Dzięki serdeczności Brzęczkowego Trelu na pysku Słońca ponownie zaczął pojawiać się uśmiech. Kotka zastępowała mu matkę na tyle ile potrafiła. A reszta kociąt w kociarni i niektórzy uczniowie była dla podrzutka niczym rodzeństwo, z którymi spędzał czas na zabawach i psotach. Słońce nie mógł uwierzyć, że ten bury kocurek, który często zaglądał do kociarni, aby móc porozmawiać z Rozkwitającą Szantą był już uczniem. Mimo, że był większy, przez sposób w jaki mówił, Słone był pewien, że tak jak i on jest kociakiem. W końcu seplenił! Z góry założył, że po prostu starszy wymyka się z kociarni i wojownicy przymykają na to oko, tak samo jak na jego wymykanie się do legowiska starzyzny, aby móc wysłuchać opowieści ojca na temat przodków. Z pyska starszego te wszystkie opowieści brzmiały jak zmyślone historię, a ilekroć Słońce roześmiany mówił, że tata ma bujną wyobraźnię, na czole starszego pojawiała się zmarszczka, a ton głosu zmieniał się na ostrzejszy.
– To najprawdziwsza prawda – starszy powoli tracił cierpliwość – A jako mój syn, kiedyś i ty będziesz miał szansę przewodzić klanem. Masz to we krwi, tak samo jak reszta naszej rodziny, nie licząc twojej ciotki i jej synów. Nie zostali pobłogosławieni i zaakceptowani przez przodków, dlatego nie zdobi ich w pełni ogniste futro, a przypadku twoich kuzynów wcale. Tylko nie daj sobie wmówić innym kotom, że to nieprawda!
– Ale moje futerko też nie jest ogniste! – zauważył kocurek – Jest w kolorze piasku, bądź promieni słońca. Czy to znaczy...
– Jest idealne. – wtrącił starszy – Pamiętasz opowieść o Piaskowej Gwieździe? Tą, którą ja ci opowiadałem, a nie Czuwająca Salamandra czy karmicielki w kociarni... – Sprostował, przypominając sobie dzień, w którym Słońce wpadł do legowiska starszyzny zalany łzami, gdy usłyszał inną wersję opowieści o dokonaniach przodkini czy tak właściwie tyrani, którą kocica sprowadziła na Klan Burzy. – Jej potomkowie, tylko ci o ognistej barwie futra, ale też także ci, których futro tak, jak i twoje czy jej mieni się w słońcu złotem są ukochani przez Klan Gwiazdy i mają w krwi przewodzenie innymi kotami. Niestety, znaleźli się tacy, którzy pozazdrościli nam wyjątkowości i przychylności przodków. Tego, że to my, a nie oni zostali wybrańcami. Nie byli w stanie zaakceptować naturalnego stanu rzeczy i zaburzyli równowagę. Przez swą chciwość i żądze władzy doprowadzają z pokolenia na pokolenie klan do upadku, nie chcąc pozwolić objąć władzy prawowitym następcą. Co poniektórzy poza brukaniem naszego imienia posuwają się nieco dalej... Twój wuj, Płomienny Ryk, poza Pożarową Łapą miał jeszcze dwoje kociąt. Spotkał ich podobny los co twoją matkę, a sprawcy być może nadal pozostają w klanie. Nie wierzę, że jakimś podrzędnym nic nie znaczącym samotnikom zależałoby na upadku naszego rodu. Dlatego poprosiłem Ognistą Piękność, aby doglądała cię i nie pozwoliła, aby ktoś cię skrzywdził, gdy nie będę mógł być obok ciebie.
– To dlatego ciocia tak często zagląda do kociarni i pyta się czy nikt mi nie dokucza...
– Tak. – uśmiechnął się – Pewnie też dlatego, że przypominasz jej córkę, którą straciła. Nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru.
– To wyjaśnia czemu Pożarowa Łapa patrzy na mnie spode łba... – wyznał kocurek – Może jest zła, że wyglądam jak jej zmarła siostra i w dodatku zabieram jej uwagę mamy.
– Nonsens. Myślę, że kryję się za tym coś innego, ale nie powinieneś zaprzątać sobie tym teraz głowy – Mówiąc to poczochrał futro na czubku głowy kociaka – A teraz wracaj do kociarni.
Znalazł piórko. I to nie byle jakie piórko! Nie było ono czarne, szare czy białe. Ani bure! Mieniło się pięknym kolorem zieleni i błękitu. Gdy tylko je pochwycił, ukrył je w dłuższych pasmach futra tworzącego lwią grzywę, tak aby nikt mu go nie zabrał. Zamiast zapytać się kotek w kociarni, co to za ptak zgubił tak piękne piórko, ile sił w łapkach pobiegł do legowiska starzyzny, aby móc pokazać, to znaczy opisać ojcu znalezisko.
– Tato! Tato! Spójrz tylko co... – Wykrzyknął radośnie, lecz na widok stojącej obok rudego kocura Pajęczej Lilii zatrzymał się i wypuścił piórko z pyska, które w wejściu pochwycił w ząbki. W pomieszczeniu panowała dziwna atmosfera, a sama medyczka wydawała się nieco spięta, gdy dostrzegła bratanka.
– Słońce... Co ty tu... Nie powinieneś być teraz z innymi kociętami i karmicielkami w Łapkowie?
Nie odpowiedział na pytanie cioci. Zamiast tego dopadł do nieprzytomnego starszego, a z jego błękitnych oczu zaczął się wylewać strumień łez. Wiedział co się stało. Obraz matki bez iskry w oczach wyrył mu się w pamięci. Został sierotą. Stracił mamę, a teraz tatę.
– Tak mi przykro Słońce... – powiedziała Pajęcza Lilia spoglądając z żalem na zapłakanego kociaka. Przyciągnęła do siebie bratanka, który starał się uwolnić z uścisku medyczki. Dał jednak za wygraną i mocno uczepił się futra ciotki, mocząc je od łez – Nie byłam w stanie mu pomóc.
– To najprawdziwsza prawda – starszy powoli tracił cierpliwość – A jako mój syn, kiedyś i ty będziesz miał szansę przewodzić klanem. Masz to we krwi, tak samo jak reszta naszej rodziny, nie licząc twojej ciotki i jej synów. Nie zostali pobłogosławieni i zaakceptowani przez przodków, dlatego nie zdobi ich w pełni ogniste futro, a przypadku twoich kuzynów wcale. Tylko nie daj sobie wmówić innym kotom, że to nieprawda!
– Ale moje futerko też nie jest ogniste! – zauważył kocurek – Jest w kolorze piasku, bądź promieni słońca. Czy to znaczy...
– Jest idealne. – wtrącił starszy – Pamiętasz opowieść o Piaskowej Gwieździe? Tą, którą ja ci opowiadałem, a nie Czuwająca Salamandra czy karmicielki w kociarni... – Sprostował, przypominając sobie dzień, w którym Słońce wpadł do legowiska starszyzny zalany łzami, gdy usłyszał inną wersję opowieści o dokonaniach przodkini czy tak właściwie tyrani, którą kocica sprowadziła na Klan Burzy. – Jej potomkowie, tylko ci o ognistej barwie futra, ale też także ci, których futro tak, jak i twoje czy jej mieni się w słońcu złotem są ukochani przez Klan Gwiazdy i mają w krwi przewodzenie innymi kotami. Niestety, znaleźli się tacy, którzy pozazdrościli nam wyjątkowości i przychylności przodków. Tego, że to my, a nie oni zostali wybrańcami. Nie byli w stanie zaakceptować naturalnego stanu rzeczy i zaburzyli równowagę. Przez swą chciwość i żądze władzy doprowadzają z pokolenia na pokolenie klan do upadku, nie chcąc pozwolić objąć władzy prawowitym następcą. Co poniektórzy poza brukaniem naszego imienia posuwają się nieco dalej... Twój wuj, Płomienny Ryk, poza Pożarową Łapą miał jeszcze dwoje kociąt. Spotkał ich podobny los co twoją matkę, a sprawcy być może nadal pozostają w klanie. Nie wierzę, że jakimś podrzędnym nic nie znaczącym samotnikom zależałoby na upadku naszego rodu. Dlatego poprosiłem Ognistą Piękność, aby doglądała cię i nie pozwoliła, aby ktoś cię skrzywdził, gdy nie będę mógł być obok ciebie.
– To dlatego ciocia tak często zagląda do kociarni i pyta się czy nikt mi nie dokucza...
– Tak. – uśmiechnął się – Pewnie też dlatego, że przypominasz jej córkę, którą straciła. Nie tylko z wyglądu, ale również z charakteru.
– To wyjaśnia czemu Pożarowa Łapa patrzy na mnie spode łba... – wyznał kocurek – Może jest zła, że wyglądam jak jej zmarła siostra i w dodatku zabieram jej uwagę mamy.
– Nonsens. Myślę, że kryję się za tym coś innego, ale nie powinieneś zaprzątać sobie tym teraz głowy – Mówiąc to poczochrał futro na czubku głowy kociaka – A teraz wracaj do kociarni.
~~~
Znalazł piórko. I to nie byle jakie piórko! Nie było ono czarne, szare czy białe. Ani bure! Mieniło się pięknym kolorem zieleni i błękitu. Gdy tylko je pochwycił, ukrył je w dłuższych pasmach futra tworzącego lwią grzywę, tak aby nikt mu go nie zabrał. Zamiast zapytać się kotek w kociarni, co to za ptak zgubił tak piękne piórko, ile sił w łapkach pobiegł do legowiska starzyzny, aby móc pokazać, to znaczy opisać ojcu znalezisko.
– Tato! Tato! Spójrz tylko co... – Wykrzyknął radośnie, lecz na widok stojącej obok rudego kocura Pajęczej Lilii zatrzymał się i wypuścił piórko z pyska, które w wejściu pochwycił w ząbki. W pomieszczeniu panowała dziwna atmosfera, a sama medyczka wydawała się nieco spięta, gdy dostrzegła bratanka.
– Słońce... Co ty tu... Nie powinieneś być teraz z innymi kociętami i karmicielkami w Łapkowie?
Nie odpowiedział na pytanie cioci. Zamiast tego dopadł do nieprzytomnego starszego, a z jego błękitnych oczu zaczął się wylewać strumień łez. Wiedział co się stało. Obraz matki bez iskry w oczach wyrył mu się w pamięci. Został sierotą. Stracił mamę, a teraz tatę.
– Tak mi przykro Słońce... – powiedziała Pajęcza Lilia spoglądając z żalem na zapłakanego kociaka. Przyciągnęła do siebie bratanka, który starał się uwolnić z uścisku medyczki. Dał jednak za wygraną i mocno uczepił się futra ciotki, mocząc je od łez – Nie byłam w stanie mu pomóc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz