— To nie ryba… — odpowiedział, chociaż dość niepewnie. Nie był przekonany, czy rudzielec nie zastosował przypadkiem czegoś, co Żmijowiec nazywał sarkazmem. Już nie raz się na to złapał i nie chciał znowu wyjść na mysiego móżdżka przed swoim bratem.
— Co jak nie ryba? — zapytał Tojad, co sprawiło, że biało-czarny kocurek zaczął poważnie rozważać, czy aby nie przecenił jego inteligencji. To chyba było oczywiste, że kot…
Wolał się jednak nie odzywać, nie chcąc przypadkowo wywołać kłótni. Już i tak nie czuł się do końca pewnie w tej rozmowie. Wbił więc wzrok w ziemię i zaczął odruchowo przegrzebywać ją łapką, po czym zwyczajnie odszedł, sądząc, że drugi kociak nie zwraca na niego uwagi. Skierował się w stronę krzaków za żłobkiem, planując powiększyć swoją kolekcję insektów. Wcisnął łebek między gałązki, poszukując jakiegoś ciekawego okazu, w ogóle nieświadomy faktu, że brat jednak za nim podążał. Dowiedział się o tym dopiero w momencie, gdy ponownie usłyszał jego głos.
— Wiesz przecież, że ja tylko żartowałem — prychnął rozbawiony, pacając go końcówką ogona po grzbiecie.
Lulek wygrzebał się z zarośli, spoglądając na rudego i mrugając kilka razy. Więc miał rację? Na Klan Gwiazdy (czy jakkolwiek nazywało się to, o czym mówiła Kotewkowy Powiew), jak zwykle się zbłaźnił… Czy mógłby chociaż raz zrozumieć, kiedy ktoś tylko się z czegoś śmieje? To zaczynało być już naprawdę irytujące - nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla innych kotów…
Zaśmiał się więc jedynie nerwowo na słowa swojego chwilowego kompana w ekspedycji, czując, jakby pod grubą warstwą futra zaczął płonąć. Wymamrotał coś niezrozumiałego, kiwając głową w geście zgody. Wygłupił się już wystarczająco. Pewnie teraz Tojad miał go za durnia, huh?...
Chcąc otrząsnąć z siebie zażenowanie, wrócił z powrotem do przegrzebywania się przez gęstwinę krzewu, zaglądając w każdy zakamarek, w którym coś interesującego go mogłoby siedzieć. W końcu coś przyciągnęło jego uwagę - obok pieńka dostrzegł ślimaczą muszelkę. Po głębszym zbadaniu doszedł do wniosku, że już od dawna nikt jej nie zamieszkiwał. Mimo to uznał, że wydobycie jej nie będzie złym pomysłem. Delikatnie podniósł ją i w pyszczku wyciągnął z krzaka, upuszczając ją u łapek wciąż czekającego na niego brata. Może danie mu prezentu sprawi, że tej zapomni o lulkowej wtopie. Taką miał przynajmniej nadzieję!
— To dla ciebie… — mruknął cicho kocurek, podsuwając mu skorupkę tuż pod nos — … No wiesz, za to, że tu ze mną siedzisz. Chyba.
Czy zrobił dobrze? Jak dotychczas tylko Rosiczka wyrażała jakiekolwiek zainteresowanie tym, czym Lulek się zajmował. Co, jeśli tylko pogorszył sytuację?... Posłał mu spojrzenie, które (miał nadzieję!) wyglądało wystarczająco serdecznie. Czuł się dość niezręcznie, jak zwykle, gdy skopał coś w interakcjach z innymi kotami. Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać - to przecież nie był nikt obcy, byli z jednego miotu! Odchrząknął więc cicho, ubijając ziemię łapkami i biorąc głęboki wdech. W razie czego też przecież mógł powiedzieć, że tylko żartował! Co nie?...
— Co jak nie ryba? — zapytał Tojad, co sprawiło, że biało-czarny kocurek zaczął poważnie rozważać, czy aby nie przecenił jego inteligencji. To chyba było oczywiste, że kot…
Wolał się jednak nie odzywać, nie chcąc przypadkowo wywołać kłótni. Już i tak nie czuł się do końca pewnie w tej rozmowie. Wbił więc wzrok w ziemię i zaczął odruchowo przegrzebywać ją łapką, po czym zwyczajnie odszedł, sądząc, że drugi kociak nie zwraca na niego uwagi. Skierował się w stronę krzaków za żłobkiem, planując powiększyć swoją kolekcję insektów. Wcisnął łebek między gałązki, poszukując jakiegoś ciekawego okazu, w ogóle nieświadomy faktu, że brat jednak za nim podążał. Dowiedział się o tym dopiero w momencie, gdy ponownie usłyszał jego głos.
— Wiesz przecież, że ja tylko żartowałem — prychnął rozbawiony, pacając go końcówką ogona po grzbiecie.
Lulek wygrzebał się z zarośli, spoglądając na rudego i mrugając kilka razy. Więc miał rację? Na Klan Gwiazdy (czy jakkolwiek nazywało się to, o czym mówiła Kotewkowy Powiew), jak zwykle się zbłaźnił… Czy mógłby chociaż raz zrozumieć, kiedy ktoś tylko się z czegoś śmieje? To zaczynało być już naprawdę irytujące - nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla innych kotów…
Zaśmiał się więc jedynie nerwowo na słowa swojego chwilowego kompana w ekspedycji, czując, jakby pod grubą warstwą futra zaczął płonąć. Wymamrotał coś niezrozumiałego, kiwając głową w geście zgody. Wygłupił się już wystarczająco. Pewnie teraz Tojad miał go za durnia, huh?...
Chcąc otrząsnąć z siebie zażenowanie, wrócił z powrotem do przegrzebywania się przez gęstwinę krzewu, zaglądając w każdy zakamarek, w którym coś interesującego go mogłoby siedzieć. W końcu coś przyciągnęło jego uwagę - obok pieńka dostrzegł ślimaczą muszelkę. Po głębszym zbadaniu doszedł do wniosku, że już od dawna nikt jej nie zamieszkiwał. Mimo to uznał, że wydobycie jej nie będzie złym pomysłem. Delikatnie podniósł ją i w pyszczku wyciągnął z krzaka, upuszczając ją u łapek wciąż czekającego na niego brata. Może danie mu prezentu sprawi, że tej zapomni o lulkowej wtopie. Taką miał przynajmniej nadzieję!
— To dla ciebie… — mruknął cicho kocurek, podsuwając mu skorupkę tuż pod nos — … No wiesz, za to, że tu ze mną siedzisz. Chyba.
Czy zrobił dobrze? Jak dotychczas tylko Rosiczka wyrażała jakiekolwiek zainteresowanie tym, czym Lulek się zajmował. Co, jeśli tylko pogorszył sytuację?... Posłał mu spojrzenie, które (miał nadzieję!) wyglądało wystarczająco serdecznie. Czuł się dość niezręcznie, jak zwykle, gdy skopał coś w interakcjach z innymi kotami. Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać - to przecież nie był nikt obcy, byli z jednego miotu! Odchrząknął więc cicho, ubijając ziemię łapkami i biorąc głęboki wdech. W razie czego też przecież mógł powiedzieć, że tylko żartował! Co nie?...
<Tojad?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz