— Pewnie wypłoszyłaś już wszystkie ryby przez te swoje wygłupy — zauważyła, jakby od niechcenia przejeżdżając ogonem po ziemi.
Szylkretka tylko machnęła łapą, gramoląc się na brzeg.
— I tak już dzisiaj dużo upolowałyśmy — stwierdziła, najwidoczniej nie tracąc zapału i uśmiechnęła się promieniście, po czym strząsnęła z futra krople wody i wskazała nosem na niewielką stertę ryb nieopodal nich. Czyhająca Murena spojrzała na nią kątem oka. Niby miała rację… Dzisiaj z rana postanowiły udać się na wspólne polowanie, co oczywiście było pomysłem Sztorm — Murena postanowiła jednak przystać na propozycję starszej. W końcu jedzenia nigdy nie za wiele, czyż nie?
— To co, wracamy do obozu? — zapytała po chwili Sztorm, przekrzywiając nieznacznie łeb. — Swoją drogą dzięki, że zgodziłaś się mi towarzyszyć; nikt inny nie chciał!
Pomarańczowooka skinęła powoli głową, w zamyśleniu ruszając po upolowane przez nią ryby. Schyliła się, aby podnieść kilka ofiar; połowę złowioną przez jej towarzyszkę zostawiła, po czym zrobiła kilka kroków w przód i zatrzymała się, czekając aż wojowniczka do niej dołączy. Pogoda była fatalna; błoto osuwało się pod ich łapami, wiatr dął w korony drzew a ciężkie, burzowe obłoki z trudem snuły się po niebie, o delikatnej mżawce już nie wspominając. Rześki zapach wilgoci unosił się w powietrzu, subtelnie spowijając okolicę, gdy tak obie wojowniczki sunęły przed siebie.
Gdy wreszcie dotarły do obozu, noc wkradała się już na niebo. Podczas wędrówki ich futra zdążyły wyschnąć, jednak chłód wciąż im dokuczał, szczypiąc nieustępliwie. Murena pożegnała się z Porywistym Sztormem, odłożyła upolowaną przez siebie zwierzynę i skierowała się do legowiska wojowników. Coś tam mruknęła do Zmierzchającej Łapy, przywitała się ze Sterletową Łuską i z czystej uprzejmości zapytała Różaną Woń o zioła — ostatecznie skończyła gdzieś poza obozem, z zadaniem odnalezienia kilku pajęczyn, bo podobno skończył się ich zapas.
───⊹⊱✫⊰⊹───
— Lubisz wróble, że tak obserwujesz tego ptaka? Mówiąc szczerze, wyglądasz jak ktoś, kto przepada za oglądaniem tych stworzeń sunących po niebie.
Ten głos. Wzdrygnęła się i otworzyła szerzej oczy, powoli odwracając się w kierunku źródła głosu i odrywając wzrok od ptaka skaczącego po ziemi. Na osty i ciernie, wiedziała, że trzeba było go zabić… Samotnik tylko zachichotał, widocznie rozbawiony jej reakcją. Spojrzenie księżniczki stwardniało.
— Mylisz się — odparła chłodno, obserwując go uważnie. Zmrużyła delikatnie ślepia, a sierść na jej karku uniosła się powoli. Przyszła tu zapolować, a nie bawić się w te jego głupie gierki...
— Och, ale nie ma potrzeby, aby się tak denerwować! Przyszedłem tylko na chwileczkę — oznajmił czekot, strzepując ogonem. — Chciałem trochę porozmawiać, ale skoro nie jesteś chętna…
Miał rację. Nie była.
───⊹⊱✫⊰⊹───
Powoli szła u boku Samowolnej Łapy; byli na porannym patrolu. Mieli się rozdzielić, aby zwiększyć szanse na upolowanie czegoś i została przydzielona do niego. Nie protestowała, chociaż nigdy nie miała zbyt wiele wspólnego ze starszym kocurem. Znała go tylko z zasłyszanych gdzieś plotek oraz historii Mżącego Przelotu, która niegdyś opowiadała o nim Algowej Strudze, gdy Czyhająca Murena była jeszcze uczennicą. Księżniczka strzepnęła ogonem, wzrokiem lustrując otoczenie. Niesprzyjający kierunek wiatru utrudniał jej wywęszenie czegoś, więc musiała w większości polegać na innych zmysłach. Gdy tak szła obok kocura przez jej umysł przebiegało kilka myśli. Wreszcie przerwała ciszę:
— To… co u ciebie? — zapytała, kątem oka zerkając na żółtookiego. Nie za bardzo wiedziała, o czym powinna z nim porozmawiać. Zapytać o wydarzenia w klanie?
<Ee, Samowolna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz