— A ten to kto? — warknęła Lamentująca Toń, marszcząc brwi i spoglądając na resztę. Brukselkowa Łapa wzruszyła ramionami.
— Nie wiem, może to jakiś duch? Co on tam gada pod nosem… — mruknęła, nieznacznie się krzywiąc. Rysi Trop wzdrygnęła się na ich słowa.
— Duch? To jest kot, mysi móżdżku! — syknęła zirytowana, na co uczennica delikatnie oparła się o jej bark.
— Naprawdę? A po czym poznałaś? — zapytała, mrugając kilka razy i spoglądając na szylkretkę. Za ten czas Miodowa Kora nie spuszczał wzroku z nieznajomego.
— Nie wiemy, jakie ten kot ma intencję. Ja bym nie zwlekał i go obezwładnił albo wygonił — rzucił sucho do reszty patrolu. Obcy kot postąpił krok naprzód, stając na pierwszym kamieniu. Wciąż nie zauważył patrolu skrytego w trawie. Światło odbijające się od tafli wody oślepiało go, zmuszając do skupienia się tylko na ostrożnym stawianiu łap, tak, aby nie wpaść do lodowatej rzeki.
— Może lepiej poczekajcie z atakowaniem… tego czegoś — zasugerowała Lamentująca Toń. — Jestem ciekawa, co zrobi. Poza tym, nawet jeśli spróbuje zaatakować, mamy przewagę liczebną.
Brukselkowa Łapa zrobiła kilka kroków naprzód.
— No właśnie! Można z nim na spokojnie porozmawiać, co? Też mnie ciekawi, co ma nam do powiedzenia — uśmiechnęła się, zbliżając się do brzegu. Następnie wtrąciła się Rysi Trop:
— Proponuję go otoczyć, żeby mieć go pod kontrolą. Zapytamy go, co tutaj robi — zaczęła. — To o wiele lepsze niż atak! W końcu nie wiemy, czy ma wobec nas złe zamiary — wyjaśniła, a potem westchnęła i spojrzała w stronę uczennicy. Miodowa Kora przeciągnął się i przyznał:
— Myślę, że to dobry pomysł, Rysi Tropie — po tych słowach znowu skupił wzrok na samotniku, jakby ten miał im zrobić nie wiadomo co. — Przynajmniej nam nie ucieknie.
Liliowe futro obcego zafalowało na wietrze, gdy jedna z łap zsunęła się nieznacznie z kamyka, tracąc na moment oparcie. To jednak nie powstrzymało postaci przed dalszym kontynuowaniem wędrówki na drugi brzeg.
— To co, będziemy tu tak stać i kwitnąć? — prychnęła Lamentująca Toń, na moment mrużąc oczy. Następnie, nie czekając na resztę, wstała z miejsca, kierując się w prawo. Jej brzuch delikatnie muskał łodygi traw, a lekko ugięte łapy poruszały się ostrożnie. W pewnej chwili zatrzymała się, posyłając zdenerwowane, naglące spojrzenie reszcie patrolu.
— Najwyraźniej — rzuciła Brukselkowa Łapa, po czym ponownie podeszła nieco bliżej brzegu. Zmrużyła oczy. Coś w nim było nie tak. Wydawało jej się, że już gdzieś go widziała. — Dziwne, znacie go? — zwróciła się do reszty. — Bo mi się wydaje, że to nie pierwszy raz, kiedy go widzę.
— A ja nie… mniejsza o to! Chodźcie — szepnęła Rysi Trop, przesuwając się cicho w stronę nieznajomego. Zasygnalizowała ogonem, że teren jest bezpieczny. Brukselkowa Łapa ruszyła za nią, ostrożnie, bez wydawania żadnych dźwięków. Miodowa Kora również się skradał – wyglądał na całkowicie skupionego i pochłoniętego swoim zadaniem. Gdy koty wyskoczyły zza białych zasp i wysokich, suchych traw, które były jedyną pozostałością po zielonej roślinności, z pyska samotnika uciekł zaskoczony wrzask, przez który nieomal wpadł do wody za sobą. Zamiast tego jednak przewrócił się, kończąc w pozycji siedzącej. Podniósł oczy, w których po chwili wymalowało się zdziwienie.
— Brukselkowa Łapo? Miodowa Koro, Rysi Tropie, Lamentująca Toni? — dopytywała, drżąc. — T-to ja! — zawołała trzęsącym się od zimna głosem, przy okazji próbując strząsnąć z siebie pokrywający jej grzbiet biały puch — To ja, Głupia Łapa, wasza siostra!
Uczennica zamarła. Kojarzyła ten głos, nawet zbyt dobrze. Lamentująca Toń rozszerzyła ślepia, po czym strzepnęła ogonem i odwróciła wzrok.
— Podobno jesteś martwa — rzuciła chłodno, prostując się, wciąż nie patrząc na zabliźnioną kotkę.
— To nasza siostra! Trochę empatii — wtrąciła się Rysi Trop, podczas gdy Brukselkowa Łapa nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała, że Głupia Łapa żyje, ale nie sądziła, że zobaczy ją właśnie teraz.
— Haha, Głupia Łapo! Dobrze cię widzieć — mruknęła w końcu, a na jej pysku zagościł subtelny uśmiech z nutką poddenerwowania. — No właśnie! Jak to się stało, że nagle tu wylądowałaś? Wszyscy myśleliśmy, że nie żyjesz! — rozejrzała się po pozostałych kotach. — Musimy cię zabrać do obozu... Nikła Gwiazda na pewno zabierze cię na przesłuchanie, tak przynajmniej myślę.
Rysi Trop poruszyła końcówką ogona i wstała z miejsca.
— Co się stało? Czemu uciekłaś? Czemu nie wróciłaś wcześniej? — zalała siostrę pytaniami, podczas gdy Miodowa Kora wyglądał na całkowicie rozbitego. W oczach zbierały mu się łzy, gdy nagle rzucił się w stronę Głupiej Łapy, wtulając się w jej futro.
— Tak bardzo za tobą tęskniłem! Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę… — zaszlochał. — Tak bardzo się cieszę, że żyjesz! — mruknął, odsuwając się od siostry, aby wytrzeć łzy ze swoich policzków. Uczennica w międzyczasie dostrzegła, jak Głupia Łapa wzdryga się na wzmiankę o ucieczce.
— Ale… Rysi Tropie, ja nie uciekłam — wyszeptała smutno.
— To, co ci się stało! — wtrąciła się Lament, kręcąc łbem ze zdenerwowaniem, wyraźnie poruszona słowami kotki. Na te słowa Brukselka poczuła, jak w gardle rośnie jej gula.
Zaczęła się zastanawiać, czy Głupia Łapa przez te księżyce zdążyła wymyślić jakąś sensowną wymówkę. Zabliźniona nie-nieznajoma przełknęła ślinę.
— Tego wieczoru miałam przejść mój... test sprawdzający na wojownika. Ze względu na moją wyjątkową sytuację, z której pewnie każdy zdaje sobie sprawę, Sosnowa Gwiazda i Jadowita Żmija chciały być przy nim obecne. Kiedy Jaskółcze Ziele oddaliła się, jeśli dobrze pamiętam, w celu sprawdzenia jakiegoś hałasu, zostałam sama z Sosnową Gwiazdą i Jadowitą Żmiją. Ktoś... ktoś nas zaatakował. Jakieś dwa koty rzuciły się najpierw na liderkę i nim zdążyłyśmy je powstrzymać, jeden z nich odłączył się od towarzysza i zaatakował nas. Próbowałam się bronić, ale w trakcie walki przeciwnik złapał mnie za kark i rzucił o drzewo. Zrobiło się ciemno, łapy pode mną się ugięły... obudziłam się, dopiero gdy nieśli mnie już po drugiej stronie rzeki. Nie wiem, nie mam pojęcia, czemu mnie zabrali, zamknęli w jakiejś rozpadającej się konstrukcji dwunożnych obok ich domostw, nie karmili, bili mnie, kazali dla siebie polować i wykonywać brudną robotę. Właściwie t-to dość rzadko ich widywałam, większość czasu spędzałam zamknięta w szopie, w norze, którą zawsze zastawiali ciężkim kawałkiem drewna — opowiadała, a jej oczy się zaszkliły. Brukselka była zdumiona tym, jak wiarygodnie kotka opowiadała o tej sytuacji. — Dopiero dwa wschody słońca temu udało mi się uciec, kiedy to jeden z nich nie dopchnął do końca drewna. Udało mi się je odsunąć i uciec przez wyrwę w ścianie. Tułałam się przez chwilę, próbując znaleźć drogę do domu i zebrać siły... i jak widać, udało się — dokończyła, siląc się na gorzki uśmiech. Lament zmrużyła oczy, przyglądając się jej z ukosa.
— Może i mówisz prawdę… — mruknęła. — W takim razie powinniśmy zaprowadzić cię do Nikłej Gwiazdy.
— N-Nikłej Gwiazdy? — zająknęła się Głupia Łapa. — Czy to znaczy, że…?
— No... po śmierci Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii to właśnie on został wybrany na przywódcę — wtrąciła się Brukselkowa Łapa, na co Ryś przytaknęła głową.
— Dużo się zmieniło od twojego zniknięcia — powiedział Miodowa Kora, rozglądając się po pozostałych. — Wiem, że Klan Wilka dawniej był dla ciebie wrogi, ale proszę, wróć z nami! Na pewno mama i tata się ucieszą, jak dowiedzą się, że żyjesz!
Głupia Łapa umilkła na chwilę, wydając się szczerze zdruzgotaną.
— Dobrze... Ja też się cieszę, że was widzę. Myślałam, że już nigdy się nie zobaczymy — przyznała — Jednak obawiam się tego, co może zrobić Nikła Gwiazda…
— Co masz na myśli? — spytała Lamentująca Toń.
— Co, jeśli mi nie uwierzy?
Zapanowała cisza.
— Trzeba być dobrej myśli! Jeśli to, co mówisz, jest prawdą, to na pewno ci uwierzy! — rzuciła Brukselkowa Łapa, przerywając tym samym milczenie. — Poza tym radziłabym już wracać, zanim nam tu kompletnie zamarzniesz. Wyjaśnimy wszystko w obozie, bez żaaadnych nerwów.
— Brukselka dobrze mówi, na pewno wszystko będzie dobrze! — wymruczała Ryś.
— Nie musisz się obawiać — dodał Miodowa Kora. — Gdy opowiesz im swoją wersję wydarzeń, na pewno zrozumieją.
— Skoro tak mówicie... — Głupia Łapa wymruczała niepewnie. Brukselkowa Łapa zerknęła na rodzeństwo, które wciąż trwało przy zabliźnionej kotce. W jej głowie rodziło się mnóstwo wątpliwości co do tego, czy liliowa aby na pewno poradzi sobie w rozmowie z przywódcą, ale wiedziała, że teraz najważniejsze jest co innego – wrócić do obozu, gdzie będzie bezpieczniej. Tam Głupia Łapa będzie się mogła jeszcze dobrze zastanowić nad swoimi słowami, aby następnie przedstawić je Nikłej Gwieździe.
— Chodźmy — odchrząknęła Brukselka, nosem wskazując na ślady, które prowadziły w głąb terenów Klanu Wilka. — Im szybciej dotrzemy, tym lepiej.
Bez słowa patrol ruszył przez pokryty śniegiem brzeg, kierując się w stronę obozu. Głupia Łapa szła w środku, otoczona swoimi pobratymcami. Uczennica czujnie zerkała co jakiś czas w stronę… więźniarki, czując, jak w jej klatce piersiowej niepokój miesza się z zaciekawieniem. Gdy spoglądała na jej poszarpane i potargane futro, narastała w niej troska, współczucie. Miała wrażenie, jakby właśnie jakieś ogromne pazury zaciskały się na jej sercu. Nie potrafiła już dłużej znieść tego żalu, odwróciła łeb od kotki, wlepiając go w taflę białego puchu.
[1501 słów]
[przyznano 30%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz