BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 3 sierpnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

14 sierpnia 2025

Od Figi CD. Czerwca

Jakiś czas po sępie oraz kilka dni po mianowaniu Czerwca

Pora Nagich Drzew, a wraz z nią przyszedł głód, oraz… pojawiły się kociaki. Tak, jakby Owocowy Las obrodził w jadalne dla kotów owoce. Ta, jasne. Figa zastanawiała się, po co przyjmowali te kolejne kocięta, gdy akurat brakło jedzenia dla aktualnej liczby kotów.
Westchnęła głośno, przedzierając się przez kolejne zaspy śniegu. Nie przelewało im się. Świergot odbiło, mamrotała do siebie i wydawała jakaś taka… nieobecna. Jakby wyniosła z walki z sępem największą traumę z całej drużyny. Wiciokrzew ledwo się prześlizgnął przez granicę z Pustką, a chyba sama Wszechmatka postanowiła go przywrócić do żywych. Czernidłak wyglądał… cóż, jak żywy trup. A ona? Ona miała wielgachną, szpetną bliznę na całym pysku. Od czoła aż do nosa.
Czasami wciąż ją piekła, jakby pamiętała uczucie ostrych jak brzytwy szponów ptaka. Poza tym i blizną na tylnej łapie, fizycznie wyszła bez szwanku. Psychicznie jednak zdawała się częściej błądzić między myślami, być nieobecna. Jakby ta cała sytuacja na tyle nią wstrząsnęła, że postanowiła przemyśleć całe swoje dotychczasowe zachowanie.
Figa poruszyła wąsami, odganiając te wspomnienia. Chrupot śniegu zagłuszał panującą dookoła ciszę. Dawno nie miała samotnego spaceru. Przez ostatnie kilkanaście księżyców wychodziła zawsze z Czerwcem, ale ten został (słusznie) mianowany kilka dni wcześniej. Przez nagły natłok obowiązków związany z nadejściem zimy, oba koty miały mnóstwo roboty. Figa nie mogła złapać kocura nawet na chwilę, by mu wytknąć, że teraz jest na niego skazana podwójnie. Chociaż… Jak się zastanowić, to z upływem księżyców jego postać nie drażniła jej tak jak kiedyś. Teraz, kiedy sama go wychowała (a przynajmniej tak myślała) był nawet nawet. Ale tylko troszkę. Oczywiście, Figa nie zamierzała nigdy na głos tego przyznać!
Idąc tak pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyła nawet, kiedy ogólną ciszę przerwała dodatkowa para łap. Dopiero po chwili, kiedy jasne zimowe słońce rzuciło cień na śnieg, dostrzegła idącą ku niej postać. A może to ona weszła tej postaci w drogę?
Zatrzymała się, a wraz z nią ucichło chrupanie śniegu pod łapami. Podniosła głowę, a jej zielone jak najświeższa trawa oczy spotkały się z tymi żółtymi niczym zachód słońca wiosną.
Czerwiec.
Figa nie dostrzegła w nim tego ucznia, którym był ledwie parę dni wcześniej. Kocur prezentował się teraz niczym prawdziwy zwiadowca. Poważnie i dumnie. Wydawał się być tak samo zaskoczony jej obecnością, co ona. Figa potrzebowała chwili, by oprzytomnieć.
— O, a kogoż to przywiało w te strony? — mruknęła. — Wiewiórka? W zimę? To ci dopiero niespodzianka.
Po chwilowym zaskoczeniu, Czerwiec otrząsnął się i wyszczerzył kiełki.
— Kąśliwa pchełeczko? Jak dobrze widzieć cię tak samo kąsającą jak ten mróz, co mnie omija – rzekł figlarnie. Po czym postąpił parę kroków w jej stronę. Figa speszyła się. Wpatrzył się w nią, ale potem przeniósł wzrok na jej ucho i znów na nią. Wlepiał w nią gały, jakby była jakimś rzadkim okazem. Prychnęła.
— Nie tęskniłam za twoimi o kant tyłka obić pyskówkami — odparła, marszcząc brwi. — Pod tym względem w ogóle się nie zmieniłeś! Wcale a wcale! No i co się tak na mnie gapisz? Jakbyś nigdy mnie nie widział.
Twierdziła, że nie tęskniła, a jednak w jej głowie siedział i najlepsze się rozgaszczał były uczeń. Nie mogła tego głośno przyznać, ponieważ czuła, że… nie był to dobry moment? Skoro już przyznała, że tego nie robiła, to nie może teraz uznać, że jednak to robiła. Prawda? Poza tym, szeroko rozumiana tęsknota mogła się objawiać na różne sposoby i można było o niej także na kilka sposobów opowiadać. Figa w swoich przekomarzankach mogła próbować przekazać Czerwcowi, że cieszy się na jego widok. Zastanawiała się tylko, czy kocur to dostrzegał?
— Miło mi słyszeć, żeś w dobrej kondycji, pchełeczko, ale przyznam, iż zabolały mnie twe słowa. Myślałem, że tęskniłaś za mną — miaułknął w odpowiedzi, udając smutnego. Zaraz jednak roześmiał się. — Bo może nie widziałem? — mruknął żartobliwie, ale zaraz faktycznie spoważniał.
— Nie widziałeś? — powtórzyła zdziwiona. - A może się stęskniłeś, tylko wstydzisz się przyznać, hehe! - Posłała mu cwany uśmieszek.
— Stęskniłem? Żartujesz? — odparował.
Wyraz pyszczka Czerwca się zmienił. Wcześniej był rozluźniony, a teraz przybrał poważną barwę.
— Chodź ze mną, chcę ci coś dać, Figo — oznajmił nagle tajemniczo.
Kotka uniosła zdziwiona brwi, zaraz je jednak zmarszczyła. Czy to podstęp? Dlaczego miałby wyskakiwać z podarkami?
— No nie wiem, czy pójdę — mruknęła nieprzekonana. — A co, jeśli uśpisz moją czujność i zaczniesz mi czyścić ogon? Chyba się boję. — Udała teatralne przerażenie, jednak widać było, że cała sytuacja ją nieco koniec końców bawiła.
Czerwiec zmarszczył nieco brewki na jej słowa, obrócił łebek udając obrażonego.
— Phi! Zero docenienia moich zdolności! –– rzucił w odpowiedzi, ale zaraz przeszedł obok kocicy niby to obojętnie. –– Skoro zjada cię lęk, to chyba powinnaś poszukać sobie bezpiecznej norki do ukrycia – odparował I wyszczerzył rząd białych zębów.
Groził jej? Może zastraszał? A może po prostu próbował ją zaczepić, tak, jak podczas treningów? Figa uśmiechnęła się dziko pod nosem. Wyszczerzyła kły na komentarz kocura. Machnęła pięknym, pełnym mchu ogonem, po czym odparła hardo;
– Żartowałam! To ty się zaraz będziesz bać! Buhaha!
Po czym skoczyła na kocura, korzystając z tego, że się do niej zbliżył i wywróciła go prosto w śnieżną zaspę. Nie zdołał zareagować. Niemal natychmiastowo Czerwiec się skrzywił, kiedy śnieg zaczął moczyć jego futro. Figa za to czuła wszechogarniający zimowy chłód, który szczypał ją w nos. Co Porę Nagich Liści cieszyła się, że miała długą sierść i tak naprawdę tego chłodu praktycznie nie odczuwała. Jedynie na łapkach, nosie i czasem oczach, kiedy mróz szczypał, aż leciały łzy.
–– Osz ty! –– miauknął, spróbował zrzucić ją z siebie, ale zamiast tego ich pyski prawie się zetknęły. Skrzywił się lekko. –– Złaź ze mnie, pchełko –– fuknął.
Widząc grymas na pyszczku Czerwca i słysząc jego pełną wyrzutów "prośbę", zaśmiała się w głos.
–– Wyluzuj trochę! Bo nigdy z tobą nigdzie nie pójdę! –– odparła, chcąc użyć tej sytuacji jako karty przetargowej. –– Jesteś taki drętwy, Panie Sztywna Wiewiórko. Czerwiec podjął próbę zrzucenia jej z siebie, ale nieskutecznie. Miała żelazną postawę, którą pieczołowicie trenowała. Podczas jego próby ich pyski niemal się przypadkowo zetknęły i Figa się speszyła.
–– Uważaj sobie — mruknęła, odwracając wzrok. — Zejdę jak mnie ładnie poprosisz!
Po czym wystawiła w jego stronę język.
–– Chyba śnisz, że to zrobię! Zresztą tu nie jest tak źle. Mam mięciutko i tak... cudnie chłodno. — Uśmiechnął się wyzywająco, chociaż jego krótka sierść dawała mu się we znaki. W przeciwieństwie do Figi nie miał takiego zabezpieczenia przed chłodem.
Zwiadowczyni pomyślała, że jej były uczeń próbował zgrywać twardziela. Zaśmiała się pod nosem szyderczo. Zastanowiła się sekundę nad swoim następnym ruchem.
— Ach tak? To co powiesz na to! — Łapą zgarnęła trochę śniegu i rzuciła w kocura. Akurat tego miała pod dostatkiem. –– No już, śmiało. Widzę jak zęby ci szczękają –– wymruczała niemal triumfalnie.
–– Co? One tylko dodają nam klimatycznej melodii –– prychnął w odpowiedzi.
Jakimś cudem śnieg wylądował milimetr od jego pyska. Spróbował zrzucić czekoladową, uderzając w brzuch tak, jak to ćwiczył. Figa poczuła uderzenie, które zrzuciło ją z kocura. Szybko podniosła się ze śniegu z drobnym warknięciem i otrzepała.
–– No, no, widzę, że wyniosłeś cokolwiek z naszych treningów — stwierdziła, będąc dumną z własnych mentorskich umiejętności. — Ten jeden raz dałam się zaskoczyć!
Machnęła ogonem, zapraszając kocura do marszu. Ruszyła powoli ku obozowi. Czekoladowy słysząc jej słowa odwrócił łebek, przygładził grzywkę i ruszył za nią.
–– Z naszych treningów? Haha! Dobre –– rzucił w odpowiedzi, chociaż w jego oczach lśniło coś na wzór ciepłej iskry.
–– No już, już. Będę grzeczna, możesz mnie obdarować, chociaż zastanawiam się, dlaczego chcesz mi cokolwiek sprezentować. — Zmrużyła oczy w zamyśleniu.
–– Tak, tak. Oczywiście, że będziesz grzeczna. Ostatnio też tak mówiłaś! — odparował z uśmieszkiem.
Jeśli dałby jej coś do jedzenia, to w sumie fajny prezent. Tylko że... czemu on jej w ogóle chciał cokolwiek dawać? Nie myślała o tym zbytnio wcześniej, ale Czerwiec chyba nie lubił jej aż tak, by czymś obdarowywać. Może się myliła? Może po prostu chciał być miły? A może Figa za dużo o tym myśli i wyobraża sobie jakieś głupoty! Przecież to jest Czerwiec, a nie jakiś przystojny samotnik. Pokręciła głową odganiając przelatujące przez jej umysł myśli.
–– Dobrze cię znowu widzieć –– szepnęła, niby to do siebie, cicho, a jednak Czerwiec miał szansę to usłyszeć. Szli dłuższe uderzenie serca w ciszy, przerywanej tylko chrupaniem śniegu pod ich łapami.
–– Mi ciebie też –– wyszeptał Zwiadowca bardziej do siebie, jednak ledwie słyszalnie, a następnie nieco ją wyprzedził.
Dotarli po niedługim czasie do obozu. Mentorzy wyszli wcześniej tego dnia z uczniami na treningi, wojownicy oraz zwiadowcy zostali oddelegowani na polowania czy patrole. Figa do samego końca miała pustkę w głowie, gdyż nie potrafiła znaleźć powodu, dla którego Czerwiec miałby chcieć cokolwiek jej dawać. Każde ich spotkanie pełne było wyzywanek i przepychanek, a to raczej nie jest powód do prezentów. Kotka westchnęła. Dała się zaprowadzić pod drzewo z legowiskami Zwiadowców, na którym kilka dni wcześniej Czerwiec zamieszkał. Kocur poprosił, tak, poprosił ją by zaczekała. Będąc w szoku, kiwnęła głową, a czekoladowy odwrócił się by podejść do drzewa dla Zwiadowców. Kocur był wyjątkowo taki jakiś...ciepły? Potulny? Poprosił ją, by zaczekała! Użył tego dokładnie słowa! A Figa nie mogła dopatrzeć się w nim żadnej złośliwości ani arogancji, z którą tak lubił się nosić. Naprawdę była zadziwiona i nie mogła nic poradzić na obejmujące ją uczucie zestresowania. Czego mógł chcieć? Dlaczego był dla niej taki miły? To do niego niepodobne przecież! Uderzył się w głowę?
Wspiął się, a Figa patrzyła jak kocur sprawnym ruchem wchodzi na drzewo. Widziała znikającą wśród gałęzi sylwetkę.
Stąpała z łapy na łapę w oczekiwaniu. To nie będzie przecież nic strasznego...chyba? A jeśli on schował tam ropuchę i da jej jej truchło? Wzdrygnęła się na samą myśl. Jeśli to zrobi, nigdy więcej się do niego nie odezwie! O, tak sobie postanowiła. Pokiwała głową uznając własny wspaniały pomysł, a kocur zdążył znaleźć to, czego szukał.
Powrócił do Figi, gdzie stanął przed nią, a następnie nie czekając na nią wpiął niewielkie piórko w jej sierść. Wycofał się delikatnie i spojrzał w jej oczy.
Kiedy Figa się zorientowała, miała już piękne błękitne sójcze pióro upięte w futrze. Kotce serce zabiło jak młotem, bo po pierwsze, Czerwiec był bardzo blisko, aż ich futra się zetknęły, a ona poczuła na sobie jego oddech. Po drugie...nigdy w życiu nie dostała czegoś takiego. Nigdy nic jeszcze nie dostała.
W osłupieniu patrzyła jak kocur wycofuje się kilka drobnych kroków, i spogląda jej w oczy. Jakby próbował zajrzeć do duszy Zwiadowczyni. Figę zapiekły oklapnięte uszy.
— Oddaję ci Niebo w ramach podziękowań za poświęcony czas na moją naukę. Dziękuję ci za wszelkie złośliwości, jak i przyjemne rozmowy. Zaszczytem było mieć cię na swojego mentora, Postrachu Owocowego Lasu. Wiele mnie nauczyłaś i nie mam zamiaru niczego ci ujmować, bo wypełniłaś swoją rolę po mistrzowsku. Dziękuję, Figo — miaułknął cicho.
Wysłuchała wszystkiego uważnie, chociaż mocno bijące serce nieco jej go utrudniało. Czerwiec podarował jej część swojej kolekcji. Jedno ze starannie wyszukanych piór, o które dbał przez ten cały czas? Figa mogłaby stwierdzić, że dostąpiła pewnego rodzaju zaszczytu. Znowu ją zapiekły uszy oraz policzki, czego przez grubą warstwę sierści kocur nie mógł dojrzeć. Chyba nigdy w życiu nie słyszała tylu komplementów na raz.
Przełknęła ślinę, odchrząkając. Otworzyła pyszczek, ale zaraz go zamknęła. Miała pustkę w głowie. Co powinna mu odpowiedzieć?
Zamiast cokolwiek mówić podniosła łapę i pogładziła niebieskie pióro. Westchnęła cicho, układając myśli.
–– Proszę — odparła w końcu. Odwróciła na chwilę wzrok, gdyż kocur cały czas się w nią wpatrywał. Pierwszy raz tak się czuła.
Odkaszlnął, gdyż poczuł iż chyba zbyt długo się na nią patrzył.
–– Jak wyglądam? –– Zapytała po chwili, uśmiechając się delikatnie i eksponując sierść z nowym piórkiem.
–– Cudownie... –– mruknął cicho w odpowiedzi, ale zaraz zorientował się co powiedział. Poczuł pieczenie na końcówkach szu. –– Znaczy to piórko cudnie wygląda w twojej sierści. Tak, właśnie o to mi chodziło! –– sprostował swoją wypowiedź.
Figa zachichotała cicho kiedy kocur się poprawiał ze swojej "pomyłki" słownej. Pokręciła głową teatralnie.
–– Więc mówisz, że niebieski to mój kolor? - Zapytała wesoło. — Hmm, może go nawet polubię.
— Otóż to. Właśnie to miałem na myśli — zapewnił gorliwie, a słysząc kolejną wypowiedź uśmiechnął się. — Mam nadzieję, że Niebo będzie się dobrze u ciebie chować — dodał ciepło. Figa oddała delikatnie uśmiech.
Ach, więc jej pióro nosiło imię Niebo. Pasowało jak ulał, w końcu mieniło się jego kolorami. Spojrzała jeszcze raz na prezent upewniając się w tym, że jest piękny. Zadbany, błyszczący, a zimowe słońce wspaniale wręcz odbijało się od ciemniejszych znaczeń na nim. Okręciła się wokół swojej osi, patrząc jak pióro zabawnie faluje. Bo chwili spoważniała.
— Tak, uch - mruknęła trochę speszona sama sobą. — Czy um... potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze?
–– Myślałem, czy może nie poszłabyś ze mną zrobić... no wiesz... tego nacięcia. Jestem zwiadowcą i bardzo bym chciał je mieć, ale wciąż nie wiem gdzie i jak to się dokładnie odbywa – rzekł cicho w odpowiedzi.
Figa słysząc o nacięciu na uchu, uniosła jedną brew. Sama się nigdy na nie nie zdecydowała. Może to… dobra okazja?
— To musimy iść do Świergot — mruknęła. — Szamani albo zielarze się tym zajmują. Hmmm... Zamyśliła się przez dłuższą chwilę. — Wiesz co, też sobie je machnę — oznajmiła. — Zrobimy je razem.
Wypowiedziała te słowa nim na dobre przemyślała ich dźwięk. Zabrzmiały jakby mieli iść gdzieś na jakieś romantyczne robienie nacięć na uszach! Figa odwróciła szybko głowę gdy to do niej dotarło. Zamiotła śnieg ogonem.
— Naprawdę? Pójdziesz ze mną? — spytał wyraźnie zadowolony. Był gotów do drogi, kiedy to padły słowa, których się nie spodziewał. Oczy mu błysnęły.
— Znaczy, ja cię zaprowadzę i przy okazji twojego zrobię sobie własne! Tak, dokładnie. — Dodała troszkę zbyt szybko mówiąc, co mogło zdradzić jej zakłopotanie. Czerwiec zastrzygł uszkiem.
–– Tak, tak, pchełeczko. Przy okazji zrobisz swoje –– rzekł, a następnie wyszczerzył lekko kiełki. –– W drogę, bo czas to królik, on nie czeka!
–– Hah, To może zrobimy wyścig? Kto pierwszy do legowiska Świergot, start! — miauknęła hardo, po czym rzuciła się do biegu. Nie zamierzała dawać mu żadnych forów!
Ruszył zaraz za nią. W kilka chwil zrównał się z kotką, by po chwili wbiec w tym samym czasie do legowiska Świergot.
–– Ha! I co powiesz? Gdybym cię gonił to nie uciekłabyś przede mną. Haha! –– dodał, szczerząc kiełki w jej stronę.
–– Gdyby nie ten śnieg to bym była dawno przed tobą, pff — mruknęła.
— Tak, tak oczywiście, pchełeczko — odparował.
Zaczęła się rozglądać za kotką. Figa słyszała plotki, że jej odbiło, ale może nie poucina im uszu...
– Świergot! - Krzyknęła, a zdecydowanie była to za mała przestrzeń, by to robić.
Kiedy kotka wyłoniła się ku ich oczom okazało się, że naprawdę z nią nie najlepiej. Matowe futro, bardzo poplątane, rozbiegane spojrzenie... Figa zaczęła myśleć, że będą musieli znaleźć dla niej zastępcę.
–– Hej, Świergot, chcemy zrobić sobie nacięcie na uchu — oznajmiła.
— Kto pierwszy? — spytała starsza.
— Dawaj, Panie Świeżo Upieczony Zwiadowco — zaczepiła Figa, popychając Czerwca ku Świergot. — Daj znać, jak było. Aha, i jeśli potrzebujesz to się poświęcę i potrzymam cię za łapkę, żebyś nie płakał.
Uśmiechnęła się wręcz przebiegle. Jeśli Świergot pozbawi młodszego ucha, to będzie miała czas na ucieczkę. Nie wiedziała, czy nadal mogą ufać umiejętnościom kotki po ostatnich wydarzeniach. Patrzyła jak kocur prostuje się i dumnie unosi pyszczek.
–– Do odważnych świat należy, pchełeczko –– mruknął do niej i wyszczerzył się, a następnie podszedł do Świergot, która zajęła się nacięciem. Minęło parę uderzeń serca, kiedy było już po wszystkim.
–– Widzisz? Żyję, więc nie tchórz, pchełeczko –– miauknął z łobuzerskim błyskiem w oku.
Skrzywiła pyszczek. Patrząc na świeże, poklejone pajęczyną nacięcie zmarszczyła brwi. Teraz pamiętała czemu go sobie nie zrobiła. Na prostych uszach wygląda świetnie, a na takich jak ona ma...cóż, pewnie będzie wyglądało koszmarnie.
–– Ja nigdy nie tchórzę -– obruszyła się.
Świergot przetarła łapą oko, jakby chciała wszystko lepiej widzieć. Figa przełknęła ślinę. Podeszła do kotki i zajęła wskazane miejsce. Medyczka chwilę się zastanawiała w którym miejscu zrobić to nacięcie. Czy podnieść jej to ucho czy nie? W końcu wybrała odpowiednie według siebie i swojego doświadczenia, przystępując do pracy. Figa czuła tylko chwilę mocne pieczenie, a niedługo później z pajęczyną na uchu była gotowa. Podziękowali kotce i wyszli na zewnątrz, gdzie powitało ich mroźne powietrze.
— Znajdźmy jakiś lód żebym mogła się przejrzeć. — zaproponowała.
— Dobrze, pchełko — zgodził się z nią kocur, a następnie skierował się z Figą u boku w stronę wyjścia z obozu. –– Myślisz, że na zewnątrz łatwiej znajdziemy lód? – mruknął.
— Mam nadzieję, że Świergot nie zrobiła ze mnie pośmiewiska. — burknęła.
— Nie wyglądasz źle, pchełeczko, ale efekt najlepszy będzie dopiero za jakiś czas. — odpowiedział, a następnie umilkł.
— To za mało — mruknęła. — Musi być pięknie, dumnie, wspaniale! — W sekundę jej zapał przygasł. — Chociaż u kota z oklapniętymi uszami te nacięcia nie wyglądają tak fajnie jak na prostych. Twoje, pomimo że w pajęczynie, wygląda super. — powiedziała cicho, jakby z lekkim wyrzutem, że miała takie geny, jakie miała.
–– Chodźmy nad rzeczkę — zasugerował, a słysząc jej słowa delikatnie musnął jego grzbiet swoim ogonem.
Czując jego ogon na swoim grzbiecie, uciekła wzrokiem w bok. Dzisiejszy dzień był specyficzny. Pełny zakłopotań, spojrzeń w oczy i dziwnego napięcia, jakie między nimi było. Albo może jedynie ona je odczuwała?
— Będzie dobrze, pchełeczko. No chodź. — To mówiąc po prostu ruszył w stronę rzeczki.
Ciągle tylko ta "pchełeczka" i "pchełeczka", czemu on się tego tak uczepił? Wcześniej jedynie podczas dogryzania używał tego przezwiska, ale teraz... ciągle. Podczas trzech uderzeń serca dwa razy je usłyszała!
–– Czemu mi tak pchełkujesz, wiewióreczko? — zapytała kąśliwie.
–– A co? Nie lubisz być pchełką? Możesz być zawsze marudą, albo kimkolwiek innym –– odparł, wzruszając lekko barkami.
Wypięła mu język słysząc alternatywne przezwiska. Zadarła nos do góry i nie czekając na kocura, ruszyła przed siebie. Dotarli nad rzekę, a Figa rozpoczęła poszukiwania zamarzniętej kałuży gdzieś na brzegu. Gdy takową znalazła, zawisła nad nią. Czerwiec po chwili zajął miejsce obok niej i po uderzeniu serca patrzyli się na swoje odbicia w lodzie. Figa widziała nacięte oklapnięte ucho z zabarwioną na czerwono pajęczyną. Zerknęła przelotnie na to Czerwcowe.
–– Wyobrażałam je sobie inaczej — oznajmiła.
–– Nie wygląda źle –– rzekł zadowolony, a następnie przeniósł wzrok na Figę. –– Inaczej? To znaczy jak? –– spytał ze spokojem w głosie.
Wydęła wargi, a potem zamyśliła się.
–– Jakoś tak bardziej odjazdowo — odparła. — Tak bym wygląda ekstra. A to takie zwykłe nacięcie i nie wiem nawet, czy inni je zobaczą! A jak go nie zobaczą, to jak mają wiedzieć, że jestem super Zwiadowcą?
–– Daj sobie czas. Może niepotrzebnie tak się przejmujesz –– mruknął cicho i uśmiechnął się pokrzepiająco.
Podniosła głowę i spojrzała na kocura. Oddała uśmiech, ale czuła się troszkę zakłopotana. Cały prawie dzisiejszy dzień, odkąd go spotkała wypełniały uśmiechy, o dziwo szczere, spojrzenia w oczy, bliższe interakcje. Figa nie odczuwała skrępowania w jego towarzystwie, tak jakby naturalnie wraz z poznawaniem siebie nawzajem mu zaufała na tyle, by dzielić się takimi przemyśleniami. W końcu Czerwiec ją teraz ewidentnie pocieszał! JĄ! Wielką Figę!
Westchnęła cicho, odkładając na razie ten temat na bok. Mieli teraz jakiś specyficzny status znajomości. Zwiadowca obdarował ją prezentem -przepięknym-, do tego poprosił o towarzystwo i pokierowanie by zrobić sobie nacięcie na ucho. Wszystkie te rzeczy teoretycznie mógł zrobić z kimkolwiek innym, ze swoją matką na przykład, a jednak wybrał ją. Trochę jakby lubił jej towarzystwo…?
— Może masz rację — odparła w końcu. — Idziemy? Czy masz ochotę na kąpiel? Posłała mu cwany uśmieszek.
— Żartujesz? Żadnego kąpania! — fuknął na nią, wyraźnie przerażony wizją zamoczenia futra.
Przewróciła oczami, słysząc jego niezadowolenie propozycją. Przesadzał!
–– Ech, ty — mruknęła. — No to wracajmy, skoro nie chcesz się kąpać.
— Wracajmy, tak. To najlepszy pomysł — dodał jeszcze i jakby na potwierdzenie zrobił kilka kroków w tył od tafli wody.
— Może jak będzie cieplej to uda mi się Cię namówić? — Zapytała jeszcze, ale nie oczekiwała odpowiedzi. Było to raczej myślenie na głos.
— W snach może i tak — odparł całkiem pewny swoich słów, a następnie ruszył z Figą do obozu.
Droga im przebiegła spokojnie. Spotkali kilka kotów, które również powracały z patroli czy treningów. Bystre oko Figi dostrzegło Pieczarkę wraz z Przepiórką pomiędzy idącymi kotami. Kotki ostatnio całkiem się do siebie zbliżyły, a zwiadowczyni wiedziała, że maczała w tym pazury.
–– Dzięki za dziś, a teraz musisz mi wybaczyć, ale ojciec na mnie czeka –– rzekł, kiedy stanęli w obozie.
Ostatni raz uśmiechnął się do Figi i żwawym krokiem podszedł do Czereśni. Kotka odprowadziła go wzrokiem. Dochodził wieczór, więc czekoladowa poszła prosto do stosu ze zwierzyną, a po posiłku skierowała łapy do legowiska. Wskoczyła na drzewo wprawnym ruchem. Gdy była na gałęzi, rozejrzała się, czy dostrzeże gdzieś legowisko Czerwca. Zgadywała, że wybrał takie niedaleko swojej matki, Jeżyny. Czekoladowa zeskanowała wzrokiem pobliskie posłania z mchu, dostrzegając kilka gałęzi dalej to swojego byłego ucznia. Widziała obok poukładaną kolekcję.
Potuptała do swojego, skrajnie położonego mchu, na którym się ułożyła wygodnie. Pogładziła Niebo, a następnie zasnęła twardym snem.

<Czerwiec? 3443 słowa >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz