— Jest ładny — wyznała koteczka, obserwując stworzenie.
Hmm… Wiedziała już, że to żuczek, ale jaki dokładnie? Młoda nie miała zbyt dużej wiedzy w tej dziedzinie, ale znała kogoś, kto wiedział wszystko!
— Myślisz, że mamusia wie, co to? — spytała z nadzieją. Lulek w odpowiedzi pokręcił z rezygnacją łebkiem.
— Mama jest bardzo mądra, ale nie lubi żuków. Uważa, że są brzydkie i brudne, i nigdy nie chce o nich słuchać — odpowiedział z rozczarowaniem w głosie, które kotka podzielała. — Co prawda lubi błyszczące rzeczy, ale raczej i tak nie wiedziałaby, co z tym zrobić…
Wężynka sama nie wierzyła w swoje słowa, ale... może jej brat wcale nie był takim dziwaczkiem? Może rzeczywiście te wszystkie robale były… fajne. Ta myśl jednak szybko zniknęła z główki szylkretki, niczym szron o poranku. Obiekt ich zainteresowań próbował im czmychnąć! Kotka odruchowo wyciągnęła łapkę, aby przesunąć go bliżej siebie, nawet, co dziwne, nie zważając na otaczające ich błoto.
— To może Kotewkowy Powiew będzie coś wiedziała? Skoro zna te wszystkie klanowe historie… — Juniorka próbowała wytrzeć ubrudzoną łapkę o trawę.
Kocurek potrzebował chwili na przemyślenie tej propozycji, ale najwidoczniej spodobała się mu, gdyż złapał chrząszcza w zęby. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, jednak Wężynka szybko zniechęciła się do obserwowania brata. Mimo wszystko był to brudny robal, a Lulek trzymał go pewnie w pyszczku.
— Ona chyba jest w żłobku — uznała koteczka, przypominając sobie ich wcześniejsze spotkanie. — Ale tam jest też Wężyna; nie może zobaczyć naszego żuczka, bo go nam zabierze i będziemy mieć karę!
Ogon Lulka drgnął, świadcząc o zdenerwowaniu kocurka. Juniorka patrzyła na niego, próbując ominąć wzrokiem wymachującego odnóżami żuka, zwisającego z pyszczka jej młodszego brata. Jednak lśniące nóżki zwróciły jej uwagę i ciekawska z natury koteczka musiała wspiąć się na wyżyny swojego opanowania, aby przypadkiem nie zerkać w tamtą stronę. „Jeśli on się poruszy jeszcze raz, to chyba zwymiotuję…”
— Musimy wymyślić jakiś plan — wybełkotał Lulek; żyjątko w pysku z pewnością utrudniało mu komunikację.
— Co?
Lulek poirytowany wypluł robaka na ziemię, gdzie, aby nie uciekł, przygniótł go lewą łapką.
— Potrzebujemy dobrego planu! — powtórzył, tym razem bardziej zrozumiale. — Może… Odwrócisz uwagę mamy, a ja wtedy zapytam się Kotewkowego Powiewu co to jest?
Wężynce od razu nie spodobał się ten pomysł - oznaczało to, że nie mogła uczestniczyć w rozmowie z piastunką. Szukając lepszego pomysłu, uderzyła lapka drobny kamyczek, który poturlał się w stronę Tojadu. Kocurek właśnie… tarzał się w błocie. Juniorka szeroko otworzyła oczy z przerażenia, widząc poczynania brata. Zaintrygowany Lulek podążył za jej spojrzeniem, jednak widząc jedynie bawiącego się kocurka chyba musiał się rozczarować, ponieważ posłał siostrze spojrzenie mówiące „serio?”. To dało szylkretce pewien pomysł!
— A może powiemy mamusi, że Tojad bardzo się ubrudził i że przynosi jej wstyd? — Biało-czarny widocznie nie był zbyt zadowolony z pomysłu, w którym musiał ucierpieć ktoś z ich rodzeństwa, ale nie mieli innego wyjścia.
Lulek bez słowa podniósł stworzonko, które najwidoczniej straciło już siły, ponieważ przestało się tak wykręcać. Sierść na grzbiecie kotki zjeżyła się delikatnie, kiedy musiała przejść obok ubrudzonego brata - starał się pokryć całą powierzchnię swojego ciałka błotem, rozchlapując je przy tym dookoła.
— Nieładnie mu w brązowym — uznała Juniorka; przypadkowo, na głos.
Dwa koty powolutku zakradły się pod samo wejście do żłobka. Kotka zdała się na inteligencję swojego brata i zostawiła go sam na sam z robakiem, kiedy ona wślizgnęła się do środka żłobka. Zgodnie z tym co zapamiętała, biało-czarna kocica leżała na swoim posłaniu. Ochoczo dyskutowała z Wężyną o Porywistym Sztormie i Rysim Borze. Ich słowa nie przykuły uwagi młodej, gdyż ta miała swój cel.
— Mamo, Mamo! — Szylkretką dramatycznie rzuciła się w stronę seniorki. — Tojad jest calusieńki brudny! Oblepił się błotem chyba z caaałego obozu!
Wężyna westchnęła, przewracając oczami i od niechcenia machnęła łapą.
— Zawołaj go tu.
Koteczka oblizała ze zdenerwowania pysk, nie taki był plan! Musiała zacząć imprezować. Mocniej przycisnęła się do klatki piersiowej swojej mamy i schowała pyszczek z wielkiej kryzie. Piszczała coś, jednak futro Wężyny skutecznie tłumiło każde jej słowo.
— Yhhh, niech będzie. Poczekaj tu na mnie — warknęła w końcu matka, dźwigając się na łapy.
Oczy Wężynki zabłysły, kiedy udało się jej wykonać zadanie. Poczekała, aż jej rodzicielka opuści kociarnię i z wyczekiwaniem wpatrywała się w wejście do niej. Wtem do środka wkradł się Lulek z żukiem między ząbkami. Oboje podbiegli do Kotewkowego Powiewu i z wysoko uniesionymi ogonkami wyczekiwali pierwszych słów piastunki.
< Lulek? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz