— A w takim razie, powiedz mi, dlaczego myślisz, że ważną częścią treningu ucznia w Klanie Klifu, jest opanowanie nawigacji w tunelach? — zapytał z przekąsem mentor kocura. — Jak myślisz, czy mnie matka na świat wydała tutaj, że wiem, gdzie mam iść, że wiem, co robić, żeby nie zgubić się w korytarzach?
— Mam nadzieję, że nie... To byłoby bardzo nieprzyjemne dzieciństwo... — powiedział pod nosem, nie siląc się, żeby Pełnia to usłyszał; ale usłyszał.
— No właśnie — rzucił, nie przerywając marszu w głąb. — Widzisz, umiesz wyciągać poprawne wnioski. Szkoda tylko, że trzeba cię prowadzić za łapę, niczym jakiegoś małego kociaka, który ledwo co zmył mleko spod nosa. Mógłbyś spróbować myśleć samodzielnie. Wiele by ci to dało, nie tylko podczas szkolenia. Podczas patroli i polowań, ba! Podczas walki też będziesz czekać, aż przeciwnik powie Ci, co ma zamiar zrobić, a czym ty, w takim razie, powinieneś się obronić? — kontynuował niczym podniosłą przemowę.
— N-nie... — mruknął bengal pod nosem. — Lecz czy nie po to macie swego przywódcze, aby... Przewodził? — zapytał, próbując zrozumieć.
— Gdyby moja babka miała myśleć za każdego wojownika, ucznia, za każdą naszą medyczkę czy karmicielkę... Uwierz mi, Klan Klifu nie wytrwałby zbyt wielu księżyców. — Biały ogon zamigotał przez jasnymi oczami, oznajmując, że skręcają w lewo. Złota Łapa przyśpieszył kroku, gdyż po raz kolejny niemal nie poszedł w złym kierunku. — Skoro masz takie podejście, może powinieneś zostać jej pod dupkiem albo osobistym wyciągaczem kleszczy; do tego nie potrzeba własnego mózgu.
— Wolałbym nie... Ale! Oczywiście jeśli ktoś inny by chciał, nie uważam, żeby było to zajęcie całkowicie pozbawione swojego uroku — rzekł dość uroczyście. — Żadna praca, zwłaszcza taka u boku samej władczyni, nie jest uwłaczająca.
— Przekaże. Jeśli potrzebowałaby wyskubania grzbietu z siwych włosów, wiem, że będziesz gotów jej pomóc. To iście szlachetne z twojej strony — powiedział z udawaną serdecznością.
— Miło z twojej strony. — Nagle wojownik przed nim stanął. Srebrny wpadł prosto w jego tylne nogi, na co Rozświetlona Skóra stęknął wrogo.
— Uważaj pod łapy — prychnął, ale od razu się uspokoił. — No dobrze... A więc teraz dopiero zaczyna się twój faktyczny trening. Mam nadzieje, że nie muszę pytać, czy starałeś się zapamiętać drogę, którą przeszliśmy, aby dojść do... No dojść tutaj. — Stali pysk w pysk; młodszy czuł na nosie oddech mentora, a ciemność powolutku rozjaśniała się w jego oczach. Nie zmieniało to jednak faktu, że... Miał kłopot. Oczywiście, że nie zapamiętywał drogi, którą pokonali we dwójkę. Przecież on się niemal zagubił, kiedy biała kita migała mu przed mordką, a co dopiero to wszystko... — Nie słyszę słów sprzeciwu; bardzo mnie to cieszy, muszę przyznać. Gdybyś mi powiedział, że nie, nie winiłbym cię, bo cię o tym nie powiadomiłem, ale jak miło, że mam takiego przygotowanego na wszystko podopiecznego.
— N-nie... — mruknął bengal pod nosem. — Lecz czy nie po to macie swego przywódcze, aby... Przewodził? — zapytał, próbując zrozumieć.
— Gdyby moja babka miała myśleć za każdego wojownika, ucznia, za każdą naszą medyczkę czy karmicielkę... Uwierz mi, Klan Klifu nie wytrwałby zbyt wielu księżyców. — Biały ogon zamigotał przez jasnymi oczami, oznajmując, że skręcają w lewo. Złota Łapa przyśpieszył kroku, gdyż po raz kolejny niemal nie poszedł w złym kierunku. — Skoro masz takie podejście, może powinieneś zostać jej pod dupkiem albo osobistym wyciągaczem kleszczy; do tego nie potrzeba własnego mózgu.
— Wolałbym nie... Ale! Oczywiście jeśli ktoś inny by chciał, nie uważam, żeby było to zajęcie całkowicie pozbawione swojego uroku — rzekł dość uroczyście. — Żadna praca, zwłaszcza taka u boku samej władczyni, nie jest uwłaczająca.
— Przekaże. Jeśli potrzebowałaby wyskubania grzbietu z siwych włosów, wiem, że będziesz gotów jej pomóc. To iście szlachetne z twojej strony — powiedział z udawaną serdecznością.
— Miło z twojej strony. — Nagle wojownik przed nim stanął. Srebrny wpadł prosto w jego tylne nogi, na co Rozświetlona Skóra stęknął wrogo.
— Uważaj pod łapy — prychnął, ale od razu się uspokoił. — No dobrze... A więc teraz dopiero zaczyna się twój faktyczny trening. Mam nadzieje, że nie muszę pytać, czy starałeś się zapamiętać drogę, którą przeszliśmy, aby dojść do... No dojść tutaj. — Stali pysk w pysk; młodszy czuł na nosie oddech mentora, a ciemność powolutku rozjaśniała się w jego oczach. Nie zmieniało to jednak faktu, że... Miał kłopot. Oczywiście, że nie zapamiętywał drogi, którą pokonali we dwójkę. Przecież on się niemal zagubił, kiedy biała kita migała mu przed mordką, a co dopiero to wszystko... — Nie słyszę słów sprzeciwu; bardzo mnie to cieszy, muszę przyznać. Gdybyś mi powiedział, że nie, nie winiłbym cię, bo cię o tym nie powiadomiłem, ale jak miło, że mam takiego przygotowanego na wszystko podopiecznego.
— A-a co dokładnie będę musiał robić? — zapytał niepewnie jasnooki.
— Nic trudnego. To bardzo proste zadanie, więc nie musisz się obawiać. — Kocurek z ulgą wypuścił powietrze. Może i Rozświetlona Skóra nie jest najmilszym kotem w Klanie Klifu, ale przecież nie zostawiłby go tutaj samego, prawda? Nie jest taki okrutny... Prawda? — Masz wrócić. Po prostu. Nie ważne jak, nieważne kiedy; musisz wrócić do wejścia. No a jeśli nie zdążysz przed zachodem, masz wrócić do obozu, bo ja nie będę marnować mojego snu, przez to, że ty nie uważałeś i mamlałeś językiem, zamiast się skupić na treningach — rzucił, a następnie przepchnął się obok Złotej Łapy. Na odchodne powiedział jeszcze tylko: — Powodzenia. To ostatnia rzecz, do której jestem jeszcze w stanie się przyczepić, ale wiedz... Dopóki nie będziesz łazić po tych korytarzach niczym te pająki na ścianach, to będę cię tutaj zostawiał i codziennie. Odczekaj dziesięć uderzeń serca, a następnie możesz zaczynać; jeśli mnie dogonisz, zaatakuję cię i przy okazji poćwiczymy walkę w ciemnościach, więc zastanów się, czy masz ochotę oszukiwać. — No i zniknął, a wraz z nim jakiekolwiek dźwięki.
Tunele były zimne i wilgotne. Z pędzelków na uszach kapała mu woda, a futro na piersi było całe spuszone. Łapy zaczynały go boleć od chodzenia po nierównej powierzchni, usianej masą mniejszych, większych, okrągłych, jak i ostro zakończonych kamieni. Był głodny; nie jadł nic przed treningiem, a odgłosy brzucha zdawały się być jedynymi dźwiękami, które odbijały się od ścian. Chociaż nie otaczała go już ta sama, całkowita i nieprzenikniona ciemność; jego oczy zdążyły się już całkowicie do niej przystosować, dalej czuł się zagubiony i zdezorientowany. Między zapachami rześkiego, mokrego kamienia, a ziemi, czuł delikatną, szybko ulatniającą się woń mentora. Musiał się śpieszyć, aby wyjść z tych lochów, zanim całkowicie ona zaniknie. To była jego jedyna nadzieja. Oczywiście, na początku próbował zrobić to tak, jak nakazał Rozświetlona Skóra - z pamięci. Chciał przywołać, stworzyć mapę wszystkich zakrętów, które zrobili, ale od tego wszystkie rozbolała go głowa, która i tak już uciskała go z głodu. Stracił rachubę czasu; bez słońca wszystko wydawało się takie smutne i mroczne... W pewnym momencie miał nawet wrażenie, że to właśnie jest jego koniec... Że zginie tutaj, pozostawiony przez kocura, który miał być jego przewodnikiem. A potem po raz pierwszy wydobył jego zapach z powietrza.
Rozświetlona Skóra DALEJ BYŁ jego przewodnikiem, ale teraz to po prostu tylko jego woń prowadziła go za łapkę. Złota Łapa nie mógł tego zaprzepaścić, musiał stąd wyjść, zanim wilgoć zamaskuję jego ostatnią, jedyną szansę. Przyśpieszył kroku, nie zważając na spękane, marznące poduszki łap, ani na dreszcze przebiegające mu po grzbiecie i ogonie. Chciał w końcu znów poczuć na nim promienie słońca.
Kremowa głowa wyjrzała z dziury między kamieniami. Biały wojownik siedział odwrócony do niego tyłem, jakby pokazując swoją obojętność na to, czy jego terminator faktycznie upora się z zadaniem. Leniwie przejeżdżał językiem po przedniej łapie, którą potem przeczesywał sierść między uszami.
— Przeżyłem! — zawołał, wygrzebując się na krótką, żółtą już trawę, która obrastała wejście.
— Brawo... Myślałem, że zajmie ci to więcej czasu, mogę powiedzieć, że jestem całkiem zadowolony — rzucił ciemnooki, nawet się nie odwrócił. — Upoluj jeszcze jakąś zwierzynę i wracamy.
Złota Łapa jęknął przeciągle, ale potulnie stanął na równe łapy i skierował kroki w rozrośnięty, pożółkły gąszcz, w którym na pewno skrywała się jakaś potencjalna zdobycz. Nie był jednak pewien, czy nie wpałaszuję jej na miejscu... Wtedy będzie musiał złapać jeszcze z pięć... Za karę...
Kremowa głowa wyjrzała z dziury między kamieniami. Biały wojownik siedział odwrócony do niego tyłem, jakby pokazując swoją obojętność na to, czy jego terminator faktycznie upora się z zadaniem. Leniwie przejeżdżał językiem po przedniej łapie, którą potem przeczesywał sierść między uszami.
— Przeżyłem! — zawołał, wygrzebując się na krótką, żółtą już trawę, która obrastała wejście.
— Brawo... Myślałem, że zajmie ci to więcej czasu, mogę powiedzieć, że jestem całkiem zadowolony — rzucił ciemnooki, nawet się nie odwrócił. — Upoluj jeszcze jakąś zwierzynę i wracamy.
Złota Łapa jęknął przeciągle, ale potulnie stanął na równe łapy i skierował kroki w rozrośnięty, pożółkły gąszcz, w którym na pewno skrywała się jakaś potencjalna zdobycz. Nie był jednak pewien, czy nie wpałaszuję jej na miejscu... Wtedy będzie musiał złapać jeszcze z pięć... Za karę...
[1042 słowa + Nawigacja w Tunelach (pianka dawaj procenty za kraba)]
[przyznano 21% + 5% (nigdy)]
Kocham relacje Rozswietlonej Skory i Zlotej Lapy <3
OdpowiedzUsuń