Był to dosyć chłodny dzień. Powietrze było przesiąknięte wilgocią. Drzewa już prawie nie miały liści, gdyż wszystkie pospadały. Wiatr miotał o wszystko, co stało nieruchomo w lesie. Zwierzyny było coraz to mniej.Tojadowa Łapa leżał na skraju obozu, owinięty ciepłym futrem. Obserwował wszystko, co się rusza, czyli — robale na ziemi szukające schronienia, towarzyszy zajmujących się czyszczeniem futra, oglądał jak nawet starsi wojownicy, próbowali ocieplić się nawzajem swoimi futrami, aby nie po zamarzać. Tego dnia zielonooki nie miał ani siły, ani chęci, by z jakimś kotem przebywać. Gdyby kocur mógł, to by z pewnością cały ten dzień przeleżał na swoim posłaniu zrobionym z mchu. Nie przeszkadzałoby mu to nawet, że ma nieprzyjemnie wilgotne to leże. Czasem takie drobnostki nie mają znaczenia w kocim życiu. Czworonóg ostatnio odsunął się od wszystkich. Rodzeństwo zajęte było swoimi nowymi obowiązkami, gdyż już zostali mianowani na wojowników. Znajomi z legowiska też ostatnio byli bardziej pochłonięci treningami. Nie obchodziło to Tojadową Łapę.
“Pora wstać i coś zrobić” — pomyślał uczeń.
Tak się złożyło, że w tym samym momencie podszedł do niego, jego mentor Rysi Bór. Białowłosy wojownik, o wielkiej bliźnie na boku, jest Tojadowej Łapy wzorcem do naśladowania. Rudzielec chciałby być jak on. Uczeń natychmiast wstał, by powitać mentora.
— Idziemy trenować Tojadowa Łapo. — Bez zbędnych przedłużań, białowłosy od razu przeszedł do sedna.
— Okej. — Zielonooki odpowiedział, chociaż w tym wypadku nie musiał. Słowa mentora nie były pytaniem, tylko stwierdzeniem.
Obaj czworonodzy ruszyli w stronę wyjścia od obozu, przed siebie. Doszli do lodowatej, o tej porze roku, rzeki i szli wzdłuż niej. Ominęli stary most dwunożnych, gdzie ostatnio uczeń wraz ze swoją siostrą spotkali zagubioną kotkę — ale to inna historia.
Rudowłosy nagle poczuł świeży zapach myszy w krzakach obok, dlatego przystanął.
— To chyba nie jest zły pomysł, by teraz tę mysz upolować i później wracając do obozu ją zgarnąć? — Zielonooki zwrócił się szeptem do mentora, tak by nie przepłoszyć zwierzyny.
Mentor swoją zgodę ukazał gestem i obaj przybrali pozy łowieckie. Cichym krokiem podeszli do ofiary i ją upolowali. Rysi Bór postanowił zakopać mysz pod wysokim dębem. Tojadowa Łapa w tym czasie obserwował otoczenie.
“Polowanie byłoby przyjemniejsze, gdyby nie ten ziąb” — pomyślał rudy kocur.
Zimne wiatry z każdą chwilą narastały.
— Schowałem mysz, możemy iść dalej — powiedział Rysi Bór.
— A gdzie dokładnie idziemy? — zapytał rudy.
— Zobaczysz na miejscu — odpowiedział.
Zaczęli iść dalej wzdłuż rzeki, po chwili skręcili w przeciwną stroną. Weszli w głąb lasu, mijali drzewo za drzewem, aż mentor się zatrzymał.
— To tutaj — stwierdził białowłosy.
— Dobrze, to co tym razem trenujemy? — Tojadowa Łapa zapytał.
— Obronę, ja będę cię atakować, a ty masz robić szybkie uniki lub odpierać atak.
Rudowłosy wzdrygnął, z podenerwowania. Jego sierść na karku stanęła dęba, a zimne wiatry tak jakby, na chwilę przestały powiewać w jego stronę.
“Czego tu się obawiać, będę tylko odbierać ataki lub ich unikać od dorosłego, silnego, doświadczonego wojownika” — pomyślał.
Tojadowa Łapa pochylił swój pysk lekko w dół. Naprężył mięśnie, otworzył paszczę, by móc kierować się też węchem, wciągnął brzuch.
Mentor postąpił podobnie jak swój uczeń — naprężył mięśnie, pochylił uszy i pysk.
— Gotowy? — zapytał białowłosy kocur.
— Tak.
Momentalnie po odpowiedzi Tojadowej Łapy, Rysi Bór skoczył na niego. Wydawało się, że rudy nie uniknie tego ataku, a jednak w ostatniej chwili otrząsnął się z szoku i zrobił obrót w prawo. Rysi Bór swoimi łapami otarł korę.
“Byłby to idealny moment do ataku, ale ja mam tylko robić uniki lub się bronić” — pomyślał zielonooki.
Ta walka lekko podekscytowała młodziaka. W końcu przestało mu być zimno, gdyż od ruchu ociepliło mu się całe ciało. Zapachy lasu intensywniej wypełniły pyszczek ucznia, tak mocno, że mógłby poczuć ich smak. Rysi Bór nie zniósł poprzeczki, zaatakował z tą samą siłą, lecz bardziej precyzyjnie.
“Nie uniknę tego, muszę się bronić” — zrozumiał w myślach kocur.
Zielonooki zablokował łapę mentora i go ciałem odepchnął.
— Dobrze robisz — skomentował białowłosy obronę.
Po chwili
Tojadowa Łapa czuł zmęczenie w każdym, najmniejszym koniuszku jego grubego futra. Zamiast chłodu, czuł żar napędzający go do kolejnych uników. Z każdą chwilą, coraz to trudniej napełniały mu się jego płuca powietrzem, gdyż tracił już siły. Kocur starał się nie ukazywać zmęczenia. Rysi Bór wydawał się być ze stali, ale po czasie sam też się zatrzymał.
— Umiesz to, możemy wracać do obozu — wyznał Mentor.
Białowłosy spojrzał się dumnym wzrokiem na ucznia. Otarł się o jego lewy bok i oboje ruszyli powrotną drogą.
— Może upolujemy coś dla klanu? — zapytał Tojadowa Łapa.
Mentor uznał, że to dobry pomysł. Rozdzielili się tak, by złapać więcej pokarmu. Tojadowa Łapa w pozie łowieckiej z otwartym pyszczkiem szukał oznak życia w krzakach i za nimi. Nagle natknął się na świeży zapach wiewiórki. Dziwne, gdyż o tej porze nieczęsto spotykane są w lesie. Po chwili Tojad złapał rudą zdobycz i ją ukrył pod stertą suchych liści.
Po czasie
Łącznie, Tojadowa Łapa złapał wiewiórkę i jedną mysz, gdyż druga mu uciekła. Rysi Bór upolował dwie myszy. Kocury uznały, że mogą już wracać do obozu. Zgarnęli po drodze, wcześniej jeszcze upolowaną mysz i ruszyli skrótem. Omijali zwalone drzewa, krzaki różnego rodzaju, małe łąki, aż doszli do obozu. Życie tam toczyło się dalej. Kocurów zdobycze na stercie zrobiły różnicę. Tojadowa Łapa cieszył się powrotem. Był bardzo zmęczony, miał ochotę walnąć się na swoim posłaniu, lecz głód wziął górę. Inne koty, akurat też się posilały jedzeniem. Tojad wziął mysz i usiadł obok swoich towarzyszy. Byli oni zajęci plotkowaniem, czyli tym, co mało obchodziło rudowłosego kocura. Zgrabnie skończył swój posiłek i udał się on do uczniowskiego legowiska. Słońce zachodziło nad horyzontem. Tojadowa Łapa schludnie wyczyścił swoje futro i ułożył się do spania. Nie dużo czasu musiało minąć, aby kocur zapadł w sen.
[918 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz