BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 3 sierpnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

12 sierpnia 2025

Od Kruczego Pióra Do Koniczynowej Łapy (Koniczynka)

TW: opis krwi, padliny, walka
Dzień walki z Klanem Klifu

Czuł, jak wiatr muska jego futro, gdy szedł u boku Kocankowej Łapy. Jego myśli jednak zasłaniała krew, walka. Pragnął tego jak nigdy dotąd. Pazury same wysuwały się mu na samą myśl, a więc gdy dotarli już smagał ogonem na lewo i prawo. Spojrzał na Kocankową Łapę, jednak ta już zaczęła odchodzić w stronę innych kotów. Westchnął. Niech przodkowie mają ją w swojej opiece. Obok niego znalazł się Kosaćcowa Grzywa, z którym wcześniej nie wiele rozmawiał, ale szanował jego siłę. Kocur spojrzał kątem oka na Krucze Pióro, początkowo milcząc, analizując go od łap do najwyższego punktu na ciele kocura. Tajemniczo się uśmiechnął I rzekł do niego:
— Witaj, Krucze Pióro — zaczął — Czy chciałbyś razem unicestwić Klan Klifu? Moglibyśmy, no, wiesz... zaczaić się na jednego i razem go ciachnąć — mówił spokojnym, dosyć przekonującym głosem. — Chcesz? Czy może jesteś zbyt dumny, aby się przyłączyć do wielkiego Kosaćca? — Prychnął trochę rozbawiony wypowiedzią kocura. Cóż, może zazwyczaj wolał walczyć solo, ale walcząc we dwójkę byliby w stanie o wiele szybciej eliminować koty. Skinął głową większemu.
— Cóż, możesz to uznać za zaszczyt, ale chętnie zawalczę po twojej stronie. — Na jego słowa kocur zadziornie szturchnął go barkiem, gdy się zgodził. Zerknął na terytorium Klanu Klifu.
— No i to ja lubię! — powiedział entuzjastycznie. — My, ty i ja, razem przeciwko tym zapchlonym Klifiakom... — Spojrzał na niego — Oczywiście, nie mówię o tym w sposób... romantyczny. Potem możemy już do siebie nie gadać, czarny ptaszku.
Odwrócił wzrok ponownie, aby zobaczyć koty w oddali.
— Idą! — szepnął Kruczemu Piórowi. Spojrzał na Kosaćcową Grzywę trochę krzywym wzrokiem. Raczej nie gustuje w starszych. Patrzył, jak patrol Klanu Klifu zbliża się do nich.
— No weź, nie dąsaj się... — powiedział do młodszego — To był żarcik. Jutro już nie będziemy mordować kotów razem, pasi? — dodał. — Oby ich ta klątwa unicestwiła... śmierdzą, jakby z kaczkami spali na codzień!
— Tak, tak… Ale wiesz, połączenie mamy dobre. Wiem, że jesteś silny, więc raczej szybko się uporamy z przeciwnikami. — Krucze Pióro przez chwilę stał tak, jednak zdecydował się dodać — Bez homo, czy coś.  — Kosaćcowa Grzywa parsknął śmiechem w jego stronę.
— Mało ich jest, nie będziemy musieli się brudzić ich krwią zanadto. — powiedział starszy. W tym momencie odezwała się w końcu Liściasta Gwiazda.
— Nikła Gwiazdo, witaj — powiedziała uroczyście. Patrzyła kocurowi prosto w ślepia. — Czy chciałbyś wyjaśnić czemu zaszczyciłeś nasze tereny tak... liczną wizytą?
Lider Wilczaków przeciął ogonem powietrze, powstrzymując swych wojowników przed wyskoczeniem ku gardłom Klifiaków. Parsknął sarkastycznie.
— Że też masz czelność pytać — prychnął pogardliwie — Niby taka pewna siebie, atakuje nasze patrole, zapowiada kradzież terenów, ale gdy przychodzi co do czego nagle się lęka. Czyżby przytłoczyła cię nasza armia, Liściasta Gwiazdo? Niestety, muszę cię rozczarować, na zmianę zdania już za późno. Kolory zeszły liderce Klanu Klifu z jej pyszczka.
— Nikła Gwiazdo... Nikt z naszych wojowników nie drasnął twojego choćby pazurem... Nie wiem skąd wziąłeś takie informacje, ale masz moje słowo, że wszystko, co powiedziałeś, o co nas oskarżasz, nie jest prawdą — powiedziała. Brzmiała na przerażoną. Krucze Pióro od razu wyczuł zwycięstwo swojego klanu. Nikła Gwiazda objął chłodnym spojrzeniem przerażoną, żałośnie zgarbioną ze strachu liderkę Klanu Klifu.
— Naprawdę, aż do tego momentu sądziłem, że Klan Klifu ma w sobie choćby krztynę godności. Najwyraźniej się myliłem. Łżesz w żywe oczy, Liściasta Gwiazdo. I nawet nie umiesz trzymać swoich wojowników w ryzach! Przekrzykują cię jak dzikie zwierzęta.
— Jak śmiesz nazywać mego syna zwierzyną! To wy czaicie się na nas jak wataha, nawet jeśli my pryśliśmy zwyczajnie porozmawiać, wyjaśnić sytuację — powiedziała żałośnie. — Którzy z nas są dzikimi zwierzętami; ci którzy chcą rozmawiać, czy ci, którzy już szczerzą swoje kły?
— Nawet teraz nie umiesz zachować spokoju, więc o jakiej pokojowej rozmowie mówisz? Okaleczyliście naszych wojowników własnymi łapami, a teraz chwytacie się najbrudniejszych sztuczek, byleby uniknąć konfrontacji.
— Ile razy trzeba ci powtarzać, że nasi wojownicy nie babrali w tym swoich łap!? — syknął teraz zastępca Klanu Klifu.
— No tak, bo po waszej stronie, noszące na swoich skórach smród waszego klanu, mówiące o sobie jako o członkach Klanu Klifu, biegają sobie ot tak samotnicy lub pieszczochy. — W końcu Kosaćcowa Grzywa zerknął na Krucze Pióro i niepewnie szepnął:
— Czy w ogóle będzie nam dane kogoś... zaciukać...?
— Nie wiem, ale nie ukrywam, mam nadzieję, że nam dadzą taką możliwość. — mówił spokojnym, opanowanym głosem. Ale w środku, och w środku myślał tylko o zaciśnięciu się na gardle któregoś z kotów.
— W sumie to możemy zacząć od Judaszowca, co tak kłapie tym dziobem, jak opętany. Racja? Mniej gadania, więcej roboty. — Krucze Pióro nie mógł powstrzymać śmiechu, jaki wydobył się z jego pyszczka na słowa starszego.
— Mniej gadania więcej robienia, co? W sumie teraz przez to zastanawia mnie, czy faktycznie potrafi się bić, czy tylko kłapać pyszczkiem na temat tego, co by to nie zrobił — kocur zachichotał razem z Krukiem, wyglądając jak dwa koty knujące coś strasznie złego.
— Możemy go przetestować...
— Stawiam mysz, że nie wytrzyma pięciu minut. — uśmiechnął się wyzywająco do kocura. Ten zmrużył oczy, odwzajemniając gest.
— A ja tłustego, dorosłego zająca. — w pewnym momencie usłyszeli. Atak. Od razu zauważył, jak Kosaćcowa Grzywa próbuje zaatakować Judaszowcowy Pocałunek, jednak pudłuje. Kruk zdecydował się pomóc mu widząc, że chybił swój atak. Rzucił się na Judaszowcowy Pocałunek, zagryzając się na jego karku, na co ten warknął. Zostawił dość pokaźną ranę na kocurze.
— Dwójka na jednego! Niedoczekanie! — usłyszał innego wojownika Klanu Klifu. Zabijanie jednego to już wielka zabawa, ale dwójka? Już się mu podobało. Kosaćcowa Grzywa rzucił się na nowo przybyłego, jednak znowu nie trafił. Wydawał się być rozkojarzony… Kruczemu Piórze natomiast dobrze szedł atak. Właśnie zacisnął zęby na kończynie liliowego wojownika, podczas gdy Judaszowcowy Pocałunek atakował Kosaćcową Grzywę. On sam miał zaatakować Judaszowcowy Pocałunek, jednak ten uniknął jego skoku. Kocur prychnął, bijac ogonem po ziemi.
— A żeby was Klan Gwiazdy zostawił! — krzyknął niebieski kocur, sfrustrowany. Krucze Pióro spojrzał na niego przez chwilę kątem oka. Klan Gwiazdy? Pluł na to miejsce. Choć musieli przed innymi sprawiać wrażenie wierzących w niego, to nie chciał nawet o nim słyszeć. Walka była zacięta, to musiał przyznać. Choć z początku dobrze trafiał obu przeciwników, tak teraz sam obrywał, gdyż ci zwiększyli swoją czujność. W pewnym momencie gdy przestali walczyć przerażający, przenikający śmiech rozlał się po Czarnych Gniazdach. Wydawał się dochodzić znad głów, z koron... Sprawił, że koty zastygły. Wątła, wręcz nie kocia postać zeskoczyła z jednego z drzew, a za nią dwie kolejne, z krzaku wypełza czwarta... Pierwsza niosła w pysku... coś... Coś, co przypominało łapę. Może nawet kiedyś nią było. Wszyscy zamarli, a po Klanie Klifu było widać szczególne poruszenie.
— Jacy wy jesteście rozkoszni — powiedziała kotka, kiedy wypluła już lekko nadgnitą łapę. Uśmiechnęła się do znanych jej kotów z Klanu Klifu. — Kojarzycie prawda? Miała takie futerko, że trudno nie rozpoznać... Ja nawet rozpoznałam, kiedy biedną widziała, jak się wykrwawia, a ostatnio moje oczy spotkały się z jej, kiedy była jeszcze małym robactwem...
— Nie... — Kocur, z którym chwilę temu Kruk walczył uśmiechnął się, wręcz maniakalnie, choć nie było mu do śmiechu. — Co za... Co za wronia strawa! — wypluł wręcz z pyska, nie mogąc oderwać wzroku od przybyłej.
— Och... Jak grzecznie milczycie, jak patrzycie i czekacie... Że też nie mogliście być tacy spokojni od początku. — pokręciła głową. — Bo wiecie, ja was obserwowałam, z moimi towarzyszkami... Już od dawna mące sobie i mącę... Głównie w Klanie Klfu, jednak co rodzina, to rodzina... ale mącenie w Klanie Wilka też było przezabawne! Tak łatwo się wami zabawiać! Bhaha! — zaśmiała się na widok pyska Judaszowca. — Oj mój drogi! Czy pamiętasz, jak skradłeś mi piórka w kociarni? Och... Judaszowcu, czy ja też ci coś teraz skradłam? Czy opłakałeś jedną lub drugą z tych kotek? Ale nie... Och bo wy myślicie, że to ja zabiłam biedną, smutną Obuwik? Bhahah! WY GŁUPCY!
Podczas monologu kotki, podszedł do niego towarzysz bitwy. Pomógł mu wstać, wskazując w stronę lasu. Krucze Pióro westchnął. Wiedział, że kiedyś nastanie moment, w którym poprosi o pomoc znienawidzonych przez siebie medyków, jednak nie podejrzewał, że będzie on tak wczesny. I tak nie obchodziło go jakoś to, co mówiła kotka. Zaczął szukać medyka, mają nadzieję, że zdąży go wyleczyć. Swoją nienawiść zepchnął na drugi plan. Jeśli teraz potrzebował pomocy, to ją dostanie. Wskoczył w las, rozglądając się po krzakach.
— Hej, jest tu kto? — wrzasnął, mając nadzieję, że odezwie się ta cała… Jarzębina? Czy ktokolwiek inny. Nagle obok niego znalazła się Kocankowa Łapa. Obejrzał ją szybko, skoro już miał ją przed sobą. Na szczęście nie była zbyt bardzo poturbowana. Jednak co jak skończy jak on… Albo gorzej..?
— Krucze Pióro! Znajdę tego kto ci to zrobił. — w kilku susach znalazła się u boku kocura. — Znajdziemy też medyka. Gdzie oni się podziewają? — nerwowo rozejrzała się. Patrzyła na jego rany, chyba… zmartwiona.
— Nie wiem. Szukałem ich wszędzie… — spojrzał w krzaki, które znajdowały się niedaleko jego i Kocanki. — Zajrzę tam.  — Nikogo nie było we wskazanym krzaku. Westchnął, zdenerwowany. Ból doskwierał mu, jednak nie pokazywał tego po sobie. Wrócił do Kocankowej Łapy. Ta również patrzyła aktualnie po krzakach, podczas gdy Kruk zaczął wylizywać swoje rany. Miał cichą nadzieję, że wyjdzie z tego cały…
— Dzięki Pustułkowemu Szponowi jestem w jednym kawałku — wymamrotała — sytuacja znowu robi się gorąca. Powinniśmy tam być.
Ah, tak. Jego ukochany braciszek, który okazał się ostatnio być niemową. Prychnął pod nosem. Gdy chciał ratować młodszą przed izolatką, to mu nie pozwolił. Spojrzał na swoje rany. Tak, powinni tam być. Powinni teraz walczyć, bronić swojego klanu, ale był on bliski otarcia się o śmierć, a dobry wojownik to żywy wojownik. Westchnął.
— Oni muszą tu gdzieś być… Może… Sprawdźmy jeszcze raz. — po tych słowach wstał, sycząc przez ból w przedniej łapie. Ile by dał, aby ta walka już dię skończyła i aby wygrali. Zaczął iść powoli przez las, węsząc, szukając medyków swojego klanu. Zerkał w każdy możliwy krzak, nawet i na gałęzie, być może tam się kryli, kto wie. Jednak nic z tego. Nie mógł ich znaleźć. Dlaczego akurat teraz nie mogli być tak samo upierdliwi, jak zawsze? Westchnął poddenerwowany. Przecież muszą tu być. Wszedł w kolejny krzak. Znalazł, medyczka siedziała przy swoich ziołach. Na Mroczną Puszczę, w samą porę. Podszedł do kotki, której trochę niechętnie dał się opatrzyć. Gdy ta skończyła, podziękował krótko i razem z Kocankową Łapą wracał na pole walki, jednak co jakiś czas zerkał na nią. Czemu tak dziwnie się czuje? Judaszowcowy Pocałunek musiał go nieźle poturbować… Odgłosy bitwy nasiliły się. Koty ponownie rzuciły się sobie do gardeł z zdwojoną siłą. Granica wyścielona została nieboszczykami Klanu Klifu. Pustułkowy Szpon ścierał się z kimś, a Klan Wilka przechylał szalę zwycięstwa na swoją stronę. Kotka spojrzała na kocura.
— Wracajmy. Nasz Klan nas potrzebuje. — odparła i powoli ruszyła w kierunku istnego armagedonu. Popatrzył na nią, dysząc ciężko, a gdy ta ruszyła, nawet gdy był obolały przesunął się przed nią i stanął na jej drodze. Nadal dysząc spojrzał na nią, jednak nie był to zły wzrok. Był… łagodny, opanowany.
— Nie. Nie, nie mogę ci na to pozwolić. Przykro mi. Kocankowa Łapo… — kocur bił się z myślami. Co on tak na prawdę wyrabiał? Przecież mu nie zależało. Nawet nie wiedział, czemu to robi. — Nie bij się. Proszę.
— Co ty sobie wyobrażasz, na Mroczną Puszczę? — przerwała i pokręciła głową — Tam giną nasi pobratymcy, Krucze Pióro! Jeśli przodkowie zadecydowali, że dziś nadszedł mój czas to zginę. Jestem gotowa. Urodziłam się gotowa by walczyć za Klan Wilka, a ty mi tego nie odbierzesz. — dodała. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. Kocankowa Łapa, JEGO Kocankowa Łapa. Ona nie mogła zginąć. Nie póki on żyje. Nie pozwoli na to.
— Czy ty rozumiesz na co się piszesz? Spójrz na mnie, ledwo jestem żywy. To nie jest tym samym, co trening. Wiem, że wydaje ci sie, że jak skopałaś tyłek Omenowi, to jesteś niepokonana, ale mylisz się. Nie chcę żeby coś ci się stało, więc proszę cię, nie idź tam. Jeszcze będzie wiele okazji aby się wykazać. Ale nie teraz. Nie tu. — mówił te słowa z zapałem, jednak zdawał sobie sprawę również z czegoś jeszcze. Jego słowa były niekontrolowane przez jego samego. Emocje targały nim, a najbardziej… zmartwienie. Nigdy nie pokazał nikomu takiej strony siebie. Nigdy się o nikogo nie troszczył… A jednak teraz stał prawie nieżywy przed kotką, której nie pozwoliłby, aby spadł włos z głowy.
— Zachowujesz się głupio. — wycedziła przez zęby i pokręciła głową — Chyba w ogóle cię nie znam — na chwilę przerwała — W tym momencie powinniśmy zająć się twoimi ranami. Dalej wyglądają poważnie. —
Dodała i stanęła na tyle blisko Kruczego Pióra, aby ten mógł przenieść na nią ciężar swojego ciała i nie zrobić sobie większej krzywdy. Westchnął. Skąd u niego takie zachowanie? Sam nie wiedział, co teraz robi, czemu stara się ją przekonać. Chyba po prostu nie chciał widzieć jej bólu. Byłoby to dla niego zbyt wiele. Znów patrzył na nią teraz swoim chłodnym wzrokiem. Skrzywił się lekko. Głupio? Głupi byli ci, którzy nie znali swojego limitu. Był silny, tak, ale czasem trzeba odpuścić, jak bardzo by tego nienawidził. Patrzył na nią teraz przenikliwym wzrokiem, a gdy ta ustawiła się obok niego, westchnął, poddając się. Czuł wstyd, że młodsza uczennica musi go holować. Zanim odeszli, usłyszał zwycięski okrzyk dowódcy. Wygrali. Klan Wilka wygrał.

Księżyc po walce

Wstał z rana, sprawdzając, czy nie brakuje zwierzyny w obozie. Cóż, może i wiele rannych po wojnie nie było, jednak wolał uzupełnić zapasy. Zanim wyszedł, zatrzymała go Mroczna Wizja.
— Co powiesz na polowanie? Dawno nie rozmawialiśmy… — Krucze Pióro spojrzał zdziwiony na matkę. Była ostatnio bardzo zajęta, czyż nie? Po chwili namysłu w końcu skinął niepewnie.
— No… Dobrze. Tak czy siak właśnie miałem się wybierać. — odpowiedział obojętnie, jednak był trochę zdziwiony propozycją. Podążył za nią do wyjścia z obozu, a gdy szli zdecydowała się podjąć rozmowę.
— Na wojnie słyszałam wiele wezwań do Klanu Gwiazdy od konających kotów. — skrzywiła się wypowiadając te słowa.
— Tak, również to słyszałem. — przyznał kotce.
— Co o tym sądzisz? O Klanie Gwiazdy? Wiesz, od dziecka wpajałam ci z matką Mroczną Puszczę, jednak masz wolną wolę. Nie znienawidziłabym cię, gdybyś wierzył w coś innego. — Krucze Pióro prawie prychnął na te słowa. Szczerze? Podejrzewał, że byłoby na odwrót, jednak pewnie się nie dowie, gdyż w Klan Gwiazdy nie wierzy.
— Może i mam wolną wolę, ale nie zmarnowałbym życia na tak słabą wiarę. Te koty żyją zbyt wielką nadzieją. Nie działają, nieustannie się modlą myśląc, że wszystko spadnie im z nieba, ale życie nie jest tak usłane różami. Właśnie dlatego uważam, że Mroczna Puszcza ma potęgę. Nie tylko czcimy przodków, ale i nie wykorzystujemy ich. Nie polegamy na nich w pełni, my działamy i dziękujemy im za wsparcie, nie oddajemy im w łapy każdego wydarzenia, aby działali za nas. Nie od tego są. To byłaby hańba. — stwierdził, patrząc po koronach drzew.
— To prawda, zgadzam się. Wiesz, zawsze wiedziałam, że z ciebie będę dumna. Że będziesz wielkim wojownikiem. Wiedziałam też, że nie zwątpisz nigdy w Mroczną Puszczę i swoich przodków. Uwierz mi, mają cię w opiece.
— W to nie wątpię. — odpowiedział dymny.
— Jeśli chodzi za to o Kodeks Klanu Gwiazdy… — zaczęła, jednak nie pozwolił jej dokończyć.
— Jest bez sensu. Jak już mówiłem, pluję na tą wiarę. Żaden kot wierzący w nią nie zostanie przeze mnie uszanowany. — odpowiedział szorstko, na co jego matka spojrzała na niego z uznaniem.
— A jak zareagowałbyś… Na śmierć swojego bliskiego? — spytała, lustrując go wzrokiem. Śmierć bliskiego…
— Cóż, zależy. Jeśli umarł a w czasie swojego życia był zdrajcą, nie szanował wyższych rang bądź nie wierzył w Mroczną Puszczę chyba bym po prostu to zaakceptował. Nie miałbym kogo opłakiwać. Gdyby był wierny, zapewne byłoby mi trochę żal. W końcu to rodzina. Jednak przez długi czas pewnie bym nie rozpaczał, mamy żywe pyski do wykarmienia. — odpowiedział szczerze, w sumie jak zawsze. Dziwiło go trochę dopytywanie jego matki…
— A ocaliłbyś kogoś bliskiego na skraju śmierci? — spytała znowu.
— Chyba podobnie jak już mówiłem. Jeśli jest wierny, tak. Jeśli nie, sam bym go chyba nawet dobił. — wzruszył ramionami. — Nie potrzebujemy w klanie zdrajców. Jego matka szła chwilę w ciszy. W końcu zatrzymali się przed tunelem. Spojrzał na matkę pytająco.
— Muszę ci coś pokazać. Znalazłam coś dziwnego niedaleko naszych terenów. Stwierdziłam, że najlepiej będzie, jeśli właśnie ty to ocenisz. — Krucze Pióro skinął głową i ruszył za nią. Po chwili marszu w tunelu poczuł… Zapach krwi. Może i nie ruszał go zbyt bardzo, wręcz cieszył, jednak zdziwiło go lekko, że tak mocny zapach mógłby się znajdować w takim tunelu. Matka zatrzymała się w większej jamie i spojrzała na ziemię. Podążył jej wzrokiem i zobaczył rozkładające się powoli zwłoki zwierzyny. Tunel był umorusany krwią, było jej pełno, nawet i na ziemi. Flaki wychodziły ze zwierzęcia, a oczy były wybałuszone. Wyglądały, jakby w swoich ostatnich chwilach błagały o litość bezgłośnie. Straciły swoją iskrę życia, teraz były zmatowiałe, a po futrze zwierzęcia chodziło różne robactwo, wgryzając się w pozostałe jeszcze mięso. Same kości wystawały z pomiędzy pozostałej jeszcze gdzieniegdzie skóry, w większości już wyschnięte. Muchy krążyły wokół, jakby tylko dobijając nie żywą już duszę. Patrzył na zwłoki pytająco. Skąd by się tu wzięły? Nie mógł jednak ukryć, że trochę go to fascynowało, że jakiś drapieżnik pewnie zabił je, zostawiając je tu. Jakby zrobił to dla zabawy. Gdyby nie wyżywienie klanu, och, sam chętnie by to robił. Patrzyłby, jak życie uchodzi ze złapanej zwierzyny, sycąc się jej duszą, jej cierpieniem. Pisk zabijanych myszy to dla niego kołysanka do snu. Nie czuł nic zabijając zwierzę, żadnej skruchy, jedynie satysfakcję.
— Skąd to się tu mogło znaleźć? — jego matka wydawała się być zaskoczona. Cóż, w sumie sam trochę był, jednak nie przeszkadzało mu to. Bardziej był zajęty analizą ciała, szukając w nim ugryzień, jednak było dość mocno rozszarpane.
— Nie wiem, ale najwidoczniej nie posmakowało. — stwierdził jedynie. Jego matka przez chwilę przyglądała mu się, aż w końcu wstała.
— Wracajmy może do obozu. Po takim widoku chyba ciężko polować, czyż nie? — otrzepała się.
— Ja mogę zapolować, dla mnie to żaden problem. Jeśli chcesz możesz zaczekać. — stwierdził.
— Skoro ci to nie przeszkadza, to zapolujemy. — ruszyła w stronę wyjścia z tunelu, a Krucze Pióro podążył za nią. Gdy wyszli skierowali się w stronę gęstszej części lasu niedaleko Klanu Klifu. Powiększyli po wojnie swoje terytoria, to trzeba było przyznać. Zawsze więcej lasu dla nich. Matka oddzieliła się od niego, więc on sam zawęszył, szybko wyczuwając zwierzynę. Powoli zaczął się skradać, zauważając wiewiórkę pod drzewem. Gdy wiatr idealnie zawiał w jego stronę podszedł jeszcze bliżej, aż w idealnym momencie wyskoczył, przybijając zwierze do ziemi. Chwycił je za ogon, podrzucając do góry, a następnie łapiąc w zęby. Zacisnął je powoli, czując, jak krew spływa mu po pysku, spadając na ziemię, jakby przypieczętowując jego wygraną, jego zdobycz. Finalnie zaniósł ją do matki, widząc, że czeka niedaleko. Powolnym krokiem wrócili do obozu, a gdy dotarli odłożył zwierzynę na stertę.

Dzień mianowania Koniczynka.

Wstał wcześnie, gdyż poprzedniego dnia został poinformowany przez Nikłą Gwiazdę, że zostanie mentorem. Był zaszczycony, to fakt, jednak i trochę niepewny, gdyż miał nadzieję na ambitnego ucznia, a żadne z kociąt nie przykuło jego uwagi. Miał nadzieję na kogoś takiego, jak Kocankowa Łapa. Wtedy byłby dumny. W sumie powinien spytać kotki, jak idzie jej szkolenie. Na prawdę chciałby ją już zobaczyć w legowisku wojowników, z resztą był ciekawy, jakie nadadzą jej imię. Spojrzał na polanę, gdzie już zebrało się kilka kotów czekających na koty, które wrócą z kociętami. Jednak dość długo ich nie było. Finalnie dotarł do nich Koniczynek, a po Niezapominajce ślad zaginął. Krucze Pióro nie bardzo przejął się tym faktem, jednak mógł zauważyć, że Lodowa Sałata drepta nerwowo łapami. Koniczynek sam wydawał się trochę przygasnąć. Po jakimś czasie do obozu dotarł Kosaćcowa Grzywa, który miał przynieść kotkę. Wpadł na środek polanki, rozglądając się niepewnie.
— Nie mogę jej znaleźć. Ona… Zniknęła. — wydusił z siebie w końcu. Koniczynek spuścił uszy w dół, kuląc ogon. Lodowa Sałata załkała żałośnie. Krucze Pióro jednak przejął się czymś innym. Wzrok zwrócił na Kocankową Łapę, która teraz trochę tępo wpatrywała się w kociaka czekającego na swoje mianowanie. Zauważył, jak nerwowo zerka w stronę legowiska starszyzny, w którym siedziała jego matka. Nie uśmiechało się jej przychodzenie na jakiekolwiek mianowania po tym, co stało się Pajęczynce. Gdy usłyszała słowa Kosaćcowej Grzywy jej futro zjeżyło się momentalnie, po czym weszła głębiej do legowiska. Miał nadzieję, że Kocankowa Łapa nie przejmie się zbyt mocno powtarzającą się historią. Cóż, zawsze w razie czego ma w nim wsparcie. Nikła Gwiazda wysłał razem z Kosaćcową Grzywą jeszcze dwóch wojowników, a sam rozpoczął mianowanie Koniczynka.
— Co? Ale, jak to? — zapytał Koniczynek, podchodząc do wojownika. — Szukaj dalej! Dalej! — krzyknął do niego.
— Niestety, młody, ale pewnie ją coś zjadło.
— Nie! — Krzyknął kociak. — To nieprawda! Kłamiesz! Zaraz... zaraz powiesz, że to był żart i Niezapominajka wyjdzie z ukrycia! Tak! — poleciały mu pierwsze łezki.
Kosaćcowa Grzywa skrzywił się na jego słowa.
— Nie, Koniczynku. Ona już nie wróci.
Koniczynkiem coś szarpnęło. Podbiegł do jego łapy i ją ugryzł. Zaskoczony wojownik przez chwilę się tak na niego patrzył, ale chwilę później spróbował go strzepnąć. Szczęki Koniczynka mocno zacisnęły się na jego łapie, nie puszczając tak łatwo. Białoniebieski wojownik warknął I zrzucił go jednym, ale tym razem porządnym trząsem. Koniczynek wstał i znowu się rzucił, jakby był w furii.
Kosaccowa Grzywa pacnął go jedną łapą, złapał jego głowę i przycisnął mocno do ziemi, powstrzymując się od wysuwania szponów.
— Nie! Nie... — łkał. Kopał, wił się po brudnej ziemi. Kosaciec mimo tego nadal przyciskał jego głowę do ziemi, milcząc. Musiało minąć trochę czasu, aż w końcu kociak się uspokoił.
Wtedy Koniczynek cofnął się I fuknął na niego.
Kosaccowa Grzywa ostrożnie odsunął się od niego, spoglądając z góry na kocurka. Milczał, nawet nie skomentował zachowania młodego i tego, że ugryzł go w łapę. Krucze Pióro patrzył na młodszego z delikatną pogardą. Czemu przywiązywał do kotki tyle sentymentu? Może i była to jego siostra, ale ona… Już nie wróci. W końcu gdy Koniczynek nie łkał już tak mocno, Nikła Gwiazda zabrał głos.
— Pomimo… Zaistniałej sytuacji, mamy ucznia do mianowania. Nie powinniśmy zwlekać. Koniczynku, wystąp. — po słowach lidera kocurek rozejrzał się wokół nerwowo, jakby mając nadzieję, że w tłumie jednak gdzieś jest jego siostra. — Koniczynku, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Koniczynowa Łapa. Twoim mentorem będzie Krucze Pióro. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę.
Krucze Pióro wystąpił, patrząc chłodno na kociaka, który postarał się o uśmiech i zetknął się z nim nosami. Gdy cała ceremonia zakończyła się, Krucze Pióro zdecydował, że woli nie czekać zbyt długo ze szkoleniem. Może i prawdopodobnie stracił siostrę, jednak nie mógł mu pozwolić na płakanie z takiego powodu. Miał być silny, w końcu miał go reprezentować. Jeszcze go znieczuli. Póki co, chociaż nauczy go walczyć, czy polować. Spojrzał na młodszego.
— Zbierajmy się, nie ma co czekać. Pokażę ci terytoria. — ruszył w stronę wyjścia z obozu.
— A co jak Niezapominajka wróci, gdy mnie nie będzie..? Martwię się o nią… — kocurek skulił się lekko. Krucze Pióro spojrzał na niego zirytowany.
— Jak wróci to wróci. Ktoś na pewno jej przekaże, że wyszedłeś. Nie ma co marnować dnia. Idziesz, czy mam cię tam zaciągnąć? — syknął lekko. Nie miał ochoty na potyczki z młodszym. Ten podkulił ogonek i podążył za starszym bez słowa. Cóż, przynajmniej się słuchał. Po niezbyt długim spacerze dotarli do pierwszego punktu.
— Tu znajduje się Cierniste Drzewo. Pierwszy punkt wyprawy. Grzebiemy tu zmarłych, przynoszeni są z rana po czuwaniu. Pewnie znasz tą legendę o nim? — spojrzał na młodszego, jednak ten właśnie był zajęty czymś innym. — Słuchasz ty mnie wogóle?
— Och! Tak, przepraszam… Byłem zajęty swoim przyjacielem! — uśmiechnął się do Kruka. — Właśnie mu mówiłem, że moja siostra się zgubiła, ale na pewno się znajdzie! No i pytałem, czy podobało mu się mianowanie.
— Przyjaciela..? — nie, no absurd. Trafił się mu stuknięty. Czy kociak miał schizofrenię, czy po prostu gada z własnym cieniem? Krucze Pióro zaczął się martwić o przyszłość swojego klanu.
— Tak! Biedronka! — odpowiedział z usmiechem.
— Biedronka..? — kocur skrzywił się.
— Tak, chcesz zobaczyć? — uniósł lekko łapkę, pokazując kocurowi czerwonego owada na swojej łapie. Krucze Pióro zbliżył się trochę, patrząc to na biedronkę, to na ucznia. Tak, zdecydowanie jest psychiczny.
— Mysie Łajno… Dorośnij… — po tych słowach zabrał biedronkę z łapy Koniczynka i zgniótł ją, wypuszczając z łapy jedynie jej szczątki. — Już nie jesteś kociakiem… To tylko owad…

<Koniczynowa Łapo?>
(4240 słów)

[przyznano 42%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz