Czy to ptak na niebie? A może jednorożec, nie… To Tojadowa Łapa! Fruwał między chmurami niczym najprawdziwszy smok. Spoglądał na obóz Klanu nocy z góry. Podejrzanie mało kotów w nim przesiadywało. Rudowłosy postanowił swoim wszystkowidzącym okiem, znaleźć resztę towarzyszy. Rozglądał się po lesie, kiedy ujrzał jak jego klan walczący z innym klanem. Od razu, bez namysły wylądował i użył swoich telepatycznych mocy. Wszystkie wrogie koty, nagle zaczęły lewitować nad ziemią i oddaliły się w stronę swojego klanu.
— Och… czy to Tojadowa Łapa! — wykrzyczał jakiś osobnik z jego klanu.
— Tak, nie lękajcie się! — odpowiedział Tojad tak, by wszyscy go usłyszeli.
— Jesteśmy uratowani! — zaczęły śpiewać i się cieszyć koty z klanu nocy.
Śpiewy obijały się o jego uszy, lecz coraz to ciszej, aż nastała ciemność. Tojadowa Łapa otworzył oczy, a w jego nozdrzach od razu, zatańczył zapach wilgotnego mchu.
“Kocham moje sny, zawsze poprawiają mi humor.” — Pomyślał rudowłosy.
Zielonooki wyszedł z legowiska uczniów. Było wcześnie rano, prawdopodobnie poranny patrol graniczny nawet jeszcze nie wyszedł z obozu.
“Chyba obudziłem się trochę za wcześnie.” — Pomyślał.
Kocur ani nie był głodny, ani mu się nie nudziło. Skoro miał trochę czasu wolnego, to postanowił, że może jakoś to wykorzysta. Uczeń zaczął przechadzać się po obozie. Wczesnym rankiem wszystko wyglądało inaczej. Miejsca, w których zazwyczaj było tłoczno, były puste. Nawet jak zielonooki wiedział, że te koty wypełniające otoczenie kilka długości ogona stąd, tylko smacznie sobie śpią, to i tak był ten widok lekko depresyjny.
“Śmierć jest tak niespodziewana w jednej chwili, kiedy kogoś utracisz, to wszystko nagle na chwilę traci znaczenie. Jako wojownik muszę zawsze być gotowy na stratę. Chociaż tak naprawdę, to nie da się na to nigdy przygotować.” — Pomyślał Tojadowa Łapa, a jego uśmiech znikł z jego pyszczka.
Rudy spojrzał się w niebo, zamyślony.
— Tojadowa Łapo? — odezwał się Rysi Bór.
Zielonooki otrząsnął się i skierował swój wzrok na mentora.
— Dzień dobry. — Uczeń przywitał mentora.
— Dosyć wcześnie wstałeś — uznał nauczyciel.
— Wiem, Rysi Burze możemy pójść na polowanie? — zapytał rudzielec.
— Co tak nagle?
— Chce oczyścić umysł, robiąc coś pożytecznego — odpowiedział Kocur.
— Zgoda, zjedz coś i za chwilę spotkajmy się przy wyjściu od obozu — powiedział Rysi Bór.
Tojadowa Łapa ruszył w stronę sterty i pyszczkiem chwycił mysz. Zjadł ją najszybciej jak mógł i pobiegł w stronę wyjścia od obozu. Kilka chwil później, pojawił się też i mentor. Ruszyli w stronę lasu.
— Chcesz gdzieś konkretnie polować? — zapytał Rysi Bór.
— A mogę wybrać?
— Tak.
— Nie mam konkretnych… a może tu?
Tojadowa Łapa się zatrzymał. Przebywali w gęstym lesie. Pierwsze promienie słoneczne wylądowały na ziemi. W powietrzu czuć było zapach zwierzyny. Mentor chwilę się rozglądał, a później się zgodził. Oboje zaczęli węszyć. Szukali oznak niedalekiej zwierzyny. Nagle, znikąd z drzewa zeszła wiewiórka!
Tojadowa Łapa otworzył pysk, by posmakować jej zapachu. Podszedł do niej, od tyłu. Obserwował ją niczym łowca swoją zdobycz. Kiedy, rudy pokarm wyczuł zagrożenie i zaczął uciekać, to uczeń ruszył w poście za nią. Kilka długości ogona dalej, rudzielec chwycił zwierzę i zakończył jego żywot.
Kilka wzniesień słońca później
Białowłosy w pysku trzymał trzy myszy, a rudowłosy wiewiórkę i o dziwo jednego nornika, gdyż norniki o tej porze są rzadko spotykane. Szli przez las, drogą powrotną do obozu. Tojad za dużo co, nie myślał w tej chwili. Kocur sam nie wiedział, czego chciał, wydawało się jakby, ten dzień był inny od poprzednich. Jego uwagę przykuło wejście od obozu. Weszli, zostawili zwierzynę na stercie i się rozdzielili. Tym razem obóz był żywszy, gdyż koty powychodziły z legowisk.
“Co za dzień.” — Pomyślał rudzielec.
[572 słowa]
[przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz