Pierwomrówcza Łapa zadarła nos do góry. Kniejka jak zawsze rzucała jakimiś dziwnymi żartami. Musiała solidnie nudzić się w życiu. Pewnie zazdrościła jej piękna i gracji. Podczas, gdy czekoladowa lśniła i była podziwiana, siostra kryła się pod ziemią niczym kret. Zmarszczyła nos na myśl o tym brudnym stworze.
— Bardzo śmieszne. — skwitowała słowa szylkretki, starając się udawać, że wcale jej nie zdenerwowały.
— Bardzo śmieszne. — skwitowała słowa szylkretki, starając się udawać, że wcale jej nie zdenerwowały.
Na końcu języka wręcz jej się cisnęło, żeby wypomnieć, że śmierdzi jak nieboszczyk. Ale prędzej czy później ojciec będzie jej płakać dlaczego wszyscy się nie kochają. Uderzyła jedynie teatralnie ogonem o ziemię, żeby sobie nie pomyślała, że faktycznie tak uważa.
— A ty nie powinnaś być pod ziemią? Po co się na nie gapisz? — mruknęła zgryźliwie.
— Nie gapię się i nie twój interes.
Prawie znów dostała łapą szylkretki. Znów dało się jej wyminąć to brudne łapsko. Była taka perfekcyjna! Pierwomrówka spojrzała na siostrę i uniosła brew. Oho, czyżby Klan Gwiazd zesłał jej tak cudowną okazję? Miała czym podokuczać Kniejce! Nauczy ją w końcu, gdzie jest jej miejsce w rodzinnej hierarchii.
— Właśnie, że się gapisz. Widziałam! — miauknęła, nie zważając na to, jak kocięco to brzmi.
Siostra spojrzała na nią zażenowana.
— Zaraz odprowadzę cię do żłobka. — mruknęła, wstając.
Dymna dla bezpieczeństwa odsunęła się na lisią długość. Wolała mimo wszystko nie ryzykować zabrudzeniem swojej świeżo ulizanej sierści.
— Skoro nie chcesz gadać, to zapytam je… — podpuszcza ją.
Chciała zrobić krok do przodu, lecz poczuła opór. Spojrzała zaskoczona w stronę szylkretki. Jej przepiękny śnieżno-biały ogon przyszpilony był do ziemi. A na nim ta brudna zakurzona łapa. Przepełniona zarazkami…
— Puszczaj. — syknęła oburzona.
Widząc ten paskudny wredny uśmieszek na pysku siostry, Pierwomrówka zrozumiała, że nie ma wyboru. Czas na broń ostateczną.
— Tatooo! — wydarła się zapłakanym tonem.
* * *
Niebo było czyste. A mimo to wiatr niósł wiadomość o zbliżających się chmurach deszczowych. Wojownicy biegali jak zające wśród polan, pogrążając się w zabawie pogoni za przepiórkami. Uczniowie przechwalali się odnalezionymi jajkami w kępach traw. Medycy zbierali zioła na cięższe czasy. Wszyscy byli tacy zajęci, zatraceni w swoich zajęciach. Pierwomrówka kroczyła obozowiskiem zachwycona. Było idealnie. Żadnych zbędnych spojrzeń. Żadnych natarczywych kolegów od patroli. Czy lepiących się do jej łap uczniów. Mogła dokonać tego o czym śniła już od tylu dni. Przerabiała wciąż i wciąż swój perfekcyjny plan. Wszystko było zaplanowane. Każde najmniejsze ziarenko piasku miało przypisaną swoją rolę. A zdobyte i jakże cenne informacje przez jej wróbelki jedynie czyniły wszystko prostszym.
Podążała za zapachem kocura. Bezszelestnie snuła się wydeptanymi ścieżkami. Zapach zyskiwał na sile. Stawał się intensywniejszy. Przystanęła, rozglądając się wokół. Dzikie kłącza traw stopniowo ustępowały. Niższe rośliny i samosiejki brzóz oznaczały jedno. Drogę Grzmotu. Na myśl o smrodzie tego miejsca zmarszczyła się. Spojrzała na odciśnięte ślady łap w ziemi. Musiał już być blisko. Lada chwila i zostanie zbawcą Klanu Burzy.
— Pierwomrówcza Gracja…? Co tutaj robisz? — prawie zgięło ją w pół.
Odwróciła się by ujrzeć pysk Króliczej Gwiazdy. Lider przyglądał się jej uważnie. Niech to szlag!
— Eee... Chciałam porozmawiać o przepraszaniu. — wydukała zaskoczona obrotem spraw.
Czarny nie ukrywał zdziwienia, lecz w końcu uśmiechnął się lekko. Uśpiła jego czujność.
— Cieszę się, że do tego dorosłaś, Pierwomrówcza Gracjo. W czym konkretnie mam ci pomóc? — zapytał.
Czekoladowa zmarszczyła brwi. Nie wiedziała co teraz. Na ostry i ciernie, wszystko znowu szło nie tak jak trzeba. To sama obecność czarnego siała spustoszenie wokół. Chaos jego duszy i złe wibracje!
— Eee... — zdołała jedynie z siebie wydobyć.
Nie miała pomysłu. Próbowała przypomnieć sobie cokolwiek z tych jego bzdur. Coś było o przebaczaniu…
Kropla wody uderzyła obok niej. Spojrzała do góry. Niebo jakoś pochmurniało. Ściemniało tak nagle. Mroczne, potężne masy tłoczyły się, wydając z siebie ciche pomruki.
— Chodź, poszukajmy schronienia na deszcz. — zawołał lider i ruszył pierwszy. — Porozmawiamy za chwilę. Może tamta brzoza?
Teraz albo nigdy. Napięła mięśnie i skoczyła na ciało Króliczej Gwiazdy. Kocur wierzgał pod jej łapami. Miała go! Miała! Tylko… co teraz? Zapomniała z tego wszystkiego, że nie wiedziała jak dokładnie pozbawia się kogoś życia...
Lider zdawał się wyczuć jej moment jej dezorientacji. Zrzucił ją z siebie. Uderzyła głucho o ziemię. Grzbiet ją dziwnie bolał. Skrzywiła się. Zanim zdążyła się podnieść stał już nad nią. Przegryzła nerwowo wargę. Sylwetka lidera zasłoniła jej widok na niebo. Zielone ślepia spoglądały na nią zszokowane. Była w pułapce. Uwięziona pomiędzy jego łapami.
— Pierwomrówcza Gracjo, co to miało znaczyć? — jego głos był taki mętny.
Niepodobny do niego. Może trochę zaczął ją przerażać. Szum Potwora rozległ się gdzieś w oddali. Oderwał tą dwójkę na parę uderzeń serca od tego co się działo. Pierwomrówka spojrzała na stojącego nad nią kocura. Czuła się tak niekomfortowo pomiędzy jego łapami. Nie, to nie tak miało wyglądać. To on miał żałośnie płakać i błagać o życie. A ona zwycięsko pokonać zło. Przełamać złą passę jaka ciążyła nad ich klanem.
— Odsuń się, lisia wywłoko! — pisnęła, kopiąc lidera z całej siły w brzuch.
Nie spodziewała się, że to aż tak dobrze zadziała. Wstała trochę zaskoczona tym wszystkim i zaczęła szukać wzrokiem kocura. Raczej od tak by jej tego nie odpuścił. No chyba, że uciekł… Zastygła. Znalazła go. Choć tego się nie spodziewała. Królicza Gwiazda leżał wśród traw. Nie ruszał się. Zemdlał? Widok krwi jednak wyprowadził ją szybko z tego błędu. Ostry kamień także ociekał nią. Musiał na niego upaść… Ups. Cofnęła się o parę kroków. Trochę jej emocje wariowały. Wstręt i lęk buzował w jej ciele. A gniew gdzieś przepadł. Zniknął gdzieś w zakamarkach jej ciała. Wygrała? Nie czuła się tak. Może euforia nadejdzie później? Zerknęła niepewnie w stronę lidera. Nie ruszał się. Zmarszczyła nos. Więc miała rację. Czyli Królicza Gwiazda nie dostał dziewięciu żyć. Oszukał cały klan. Miała rację… miała? Na pewno nie żył? Może powinna sprawdzić, czy nie udawał przypadkiem. Mrocznym siłom nie można było ufać.
Rozejrzała się nerwowo wokół. Kątem oka dostrzegła, że ziemia poruszyła się. Przełknęła ciężko ślinę. Przodkowie się do niej odzywają? Gleba zaczęła się zapadać się do środka. Poczuła, jak włos staje jej dęba. Pierw wyszły jasne łapy umorusane ziemią, a potem pysk. Kwiecista Knieja rozejrzała się wokół. Jej zielone ślepia utkwiły w niej. Uniosła brew zdziwiona przerażoną miną Pierwomrówki.
Zaraz co. Na Klan Gwiazd, jak ona się z tego wytłumaczy...
— T-to... to Piaszczysta Gwiazda mnie opętała! — wydukała, odsuwając się od zwłok lidera.
Siostra spojrzała zdezorientowana na nią. Dopiero potem powędrowała wzrokiem ku martwemu ciału lidera. Jej mimika zmieniła się. Spojrzała znów na swoją siostrę, a to na ciało Króliczą Gwiazdę. Westchnęła ciężko, kręcąc łbem.
— Jesteś mysim łbem. — mruknęła spiętym głosem.
Pierwomrówka pierwszy raz widziała ją taką zdenerwowaną. Jej ogon chodził niespokojnie w powietrzu na boki. Podeszła do niej niepewnie. Przywarła do futra siostry.
Chyba trochę przesadziła.
— Nie czas na to. Właź do dziury. I nie ruszaj się z niej póki po ciebie nie wrócę. — miauknęła cicho. — Masz tam siedzieć. Zrozumiałaś?
Czekoladowa pokiwała łbem. Niechętnie, ale weszła do niej. Łapa siostry ponagliła jej ruchy, wpychając ją do nory. Ziemia ocierała jej piękne futro. Pokrywała się błotną pierzyną. Fuknęła niezadowolona.
— Siedź cicho. Ja spróbuję ogarnąć ten bałagan. — rozkazała jej i przysypała wejście ziemią.
<siostrzyszko uwu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz