Kurka spojrzał na niebo, jak tylko wyszli i się zjeżył. To było naprawdę przerażające miejsce, tam w górze. Jasne, otwarte. I gdyby nie ten kamyk, który uderzył w jego łapkę, może by się przestraszył jeszcze bardziej. Guziczek kopnął go raz, Kurka oddał mu tym samym, dopóki ten młodszy znowu się nie rozproszył. Naprawdę, jego głowa krążyła wszędzie. Nie, żeby Kurce to przeszkadzało. Ten kamyczek był co prawda ładny, ale Guziczek na razie był ciekawszy.
— Pobawmy się w ganianego! — zawołał i spojrzał na Czernidłaka, na tatę. O czyżby, chciał go uwzględnić w zabawie? — Ty gonisz! — oznajmił maluch. Kurka zamrugał. Jak to będzie działać? Starszy kot jest od nich o niebo szybszy. To jak kot goniący za myszą. Na pewno przegrają! — Tylko odlicz do 10!
A! W ten sposób. Tak. To miało sens, żeby mieli trochę przewagi. Kurka już przebierał łapkami, ale Guziczek miał inne plany. Nachylił się, jego oczy błyszczały zawadiacko. Kurce stanęła sierść na karku. To chyba się źle skończy.
— Schowajmy się gdzieś! — szepnął młodszy, z szerokim uśmiechem na pysku.
— Co? — Kurka zmieszał się bardzo. Jego łapki na chwilę zamarły, bo już chciał uciekać od taty, żeby ten mógł go gonić. — Ale jak to schowajmy? — Kurka też szeptał.
— No tak. Szybko! — Guziczek pchnął go swoim ciałkiem, rzucając się przed siebie. Kurka nieco spanikowany rzucił okiem na tatę i ruszył za kociakiem. Nie mógł go tak po prostu zostawić, nawet, jeśli czuł się z tym bardzo źle. Kajzerka pozwoliła im wyjść tylko blisko żłobka, a z każdym krokiem byli coraz dalej. Zatrzymali się gdzieś koło legowiska uczniów. To było naprawdę daleko. Zwłaszcza dla kociaków. Coś ten Czernidłak długo liczył do 10! Kurka zmartwił się, że jego tata nie umiał liczyć!
Schowali się pod jednym z krzaków. Oczywiście Guziczek chichotał, na szczęście cichutko. Chociaż Kurka chyba by wolał, żeby śmiał się głośno, to może wtedy nie musiałby się tak stresować łamaniem zasad. Bo złamali zasadę, chyba? Kurka nie był pewien.
— Nigdy nie byłem tak daleko od żłobka — Guziczek odezwał się po paru sekundach. Dla niego to było ekscytujące, a Kurka się tu stresował. Jajko znosił. Przynajmniej do czasu, kiedy jego oko nie wypatrzyło ładnego kamyka.
— Patrz na to. — Wskazał go Guziczkowi. Ten kamyczek był jakiś inny. Błyszczał się i był bardzo śliski, i nie był okrągły jak większość kamyczków. Wręcz przeciwnie, był bardzo chropowaty i nieco płaski. Kurka widział już wiele płaskich kamyków, ale nigdy takich.
— Wygląda ciekawie.
— Tak. Chyba go ze sobą wezmę — Szepnął Kurka.
— To bierz go szybciej i wyłaźcie spod tego krzaka. — Głos Czernidłaka sprawił, że oba kociaki mało nie wyskoczyły ze skóry. Jego oko zaglądało do nich cierpliwie u wyjścia krzaka. — Mieliśmy się bawić w ganianego, nie chowanego.
— Przepraszam. — Kurka wydukał, a jego łapka przykrywała kamyczek, który wydawał się mu być bardzo ciekawy.
— Jeśli chcecie pozwiedzać, to wystarczy się spytać. Pochodzę z wami kawałek, tylko bez takiego uciekania! — Czernidłak mruknął, kiedy kociaki wytoczyły się spod krzaka.
— Ale jak nas znalazłeś? — Guziczek był szczególnie zawiedziony swoją nieudaną próbą ukrycia się. Tata pokiwał głową i uśmiechnął się.
— Moja tajemnica. — Uśmiechnął się do nich i pogonił ich łapą w kierunku żłobka.
— Zabawa w chowanego była fajna! — Kurka szepnął do Guziczka, odrobina odwagi popłynęła w jego krwi mówiąc jego słowami.
— No! Tylko szkoda, że nas znaleźli. — Guziczek pokiwał głową i zaraz rozproszył się czymś innym.
— A to nie na tym to polega? — Kurka zdziwił się tylko jeszcze bardziej. W tej zabawie chowa się, żeby ktoś cię znalazł! Prawda?
<Guziczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz