Zaraz po mianowaniu Szczypiorkowej Łapy
Pamiętała dzień, w którym został jej przydzielony jej pierwszy uczeń. Pamiętała doskonale, jak na jej pysku pojawił się grymas i jak oczka Szczypiorkowej Łapy błysnęły niepewnie. Chciała coś wtedy powiedzieć, ale milczała — w głębi duszy czuła, że polubi tego malca. Nawet jeśli nie chciała się do tego przyznać.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Chwilę przed porodem Łuny
Ledwo wkroczyła do obozu po treningu ze Szczypiorkiem i niemalże od razu ruszyła do żłobka. Zanim jednak weszła, do jej uszu dotarł szorstki głos Cisowego Tchnienia:
— No już, nie panikuj — prychnęła. — Nie potrzebujesz żadnych ziół na bóle, tylko je zmarnujesz. Każda matka przez to przechodziła.
Choć zaintrygowana tymi słowami, zignorowała je, wchodząc do wnętrza schronienia.
— Hej — rzuciła, zauważając, że jej matka mówiła do Srebrzystej Łuny.
Na jej słowa medyczka tylko skinęła głową, po czym opuściła żłobek — na pysku kocicy jednak malował się podejrzliwy wyraz.
Srebrzysta Łuna, dotąd siedząca w kącie legowiska, omal nie podskoczyła z radości, gdy dostrzegła młodszą wojowniczkę.
— Och, dobrze, że jesteś! — zawyła. — Strasznie mi nudno tutaj samej… Nikt oprócz ciebie mnie nie odwiedza, a dni dłużą mi się straszliwie, gdy nawet nie mogę opuścić żłobka… Wiesz, muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego — dodała po chwili, nieco poważniejąc.
Lamentująca Toń przycupnęła przy ciężarnej, unosząc jedną brew i wciąż uważnie się jej przyglądając.
Szylkretka, widząc jej zainteresowanie, poruszyła się nerwowo i wzięła głęboki wdech, po czym rozejrzała się, jakby upewniając się, czy aby na pewno są same.
— No więc… Na pewno widziałaś, jak Cisowe Tchnienie zachowała się wobec mnie… — Wreszcie głos Srebrzystej Łuny przerwał ciszę, która zawisła między kotkami. — Tak… tak jest cały czas. Obawiam się, że mogła zgnieść kociaki! Jest wyjątkowo niedelikatna, a ja niedługo urodzę, i… i…
— Spokojnie — Lament przerwała starszej, spoglądając na nią kątem oka. Przejechała krótkim ogonkiem po ziemi, po czym uniosła wzrok, aby spojrzeć na starszą. — Cis bywa szorstka, ale zna się na swojej pracy… Jestem pewna, że nic ci nie będzie.
Szylkretka powoli pokiwała głową, przełykając łzy.
— To… nie wszystko, co chcę ci powiedzieć — dodała, przechylając delikatnie łeb i zmrużyła oczy. — Twój ojciec, Topielcowy Lament… Ja i on poznaliśmy się dawno temu na granicy z Klanem Wilka. On… Ja… byłam wtedy w bardzo złym stanie, sama rozumiesz. Zaprosiłam go do siebie, do domu… A on wykorzystał mnie, a potem uciekł do klanu! Poszłam za nim; nie mogłam sobie wtedy pozwolić na kociaki, nie byłabym w stanie się nimi zająć i… — przerwała na moment, aby ocenić reakcję Lament. Wojowniczka zmarszczyła brwi, w milczeniu przysłuchując się słowom starszej. Jej kamienny wyraz pyska nie zdradzał żadnych większych emocji; widniał na nim ten sam, zwyczajowy jej grymas. W środku czuła jednak, jak serce wali jej w piersi. Czy… ona mówiła prawdę? Szylkretka wzięła oddech, aby kontynuować:
— … Urodziłam tutaj, w Klanie Wilka, a Topielec… odebrał mi dzieci! Nie pozwolił mi się do nich zbliżać…
Dymna przez chwilę milczała, jakby rozważając słowa szylkretki. A potem odezwała się:
— Kim… kim są te dzieci? — zapytała cicho, niemal szeptem. Jej szczęka zadrgała.
Srebrzysta Łuna zamrugała kilka razy; w jej oczach zebrały się łzy.
— To… ty i Miodowa Kora… nimi jesteście — wyszeptała drżącym głosem, z czułością obserwując Lament.
Chwila ciszy. Czas zdawał się jakby zatrzymać. Wstrzymała oddech, zamarła. Ona?... Nie... Niemożliwe.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Jakiś czas później, śmierć Szczypiorka
— Dlaczego mu nie pomogłaś!? — warknęła, robiąc krok do przodu. — Ty mała, głupia… — Nie zdążyła dokończyć, bo Sowi Zmierzch stanął między nią a uczennicą.
— Wystarczy — wycedził, mierząc ją chłodnym spojrzeniem.
— Nie przejmujesz się jego losem!? — prychnęła z pogardą, odsłaniając zęby. — On zginął! Szczypiorek… Szczypiorek był… zbyt mądry na to! To jej wina, jestem tego pewna! — Głos jej się łamał, przechodząc w histeryczny jęk.
— Musisz się uspokoić… To… niczyja wina. Nie dało się tego przewidzieć.
— Sam się uspokój! — zawyła, zarzucając łbem. Posłała kolejne, pełne nienawiści spojrzenie maluchowi oraz jej mentorowi i odwróciła się, spuszczając głowę. Położyła się na ziemi przy ciele swojego pierwszego w życiu ucznia i skryła łeb w łapach. Nie zasłużył na taki los. I mimo obwiniania jego siostry, w głębi duszy czuła, że to był jej błąd. Była… była dla niego zbyt surowa. Nigdy go nie pochwaliła. Nigdy nie cieszyła się z jego osiągnięć. Nie zasłużył na taki los.
W obozie nie odzywała się w ogóle. To Sowi Zmierzch przekazał wszystko Nikłej Gwieździe. Ona wiedziała, że przestałaby myśleć racjonalnie, gdyby tylko otworzyła pysk. Nienawidziła tego miejsca. Tych obojętnych kotów. Nie patrzyła na rodzinę Szczypiorka, gdy Nikła Gwiazda ogłaszał jego śmierć. Nie pożegnała go też uroczyście. Dopiero, gdy wszystkie koty opuściły jego grób, stanęła na tej wydeptanej ziemi. Chciała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle, więc tylko wpatrywała się pustym wzrokiem w miejsce jego pochówku.
─── ⋆⋅ ☾⋅⋆ ───
Jakiś czas temu, dzień wtrącenia Łuny do izolatki
Z oddali słyszała kolejne jęki. Rozpaczliwe krzyki, piski, jazgot dogłębnie zranionego kota. Jazgot Srebrzystej Łuny. Jazgot jej mamy. Serce krajało jej się, gdy patrzyła na jej rozpacz. Nienawidziła tego miejsca tak samo, jak jej… matka… nienawidziła tych wszystkich kotów. Ale Lament nie była głośna. Nie wychylała się. Siedziała z boku, w milczeniu obserwując starania szylkretki. Do czasu, aż wtrącili ją do izolatki. I jakżeby inaczej, matkę dwójki nowych kociaków do rowu zatargał nie kto inny, jak Sowi Zmierzch. Ten sam żałosny kot, który z taką obojętnością przyglądał się ciału Szczypiorka. Ta głupia marionetka Nikłej Gwiazdy.
Gdy nadarzyła się okazja, odwiedziła Srebrzystą Łunę, ale nie została przy niej zbyt długo. Po części dlatego, że nawet nie miała takiej możliwości — rozmawiać z kocicą mogła tylko wtedy, gdy strażnik jadł. Obiecała jej, że będzie doglądać jej dzieci. I to tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz