*Porą opadających liści*
Spotkanie z nieznajomą sprawiło, że obudziła się w nim kocięca ciekawość. Czy była zagrożeniem dla klanu? Wątpił. Zaczął codziennie patrolować ten teren z naiwną nadzieją, że ją jeszcze zobaczy. Niestety... Ruda wsiąkła w ziemię. Tak jakby naprawdę była duchem, zwykłym zwidem, który nawiedził jego umysł. Mimo tego nie zaprzestał i siadał nad brzegiem rzeki, zastanawiając się czy mądrym byłoby ją przekroczyć po raz kolejny. Most Dwunożnych był idealnym łącznikiem pomiędzy dwoma lądami, a przeczucie mówiło mu, że tylko w ten sposób odnajdzie to czego szukał.
Rozejrzał się, upewniając się, że nikt z klanu nie patroluje okolicy i go nie widzi, a następnie udał się po raz kolejny na ziemie niczyje.
***
Kluczył przez jakiś czas, przypominając sobie ze wspomnień drogę jaką przeszedł, lecz i tu srogo się zawiódł. Nie było jej. Odeszła. No tak, był głupi skoro sądził, że ją jeszcze kiedyś zobaczy. Nadal nie znał jej imienia, co go frustrowało. Kim była? Dlaczego akurat w tamtej chwili się pojawiła ratując mu życie? Czy to był przypadek czy może świat dawał mu znak?
Szmer w okolicznej trawie sprawił, że stanął w gotowości. Czujnie rozejrzał się po okolicy, poszukując śladów tego kto wydał dźwięk.
— Widzę cię, wyjdź — ogłosił dostrzegając rude futro przebijające przez zarośla.
Usłyszał śmiech, a nieznajoma wychyliła łeb znad swej kryjówki.
— Miałeś tu nie wracać, Płomienny Ryku. Nie mów, że znów się zgubiłeś? — zauważyła.
— Zgubiłem — potwierdził bez zawahania, robiąc kilka kroków w jej stronę. — Szukam kogoś kto wskaże mi drogę.
Kotka przekrzywiła głowę zastanawiając się nad odpowiedzią. Czy zrozumie jego słowa? Bo jasnym było to, że nie chodziło mu o zwykłe zaprowadzenie go do klanu. Wiedział doskonale jak wrócić. Po tym jak zmarła Obserwująca Gwiazda jego życie znów stało się szare. Czuł wzrastający mrok, ściskający jego dusze. A ona... Ona była niczym nowe światło. Iskra rozpalająca jego dawne ja.
— Jeśli znów cię odprowadzę, zgubisz się ponownie, racja? — zapytała.
— Tylko jeśli znikniesz tak jak ostatnio. — Stanął nad nią, wbijając w nią spojrzenie. — Jak masz na im... — nie dokończył, bo jej łapa zamknęła mu pysk.
— Imiona mają potężną moc. Nie dzieli się nimi z byle kim. To może sprowadzić pecha.
— Ja swoje ci zdradziłem. — Skrzywił nos, nie pojmując jej wyjaśnień. Czemu aż tak bardzo się przed tym wzbraniała? Imię to imię. Jakoś musiał się do niej zwracać.
Pokiwała głową.
— To prawda. Z tą wiedzą mogę cię przekląć, sprawić ból lub dotrzeć do twej duszy i ją związać. Myślisz dlaczego mamy imiona? Po to, aby inni nas kontrolowali. Gdy ktoś cię nim zawoła, już wykonujesz rozkazy. Twoja głowa zwraca się ku wołającemu, jesteś ciekaw, dlaczego cię wzywa. Zwykle jest to obowiązek, który musisz wysłuchać. Stajesz się niewolnikiem, oznaczonym przez miano, które wiąże cię z innymi...
Zaśmiał się, kręcąc głową.
— Imię pozwala na rozpoznanie kota. Nie ma aż takiej mocy — prychnął, nie pojmując jej punktu widzenia. — To jak mam się do ciebie zwracać? Nieznajoma?
Uśmiechnęła się pod nosem.
— Podróżniczka byłoby adekwatne do sytuacji.
Ale była uparta. Westchnął ciężko. Najwidoczniej tak łatwo z niej tego nie wydrze. No nic. Zagra z nią w tą jej grę. I wygra.
Resztę dnia spędzili razem na rozmowie. Bo skoro była podróżniczką, miała pewnie dużo ciekawych historii do opowiedzenia, prawda? Kotka jednak odpowiadała enigmatycznie, wypytując najczęściej go o klan, w którym żył. Nie zauważył, że to on najczęściej opowiadał, gdy ich drogi się rozeszły. Dopiero, gdy wrócił do domu ogarnęło go dziwne wrażenie, że znów nawalił i nie dowiedział się niczego. Może kocica miała rację z tym całym imieniem? W końcu ciągle je wypowiadała, niczym zaklęcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz