Okolice Pory Nagich Drzew
Przemierzała wrzosowiska Klanu Burzy, wlokąc się za Szepczącą Pustką. Było z nią jeszcze kilka innych kotów, w końcu na patrol nie mogły iść tylko dwa koty. Błotne kałuże wydawały z siebie stłumiony plusk, gdy jej łapy raz po raz mąciły brązową taflę, zabarwiając się na kolor zdecydowanie nieprzypominający czystego rudego, który był tak obsesyjnie pożądany przez jej rodzinę. Wyglądała przez całe to błoto jak szylkretka. Ciekawe czy gdyby nie była całkowicie ruda, klan traktowałby ją lepiej. Równie dobrze mogła przestać o tym rozmyślać, bo i tak nic nigdy się w tej kwestii nie zmieni. Wpatrywała się w ziemię, skupiając się na śmiesznych śladach, jakie jej łapy pozostawiały na ziemi w lepkim błocie. Nagle poczuła, jak jej czoło zderza się z ciałem poprzedzającego ją kocura. Syknęła z bólu. Szept zgromił ją spojrzeniem.
- Pójdę zapolować. Spotkamy się przy granicy z Klanem Wilka, dogonię was. Pożarowa Łapo, trzymaj się Modliszkowej Ciszy i Koziego Przesmyku. - Ostatnie zdanie wypowiedział nie tak żartobliwie, jak zazwyczaj.
Jeszcze boją się, że zaatakuję kogoś z wilczaków - prychnęła w myślach. Wojownik odbiegł, a patrol znowu ruszył. Tym razem Kozi Przesmyk prowadził, a ona wylądowała na tyle razem z kremowym kocurem. Normalny kot pewnie zacząłby rozmowę. On tylko wwiercał się w nią wzrokiem. Lekko podirytowana, podniosła na niego swój zobojętniały, lecz trochę wypełniony bólem wzrok. Rytmicznego plusku nie przerwało jednak żadne miauknięcie. Wpatrywali się tak tylko w siebie co jakiś czas. Miała wrażenie, że się zrozumieli.
***
teraz
Została wysłana po mech. Znowu. Zupełnie jakby miała sześć księżyców. Co prawda mech jej zupełnie nie interesował (to, że musiała go przynieść, nie znaczyło, że zrobi to od razu), ale za to zwierzyna owszem. Od ciemnych chwil w dole minęło już wystarczająco dużo czasu, by ponownie się zmieniła. Większość kotów, przez które cierpiała, leżały pod ziemią. Łańcuchy, które ją oplatały, pękły. Mogła ponownie cieszyć się życiem, przekomarzać z młodszymi uczniami, którzy prawdopodobnie zostaną mianowani dużo wcześniej niż ona i spędzać czas tak, jak inne koty. Nie była też już taka agresywna jak kiedyś, lecz buntowniczej natury nie dało się z niej wyrwać. Tak więc, zamiast aktywnie szukać mchu, przechadzała się po terenach klanu. Nagle wyczuła woń zdobyczy. Ptak. Podążyła za nią, docierając do Przybrzeżnego Oka. Niestety nie znalazła żadnego stworzenia nadającego się do spożycia. Znalazła za to gniazdo drozda w małym krzaku przy jeziorku. Zebrała jedno jajko. Wymieni je na oddanie kilku obowiązków młodziakom. Pewnie i tak nikt się nie zorientuje. Z jajkiem w pysku wyglądała idiotycznie, ale co tam. Zobaczyła kogoś, kogo chyba to zbytnio nie obchodziło. Modliszkowa Cisza wpatrywał się w coś nad brzegiem stawiku. Podeszła do niego.
- Znalazłeś ducha czy co?<Modliszka?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz