"W końcu to kociak! Nie może mi nic zrobić, prawda?" — pomyślało.
Kruk zastrzygł uchem, słysząc kota i odwrócił głowę w jeno stronę. Koperkowa Łapa. Nie często się jeno przyglądał, ale wiedział, że to uczeń medyka. Medycy wydawali się Krukowi słabi, nie mieli nic do zaoferowania oprócz podawania ziół. Chociaż ratowali życia kotów, Kruk wierzył, że jeśli ich przeznaczeniem jest umrzeć, to nie powinno się ich ratować na siłę. Strzepnął lekko ogonem, wyrywając się z myśli.
— Nie, czemu miałoby? — spytał i znów odwrócił się w stronę swojego rodzeństwa, które tarzało się w piachu. — Czemu tu jesteś? Z tego, co wiem, nie posiadasz już obowiązków ucznia medyka. Chyba że jesteś tu z jakiegoś innego powodu. — jego głos był opanowany i spokojny, można by rzec, że miał w sobie chłód, który owiewał każdego, kto z nim rozmawiał. Jak na tak młodego kota wykazywał mało emocji. Liliowy kot przyglądało się ostrożnie mimice młodego kocura, tak jakby coś mu w nim nie pasowało. Jak na swój wiek, jego oczy były zbyt przenikliwe, a głos opanowany i spokojny, co odrobinę niepokoiło ucznia. Słowem można by rzec, że kociak przypominał jeno w młodości, chociaż nie nazwałby tego w ten sposób do końca. Kocurek zdawał się być arogancki, podczas gdy mały Koper rozsiewało dookoła siebie często aurę niepewności i ignorancji.
— Po prostu wydawało mi się dziwne, że siedzisz sam — odmiauknęło zgodnie z prawdą. — Jestem tutaj, bo mam zająć się legowiskami — odparło powoli, usiłując zachować spokój, po tym, jak usłyszało o swojej prawdopodobnie trwale utraconej roli. Kruk spoglądał chwilę na ucznia, po czym skinął głową. Widział, jak było skrępowane, poruszało się dość niezdarnie pod czujnym okiem Kruka, który w tym momencie bardziej jednak wyglądał na sępa. Wzięło w zęby mech, które rozniosło w miejscach, gdzie brakowało go na legowisku. Kociak natomiast przechylił lekko głowę.
— Byłoś uczniem medyka, zgadza się? To tobie wymierzyli karę... Moja mama mi o tym mówiła. Choć wątpię, że taki potulny kot byłby w stanie zabić Sosnową Gwiazdę — stwierdziło kocię.
Czuło na sobie wzrok kocięcia, przez co było lekko spięte, ale i zarazem miało ochotę się śmiać. Przygląda jeno się pilnie kociak! Według Koperkowej Łapy było to bardzo zabawne, jednak nie pokazywało tego po sobie.
— Zabić Sosnową Gwiazdę? Niby po co? Nie wiem, czemu jestem o to oskarżany, ale nigdy nie miałem nic do przywódczyni i zastępczyni. Życie ucznia medyka mi odpowiadało i nie czułom potrzeby, aby zmieniać cokolwiek w klanie — burknęło lekko niezadowolone, wyciągając kawałek ciernia z mchu i wyrzucając go na zewnątrz, dla bezpieczeństwa kociąt w żłobku. — Nie chciałom dla nikogo źle, nie lubię wtrącać się w życie klanu— westchnęło cierpiętniczo, po czym ziewnęło przez kilka słabo przespanych ostatnio nocy. Kruk skinął i spojrzał na swoje łapy. Delikatnie wysunął z nich pazury. No tak, przecież nie byłoby w stanie zabić. To tylko głupi medyk. Dla Kruka było warte tyle samo co mysz, którą zjadł księżyc temu. Pewnie nie potrafi ono nawet podnieść łapy na drugiego kota, co dopiero zabić.
— Skoro tak twierdzisz… Choć najwyraźniej reszta Klanu Wilka i mistrzowie mieli na ten temat inne zdanie. — spojrzał na wyjście ze żłobka, gdzie przechadzali się jego pobratymcy. — Ciekawe tylko dlaczego…
Koperkowa Łapa, widząc, jak kociak wysuwa pazury, prychnęło cicho, nie mogąc się powstrzymać. Kocię na swój sposób było zabawne.
"Dla niego medycy pewnie są jak zwierzyna. Niezbyt przyjemna sprawa, ale nawet śmieszy mnie to, że jego malutki pyszczek mówi o tak wielu jego myślach, nawet mimo jego opanowania.”
— Cóż to ich zdanie i ja nie mam prawa się im wtrącać. Wiem, że tego nie zrobiłom i tyle mi wystarczy. A to czy mi uwierzą to już akurat inna kwestia — odparło, wzdychając. — A dlaczego to już ci nie powiem, nie mam ochoty analizować decyzji, które podejmują inni, to oni zajmują się klanem, nie ja. Ja tylko dbam o to, aby wszyscy byli zdrowi... A raczej dbałom – mruknęło niezadowolone.
<Kruku?>
[759 słów]
[przyznano 15%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz