Słońce zaznaczało swoją obecność promieniami przedzierającymi się przez korony drzew, wpadającymi wprost do obozu Klanu Wilka. Głęboko w ziemistej norze spała trójka medyków. Najmłodsza z nich, Jarzębinowa Łapa, wyraźnie zaczęła się budzić. Jej łapy drgały, oddech przyspieszył, a wąsy poruszały się nerwowo. W końcu powieki kotki uniosły się, ukazując światu jej lodowato niebieskie oczy. Długołapa kotka podniosła się z miękkiego posłania, uplecionego z mchu, piórek i innych roślin. Przeciągnęła się — najpierw przednimi łapami, potem tylnymi — przypadkowo uderzając w głowę Koperkowej Łapy i bok Cisowego Tchnienia, budząc ich natychmiast. Strzepnęła ogonem niczym biczem i wygramoliła się z zakątka przeznaczonego na sypialnię medyków. Teraz znalazła się w głównej części legowiska, w której panowała zupełna cisza. Szylkretowa kotka przysiadła na piaszczystej ziemi i zaczęła energicznie wylizywać futro. Wtedy z ciemniejszego kąta legowiska wyszła Cisowe Tchnienie i zerknęła na uczennicę.
— Umyję się i pójdę rozdać zwierzynę starszym oraz karmicielkom. Przy okazji sprawdzę, jak się mają. A potem zjem śniadanie i zbiorę patrol na poszukiwanie ziół — wyjaśniła od razu, spoglądając na nauczycielkę kątem oka.
W sercu Jarzębinowej Łapy zagrzmiała mroczna iskra. Chęć pozbycia się starszej kotki uderzyła ją silniej niż kiedykolwiek wcześniej. Szybko jednak odpędziła te myśli i podniosła się na łapy.
— Nie ma potrzeby. Koperkowa Łapa się tym zajmie — mruknęła Cisowe Tchnienie, spoglądając na kota, który właśnie wychodził z zakątka.
Uczeń zmrużył oczy, skinął łbem i ruszył, by zająć się zadaniem. Jarzębinowa Łapa spojrzała za nim z niesmakiem. To przecież ona zawsze zajmowała się takimi rzeczami! Robiła to od zawsze. Tylko ona. Przyzwyczaiła się już do starych, bezużytecznych kotów, a kociaki odwiedzała z własnej woli.
— To co ja mam robić? — mruknęła, próbując ukryć złość i patrząc na Cisowe Tchnienie.
— Bez czarny. Przynieś mi go — poleciła medyczka, odsuwając się, by zrobić miejsce do magazynu.
Jarzębinowa Łapa uniosła brew, ale zaraz odnalazła zioło. Liście w kształcie kropelek, z paroma białymi kwiatkami — łatwe do rozpoznania.
— Do czego służy? — zapytała od razu Cis.
— Łagodzi zwichnięcia i skręcenia. Liście trzeba przeżuć na papkę i nałożyć na kończynę — odparła bez emocji.
— Kolczasta łodyga, fioletowe kwiaty. Pomaga na ból brzucha, spotykana zazwyczaj w mokrych miejscach. Co to jest?
— Mięta wodna — odpowiedziała niemal od razu, gdy tylko starsza kotka skończyła mówić. Już sam opis rośliny wystarczył, by ją rozpoznać.
— Cis pospolity. Wszystko, co o nim wiesz — mruknęła medyczka, mrużąc oczy, jakby odpowiedź na to pytanie była dla niej szczególnie ważna.
— To trucizna. Czerwone jagody z drzewa cisu. Ma igły. Każda część cisu jest trująca — jagody, igły, a nawet wszystko, co się z nim zetknie. Nawet zlizanie małego śladu z łapy może doprowadzić do zatrucia. Śmierć bywa natychmiastowa, a uratowanie kota jest bardzo trudne. — Przełknęła ślinę. — Po uratowaniu mogą wystąpić objawy takie jak kołatanie serca, problemy z układem nerwowym, a karmicielka może poronić. Zioła wywołujące wymioty mogą pomóc, ale nie zawsze.
— Dobrze, ruszamy teraz do lasu — oznajmiła Cis i szybko wyszła z legowiska.
Jarzębina podążyła za nią ze spuszczoną głową. Nie rozumiała, dlaczego znów musi powtarzać zioła. Wolała odwiedzić żłobek.
Kotki szybko znalazły się w lesie i rozpoczęły poszukiwania. Niedługo potem natknęły się na grzyba — małego, kremowego, z dużym wgłębieniem pośrodku. Medyczki przystanęły przy nim.
— Lejkówka miseczkowata. Antidotum na wilcze jagody — wymruczała Jarzębina, wiedząc, że mentorka zapewne o to zapyta.
— Dobrze, idziemy dalej — mruknęła Cisowe Tchnienie i ruszyła kłusem naprzód, zostawiając uczennicę w tyle.
Jarzębina szybko za nią pognała, lecz nagle zatrzymała się przy kępie żółtych kwiatów.
— Cisowe Tchnienie! Mniszek lekarski! Na użądlenia pszczół i ból — wyjaśniła, gdy szylkretowa mentorka podeszła do niej.
— Dobrze, zabieramy go. Chodź za mną — miauknęła i poprowadziła kotkę w gęstwinę.
Jarzębinowa Łapa zebrała parę kwiatów i dołączyła do mentorki.
— Co to? — zapytała, wskazując ogonem na słodko pachnące ziele, przypominające paproć.
— Trybula! Pomaga na ból brzucha i infekcje ran — odparła uczennica, po czym przeciągle ziewnęła. Zaczynało ją to wszystko nużyć.
— A możemy już wracać do obozu? Wolę pomóc kotom tam, niż wciąż powtarzać zioła. Mogę ci opisać wszystkie tu i teraz — mruknęła, wzdychając.
— Skoro tak, to mów — odparła z wyraźną irytacją Cisowe Tchnienie i usiadła na ziemi.
Jarzębinowa Łapa poruszyła uszami, zdając sobie sprawę, w co się właśnie wpakowała. Mimo to przybrała pewną siebie minę i zaczęła wymieniać.
W końcu, po długim czasie, Jarzębinowa Łapa zakończyła wyliczanie. Wystawiła język, który bolał ją od ciągłego mówienia, otrzepała się i spojrzała na mentorkę.
— Teraz możemy iść do obozu? — zapytała, unosząc brew.
— Tak — mruknęła Cis i ruszyła w stronę obozu, co jakiś czas rzucając spojrzenia w stronę uczennicy.
Kotki szybko dotarły do obozu, a potem do legowiska medyków. Tam już czekał na nie jeden kot. Niebieski, szczupły wojownik kręcił się nerwowo po norze, siadał i zaraz wstawał, dysząc ciężko. Ślina ciekła mu z pyska, a poduszki łap były tak wilgotne, że zostawiał za sobą mokre ślady. Źrenice miał rozszerzone, a jego ruchy były chaotyczne i nieskoordynowane. Jarzębinowa Łapa spojrzała pytająco na swoją mentorkę.
— Wyleczysz go — poleciła Cisowe Tchnienie i usiadła na ziemi.
Jarzębina nie wahała się. Szybko podeszła do wojownika.
— Pokrzywowy Wąsie, co ty robisz? — zapytała, jednak gdy tylko przyłożyła nos do jego futra, poczuła bijące od niego gorąco.
— Nie wiem... Jest mi strasznie gorąco, nie mogę znaleźć sobie miejsca — wydyszał, nadal kręcąc się niespokojnie.
Jarzębinowa Łapa zmrużyła oczy i rzuciła w stronę mentorki:
— Przynieś mi wodę w mchu — miauknęła władczo, ale zaraz poprawiła się: — Proszę.
Odwróciła się w stronę posłań dla pacjentów i zaczęła je odsuwać. Cisowe Tchnienie wyszła tylko na moment, po czym wróciła. Po drodze zdążyła zlecić jednemu z wojowników zadanie. W tym czasie uczennica zaczęła kopać dołek w ziemi. Gdy dotarła do chłodnej warstwy, zaczęła go powiększać tak, by Pokrzywowy Wąs się w nim zmieścił.
— Dobra, wejdź do środka. Możesz powiększyć dołek, jeśli będziesz tego potrzebował — wyjaśniła i przepuściła wojownika.
Pokrzywowy Wąs natychmiast rzucił się w chłodną ziemię i westchnął z ulgą. Jarzębina wsunęła łeb do magazynu ziół i wyciągnęła lawendę. Podała ją pod nos kocurowi.
— Zjedz, zbije gorączkę — wyjaśniła. Kocur natychmiast pochłonął fioletowy kwiatek.
Chwilę później do nory wszedł wojownik niosący duży kawałek mchu nasiąknięty zimną wodą. Położył go tam, gdzie wskazała uczennica, i od razu wyszedł.
— Napij się — mruknęła Jarzębina.
Pokrzywowy Wąs zlizał trochę wody. Szylkretowa kotka wzięła mech i zaczęła delikatnie obmywać mu poduszki łap, pachy oraz okolice pyska. Gdy skończyła, usiadła na ziemi, obserwując jego stan. Nie trwało to długo – do legowiska weszła ruda, zazwyczaj wesoła koteczka. Tym razem jednak jej radość zniknęła. Dynia wlókła za sobą ogon, a jej powieki były zapadnięte. Gdy otworzyła pyszczek, by coś powiedzieć, natychmiast go zamknęła – ślina była zbyt lepka.
— Och, Dynio... — miauknęła z troską Jarzębina i podeszła do koteczki. Czuła z nią bliską więź – w końcu to jedno z kociąt, które sama znalazła.
— Co się stało? Nie piłaś nic od dawna, prawda? Chodź, zabiorę cię nad wodę, żebyś mogła się napić — zamruczała łagodnie, po czym poturlała mech w stronę Cisowego Tchnienia. — Ja wezmę Dynię, a ty mech. Trzeba go znów nasączyć dla Pokrzywowego Wąsa — oznajmiła i ostrożnie chwyciła rudą kotkę za kark.
Wyszła z nią z nory i na polanie szybko dostrzegła Srebrzystą Łunę oraz Prążkowaną Kitę. Zawołała ich, by towarzyszyli im w tej wyprawie.
Cała grupa po dłuższej chwili dotarła nad wodę. Znaleźli miejsce, gdzie zejście było łagodne, a brzeg bezpieczny. Jarzębinowa Łapa ostrożnie postawiła Dynię na ziemi. W tym czasie Cisowe Tchnienie obficie moczyła mech. Dwójka wojowników polowała w okolicy, mając oko zarówno na medyczki, jak i na kociaka.
— Napij się, Dynio, dużo! — poleciła Jarzębina, sama nachylając się nad wodą. Kociak przycupnął przy brzegu i zaczął pić, jakby pierwszy raz miał wodę w pysku. Jarzębina przysiadła obok i oplotła ją ogonem, zapewniając ciepło i bezpieczeństwo.
— Już — odezwała się w końcu Dynia, podnosząc wzrok na uczennicę.
Jarzębina chwyciła ją delikatnie za kark i ruszyła w stronę obozu. Cisowe Tchnienie szła obok z mokrym, ciężkim mchem, a wojownicy nieśli w pyskach zdobycz i zioła, które Jarzębinowa Łapa poleciła im zbierać po drodze.
W obozie uczennica odłożyła Dynię do żłobka, po czym zwróciła się do Lodowej Sałaty i Piołunowego Dymu:
— Weźcie patrole z mchem i nasączcie go wodą. Rozdajcie kociakom, karmicielkom i starszyźnie. Każdy kot ma się dziś napić — rozkazała. — Odwodnienia w klanie są coraz częstsze!
Następnie zajęła się Pokrzywowym Wąsem – podała mu więcej wody i starannie obmyła konkretne części jego ciała. W końcu niebieski wojownik zasnął spokojnie, a Jarzębinowa Łapa mogła nareszcie odetchnąć. Wtedy podeszła do niej Cisowe Tchnienie.
— Resztę dnia rób, co chcesz — mruknęła, po czym skinęła głową, jakby zatwierdzając coś, o czym Jarzębina nie miała pojęcia. Mentorka opuściła legowisko medyków i zniknęła w nieznanym dla uczennicy kierunku. Młodsza kotka westchnęła z zadowoleniem i poszła w końcu coś zjeść.
Wyleczeni: Pokrzywowy Wąs i Dynia
[1403 słów; wyleczenie NPC]
[przyznano 28%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz