Rozmawiały. Jak równa z równą. Po raz pierwszy w życiu Margaretkowy Zmierzch mogła swobodnie mówić, dzieląc się swoimi uwagami i przemyśleniami, a matka ani razu nie raczyła jej przerwać. Przynajmniej na początku. Było to do niej niepodobne, zważywszy na jej niezdrowe przekonania o wyższości potomków Piaskowej Gwiazdy nad resztą kotów oraz kotów posiadających rdzawe futro nad innymi bardziej pospolitymi barwami. Zmiana nastawienia do najstarszej córki była na tyle dziwna, że po grzbiecie byłej medyczki przeszły dreszcze. Znała matkę i jej poglądy na tyle dobrze, by wiedzieć, że nawet po śmierci kocica nie była w stanie przyznać się do tego, że żyła w błędzie, karmiona od maleńkości kłamstwem. Nawet jeśli stała się duszą skazaną na wieczne potępienie w Mrocznej Puszczy. Była na to po prostu zbyt dumna. Mimo tego, kotka nie kryła rozczarowania względem swego idealnego potomstwa i obranej przez nich drogi. Zawiedli ja, mówiła. Cała czwórka, w której pokładała nadzieję, zawiodła ją, okrywając się hańbą w oczach przodków.
– [...] Wydałam na świat zdrajców... To wszystko wasza wina. Twoja i Obserwującej Gwiazdy. Każdego, kto przyczynił się do zniszczenia rodu czeka... – wysyczała. Drugą część zdania wyszeptała, tak jakby rzucała zaklęcie, czy też klątwę. Nastała cisza. Ruda kocica odchrząknęła, prostując się na głazie. – Ponowie wcześniejsze pytanie, na które nie chciałaś odpowiedzieć... Naprawdę uważasz, że Królicza Gwiazda nadaje się na lidera? Czy może po prostu głupio ci zaprzeczyć ze względu na to, że jest twoim partnerem? – spytała zmieniając ton głosu na nieco łagodniejszy. Mimo tego przez cały czas lustrowała spojrzeniem szylkretkę. Słowo partner wymówiła tak, że brzmiało to jak obelga.
Margaretka przełknęła ślinę. Nie chciała dać matce satysfakcji. Nie dała się sprowokować, ale również nie chciała prowokować kocicy. Z trudem była powstrzymać drżenie łap.
– Królik jest dobrym liderem. Na pewno sto razy lepszym niż Piaskowa Gwiazda. Dba o klan, tak samo jak robiły to Obserwująca Gwiazda i Różana Przełęcz... oraz...
– Doprawdy? – Podniosła się z kamienia i zbliżyła się do córki. Dzieliła je odległość krótsza niż długość ogona. Szylkretka skuliła się. – Cóż, masz rację. Dba o klan w taki sam sposób, jak jego dwie poprzednie samozwańcze liderki. Czyli wcale – prychnęła – Gdyby faktycznie dbał o klan, nie dopuściłby, aby po terenach klanu panoszyli się samotnicy, którzy już od rządów Różanej pozwalali sobie na zbyt wiele, nie wspominając o zdrajcach i mordercach czających się w waszych szeregach, czekających cierpliwe na dogodną okazję do ataku. Chyba nie muszę ci odświeżać pamięci. – urwała – Zamiast uczyć się na cudzych błędach to sam je popełnia, niczym małe kocię. Ale czego ja oczekuję od znajdy, która wspięła się po szczeblach hierarchii tylko dlatego, że mój brat okazał się być tchórzem niebędącym w stanie przyjąć swego dziedzictwa.
– M-mylisz się! – podniosła głos. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Pomyślała o słowach Pajęczej Lilii, które ruda kotka wyszeptała jej jakiś czas temu do ucha. Wzięła głęboki wdech. – Piaszczysta Zamieć dobrze zrobił rezygnując z pozycji lidera. Sama przyznałaś, że był tchórzem, a tchórz byłby jeszcze gorszym liderem od "znajdy", prawda?
– No proszę. Z upływem księżyców stałaś się bardziej wygadana. Gdzie się podziała moja mała zlękniona córeczka, która nie zdecydowałaby się łapać mnie za słówka. – Roześmiała się, skupiając spojrzenie na trzęsących się łapach Margaretki. – Doprawdy, wyglądałabyś w tej chwili jak urodzona przywódczyni z tym błyskiem w oku, gdybyś się tak nie trzęsła i była bardziej ruda. Szkoda, że zdrowie ci nie dopisuje. Gdyby nie to, to może miałabyś szansę zostać wybrana na zastępczynię... Coś mi mówi, że do końca pory nagich drzew Królicza Gwiazda wykorzysta wszystkie swoje dziewięć żywotów i kolejny raz będziecie zmuszeni wybrać tego kto będzie wami przewodził. Chociaż tym razem nie popełnijcie błędu w wyborze i zastanówcie się nieco dłużej niż dotychczas. Może w końcu dotrze do was, że władza powinna trafić w łapy prawowitych dziedziców, których zdobi ognista sierść, jeśli chcecie przywrócić czasy świetności Klanu Burzy, a nie robić za pośmiewisko na zgromadzeniach i doprowadzić do upadku klanu – uśmiechnęła się kpiąco – A i jeszcze jedno. Na twoim miejscu trzymałabym swoje kocięta z dala od kociąt Cykoriowego Pyłku. Chyba, że chcesz, aby historia ponownie zatoczyła koło.
Dostała burę od Pajęczej Lilii za to, że ponownie straciła przytomność.
– Jeśli tak ci spieszno na Srebrzystą Skórę, to ja ci w tym pomogę... – Zagroziła wysuwając pazury przed pyskiem Margaretkowego Zmierzchu, które nie zrobiły większego wrażenia na szylkretce. Była zmęczona. – Mówiłam ci żebyś została w Skrószonej Wieży, ale zachciało ci się wziąć udział w ceremonii pogrzebowej. Gdybyś się tylko mnie słuchała mogłabyś za kwadrę wrócić do pełnienia funkcji wojownika, a Krucza Łapa nie wpadł by w panikę – Podkręciła łbem, spoglądając na śpiącego na legowisku czarnego ucznia – Musiałam mu podać mak na uspokojenie, bo nie chciał opuścić twojego boku. Powinniście go nazwać Pijawka, a nie Kruk.
Przeniosła spojrzenie na śpiącego syna i mimo protestów Pajęczej Lilii, zajęła miejsce obok niego. Dotknęła pyskiem głowy kocura w akcie przeprosin za napędzenie mu strachu. Gdy ona przeprowadzała rozmowę w Mrocznej Puszczy, Kruczek musiał wychodzić z siebie.
– Miałaś rację. Nie powinnam opuszczać Skrószonej Wieży. Myślałam, że już przywykłam do ostatnich pożegnań z bliskimi, jednak każde kolejne jest cięższe od poprzedniego... – Wyznała zgodnie z prawdą. – Pajęcza Lilio...
– Tak?
Zawahała się. Czy powinna powiedzieć siostrze o tym, że utrata przytomności nie była taką zwykłą utratą, a kontaktem z duchem z Mrocznej Puszczy? I to nie byle jakim, a z ich matką? Obawiała się, jak Pajęcza Lilia przyjmie tę wiadomość. W końcu w trakcie ich rozmów podczas wspólnych wypraw medycznych, nawet po zmianie profesji przez szylkretke, Margaretka odniosła wrażenie, że ruda kotka wierzy w to, że ich matka trafiła do Klanu Gwiazdy. Czy miała serce wyprowadzać ją z błędu? Na pewno nie miała serca mówić jej o tym, że Lwia Paszcza uznała ją i resztę swoich kociąt za wielkie rozczarowanie, na które nie powinna marnować czasu za życia.
– Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. I o moich synów – posłała siostrze uśmiech i otuliła ogonem Kruczą Łapę – Lepszych sióstr nie mogłam sobie wymarzyć.
Młodsza w odpowiedzi zadarła nos do góry i bez słowa skierowała swoje kroki w stronę Zawilcowej Łapy, którego wyrywkowo zaczęła wypytywać z nazw ziół. A Margaretka przymknęła oczy, starając się na spokojnie przeanalizować słowa matki i kryjące się za nimi ostrzenia. Starała się również zrozumieć dlaczego zamiast z Płomiennym Rykiem, Nagietkowym Wschodem, Bajkową Stokrotką czy Pajęcza Lilią, zdecydowała się na kontakt właśnie z nią. Bo może i podczas rozmowy uznała ich za zdrajców, to w głębi duszy na pewno nie mogła wyzbyć się uczucia matczynej miłości jaką od pierwszych chwil ich życia obdarowała - tylko dlatego, że w jej oczach rude futro czyniło ich wyjątkowych i idealnych. W końcu, Margaretka była słaba, jeśli wierzyć słowa medyczki jedną łapą w grobie i nijak nie przydałaby się matce, nawet jako naczynie, gdyby kocica zechciała ją opętać.
– [...] Wydałam na świat zdrajców... To wszystko wasza wina. Twoja i Obserwującej Gwiazdy. Każdego, kto przyczynił się do zniszczenia rodu czeka... – wysyczała. Drugą część zdania wyszeptała, tak jakby rzucała zaklęcie, czy też klątwę. Nastała cisza. Ruda kocica odchrząknęła, prostując się na głazie. – Ponowie wcześniejsze pytanie, na które nie chciałaś odpowiedzieć... Naprawdę uważasz, że Królicza Gwiazda nadaje się na lidera? Czy może po prostu głupio ci zaprzeczyć ze względu na to, że jest twoim partnerem? – spytała zmieniając ton głosu na nieco łagodniejszy. Mimo tego przez cały czas lustrowała spojrzeniem szylkretkę. Słowo partner wymówiła tak, że brzmiało to jak obelga.
Margaretka przełknęła ślinę. Nie chciała dać matce satysfakcji. Nie dała się sprowokować, ale również nie chciała prowokować kocicy. Z trudem była powstrzymać drżenie łap.
– Królik jest dobrym liderem. Na pewno sto razy lepszym niż Piaskowa Gwiazda. Dba o klan, tak samo jak robiły to Obserwująca Gwiazda i Różana Przełęcz... oraz...
– Doprawdy? – Podniosła się z kamienia i zbliżyła się do córki. Dzieliła je odległość krótsza niż długość ogona. Szylkretka skuliła się. – Cóż, masz rację. Dba o klan w taki sam sposób, jak jego dwie poprzednie samozwańcze liderki. Czyli wcale – prychnęła – Gdyby faktycznie dbał o klan, nie dopuściłby, aby po terenach klanu panoszyli się samotnicy, którzy już od rządów Różanej pozwalali sobie na zbyt wiele, nie wspominając o zdrajcach i mordercach czających się w waszych szeregach, czekających cierpliwe na dogodną okazję do ataku. Chyba nie muszę ci odświeżać pamięci. – urwała – Zamiast uczyć się na cudzych błędach to sam je popełnia, niczym małe kocię. Ale czego ja oczekuję od znajdy, która wspięła się po szczeblach hierarchii tylko dlatego, że mój brat okazał się być tchórzem niebędącym w stanie przyjąć swego dziedzictwa.
– M-mylisz się! – podniosła głos. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Pomyślała o słowach Pajęczej Lilii, które ruda kotka wyszeptała jej jakiś czas temu do ucha. Wzięła głęboki wdech. – Piaszczysta Zamieć dobrze zrobił rezygnując z pozycji lidera. Sama przyznałaś, że był tchórzem, a tchórz byłby jeszcze gorszym liderem od "znajdy", prawda?
– No proszę. Z upływem księżyców stałaś się bardziej wygadana. Gdzie się podziała moja mała zlękniona córeczka, która nie zdecydowałaby się łapać mnie za słówka. – Roześmiała się, skupiając spojrzenie na trzęsących się łapach Margaretki. – Doprawdy, wyglądałabyś w tej chwili jak urodzona przywódczyni z tym błyskiem w oku, gdybyś się tak nie trzęsła i była bardziej ruda. Szkoda, że zdrowie ci nie dopisuje. Gdyby nie to, to może miałabyś szansę zostać wybrana na zastępczynię... Coś mi mówi, że do końca pory nagich drzew Królicza Gwiazda wykorzysta wszystkie swoje dziewięć żywotów i kolejny raz będziecie zmuszeni wybrać tego kto będzie wami przewodził. Chociaż tym razem nie popełnijcie błędu w wyborze i zastanówcie się nieco dłużej niż dotychczas. Może w końcu dotrze do was, że władza powinna trafić w łapy prawowitych dziedziców, których zdobi ognista sierść, jeśli chcecie przywrócić czasy świetności Klanu Burzy, a nie robić za pośmiewisko na zgromadzeniach i doprowadzić do upadku klanu – uśmiechnęła się kpiąco – A i jeszcze jedno. Na twoim miejscu trzymałabym swoje kocięta z dala od kociąt Cykoriowego Pyłku. Chyba, że chcesz, aby historia ponownie zatoczyła koło.
~~~
Dostała burę od Pajęczej Lilii za to, że ponownie straciła przytomność.
– Jeśli tak ci spieszno na Srebrzystą Skórę, to ja ci w tym pomogę... – Zagroziła wysuwając pazury przed pyskiem Margaretkowego Zmierzchu, które nie zrobiły większego wrażenia na szylkretce. Była zmęczona. – Mówiłam ci żebyś została w Skrószonej Wieży, ale zachciało ci się wziąć udział w ceremonii pogrzebowej. Gdybyś się tylko mnie słuchała mogłabyś za kwadrę wrócić do pełnienia funkcji wojownika, a Krucza Łapa nie wpadł by w panikę – Podkręciła łbem, spoglądając na śpiącego na legowisku czarnego ucznia – Musiałam mu podać mak na uspokojenie, bo nie chciał opuścić twojego boku. Powinniście go nazwać Pijawka, a nie Kruk.
Przeniosła spojrzenie na śpiącego syna i mimo protestów Pajęczej Lilii, zajęła miejsce obok niego. Dotknęła pyskiem głowy kocura w akcie przeprosin za napędzenie mu strachu. Gdy ona przeprowadzała rozmowę w Mrocznej Puszczy, Kruczek musiał wychodzić z siebie.
– Miałaś rację. Nie powinnam opuszczać Skrószonej Wieży. Myślałam, że już przywykłam do ostatnich pożegnań z bliskimi, jednak każde kolejne jest cięższe od poprzedniego... – Wyznała zgodnie z prawdą. – Pajęcza Lilio...
– Tak?
Zawahała się. Czy powinna powiedzieć siostrze o tym, że utrata przytomności nie była taką zwykłą utratą, a kontaktem z duchem z Mrocznej Puszczy? I to nie byle jakim, a z ich matką? Obawiała się, jak Pajęcza Lilia przyjmie tę wiadomość. W końcu w trakcie ich rozmów podczas wspólnych wypraw medycznych, nawet po zmianie profesji przez szylkretke, Margaretka odniosła wrażenie, że ruda kotka wierzy w to, że ich matka trafiła do Klanu Gwiazdy. Czy miała serce wyprowadzać ją z błędu? Na pewno nie miała serca mówić jej o tym, że Lwia Paszcza uznała ją i resztę swoich kociąt za wielkie rozczarowanie, na które nie powinna marnować czasu za życia.
– Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz. I o moich synów – posłała siostrze uśmiech i otuliła ogonem Kruczą Łapę – Lepszych sióstr nie mogłam sobie wymarzyć.
Młodsza w odpowiedzi zadarła nos do góry i bez słowa skierowała swoje kroki w stronę Zawilcowej Łapy, którego wyrywkowo zaczęła wypytywać z nazw ziół. A Margaretka przymknęła oczy, starając się na spokojnie przeanalizować słowa matki i kryjące się za nimi ostrzenia. Starała się również zrozumieć dlaczego zamiast z Płomiennym Rykiem, Nagietkowym Wschodem, Bajkową Stokrotką czy Pajęcza Lilią, zdecydowała się na kontakt właśnie z nią. Bo może i podczas rozmowy uznała ich za zdrajców, to w głębi duszy na pewno nie mogła wyzbyć się uczucia matczynej miłości jaką od pierwszych chwil ich życia obdarowała - tylko dlatego, że w jej oczach rude futro czyniło ich wyjątkowych i idealnych. W końcu, Margaretka była słaba, jeśli wierzyć słowa medyczki jedną łapą w grobie i nijak nie przydałaby się matce, nawet jako naczynie, gdyby kocica zechciała ją opętać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz