Warkotek odurzony błogim snem poczuł nagle dotyk na swoim grzbiecie. Natychmiast zerwał się z posłania i swoim zaskoczonym syknięciem obdarzył białoczekoladową pręguskę, która z uśmiechem wpatrywała się w kociaka.
— Chodź Warkotku, musimy już iść — powiedziała uprzejmie.
Białoczarny rozejrzał się zdezorientowany po legowisku. Pustułki i Kruka już tutaj nie było, a Mroczna Wizja rozwiała się w powietrzu. Był tu tylko on, dwie przybłędy i Srebrzysta Łuna ze swoimi kociakami. Przeciągnął się, by pozbyć się otępienia w mięśniach, po czym podekscytowany ruszył za Iskrzącą Nadzieją. Był wręcz pewny, że nadszedł czas na ich test, o którym nieraz opowiadała im Mroczna Wizja. Nie tracąc już więcej czasu, pobiegł za kotką.
Młodziak w trakcie ich wyjścia z obozu ani razu nie zamienił słowa z wojowniczką, lecz w gruncie rzeczy nie czuł potrzeby robienia tego. Noc była wyjątkowo chłodna, a ciemne niczym smoła drzewa chyliły się na wietrze. Gdy dotarli do wyznaczonego miejsca, Warkotek nawet nie zauważył, że kotka nagle zniknęła, jak gdyby rozpływając się w powietrzu. Mimo tego nie czuł strachu czy niepokoju, z ekscytacją postanowił zwiedzić okolicę, coraz to wsłuchując się w dźwięki lasu. Czas mijał mu wolno, gdyż zwykle towarzystwa dotrzymywało mu jego rodzeństwo. Nie chciał tego przyznawać, ale samotność w lesie coraz bardziej mu doskwierała. Nie dlatego, że brakowało mu bliskości, lecz z powodu nudy, która cały otępiała jego zmysły. Warkotek mimo wszystko kroczył przez las dalej, nadstawiając swoje okrągłe uszy, by słyszeć potencjalne zagrożenie. Przedzierał się przez zaspy śniegu, od czasu do czasu zakopując się w nich. Po dłuższym czasie zatrzymał się, by wznieść swój łeb w kierunku księżyca. Łapy drżały mu z zimna, a z pyszczka wydobywała się widoczna gołym okiem para. Nagle do jego uszu dotarł niepokojący dźwięk i nim zdołał zareagować, przy jego uchu kłapnęły szczęki. Kocurek syknął zaskoczony, po czym odskoczył od stworzenia, które prawie co go zabiło. Zwierzę było o wiele większe od kociaka, uszy owalne, a oczy czarne niczym węgiel. Niebezpiecznie szczebiotało zębiskami, patrząc wygłodniale na niego. Nie musiał długo czekać na kolejny atak, gdyż kuna rzuciła się na niego niemal błyskawicznie. Czując przypływ adrenaliny, Warkotek szarpnął łapą, by następnie wyrzucić kupę śniegu wprost w oczy drapieżnika. Widząc oszołomione stworzenie, rzucił się do ucieczki. Ni to śnieg, ni to wystające korzenie nie mogły zatrzymać kociaka, który przerażony pędził w nieznanym kierunku. Skręcił w lewo, a potem w prawo, wręcz czując odór zwierzęcia. Niestety w takich warunkach i w takim wieku był na przegranej pozycji. Kuna bez problemu dogoniła kociaka, by następnie swoje mocne szczęki zacisnąć na jego ogonie. Kocurek, czując przeszywający ból, wykonał paniczny wykop w kierunku oka oprawcy. Ten cios był na tyle precyzyjny, by zwierzę pisnęło zaskoczone, a on rzucił się ponownie do odwrotu. Pędził co sił w nogach, by w końcu wpaść do wąskiej nory i tam czekać na dalszy obrót spraw. Ugryzienie kuny nie było na szczęście na tyle mocne, by jakoś bardziej uszkodzić ogon kociaka, a jedynie zostawić mniejszą szramę. Warkotek nawet nie wiedział, jak długo wstrzymywał oddech. Słyszał jedynie dokuczliwe bębnienie jego serca, które wcale się nie uspokajało. W końcu promienie słoneczne zaczęły wpadać do kryjówki, w której skrywał się kociak. Ostrożnie wychylił nos, a potem rozejrzał się i upewnił czy jest bezpiecznie. Gdy okolica wydawała się spokojna, natychmiast podążył uprzednio zostawionymi śladami. Po groźnym drapieżniki nie było już śladu, a gdy za krzakami mignęła, a następnie wyskoczyła puchata kotka z piórami w futrze, Warkotek odetchnął z ulgą. Widział w jej oczach radość i szczęście, lecz postanowił wrócić do ciszy w obozie. Miał dosyć wrażeń na dzisiaj, a już szczególnie dzikich zwierząt na swoim karku. Ze smagnięciem lekko bordowego ogona poszedł za kotką, starając się ignorować ból w jego przedłużeniu kręgosłupa. Gdy w końcu dotarli do obozu, wypatrzył na polanie jego brata - Kruka, który ewidentnie właśnie wrócił z nocnej wyprawy. Kocurkowi nie podobało się, że nie był pierwszy, lecz zagryzł język i usiadł tuż obok niego. Nie minęło dużo czasu, a z ich dwójki zrobiła się trójka, bo ich brat - Pustułka cały i zdrowy zajął miejsce obok nich. Warkotek uśmiechnął się chytrze do brata, by następnie zaczął wylizywać swój zraniony ogonek. Nagle na ścięty pień drzewa wskoczył smukły pręgus - Nikła Gwiazda. Kocur przeszył wzrokiem całą trójkę, po czym jego głos rozbrzmiał na polanie, gdy wezwał Kruka na środek. Jego brat dostał za mentorkę Makowy Nów, co kocurek skwitował ironicznym parsknięciem. Taki zaszczyt dla tak skrytego kota. Następnie kolej przyszła na samego białoczarnego. Kocur wyszedł z dumą na środek polany, by odbyć należytą ceremonię.
— Warkotku, ukończyłeś już sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz nosić imię Warcząca Łapa. Twoją mentorką zostanie Rysi Trop. Mam nadzieję, że przekaże ci ona całą swoją wiedzę — przemówił Nikła Gwiazda, by następnie rzucić spojrzenie na wojowniczkę.
Oczy Warkotka ogarnęło zaskoczenie, a następnie zwątpienie, a potem złość. Kotka zdecydowanie nie była jedną z jego matek ani kimś z wysoką pozycją. Nie tego oczekiwał, gdy na własne oczy widział, jak Krucza Łapa dostaje za mentorkę ich matkę. Jego pyszczek otworzył się w niedowierzaniu, jednak żadne słowo nie wyszło z jego gardła. Ze spiętymi mięśniami zetknął się nosem z mentorką, by następnie smagnąć bezboleśnie powietrze ogonem i zająć miejsce gdzieś z tyłu grupy. Podczas gdy Pustułkowa Łapa dostał Mroczną Wizję za mentorkę, serce Warczącej Łapy mało co nie wybuchło z poczucia zawodu. Dlaczego jego bracia dostali za mentorki ich matki, a on jako jedyny dostał nieznajomą kotkę? Zacisnął pazury w ziemi, by następnie ze skwaszoną miną odejść w nieznanym mu kierunku. Chciał ominąć spojrzenia innych, by w samotności przeżyć swoją porażkę, jednak ewidentnie nie było mu to dane, bo podeszła do niego ta sama kotka, która odprowadzała go do lasu. Warcząca Łapa pamiętał, jak kiedyś Makowy Nów wspominała o tej kotce, jak o swojej byłej uczennicy. Jak dobrze pamiętał, miała na imię Iskrząca Nadzieja.
— Gratulacje, Warcząca Łapo! To twój początek drogi ucznia wojownika. Jak się z tym czujesz? — zagadała, uśmiechając się pogodnie.
— Tak, tak, dziękuję Iskrząca Nadziejo, czuję się naprawdę świetnie — odparł ironicznie, wzruszając barkami.
Wciąż czuł w sobie ogromną furię, jednak nie chciał robić złego wrażenia przed kotką. Westchnął niespokojnie, po czym ponownie zajął się wylizywaniem szramy na ogonie. Gdy to zrobił, kotka zmierzyła go zaniepokojonym spojrzeniem.
— Powinieneś pójść z tą raną prosto do legowiska medyka. Lepiej chuchać na zimne — powiedziała i zbliżyła swój nos do rany kocura, by sprawdzić stan rany. — Nie wydaje mi się, że to poważne, ale wizyta u medyka nie zaszkodzi.
— Zapewne masz rację, właściwie ugryzła go kuna — powiedział, przypominając sobie nazwę stworzenia, o którym na pewno kiedyś słyszał z opowieści Mrocznej Wizji. — Ugryzła mnie w ogon, nim zdążyłem cokolwiek zrobić. Mam nadzieję, że szybko się zagoi, w końcu muszę się wykazać przed Rysim Tropem w najbliższych dniach. A ty co o tym sądzisz, Iskrząca Nadziejo?
Kocurek jadowicie podkreślił imię mentorki, by następnie z westchnieniem przekreślić łapą ślad na zmarzniętej ziemi.
<Iskrząca Nadziejo?>
[1239 słowa]
[przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz