Zajmowała się pielęgnacją sierści swoich kociąt, gdy do kociarni zajrzał jeden z wojowników, mający za zadanie przekazać kotce ważne wieści.
– Przy granicy patrol odkrył trzy młode koty, rudy kocur wyglądający na młodego ucznia, a pozostała dwójka to starsze kocięta, jednak zgodnie z naszymi zwyczajami są za młode na zostanie uczniami, zostaną umieszczone w kociarni tymczasowo pod twoją opieką, na księżyc... – Kot przyglądał jej się, jakby oceniając jej reakcję na wieść o tym, że pod jej opieką będą znajdować się dodatkowe kocięta. – W tej chwili kończą rozmowę z Króliczą Gwiazdą...
– Przyprowadź je do mnie. – oznajmiła, niemal natychmiast przerywając dalszą odpowiedź posłańca, który porozumiewająco skinął łebkiem, nim zniknął na zewnątrz. – Słyszeliście? Będziecie mieli przyjaciół – wymruczała do kociąt, które z zainteresowaniem zerkały na mamę i w stronę wejścia.
Minęła dłuższa chwila, nim do kociarni została wprowadzona dwójka kociąt; niebieska koteczka i jej siostra, którą zdobiły czerń i biel, z delikatnym akcentem rudej sierści w postaci plamki. Do jej uszka jeden z synów wyszeptał, że szylkretka wygląda jak najprawdziwsza księżniczka, na co kotka z uśmiechem przytaknęła synowi, zgadzając się z nim. Dla swojej matki na pewno ona i jej siostra były księżniczkami, tak jak dla Lwiej Paszczy były nimi siostry Margaretkowego Zmierzchu. A konkretna barwa futerka nie miała tutaj nic do znaczenia.
Przed wejściem dostrzegła rude łapki najstarszego z trójki, któremu inny z wojowników coś tłumaczył, być może informował go, dlaczego chwilowo on i jego towarzyszki podróży są rozdzielane, jak i również tłumaczył zasady panujące w Klanie Burzy.
– Chodźcie, ogrzejecie się – zwróciła się do starszych kociąt, uśmiechając się do nich ciepło. – Jestem Margartekowy Zmierzch, a to moi synowie, Kruczek i Echo.
Po tułaczce przez śnieg pierwsze co kocięta potrzebowały, było ogrzanie, posilenie się, jak i poczucie bezpieczeństwa. O to mogła zadbać, jako ich opiekunka, pod której opieką się aktualnie znalazły. Zadba o to, aby na chwilę ponure myśli kociąt związane z ich sytuacja, o której zdołał jej napomknąć posłaniec, zniknęły i nie zamartwiały ich małych główek.
Będzie dobrze. – powiedziała w myślach, przyglądając się kociętom, które powoli się do niej zbliżyły, nadal zachowując dystans. Nie dziwiła im się, jednak miała nadzieję, że w ciągu kolejnych dni uda im się oswoić z nową sytuacją, a Klan Burzy okaże się dla nich namiastką domu, ostoją, która w wyniku przykrych wydarzeń utraciły. I być może stanie się dla nich nowym domem, w którym zechcą pozostać już na zawsze.
Królowa podsunęła znajdkom piszczkę, która w domyśle została przyniesiona dla niej przez srebrzystego wojownika, jednak w tej chwili ktoś inny bardziej jej potrzebowały. W następnej kolejności miała zamiar zadbać o przemoczoną sierść kotek, aby zapobiec potencjalnemu przeziębieniu, oczywiście za ich zgodą. Nie chciała dodatkowo stresować swoich nowych podopiecznych. A gdy uda im się złapać lepszy kontakt, na pewno opowie im o Klanie Burzy, wierze, zwyczajach, jak i na wszelakie pytania, które być może zaprzątały ich główki. Chociaż, była niemal pewna, że jej synowie ją w tym wyręczą i sami postarają się zadbać o to, aby ich goście czuli się dobrze w kociarni, jak i w samym klanie.
– Przy granicy patrol odkrył trzy młode koty, rudy kocur wyglądający na młodego ucznia, a pozostała dwójka to starsze kocięta, jednak zgodnie z naszymi zwyczajami są za młode na zostanie uczniami, zostaną umieszczone w kociarni tymczasowo pod twoją opieką, na księżyc... – Kot przyglądał jej się, jakby oceniając jej reakcję na wieść o tym, że pod jej opieką będą znajdować się dodatkowe kocięta. – W tej chwili kończą rozmowę z Króliczą Gwiazdą...
– Przyprowadź je do mnie. – oznajmiła, niemal natychmiast przerywając dalszą odpowiedź posłańca, który porozumiewająco skinął łebkiem, nim zniknął na zewnątrz. – Słyszeliście? Będziecie mieli przyjaciół – wymruczała do kociąt, które z zainteresowaniem zerkały na mamę i w stronę wejścia.
Minęła dłuższa chwila, nim do kociarni została wprowadzona dwójka kociąt; niebieska koteczka i jej siostra, którą zdobiły czerń i biel, z delikatnym akcentem rudej sierści w postaci plamki. Do jej uszka jeden z synów wyszeptał, że szylkretka wygląda jak najprawdziwsza księżniczka, na co kotka z uśmiechem przytaknęła synowi, zgadzając się z nim. Dla swojej matki na pewno ona i jej siostra były księżniczkami, tak jak dla Lwiej Paszczy były nimi siostry Margaretkowego Zmierzchu. A konkretna barwa futerka nie miała tutaj nic do znaczenia.
Przed wejściem dostrzegła rude łapki najstarszego z trójki, któremu inny z wojowników coś tłumaczył, być może informował go, dlaczego chwilowo on i jego towarzyszki podróży są rozdzielane, jak i również tłumaczył zasady panujące w Klanie Burzy.
– Chodźcie, ogrzejecie się – zwróciła się do starszych kociąt, uśmiechając się do nich ciepło. – Jestem Margartekowy Zmierzch, a to moi synowie, Kruczek i Echo.
Po tułaczce przez śnieg pierwsze co kocięta potrzebowały, było ogrzanie, posilenie się, jak i poczucie bezpieczeństwa. O to mogła zadbać, jako ich opiekunka, pod której opieką się aktualnie znalazły. Zadba o to, aby na chwilę ponure myśli kociąt związane z ich sytuacja, o której zdołał jej napomknąć posłaniec, zniknęły i nie zamartwiały ich małych główek.
Będzie dobrze. – powiedziała w myślach, przyglądając się kociętom, które powoli się do niej zbliżyły, nadal zachowując dystans. Nie dziwiła im się, jednak miała nadzieję, że w ciągu kolejnych dni uda im się oswoić z nową sytuacją, a Klan Burzy okaże się dla nich namiastką domu, ostoją, która w wyniku przykrych wydarzeń utraciły. I być może stanie się dla nich nowym domem, w którym zechcą pozostać już na zawsze.
Królowa podsunęła znajdkom piszczkę, która w domyśle została przyniesiona dla niej przez srebrzystego wojownika, jednak w tej chwili ktoś inny bardziej jej potrzebowały. W następnej kolejności miała zamiar zadbać o przemoczoną sierść kotek, aby zapobiec potencjalnemu przeziębieniu, oczywiście za ich zgodą. Nie chciała dodatkowo stresować swoich nowych podopiecznych. A gdy uda im się złapać lepszy kontakt, na pewno opowie im o Klanie Burzy, wierze, zwyczajach, jak i na wszelakie pytania, które być może zaprzątały ich główki. Chociaż, była niemal pewna, że jej synowie ją w tym wyręczą i sami postarają się zadbać o to, aby ich goście czuli się dobrze w kociarni, jak i w samym klanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz