Grzech. Jest to niby znane każdemu pojęcie. Popełnienie świadomego (bądź nieświadomego) błędu, zrobienie czegoś złego, czego powinniśmy się wstydzić i obiecać poprawę.
Jego życie było jednym wielkim, lepkim, zgniatającym go grzechem.
Tylko, że bez chęci poprawy.
Bo nie potrafił się zmienić.
Życie jest pełne metafor i nawiązań, przenośni, a to właśnie wydawało mu się najbardziej szczere w jego przypadku. Wszystko, co robił, kładło mu na barki coraz większy ciężar, którego już nie chciało mu się dźwigać. Upadł na ziemię i nie spojrzał w górę, bo wiedział, że nic lepszego tam go nie czeka. Walczył raz. Drugi. Stracił łapę, zdobył wiele oszpecających go blizn, stoczył nawet już nieraz walkę ze swoimi uczuciami, a jednak nadal wisiał nad nim cień. Bo może i zyskał, ale na pewno stracił ważne rzeczy. Szacunek. Miłość. Nadzieję.
Jednak było jedno światełko w tunelu. Nosiło ono piękne, wodne imię, charakteryzowało się perlistym śmiechem, pogodą ducha, pomocną łapą, a futro miało koloru płomiennego słońca za świtu. Blask ten pokazywał mu granicę, pomagał na nowo wytyczyć już dawno utarte szlaki, śmiał się, gdy tego potrzebował.
I wraz z tym wszystkim zrozumiał.
Matka to nie całe życie.
Powinien być sobą.
Nauczyć się ufać samemu sobie.
Odnalazł coś, czego nie mógł nazwać.
Ostoję w trudach życia.
***
— Jesteś pewien? — dotarło do jego uszu nieśmiałe pytanie, które zawisło w przestrzeni bez konkretnej odpowiedzi.
Westchnął cicho. Tak, długo o tym myślał. Nie była to z pewnością prosta decyzja, jednak już wiedział, czego chce.
Obrócił się z wolna, a jego oczy napotkały błękitne ślepia towarzysza.
— Już ci o tym mówiłem. Dobrze wiesz, że jestem gotów. Od zawsze chciałem mieć dzieci, uczyć je, jak to jest kochać - czyli podarowywać uczucie, którego ja nigdy nie otrzymałem. Chcę wychować kogoś, kto będzie roztaczał ciepło. I jest to idealny moment. Tak myślę.
— Czyli… To pewnego rodzaju pożegnanie, prawda?
Pokręcił głową.
— Ale my się wcale nie żegnamy. Wrócę do ciebie. Po prostu… nie ma innego sposobu. Nieważne, ile razy się zgubię, tyle samo razy będę do ciebie wracał. Nie jestem w stanie cię porzucić.
— Ja… Ja ciebie też.
***
Wszystko pamiętał jak przez mgłę. Był kocur. Poszli. Działo się, choć nie było wtedy miejsca na przemyślenia. Miał zadanie do wykonania, bez względu na ilość ofiar.
***
— Nie mów o tym nikomu dobrze? — poprosił błagalnie. — Niech to będzie… Nasza tajemnica. Pewnie po czasie się dowiedzą, ale mało mnie to obchodzi. Najważniejsza jest moja przyszłość.
“Nasza”, dopowiedział w głowie. “Nasza przyszłość”.
Lecz zamilkł, a żaden dźwięk nie wydobył się już z jego pyska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz