Wojowniczka, z delikatnym uśmiechem na pyszczku, trwała u boku Wdzięcznej Firletki. Serce biło jej szybciej z radości, że kotka miała dla niej zadanie. Czuła wdzięczność – nie tylko dlatego, że mogła pomóc, ale przede wszystkim dlatego, że ktoś, kogo tak bardzo podziwiała, nadal ją potrzebował. Chciała odsunąć myśli od tego, co wydarzyło się w jej rodzinie. Ból wciąż czaił się w cieniu duszy, gotowy uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. Możliwość wsparcia Firletki – kotki, którą od zawsze uwielbiała – była dla niej niczym ciepły promień słońca po długiej, burzliwej nocy. Motylkowa Łączka nie potrzebowała większej zachęty. Gdy tylko usłyszała, że może być użyteczna, natychmiast podskoczyła lekko na łapach.
— Jasne, że ci pomogę! Mogę nawet sprzątać po nim i ogólnie pomagać! — wymruczała z entuzjazmem, powoli wychodząc z obozu.
Śnieg skrzypiał pod jej łapami, a zimne błoto chlupotało przy każdym kroku. Wbrew wszystkiemu nie śpieszyła się. Chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej. Może to dziwne, że jako wojowniczka godziła się na obowiązki ucznia... ale wszystko tylko po to, by znów móc przesiadywać w legowisku medyków. To miejsce zawsze dawało jej poczucie bezpieczeństwa – i sensu.
— Dziękuję, ale damy sobie radę. — Firletka uśmiechnęła się czule. — Zawsze możesz wpadać od czasu do czasu, porozmawiać albo powtórzyć zioła.
Motylka skinęła głową, choć w środku poczuła ukłucie smutku. Ich drogi się rozeszły. Choć nadal rozmawiały, było to znacznie rzadziej niż kiedyś – niż wtedy, gdy sama szła ścieżką medyka. To zabawne – kiedyś były tego samego wzrostu. Teraz Motylka wyraźnie przewyższała Firletkę. Przez chwilę poczuła się niezręcznie z tą myślą. Jakby dorosła szybciej, ale wcale tego nie chciała.
— Och, rozumiem… Właściwie mam ucznia, więc też powinnam się na niej skupić — mruknęła po chwili, a potem uśmiechnęła się, odsłaniając zęby. Nie chciała, by przyjaciółka poczuła się odtrącona albo zakłopotana.
— O, no tak. Jak wam idą treningi? — zapytała Firletka, przedzierając się przez warstwę śniegu i błota. Czuły już w powietrzu zapach wilgoci, trawy i... może dalekich królików. Musiały dotrzeć tam, gdzie znajdą lepsze tropy.
— Dobrze. Słodka Łapa jest... specyficzna. Dość zadufana w sobie, ale pracowita. Każde moje polecenie wykonuje z zaangażowaniem, daje z siebie wszystko — odparła Motylka z ciepłym uśmiechem, wspominając ostatni trening z młodą kotką.
Ale za tym uśmiechem kryło się coś więcej – zagubienie. Myśli szumiały w jej głowie jak wicher. Rola medyka była ścieżką, na którą chciała wrócić. Tęskniła za nią każdego dnia. A jednak... droga wojownika też miała swoje piękno. Może tylko próbowała się do tego przekonać, by mniej cierpieć? By nie przyznać się przed samą sobą, że popełniła błąd?
— A Zawilcowa Łapa? Jak sobie radzi? — dodała szybko, zerkając ukradkiem na przyjaciółkę.
Sama nie wiedziała, czemu to pytanie cisnęło się na język. Może chciała usłyszeć, że kocur sobie radzi – ale nie aż tak dobrze jak ona. Była zazdrosna. Wstydziła się tego, ale nie mogła nic na to poradzić. To on dostał upragnioną przez nią rolę. Choć przecież sama z niej zrezygnowała. Świadomie. I każdego dnia tego żałowała.
— Jasne, że ci pomogę! Mogę nawet sprzątać po nim i ogólnie pomagać! — wymruczała z entuzjazmem, powoli wychodząc z obozu.
Śnieg skrzypiał pod jej łapami, a zimne błoto chlupotało przy każdym kroku. Wbrew wszystkiemu nie śpieszyła się. Chciała, by ta chwila trwała jak najdłużej. Może to dziwne, że jako wojowniczka godziła się na obowiązki ucznia... ale wszystko tylko po to, by znów móc przesiadywać w legowisku medyków. To miejsce zawsze dawało jej poczucie bezpieczeństwa – i sensu.
— Dziękuję, ale damy sobie radę. — Firletka uśmiechnęła się czule. — Zawsze możesz wpadać od czasu do czasu, porozmawiać albo powtórzyć zioła.
Motylka skinęła głową, choć w środku poczuła ukłucie smutku. Ich drogi się rozeszły. Choć nadal rozmawiały, było to znacznie rzadziej niż kiedyś – niż wtedy, gdy sama szła ścieżką medyka. To zabawne – kiedyś były tego samego wzrostu. Teraz Motylka wyraźnie przewyższała Firletkę. Przez chwilę poczuła się niezręcznie z tą myślą. Jakby dorosła szybciej, ale wcale tego nie chciała.
— Och, rozumiem… Właściwie mam ucznia, więc też powinnam się na niej skupić — mruknęła po chwili, a potem uśmiechnęła się, odsłaniając zęby. Nie chciała, by przyjaciółka poczuła się odtrącona albo zakłopotana.
— O, no tak. Jak wam idą treningi? — zapytała Firletka, przedzierając się przez warstwę śniegu i błota. Czuły już w powietrzu zapach wilgoci, trawy i... może dalekich królików. Musiały dotrzeć tam, gdzie znajdą lepsze tropy.
— Dobrze. Słodka Łapa jest... specyficzna. Dość zadufana w sobie, ale pracowita. Każde moje polecenie wykonuje z zaangażowaniem, daje z siebie wszystko — odparła Motylka z ciepłym uśmiechem, wspominając ostatni trening z młodą kotką.
Ale za tym uśmiechem kryło się coś więcej – zagubienie. Myśli szumiały w jej głowie jak wicher. Rola medyka była ścieżką, na którą chciała wrócić. Tęskniła za nią każdego dnia. A jednak... droga wojownika też miała swoje piękno. Może tylko próbowała się do tego przekonać, by mniej cierpieć? By nie przyznać się przed samą sobą, że popełniła błąd?
— A Zawilcowa Łapa? Jak sobie radzi? — dodała szybko, zerkając ukradkiem na przyjaciółkę.
Sama nie wiedziała, czemu to pytanie cisnęło się na język. Może chciała usłyszeć, że kocur sobie radzi – ale nie aż tak dobrze jak ona. Była zazdrosna. Wstydziła się tego, ale nie mogła nic na to poradzić. To on dostał upragnioną przez nią rolę. Choć przecież sama z niej zrezygnowała. Świadomie. I każdego dnia tego żałowała.
<Firletko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz