Kiedy mój braciszek w końcu się doczołgał, we dwójkę wkroczyliśmy do żłobka, w którym już czekała na nas Mamrok, z kolejną fantastyczną historią do opowiedzenia.
★ ★ ★ ★ ★
Kilka dni wcześniej
Leżałam obok mamusi, wpatrując się w ścianę, z nieodczytaną mimiką pyszczka. Jedyne, co mogło dać znać innym, że nie śpię, to moje jasnoniebieskie, szeroko otwarte oczka oraz pokasływanie, które samoistnie wydawało się z mojego pyszczka.
— Dlaczego tak bardzo się smucisz, siostra? Przecież prawie w ogóle nie znałaś Liściastego Futra. Nie rozumiem — powiedział kocurek leżący obok mnie. Zanim dałam radę odpowiedzieć, kociak zaczął kaszleć. Wzięłam płytki wdech, kiedy już jego oddech się wyrównał.
— Nieważne czy znałam Panią Liściaste Futro, czy nie. Była kotem, tak jak ja i Ty. Poza tym, wydawała się fajna… Chciałam ją poznać, może nawet zostać jej uczennicą… — szepnęłam cicho, nie odrywając wzroku od jednolitej ściany lecznicy.
— Ale jak to, zostać jej uczennicą? Ty chcesz być… medyczką? Nie chcesz walczyć o klan, przeżywać tego dreszczyku emocji, czuć krew wroga w pysku? Wolisz siedzieć w tej zapyziałej dziurze i być po sam nos w śmierdzących ziołach, w dodatku mając obok siebie jakiś chorych, zapchlonych wojowników? Serio?
Momentalnie odwróciłam głowę w stronę brata i zmierzyłam go lodowatym, niemalże morderczym spojrzeniem. Przez jedno, króciutkie uderzenie serca w jego oczach widziałam strach, jednak zaraz potem starał się to ukryć. Niezbyt mu to wyszło. Wpatrywałam się w niego przez dłuższą chwilę, po czym odezwałam się, nadal świdrując go wzrokiem, który z pewnością go przeszył, ponieważ ten zatrząsł się od dreszczy.
— Jeżynku, kocham Cię. Jesteś moim bratem, ale przysięgam, że jeśli jeszcze kiedykolwiek nazwiesz w ten sposób czyjąś pracę, to Cię trzepnę. Każda rola w klanie jest równie ważna, nieważne czy to uczeń, medyk, czy wojownik. Nie obrzydzaj mi czegoś, co lubię. To mnie bardzo zabolało; z resztą nie tylko mnie, bo jestem pewna, że nie ważne komu byś to powiedział, zabolałoby. Fakt, może i szkolenie się na wojownika jest fajne, ale to nie znaczy, że możesz mówić w taki sposób o innych rolach, dobrze?
Ten przez chwilę się we mnie wpatrywał z nieodgadnionym wyrazem pyska, a potem tylko polizał mnie między uszami, mówiąc:
— Dobrze już, dobrze, okej. Też Cię kocham, więcej tak nie będę, ale to nie znaczy, że rozumiem Twoją decyzję — powiedział, po czym pacnął mnie w ucho.
— Nie musisz rozumieć, wystarczy, że to zaakceptujesz. — mruknęłam miękko, przytulając się do niego.
Nawet, jeśli czekoladowy chciał coś jeszcze dodać, to nie miał jak, ponieważ nowa medyczka oraz jej asystentka stanęły przy naszym legowisku. Jeżynek zaczął pokasływać, a zaraz po nim Kukułka. Pani Ćmi Księżyc szepnęla coś na ucho do medyczki, a potem podeszła do koteczki.
Potem Pani Wieczne Zaćmienie spojrzała na nas i powiedziała:
— Zbadam Was, żeby wiedzieć, czy Wasz stan się nie pogarsza. Najpierw Mamrok.
Kiedy mamusia usłyszała swoje imię, otworzyła oczy, wstała i podeszła do byłej asystentki.
— Oddychaj głęboko i powoli — poleciła jej, przykładając głowę do klatki piersiowej.
Mama zrobiła co kazała jej Pani Zaćmienie, ale po chwili zaczęła kaszleć. Nie jakoś bardzo, ale tak trochę.
— Dobrze. Czy odczuwasz jakieś trudności w nabieraniu lub wydychaniu powietrza?
— Trochę, ale jest okej. Nie marnuj na mnie drogocennych medykamentów, zajmijcie się moimi kruszynkami — mruknęła, jednak zaraz później zaczęła kasłać.
— O tym zadecyduję ja — odpowiedziała tylko Wieczne Zaćmienie.
W tym czasie jej asystentka podeszła i znowu coś szepnęła. Potem skierowała swoją głowę w moją stronę, tak, jakby mogła mnie zobaczyć.
— Aster, podejdź do mnie.
— Dobrze, Pani Ćmi Księżycu — pisnęłam, zrywając się z posłania. Wesoło potuptałam do kocicy.
— Oddychaj powoli i mocno. Tak, jakbyś chciała zapaść w sen — mruknęła z zamkniętymi oczami, podczas przykładania ucha do mojej malutkiej piersi.
Grzecznie wykonałam polecenie, zaczynając spokojnie oddychać.
— Mhm… Boli Cię, jak oddychasz? — zapytała miękko, przykładając mi łapę do głowy.
— Nie. Już mi lepiej! Ale chyba mamusia i mój brat nadal się źle czują, niech Pani ich zbada.
— Możesz już usiąść. Teraz Ty, Jeżynku.
Czekoladowy podszedł do kotki, która zadała mu dokładnie to samo pytanie, co mi.
— Troszeczkę, ale to ni... — przerwał, aby kaszlnąć, ale zaraz potem dokończył: — nic takiego.
— Zaraz przyjdziemy — oznajmiła medyczka, wychodząc wraz ze swoją asystentką z lecznicy.
Po chwili obie kotki wróciły. Pani Ćmi Księżyc położyła między mną, Jeżynkiem, mamą i Kukułką po niewielkiej garstce medykamentów.
Następnie Wieczne Zaćmienie odezwała się.
— Zjedzcie to. Jutro powinniście poczuć się lepiej.
Wszyscy zjedli swoje porcje, a następnie w końcu zaczęło robić się ciemno.
Zanim kotki zdążyły odejść, podreptałam do Pani Ćmy i spytałam:
— Co to było za zioło?
Ta przez chwilę nie odpowiadała, a potem jedynie strzepneła delikatnie ogonem.
— Jutro ci powiem, a teraz idź spać.
— Dobrze, Pani Ćmi Księżycu… — mruknęłam trochę zawiedziona, wracając na posłanie.
★ ★ ★ ★ ★
“Chciałabym być wojowniczką, czy może raczej medyczką? Obydwie opcje są bardzo kuszące. Życie wojownika wydaje się fajne i takie emocjonujące! Ale chyba jednak wolałabym pomagać innym i leczyć ich rany. Tylko czy ja w ogóle zasługuje na to, aby zostać uczennicą medyczki? Przecież jestem tylko małym, nic nie znaczącym kociakiem…”
Nagle usłyszałam jakiś niewyraźny mamrot.
Delikatnie podniosłam głowę i spojrzeniem przeleciałam wszystkich wokół. Wszystko wydawało się normalne, oprócz niespokojnego oddechu Jeżynka.
Lekko się do niego przybliżyłam i łapką pogłaskałam go po głowie.
“Chyba śni mu się koszmar…” — pomyślałam z troską, otulając go swoim małym ogonkiem.
— Cii… Już jest okej, jestem z Tobą, pamiętaj o tym. Zawsze. Kocham Cię.
Następnie ułożyłam się obok, a on wtulił się we mnie, mamrocząc coś niewyraźnie przez sen. Poczułam bicie jego serca, które powoli zwalniało, a jego oddech się w końcu wyrównał. Ponownie zaczęłam nucić, w końcu samej także zamykając oczy. Nuciłam tak, aż sama nie zapadłam w płytki sen.
★ ★ ★ ★ ★
Obudziłam się, kiedy na ścianach obozu tańczyły pomarańczowo żółte odcienie, a pierwsi wojownicy pewnie już wstawali na poranny patrol czy polowanie.
Zauważyłam, że Wieczne Zaćmienie spojrzała na mnie akurat kiedy otworzyłam oczy.
— Dzień dobry, Pani Wieczne Zaćmienie. Dzień Dobry Pani Ćmi Księżycu, gdzieś Panie idą? — spytałam, ciekawa dlaczego tak wcześnie wstały.
— To nic takiego, nie musisz się niczym martwić — powiedziała tylko medyczka, kiedy ogon jej asystentki zniknął w przejściu do lecznicy.
“Pewnie Pani Ćma poszła po zioła” — pomyślałam, zaczynając czyścić futerko.
W pewnym momencie zobaczyłam, że oczy czekoladowego kocurka powoli się otwierają i spoglądają prosto na mnie.
— Dzień Dobry, Jeżynku, jak Ci się spało? — mruknęłam, siadając naprzeciw niego.
< Jeżynku? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz