Poczuł, jak ziemia parzy go w łapy, zerwał się i wybiegł z obozu, ślizgając się na skalnych półkach. Biegł przed siebie, znaną sobie drogą, słońce grzało mu sierść, ciepły wiatr ją rozwiewał. Teraz nic innego się nie liczy, tylko ten pęd ku zachodzącemu słońcu, drogą, którą wskazuje mu serce. Jego łapy równomiernie uderzały w ziemię, pokrytą świeżą, zieloną trawą, zostawiając za sobą coraz większe jej połacie. W końcu przebiegł brzegami kaczego bajorka, rozbryzgując łapami wodę lśniącą różowo w blasku zmierzchającego już słońca. Serce wojownika biło tym prędzej, iż wiedział, że na końcu drogi spotka swą ukochaną. Przemknął polem, które powoli zaczynało się złocić, pokonał drogę grzmotu. Tym razem nie czuł tego nie swojego uczucia związanego z wyjściem poza bezpieczne tereny klanów. Dalej gnał przez pole rosnących powoli złocistych kłosów zboża, a przed nim w oddali błyszczała wstęga rzeki. Tuż przed wodą lśniącą złociście w promieniach zachodzącego słońca, zatrzymał się i przycupnął na ziemi, gdyż, choć wcześniej tego nie odczuwał, jego łapy były już nieco zmęczone nieustannym pędem przed siebie. Już krótką chwilę później przeskakiwał kamienie na rzece, biegł po murawie, na terenach nienależących do nikogo, do żadnego klanu, żadnego gangu czy samotnika. Słońce coraz bardziej chowało swą tarczę za siedliskiem dwunożnych, poczynało się ściemniać i na niebo powoli wkraczał srebrzysty księżyc.
Pochmurny Płomień przypomniał sobie, że nie powinien przybyć do swej księżniczki… nie, nie księżniczki, Królowej! Nie powinien witać swej pięknej pani z pustymi łapami. Zatrzymał się na chwilę, zaczął nasłuchiwać, by po chwili wychwycić w ciszy odgłosy myszy. Pośpiesznie schwytał gryzonia, uzbierał do tego bukiet kwiatów i kontynuował podróż ku swojej Mamrok.
Gdy w końcu dobiegł do miasta, jego łapy omdlewały. Ściemniło się już zupełnie, tylko księżyc patrzył na niego z góry, lśniąc srebrzystym blaskiem. Gwiazdy gdzieniegdzie rozświetlały czarne niebo. Będąc już tak blisko, Pochmurny Płomień przeszedł parę uliczek, parę razy skręcił. Może nie pamiętał miasta aż tak dobrze, ale drogę do Jej domu pamięta nadal, jakby pokonywał ją, chociażby codziennie. Jeszcze parę kroków, parę uderzeń serca. Wskoczył zgrabnie na ogrodzenie przy jednym z domów, przy domu Mamrok. Zeskoczył na podwórko po drugiej stronie, odłożył mysz i kwiaty tuż za sobą i zawołał cicho.
— Mamrok! — Jednak szylkretki nadal jak nie było, tak nie ma. Z powrotem biorąc kwiaty, podszedł do klapki w drzwiach i miauknął jeszcze raz, tym razem głośniej — Mamrok! To ja, Pochmurny Płomień.
Teraz pozostało mu tylko czekać. Chwilę później dosłyszał dźwięk kroków Jej łap uderzających lekko o powierzchnię ziemi. Jego serce zabiło mocniej.
— Pochmurek?! —spytała kotka z niedowierzaniem. — To naprawdę ty!
— Tak, to ja — odpowiedział, składając bukiet kwiatów u łap Mamrok. — Wróciłem, aby ci powiedzieć, że kocham cię nad życie, odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem, oraz byś moja Pani — Tu skłonił się lekko. — Razem ze mną udała się do Klanu Klifu, gdzie będziemy mogli pozostać już na zawsze, razem, szczęśliwi. Powiedz mi, co ty na to, moja Piękna?
Szylkretka jeszcze przez chwilę stała, jakby się wahając, rozważając, czy powinna opuścić swych dwunożnych.
— Chodź, zastanowisz się przy myszy. Upolowałem Ci jedną — dodał po chwili, aby przerwać tę niezręczną ciszę. Wyszli oboje, by przycupnąć w trawie, przy posiłku, w tę ciepłą letnią noc.
— Bardzo chciałabym z tobą pójść — zaczęła Mamrok — Ale co powiedzą na to moi dwunożni? — spytała.
— To już nie będzie miało znaczenia. Znowu będziesz wolnym kotem bez dwunożnego, tylko tym razem w klanie. Poza tym masz mnie, a ja Cię nie opuszczę. Obiecuję. Przysięgam na Klan Gwiazdy, Duchy Bagien, nade wszystko, co posiadam, będę z tobą zawsze, cokolwiek się stanie. — Wydawało mu się, że słowa te mają dla Mamrok jeszcze większe znaczenie niż dla niego. Jej piękne brązowe oczy zalśniły.
— Pójdę z Tobą, choćby na koniec świata — odpowiedziała szylkretka.
— Aż tak daleko nie musisz, a i ja się tam nie wybieram. Chcesz chwilę odpocząć przed podróżą? — Spytał.
Kotka tylko skinęła głową. Powinni wyjść na tyle wcześnie, by dwunożni nie zauważyli, jak Mamrok już na zawsze od nich odchodzi, by być wolna, jednak nie chciał jej też przemęczać. Najwyżej będzie, ją niósł na własnym grzbiecie, jak będzie trzeba to aż do samego obozu. Jego Mamrok jest dla niego również jego Królową z bagien, będzie ją traktował jak swoją królową, bo na to zasługuje.
W końcu rozpoczęli wędrówkę powrotną, choć dla Mamrok była to droga ku czemuś nowemu, jeszcze jej nieznanemu. Szli łąkami, w ciemności. Nagle z bujnych traw, wzleciało w górę setki robaczków świętojańskich, rozświetlając ciemności. Pochmurny Płomień zaczął się za nimi oglądać, próbował schwytać parę z nich, jednak mu się nie udawało. Przypadkiem połknął jednego i prawie by się nim zadławił, ale na szczęście miał obok siebie Mamrok. Gdy przeszli łąki na terenach niczyich, przeskoczyli po kamieniach aż na pole, na którym zatrzymali się na chwilę, która przedłużyła się w nieco dłuższą chwilę, gdyż zarówno bury, jak i jego towarzyszka pozwolili sobie na krótką drzemkę. Gdy wreszcie przekroczyli drogę grzmotu, wkraczając na tereny Klanu Klifu, już świtało. Pognali polem, przebiegli brzegiem kaczego stawu, kierując się do obozu. Mimo iż nie szli wolnym krokiem, zrobiło się już całkiem jasno, słońce grzało im futra, gdy ganiając się nawzajem, pędzili poprzez tereny klanu do jego obozu. W końcu po skalnej półce, wprowadził swoją ukochaną do obozu, z którego jeszcze wczorajszego wieczora wybiegał samotnie.
— To moja partnerka, Mamrok. — Dumnie wypinając pierś, oznajmił wszystkim kotom obecnym w obozie, kierującym na nich swoje spojrzenia. Mamrok nieco zmieszana chowała się za nim. Udał się z nią do liderki, by załatwić wszystkie sprawy, ale to tylko formalność, teraz już są razem i nikt ich nie rozdzieli.
— Wszystko w porządku słońce? — spytał się Mamrok. Wyglądała na chorą, chyba wymiotowała. — Coś się stało?
— Nie… — odpowiedziała kotka. — Pochmurku, musimy pogadać. Kotka wzięła nornicę ze stosu zdobyczy i skinęła ogonem na burego, by szedł za nią. On wziął ze stosu kosa i usiadł obok Mamrok z boku.
— Zrobiłem coś źle? — chciał się upewnić.
— Nie. To, o czym chcę ci powiedzieć, raczej jest radosną wieścią.
— No nie… Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
— Jestem w ciąży.
Pochmurny Płomień wyskoczył w powietrze. W ułamku sekundy doskoczył do Mamrok i ją przytulił
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę! To naprawdę dobra wieść! Oprócz mojej pięknej Królowej będę miał jeszcze śliczne księżniczki i dzielne książątka. Wreszcie i ja będę ojcem!
Zerwał się z ziemi, pobiegł najpierw do swojej siostry, by oznajmić jej tę cudowną wieść, a potem wybiegł na środek obozu, krzycząc “Będę tatą!”.
Pochmurny Płomień przypomniał sobie, że nie powinien przybyć do swej księżniczki… nie, nie księżniczki, Królowej! Nie powinien witać swej pięknej pani z pustymi łapami. Zatrzymał się na chwilę, zaczął nasłuchiwać, by po chwili wychwycić w ciszy odgłosy myszy. Pośpiesznie schwytał gryzonia, uzbierał do tego bukiet kwiatów i kontynuował podróż ku swojej Mamrok.
Gdy w końcu dobiegł do miasta, jego łapy omdlewały. Ściemniło się już zupełnie, tylko księżyc patrzył na niego z góry, lśniąc srebrzystym blaskiem. Gwiazdy gdzieniegdzie rozświetlały czarne niebo. Będąc już tak blisko, Pochmurny Płomień przeszedł parę uliczek, parę razy skręcił. Może nie pamiętał miasta aż tak dobrze, ale drogę do Jej domu pamięta nadal, jakby pokonywał ją, chociażby codziennie. Jeszcze parę kroków, parę uderzeń serca. Wskoczył zgrabnie na ogrodzenie przy jednym z domów, przy domu Mamrok. Zeskoczył na podwórko po drugiej stronie, odłożył mysz i kwiaty tuż za sobą i zawołał cicho.
— Mamrok! — Jednak szylkretki nadal jak nie było, tak nie ma. Z powrotem biorąc kwiaty, podszedł do klapki w drzwiach i miauknął jeszcze raz, tym razem głośniej — Mamrok! To ja, Pochmurny Płomień.
Teraz pozostało mu tylko czekać. Chwilę później dosłyszał dźwięk kroków Jej łap uderzających lekko o powierzchnię ziemi. Jego serce zabiło mocniej.
— Pochmurek?! —spytała kotka z niedowierzaniem. — To naprawdę ty!
— Tak, to ja — odpowiedział, składając bukiet kwiatów u łap Mamrok. — Wróciłem, aby ci powiedzieć, że kocham cię nad życie, odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem, oraz byś moja Pani — Tu skłonił się lekko. — Razem ze mną udała się do Klanu Klifu, gdzie będziemy mogli pozostać już na zawsze, razem, szczęśliwi. Powiedz mi, co ty na to, moja Piękna?
Szylkretka jeszcze przez chwilę stała, jakby się wahając, rozważając, czy powinna opuścić swych dwunożnych.
— Chodź, zastanowisz się przy myszy. Upolowałem Ci jedną — dodał po chwili, aby przerwać tę niezręczną ciszę. Wyszli oboje, by przycupnąć w trawie, przy posiłku, w tę ciepłą letnią noc.
— Bardzo chciałabym z tobą pójść — zaczęła Mamrok — Ale co powiedzą na to moi dwunożni? — spytała.
— To już nie będzie miało znaczenia. Znowu będziesz wolnym kotem bez dwunożnego, tylko tym razem w klanie. Poza tym masz mnie, a ja Cię nie opuszczę. Obiecuję. Przysięgam na Klan Gwiazdy, Duchy Bagien, nade wszystko, co posiadam, będę z tobą zawsze, cokolwiek się stanie. — Wydawało mu się, że słowa te mają dla Mamrok jeszcze większe znaczenie niż dla niego. Jej piękne brązowe oczy zalśniły.
— Pójdę z Tobą, choćby na koniec świata — odpowiedziała szylkretka.
— Aż tak daleko nie musisz, a i ja się tam nie wybieram. Chcesz chwilę odpocząć przed podróżą? — Spytał.
Kotka tylko skinęła głową. Powinni wyjść na tyle wcześnie, by dwunożni nie zauważyli, jak Mamrok już na zawsze od nich odchodzi, by być wolna, jednak nie chciał jej też przemęczać. Najwyżej będzie, ją niósł na własnym grzbiecie, jak będzie trzeba to aż do samego obozu. Jego Mamrok jest dla niego również jego Królową z bagien, będzie ją traktował jak swoją królową, bo na to zasługuje.
☙ ♡ ♛♔ ♥ ❧
W końcu rozpoczęli wędrówkę powrotną, choć dla Mamrok była to droga ku czemuś nowemu, jeszcze jej nieznanemu. Szli łąkami, w ciemności. Nagle z bujnych traw, wzleciało w górę setki robaczków świętojańskich, rozświetlając ciemności. Pochmurny Płomień zaczął się za nimi oglądać, próbował schwytać parę z nich, jednak mu się nie udawało. Przypadkiem połknął jednego i prawie by się nim zadławił, ale na szczęście miał obok siebie Mamrok. Gdy przeszli łąki na terenach niczyich, przeskoczyli po kamieniach aż na pole, na którym zatrzymali się na chwilę, która przedłużyła się w nieco dłuższą chwilę, gdyż zarówno bury, jak i jego towarzyszka pozwolili sobie na krótką drzemkę. Gdy wreszcie przekroczyli drogę grzmotu, wkraczając na tereny Klanu Klifu, już świtało. Pognali polem, przebiegli brzegiem kaczego stawu, kierując się do obozu. Mimo iż nie szli wolnym krokiem, zrobiło się już całkiem jasno, słońce grzało im futra, gdy ganiając się nawzajem, pędzili poprzez tereny klanu do jego obozu. W końcu po skalnej półce, wprowadził swoją ukochaną do obozu, z którego jeszcze wczorajszego wieczora wybiegał samotnie.
— To moja partnerka, Mamrok. — Dumnie wypinając pierś, oznajmił wszystkim kotom obecnym w obozie, kierującym na nich swoje spojrzenia. Mamrok nieco zmieszana chowała się za nim. Udał się z nią do liderki, by załatwić wszystkie sprawy, ale to tylko formalność, teraz już są razem i nikt ich nie rozdzieli.
☙ ♡ ♛♔ ♥ ❧
— Wszystko w porządku słońce? — spytał się Mamrok. Wyglądała na chorą, chyba wymiotowała. — Coś się stało?
— Nie… — odpowiedziała kotka. — Pochmurku, musimy pogadać. Kotka wzięła nornicę ze stosu zdobyczy i skinęła ogonem na burego, by szedł za nią. On wziął ze stosu kosa i usiadł obok Mamrok z boku.
— Zrobiłem coś źle? — chciał się upewnić.
— Nie. To, o czym chcę ci powiedzieć, raczej jest radosną wieścią.
— No nie… Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
— Jestem w ciąży.
Pochmurny Płomień wyskoczył w powietrze. W ułamku sekundy doskoczył do Mamrok i ją przytulił
— Nawet nie wiesz, jak się cieszę! To naprawdę dobra wieść! Oprócz mojej pięknej Królowej będę miał jeszcze śliczne księżniczki i dzielne książątka. Wreszcie i ja będę ojcem!
Zerwał się z ziemi, pobiegł najpierw do swojej siostry, by oznajmić jej tę cudowną wieść, a potem wybiegł na środek obozu, krzycząc “Będę tatą!”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz