— Bawimy się! — mruknęła szylkretka na pytanie starszej kocicy, zanim Lulek zdołał otworzyć pyszczek, nie mogła pozwolić, aby powiedział coś na jej niekorzyść — Ja jestem wróblem, a on myszką.
Kotce przypomniała się rozmowa jej mamy, Wężyny z jakimś kotem z klanu - rozmawiali wówczas o wielkim, mięsożernym ptaku. Juniorka uznała, że musi budzić respekt, to też porównała się do niego, dumnie wypinając pierś. Najwidoczniej zapomniała o tym, w jakim stanie jest jej futro - Wężynka miała to do siebie, że nie grzeszyła zbyt dobrą pamięcią. Kiedy spojrzała, ciekawa reakcji brata, na jego pyszczek, patrzył na nią z zażenowaniem i znudzeniem, a jego futro na grzbiecie było całe w błocie.
— Zdaje mi się, że wróble nie jedzą myszy — zaśmiała się cicho piastunka, psotnie uderzając kocię w ucho — Uważajcie na siebie.
Te ostatnie słowa wypowiedziała, tracąc psotny ton głosu. Zabrzmiało to nieco jak przestroga…
— Wróble nie są wielkie i groźne? — zapytała cichutko Juniorka, jej pewność siebie zaczęła się ulatniać.
W odpowiedzi usłyszała jedynie krótki śmiech brata. Wężynka posłała mu mordercze spojrzenie z nadzieją, że może to go uciszy, ale Lulek po prostu się odwrócił i w podskokach pognał do najbliższej kupki liści. Kotka prychnęła, nie miała zamiaru dłużej przesiadywać z biało-czarnym. Rozejrzała się szybciutko po otaczającym ją terenie - jej oczom ukazał się wielki, płaski głaz nieopodal zajętego przez kocurka miejsca. W kilku krokach znalazła się już obok swojego celu a po następnych paru skokach i szarpnięciach pazurków o śliską ścianę kamienia, znalazła się na jego szczycie. Lodowaty głaz nie był zbyt wygodnym miejscem do obserwacji, ale miał jeden plus: widziała stąd caaały obóz! Ostrożnie ułożyła łapki tak, aby nie ześlizgnąć się z niego i w takiej pozycji wróciła do czyszczenia sierści. Po paru liźnięciach grzbietu Wężynka posłała nieco zbyt długie spojrzenie w stronę brata. Zaciekawiło ją to, co akurat robił. Zastygła z wykręconym łebkiem i wystawionym językiem, który jeszcze niedawno pomagał jej w doprowadzeniu swojego ciałka do akceptowalnego stanu. Lulek jedną łapką odgarniał pojedyncze liście, a drugą sprawdzał odsłaniane w ten sposób połacie ziemi. Jednak pod nimi nie było nic ciekawego: stare źdźbła trawy, łodygi delikatnych roślin, które cudem przetrwały mroźne temperatury. W przeciwieństwie do siostry, Lulek z błyskiem w oku i drgającą z podekscytowania końcówką ogona dokładnie oglądał znaleziska. Szylkretka wykrzywiła się, kiedy kocurek zanurzył łapkę w warstwie błota w celu wygrzebania zamarzniętego kwiatka.
— Fujka… — wymsknęło się koteczce.
Lulek się jednak tym nie przejął i z motywacją odgarnął większą liczbę liści. Nagle spojrzeniu rodzeństwa ukazał się błyszczący kamyczek. Mienił się na wiele rozmaitych kolorów, zaczynając od niebieskiego przez fioletowy i kończąc na zielonym.
— Co to takiego? — Oczy Juniorki rozbłysły, kiedy ów „kamyczek” się poruszył i rozłożył odnóża.
Zeskoczyła ze swojego miejsca na głazie i przylgnęła do boku brata podekscytowana stworzonkiem.
< Lulek? >
Kotce przypomniała się rozmowa jej mamy, Wężyny z jakimś kotem z klanu - rozmawiali wówczas o wielkim, mięsożernym ptaku. Juniorka uznała, że musi budzić respekt, to też porównała się do niego, dumnie wypinając pierś. Najwidoczniej zapomniała o tym, w jakim stanie jest jej futro - Wężynka miała to do siebie, że nie grzeszyła zbyt dobrą pamięcią. Kiedy spojrzała, ciekawa reakcji brata, na jego pyszczek, patrzył na nią z zażenowaniem i znudzeniem, a jego futro na grzbiecie było całe w błocie.
— Zdaje mi się, że wróble nie jedzą myszy — zaśmiała się cicho piastunka, psotnie uderzając kocię w ucho — Uważajcie na siebie.
Te ostatnie słowa wypowiedziała, tracąc psotny ton głosu. Zabrzmiało to nieco jak przestroga…
— Wróble nie są wielkie i groźne? — zapytała cichutko Juniorka, jej pewność siebie zaczęła się ulatniać.
W odpowiedzi usłyszała jedynie krótki śmiech brata. Wężynka posłała mu mordercze spojrzenie z nadzieją, że może to go uciszy, ale Lulek po prostu się odwrócił i w podskokach pognał do najbliższej kupki liści. Kotka prychnęła, nie miała zamiaru dłużej przesiadywać z biało-czarnym. Rozejrzała się szybciutko po otaczającym ją terenie - jej oczom ukazał się wielki, płaski głaz nieopodal zajętego przez kocurka miejsca. W kilku krokach znalazła się już obok swojego celu a po następnych paru skokach i szarpnięciach pazurków o śliską ścianę kamienia, znalazła się na jego szczycie. Lodowaty głaz nie był zbyt wygodnym miejscem do obserwacji, ale miał jeden plus: widziała stąd caaały obóz! Ostrożnie ułożyła łapki tak, aby nie ześlizgnąć się z niego i w takiej pozycji wróciła do czyszczenia sierści. Po paru liźnięciach grzbietu Wężynka posłała nieco zbyt długie spojrzenie w stronę brata. Zaciekawiło ją to, co akurat robił. Zastygła z wykręconym łebkiem i wystawionym językiem, który jeszcze niedawno pomagał jej w doprowadzeniu swojego ciałka do akceptowalnego stanu. Lulek jedną łapką odgarniał pojedyncze liście, a drugą sprawdzał odsłaniane w ten sposób połacie ziemi. Jednak pod nimi nie było nic ciekawego: stare źdźbła trawy, łodygi delikatnych roślin, które cudem przetrwały mroźne temperatury. W przeciwieństwie do siostry, Lulek z błyskiem w oku i drgającą z podekscytowania końcówką ogona dokładnie oglądał znaleziska. Szylkretka wykrzywiła się, kiedy kocurek zanurzył łapkę w warstwie błota w celu wygrzebania zamarzniętego kwiatka.
— Fujka… — wymsknęło się koteczce.
Lulek się jednak tym nie przejął i z motywacją odgarnął większą liczbę liści. Nagle spojrzeniu rodzeństwa ukazał się błyszczący kamyczek. Mienił się na wiele rozmaitych kolorów, zaczynając od niebieskiego przez fioletowy i kończąc na zielonym.
— Co to takiego? — Oczy Juniorki rozbłysły, kiedy ów „kamyczek” się poruszył i rozłożył odnóża.
Zeskoczyła ze swojego miejsca na głazie i przylgnęła do boku brata podekscytowana stworzonkiem.
< Lulek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz