Nagle, kątem oka dostrzegł poruszający się obiekt tuż obok. Coś długiego, zwinnego, pełzającego powoli jak wąż. Instynkt łowcy zadziałał natychmiast. W jednej chwili jego ciało napięło się, uszy wyostrzyły, a pazury nieznacznie wysunęły się z łapek. Bez zastanowienia, z dziecięcą porywczością, skoczył w kierunku celu, sycząc cicho pod nosem.
Uderzył z całej siły. Cel zadrżał i... nastroszył się. Dopiero wtedy Ziemniaczek zorientował się, że nie zaatakował wroga z krwi i kości, tylko... ogon własnej matki.
Kocia mama natychmiast odwróciła głowę w jego stronę. Jej spojrzenie było twarde, zmrużone i pełne dezaprobaty — dokładnie takie, jakie potrafi rzucić tylko matka zirytowana wybrykami swojego potomstwa.
— Ziemniaczku, co ty wyczyniasz?! — burknęła groźnie, przerywając swoje leniwe mruczenie.
Ziemniaczek cofnął się odruchowo, skulony i skruszony.
— Przepraszam, mamusiu… — wyszeptał cicho, ledwie słyszalnym głosikiem, wbijając wzrok w podłogę.
Matka zmrużyła oczy jeszcze bardziej, po czym westchnęła ciężko i wróciła do poprzedniej pozycji, zamaszyście owijając swój ogon wokół siebie — tym razem z dala od ciekawskich łapek syna.
Ziemniaczek zsunął się na bok, przytulił do siostry i postanowił, że na razie wrogów lepiej szukać trochę dalej.
Matka zmrużyła oczy jeszcze bardziej, po czym westchnęła ciężko i wróciła do poprzedniej pozycji, zamaszyście owijając swój ogon wokół siebie — tym razem z dala od ciekawskich łapek syna.
Ziemniaczek zsunął się na bok, przytulił do siostry i postanowił, że na razie wrogów lepiej szukać trochę dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz