— Ty mnie widzisz? — zapytała, machając temu czemuś swoją łapą przed oczami. Brak odpowiedzi. Zamiast tego dziwne stworzenie tylko odtrąciło jej łapę. Czyli potrafi reagować. Wciąż jednak pyska nie otworzyło, zaczęło jednak oglądać Pożarową Łapę, uszy, łapy, pysk, przybliżając się wcześniej, jak gdyby chcąc obwąchać kotkę. Ruda cofnęła się o krok, odsuwając się poza zasięg stworzenia. Niby pachniało kotem, ale tak się nie zachowywało. Czy to jakieś kolejne ustrojstwo dwunożnych? Ale nikogo tu nie było oprócz niej i tego czegoś. Żadnych łysych istot próbujących ją łapać. — Co ty robisz?! — fuknęła.
— Gwałtowni — stwierdziło, całkiem neutralnie — Sprawdzamy, bośmy ciekawi. Czy zdziwieni? — Przy tych słowach to coś spróbowało chwycić w łapy rudą kitę jakby dla oceny jakości futra.
— Jacy wy? To ciebie jest więcej?! Czym ty w ogóle jesteś?! — zaczęła zadawać pytania, po czym syknęła. — Łapy precz!
— Jesteśmy tylko my — rzekło spokojnie, przekrzywiając nieco głowę — Czy oczekujecie kogoś więcej?
Zamarła w bezruchu. Co to znaczyło? Tam stał tylko jeden kotopodobny stwór. Drugiej takiej abominacji nigdzie nie widziała.
— Czy ty przypadkiem nie przedawkowałaś kocimiętki? Co ty w ogóle tu robisz? To tereny mojego Klanu! — wykrzyknęła, czując, że to coś pachnie kotką.
— Nie wiemy — stwierdziło pusto — Może wy mi powiecie? Łapy nas na granicę przyprowadziły, by zobaczyć i poznać.
To coś rzeczywiście było na haju. Czy zadzieranie z naćpanym kotem jest bezpieczne? Nie. Ale granice to granice a Pożar nie należy do kotów liczących ryzyko.
— Nie wiem, co się dzieje w tej twojej głowie, ale musisz sobie stąd iść! — krzyknęła, wysuwając pazury. Raczej nie dojdzie do walki. To coś nie było typowym samotnikiem. Pewnie po prostu zniknie albo odleci w nieznane. Tylko ciekawe gdzie schowałoby skrzydła.
— Czemu? Czy nie stoimy na bezpiecznej granicy?
— Nie! Zdecydowanie Nie! Wynoś się stąd! — powtórzyła Burzaczka. Istota przekrzywiła głowę, jakby nie rozumiejąc.
— Czemu krzyczy, czemu kolce jeży. Czy nie czuje, nie widzi? W odpowiednim miejscu jesteśmy, przejść chcemy nieco dalej jedyne, na zachód. Strasznie palące to stworzenie, oh, palące… — Na tę wypowiedź Pożar się rzeczywiście zdziwiła. Przecież nie miała przecież żadnych kolców, żeby je jeżyć, a i jej imię też nie było dosłowne, żeby mogła palić. Najeżyła się. Teraz czas na przestraszenie tego dziwoląga.
— Idź sobie stąd teraz, bo jak cię rozszarpię na strzępy…
Nic zero odpowiedzi. Patrzyła na dziwne stworzenie, lecz ono się nie ruszało. Nagle wydarzyło się coś dziwnego. I to tak szybko, że nawet nie miała czasu zareagować. Nagle za istotą zmaterializował się dziwny garbaty cień i zamachnął się na kotkę. Zanim Pożar zdążyła pomyśleć, skąd mógł się tam wziąć, albo chociaż jak odbiec, zrobić unik, poczuła uderzenie na pysku. Rozległ się głuchy dźwięk upadającego ciała. Ciemność.
Pomrugała. Wreszcie mogła otworzyć oczy. Leżała na ziemi. Nie miała siły, by się ruszyć. Okropnie kręciło jej się w głowie. Próbowała sobie przypomnieć ostatnie wspomnienia, by pomyśleć, co mogło się wydarzyć. Deszcz, mokra trawa… wywróciła się? Niemożliwe. Nie była u medyka. Była w jakiejś dziwnej norze praktycznie światła. Nie było pod nią mchu. Najwyraźniej jej nocleg tutaj był improwizowany. Nie wiedziała, ile mogła być nieprzytomna. Trzeba się skupić na przywoływaniu wspomnień. Dziwny kotopodobny stwór… cień… ciemność. Ktoś ją znokautował.
— Gdzie ja jestem? — szepnęła do siebie. Musiała zobaczyć resztę tej nory. Skierowała swoje oczy w stronę sufitu, ale nic nie zobaczyła. Opuściła wzrok ponownie na ziemię. Tym razem oprócz drobinek piasku i ziemi zobaczyła również… łapy. Kocie. Kto to? Z przodu były bure. Z tyłu białe. Wysiliła się i ostatkami sił powoli podniosła głowę, by zobaczyć, kto jej się tak przypatruje. Potwór. Upiór z krwistymi piórami. Tylko jakby… bez oczu. Jej głowa opadła z powrotem na ziemię, jednak nie doprowadziło to do utraty przytomności. Przymknęła oczy na chwilę, a kiedy je otworzyła, łap upiora nie było w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były. Dziwne…
<Marioneta?>
— Gwałtowni — stwierdziło, całkiem neutralnie — Sprawdzamy, bośmy ciekawi. Czy zdziwieni? — Przy tych słowach to coś spróbowało chwycić w łapy rudą kitę jakby dla oceny jakości futra.
— Jacy wy? To ciebie jest więcej?! Czym ty w ogóle jesteś?! — zaczęła zadawać pytania, po czym syknęła. — Łapy precz!
— Jesteśmy tylko my — rzekło spokojnie, przekrzywiając nieco głowę — Czy oczekujecie kogoś więcej?
Zamarła w bezruchu. Co to znaczyło? Tam stał tylko jeden kotopodobny stwór. Drugiej takiej abominacji nigdzie nie widziała.
— Czy ty przypadkiem nie przedawkowałaś kocimiętki? Co ty w ogóle tu robisz? To tereny mojego Klanu! — wykrzyknęła, czując, że to coś pachnie kotką.
— Nie wiemy — stwierdziło pusto — Może wy mi powiecie? Łapy nas na granicę przyprowadziły, by zobaczyć i poznać.
To coś rzeczywiście było na haju. Czy zadzieranie z naćpanym kotem jest bezpieczne? Nie. Ale granice to granice a Pożar nie należy do kotów liczących ryzyko.
— Nie wiem, co się dzieje w tej twojej głowie, ale musisz sobie stąd iść! — krzyknęła, wysuwając pazury. Raczej nie dojdzie do walki. To coś nie było typowym samotnikiem. Pewnie po prostu zniknie albo odleci w nieznane. Tylko ciekawe gdzie schowałoby skrzydła.
— Czemu? Czy nie stoimy na bezpiecznej granicy?
— Nie! Zdecydowanie Nie! Wynoś się stąd! — powtórzyła Burzaczka. Istota przekrzywiła głowę, jakby nie rozumiejąc.
— Czemu krzyczy, czemu kolce jeży. Czy nie czuje, nie widzi? W odpowiednim miejscu jesteśmy, przejść chcemy nieco dalej jedyne, na zachód. Strasznie palące to stworzenie, oh, palące… — Na tę wypowiedź Pożar się rzeczywiście zdziwiła. Przecież nie miała przecież żadnych kolców, żeby je jeżyć, a i jej imię też nie było dosłowne, żeby mogła palić. Najeżyła się. Teraz czas na przestraszenie tego dziwoląga.
— Idź sobie stąd teraz, bo jak cię rozszarpię na strzępy…
Nic zero odpowiedzi. Patrzyła na dziwne stworzenie, lecz ono się nie ruszało. Nagle wydarzyło się coś dziwnego. I to tak szybko, że nawet nie miała czasu zareagować. Nagle za istotą zmaterializował się dziwny garbaty cień i zamachnął się na kotkę. Zanim Pożar zdążyła pomyśleć, skąd mógł się tam wziąć, albo chociaż jak odbiec, zrobić unik, poczuła uderzenie na pysku. Rozległ się głuchy dźwięk upadającego ciała. Ciemność.
* * *
— Gdzie ja jestem? — szepnęła do siebie. Musiała zobaczyć resztę tej nory. Skierowała swoje oczy w stronę sufitu, ale nic nie zobaczyła. Opuściła wzrok ponownie na ziemię. Tym razem oprócz drobinek piasku i ziemi zobaczyła również… łapy. Kocie. Kto to? Z przodu były bure. Z tyłu białe. Wysiliła się i ostatkami sił powoli podniosła głowę, by zobaczyć, kto jej się tak przypatruje. Potwór. Upiór z krwistymi piórami. Tylko jakby… bez oczu. Jej głowa opadła z powrotem na ziemię, jednak nie doprowadziło to do utraty przytomności. Przymknęła oczy na chwilę, a kiedy je otworzyła, łap upiora nie było w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były. Dziwne…
<Marioneta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz