uczennicę, a potem na czerwony znak na czole, który kształtem przypominał kwiat.
— Uhh, witaj… — zaczęła nieśmiało i próbowała małymi kroczkami wycofać się do granicy, tak, aby uczennica nie zauważyła, że kotka w ogóle jakkolwiek się porusza.
Wyleczona : Szafirkowy Wiatr
<Nieznajoma?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz