— Nie boję się jakoś bardzo — uznała. — Ale czasem trudno jest zanurzyć mi się w nieznane, a nie wszystkie piękne ptaszki przelatują nad moim ogródkiem... — Tu speszyła się lekko na propozycję towarzysza, ale kąciki jej pyszczka uniosły się. — Jeżeli proponujesz, to byłabym zaszczycona...
Ciemne oczy pozostały chłodne, ale zmrużyły się nieco, jak gdyby w dziwnym uśmiechu. Samotnik przekręcił głowę i przyjrzał się jej przez moment. Odsunął się o parę kroków i zniknął za cudzym ogródkiem, a zanim zdążyła coś powiedzieć, pod jej łapy zostało podsunięte parę piórek. Jej oczy zamigotały, gdy rozpoznała jedno, gołębie, szare, ale mieniące się lekkim turkusem i purpurą.
— Oh, jakie ono śliczne — dotknęła je lekko poduszką łapy. — Na pewno sobie je zachowam. Następnym razem także przyniosę Ci coś w prezencie!
***
Dotknęła lapą pierza za jej uchem, jak gdyby by się upewnić, że nadal tam jest. Oczywiście, że je sobie zachowała. Takich podarunków się nie odrzuca.
Obserwowała, jak Wrzos na zesztywniałych łapach kręci się wokół ich nory, rozkładając pojedyncze liście ziół do zasuszenia na zimę. Jakaś mięta, zauważyła też ogórecznik czy aksamitkę grzejącą się na słońcu.
— O czym tak rozmyślasz? — podniosła spojrzenie na starca. Siwe włoski pokrywały liliową część jego pyszczka.
Delikatnie wyjęła piórko z futra, odplątując jego kosmyki. Położyła je na trawie i trąciła w stronę kocura.
— O wędrowcu, którego znałam kiedyś w mieście — miauknęła, uśmiechając się lekko. — Dostałam je w prezencie.
— Bardzo ładne — przytaknął jej, zanim wrócił do prazy. Wiedziała, że jednak nadal jej słucha. Zawsze poświęcał jej choć trochę swojej uwagi.
— Obiecałam, że też jakiś podarunek przyniosę — szepnęła. Ponownie podniosła piórko i przekręciła je pomiędzy pazurami. — Wtedy nie wiedziałam, że się tu znajdę.
— Tego chyba nikt nie mógł przewidzieć. Pamiętaj moje słowa, nikt nie trzyma cię tu na siłę. Jesteś młoda, zwiedzaj świat.
Pokiwała głową, spoglądając na tył głowy Wrzosu z pewnego rodzaju smutkiem.
— Wiem... Bardzo sobie je cenię. Ale prawdopodobnie nasze drogi by się już nie skrzyżowały... A twoje towarzystwo jest jednym z milszych, które miałam okazję doświadczyć. Wasze towarzystwo.
— Oh, ależ nie muszą — uśmiechnął się do niej. — Ja, taki starzec, już się nigdzie nie ruszam. Wystarczy mi, że wyniosłaś coś z moich nauk. Widzę, jak cię ciągnie w kierunku miasta, a my nie potrzebujemy niańki — zażartował.
***
W końcu przekonał ja do podróży powrotnej. Bała się, nadal, ale tęskniła. I to bardzo. Za ojcem, za siostrą i oboma braćmi... Mogła się łudzić, że Leto nadal będzie tam na nią czekał.
Biała łapa podsunęła jej pod pyszczek parę ziół. Podniosła spojrzenie na Wrzosa i obwąchała je.
— Rumianek i parę innych — miauknął. — Pomogą Ci w podróży, pewnie idziesz daleko.
— Jeżeli mam być szczera, nie wiem, gdzie idę — szepnęła. — Zbyt wiele dróg, żebym wiedziała, której się trzymać. Ale dotrę, tam, gdzie muszę.
Kocur uśmiechnął się pokrzepiająco. Zjadła zioła, i pożegnawszy się ze wzruszonym Owsem i mniej przyjaznym Krogulcem, dała się odprowadzić na skraj asfaltowej drogi. Postawiła jedną łapę na szarym kamieniu i odwróciła głowę. Opuściła nieco uszy.
— Oj, no nie smuć się — uzdrowiciel musnął jej bark ogonem i zmrużył oczy. — Powodzenia.
Przełknęła ślinę, próbując odwzajemnić jego gest. Jednak w napływie emocji wtuliła pyszczek w futro na jego szyi i mocno uścisnęła.
— Dziękuję — wyszeptała. Wzięła głęboki oddech i cofnęła się o krok. — Mam nadzieję, że wam też się powiedzie. W czymkolwiek, co będziecie robić.
Z paroma drobnymi łezkami w oczach ruszyła wzdłuż drogi, pozostawiając pociesznego starca oraz jego dwóch partnerów w głębi lasu. Uparła się, aby nie odwracać się, bo jeszcze zmieni zdanie. Stchórzy.
Mimo grzejącego, popołudniowego słońca, wędrówka szła jej jakoś... Łatwiej. Łatwiej niż ostatnio. Może to kwestia wprawy. Próbowała odtworzyć w pamięci drogę, która przebyła wcześniej, i trzymała się tych samych oznaczeń zapachowych. Liczyła, że nie wpadnie na żadne klanowe koty, nie była przygotowana na taką konfrontacje. Szła żwawo, ale uważnie. Minęła parę znajomych miejsc, ogromnego, upadłego metalowego ptaka czy ogromne kamienie. Znalazła się na terenie, który zapamiętała jako nieprzyjazny. Trzymała się linii drzew, podskakując na każdy szelest. Nie słyszała jednak żadnych głosów, jedynie świergot ptaków.
Widziała, jak za drzewami zaczął migać jej błękit rzeki, odbijając zachodzące słońce. Ucieszyla się, to też bylo coś znajomego. Mignął jej tam także kawałek białego futra. Zastygła, myśląc, że to słynne koty klanowe, których tym razem nie udało się jej wyminąć. Nim jednak zdążyła czmychnąć na jakąś gałąź, łaciata postać wyszła zza krzaków. Koteczka stanęła naprzeciw białej mordki Marionetki.
— Oh, Wędrowcu, wystraszyliście mnie — szepnęła, otwierając szerzej oczy. Uspokoiła się nieco, przypuszczając, że ta osoba nie przyprowadziła by ze sobą nieprzyjaznych kotów. Nadal jednak pozostała gotowa do ucieczki. — Co tutaj robicie? Dawno... Dawno się nie spotkaliśmy.
— Zwiedzamy, podobnie jak kiełek... zgadujemy. — przekręcili głowę, wpatrując się w stworzenie. Ogon Wisterii drgnął lekko. — Czy nie daleko was łapy poniosły?
— Trochę tak, muszę przyznać — westchnęła. — Znalazłam się tu parę miesięcy temu, uciekałam przed psem z moim kochanym braciszkiem... Znalazłam schronienie i łaskawego starca, ale nie wiem, gdzie mój Leto się podziewa.
Spuściła głowę ze smutkiem. Nadal liczyła, że może jednak wrócił do domu, bezpieczny i o całych czterech łapach.
— Zwiedzamy, podobnie jak kiełek... zgadujemy. — przekręcili głowę, wpatrując się w stworzenie. Ogon Wisterii drgnął lekko. — Czy nie daleko was łapy poniosły?
— Trochę tak, muszę przyznać — westchnęła. — Znalazłam się tu parę miesięcy temu, uciekałam przed psem z moim kochanym braciszkiem... Znalazłam schronienie i łaskawego starca, ale nie wiem, gdzie mój Leto się podziewa.
Spuściła głowę ze smutkiem. Nadal liczyła, że może jednak wrócił do domu, bezpieczny i o całych czterech łapach.
— Zgubili połówkę, zgubili dawno, a czy szukali wśród sekt co wśród drzew żyją, czy pytali nieznajomych? Czy wędrowców o aparycji, o sierści, o kolorach duszy poinformowali?
Przed oczami mignęło jej srebrzyste, chłodno-kremowe futerko jej braciszka. Jego szare ślipia i nieco zawstydzającą bliznę na zadku, nadaną w niecodziennych okolicznościach. Dumny uśmieszek i słodkie słówka.
— Pytałam tych milszych, opowiedziałam paru napotkanych, że zgubiłam złotego rycerza, ale nikt go nie widział — miauknęła smętnie i obejrzała się przez ramię. — A... Nie chcę się mieszać pomiędzy klanowe koty.
— Może i mądrze, że chaosu unika świadomie — mruknęli, mierząc kotkę wzrokiem — Ale czy nie w chaos wpadł rycerzyk? Czy nie tańczy wśród niego?
Przed oczami mignęło jej srebrzyste, chłodno-kremowe futerko jej braciszka. Jego szare ślipia i nieco zawstydzającą bliznę na zadku, nadaną w niecodziennych okolicznościach. Dumny uśmieszek i słodkie słówka.
— Pytałam tych milszych, opowiedziałam paru napotkanych, że zgubiłam złotego rycerza, ale nikt go nie widział — miauknęła smętnie i obejrzała się przez ramię. — A... Nie chcę się mieszać pomiędzy klanowe koty.
— Może i mądrze, że chaosu unika świadomie — mruknęli, mierząc kotkę wzrokiem — Ale czy nie w chaos wpadł rycerzyk? Czy nie tańczy wśród niego?
— Nie mam pojęcia, nie myślałam nigdy, że dążyłby w kierunku takich kotów, co podobno szczycą się czynami chytrymi... — Leto na pewno nie byłby takim, co mieszałby się w takie kocie sfery. — Nie czułby się tam dobrze, ma za czyste serce na takie fanaberie. Liczę na to, że zdołał wrócić do naszego ciepłego domostwa, i chciałam w tamtym też kierunku podążyć.
— Czy drogę zgubili, że tak długo w jednym miejscu stoją?
Nieco ożywiła się na to pytanie.
— Nie, nie... Zatrzymałam się u pewnego starca, który poduczył mnie zielarstwa, bo widzisz, wie o wiele więcej niż mój ojciec. Pobierałam nauki parę miesięcy, teraz postanowiłam wrócić. Jednak... Nie jestem pewna, czy do końca znam drogę, którą iść muszę.
— Czy przewodnika potrzebuje?
Podniosła łepek, otwierając szerzej chabrowe oczy. Wędrowiec spoglądał na nią z nieodgadnioną miną,
Nieco ożywiła się na to pytanie.
— Nie, nie... Zatrzymałam się u pewnego starca, który poduczył mnie zielarstwa, bo widzisz, wie o wiele więcej niż mój ojciec. Pobierałam nauki parę miesięcy, teraz postanowiłam wrócić. Jednak... Nie jestem pewna, czy do końca znam drogę, którą iść muszę.
— Czy przewodnika potrzebuje?
Podniosła łepek, otwierając szerzej chabrowe oczy. Wędrowiec spoglądał na nią z nieodgadnioną miną,
— Tak, tak by było... Idealnie. Jeżeli to nie problem.
<Marionetko? Masz nową podopieczną>
[1100 słów, trening medyka]
[1100 słów, trening medyka]
[przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz