– Muszę odejść – oznajmił, co wstrząsnęło kocurem. Na to wspomnienie Śnieżek aż zadrżał, doskonale pamiętając ten smutek, łamiące się serce i wielką pustkę. Coś, czego nie czuł chyba nigdy, nawet przy śmierciach sióstr.
– Dlaczego? Coś się dzieje? – dopytywał jednak za każdym razem w odpowiedzi dostawał ciszę – Nie musisz odchodzić, może uda się przekonać Sosnową Gwiazdę byś mógł dołączyć i...
– Nie uczniu Śnieżna Łapo – przerwał mu Szczypiorek, używając dawnego imienia vana – Nie dołączę do was. Muszę odejść – oznajmił i odwrócił się w stronę starszego kocura, przeszywając go wzrokiem. Śnieżek poczuł jak do oczu zaczęły nabierać mu się łzy. Obraz był coraz bardziej rozmazany od łez, aż w końcu one same zaczęły płynąć mu po policzku.
– Zostawiłeś mnie – mruknął przez łzy, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie po księżycach rozłąki.
– Wiedziałeś, że przyjdzie taka pora – odparł Szczypiorek – Nie mogę zostać.
– Przynajmniej powiedz dlaczego. Dlaczego odchodzisz? Co takiego się stało ważnego, że odchodzisz? Twoja matka wróciła, czy znalazłeś sobie... – sam urwał i spuścił wzrok. Szczypiorek powoli wstał i podszedł do niego, uważnie się mu przyglądając. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nawet w jego oczach pojawiła się mała łza, jednak tak szybko jak się pojawiła tak szybko zniknęła. Kocur stał tak chwilę aż w końcu przybliżył się do wojownika, przytulając go. Śnieżek zacisnął powieki i sam z siebie wtulił się w przyjaciela.
– Bardzo cię lubię – szepnął, nie wiedząc czy samotnik go usłyszał.
Śnieżny Wicher westchnął cicho, wspominając to. Dalej tęsknił za przyjacielem, który okazał się być kimś więcej. Przynajmniej w jego oczach. Łapą lekko przetarł ziemię. Teraz był sam. Już nikt mu tu nie został na tyle bliski. Powoli wstał i skierował się do wyjścia z obozu, gdzie już stało kilka kotów, gotowych na kolejny patrol. Kwitnący Kalafior i Borsucza Puszcza oraz Nikły Brzask, prowadzący grupę. Gdy tylko Śnieżek doszedł do reszty, kiwnął im głową i razem wyszli z obozu, kierując się w stronę granicy z Klanem Burzy. Wszyscy szli w ciszy, przynajmniej do póki Puszcza nie zrównała się ze Śnieżnym Wichrem. Spojrzała kątem oka na wojownika i zaczęła jakąś rozmowę. Van słuchał jej jednym uchem, umysłem jednak będąc gdzieś indziej, daleko. Po chwili wojowniczka to zauważyła, co chyba jej się nie spodobało.
– Śnieżny Wichrze, słuchasz mnie? – zapytała, na co Śnieżek zwrócił głowę w jej stronę.
– Wybacz Borsucza Puszczo. Jestem ostatnio rozkojarzony – zaśmiał się i spuścił wzrok.
– Musisz się bardziej skupiać na rzeczywistości Śnieżny Wichrze, bo nawet na tak ważne rzeczy i rozmowy odpływasz – zauważyła, jakby zwróciła na to uwagę już wcześniej.
– No wiesz, ostatnio dużo się dzieje, przecież ta śmierć Gronostajowego Tańca, Płonącej Duszy i inne mniejsze zmartwienia... To wszystko zaczyna przytłaczać – starał się jakoś wybronić, jednak dobrze widząc, że młodsza kotka miała rację.
– To nie zmienia faktu, wiesz o tym – mruknęła, a kocur tylko wzruszył ramionami, wzdychając ciężko. Już mieli ciągnąć rozmowę dalej gdy wszyscy się zatrzymali, by rozpocząć polowanie. Powoli zaczęli się rozdzielać, a Puszcza odpuściła dalsze prowadzenie rozmowy na rzecz dobrej zwierzyny. W głębi Śnieżek był z tego powodu wdzięczny. Co by było gdyby kotka zaczęła pytać? Prawdy powiedzieć jej na pewno nie mógł, a miał świadomość, że mógłby pod wpływem emocji jej to zdradzić. Dlatego cieszył się, że mógł na chwilę się rozdzielić, pobyć sam ze swoimi myślami. Spojrzał w błękitne niebo, na którym znajdowało się jasne słońce. Wziął głębszy oddech i lekko się uśmiechnął. Miał nadzieję, że ze Szczypiorkiem wszystko dobrze. Po chwili wzrokiem przeczesał otoczenie i powoli zaczął się skradać w stronę, z której dobiegały ciche dźwięki, jakby zwierzyny.
***
Do obozu wrócili wieczorem, z łapami pełnymi zwierzyny. Pora Zielonych Liści była dla nich bardzo łaskawa jeśli chodzi o pożywienie i pogodę. Wracając do obozu już z nikim nie rozmawiał, rozmyślając tylko o wszystkim co się działo i dzieje dookoła. Gdy wrócił dowiedział się o kolejnym patrolu następnego ranka, który go czekał. Kiwnął tylko głową, nawet nie wiedząc, czy był zadowolony z tego faktu. Chciał odpocząć. Dlatego udał się do legowiska i bezwładnie upadł na swoje posłanie, chcąc tylko zamknąć oczy i spać, przespać do następnej pory Nowych Liści. Ziewnął przeciągle i zaczął układać się na swoim legowisku, próbując znaleźć odpowiednią pozycję do spania. W końcu na stałe zamknął oczy, starając się zapaść w sen. Mijały minuty, jednak on dalej był przytomny. Koty powoli wchodziły do legowiska, rozmawiały, śmiały się i też powoli kładły się spać. Śnieżek słuchał niektórych tych rozmów, dalej starając się zasnąć. Minuty zamieniły się chyba w godziny, w końcu po czasie wiercenia się i jakichkolwiek próbach zaśnięcia, otworzył lekko oczy i wstał. Powoli, tak by nikogo nie obudzić wyszedł z legowiska, kierując się do wyjścia z obozu. Musiał się przejść, a noc była do tego najlepszą okazją. Jak na ciemną noc było ciepło, a lekki wiatr przyjemnie rozwiewał futro kocura, który powoli szedł za światłem gwiazd. Skierował się w stronę cmentarza, chcąc chyba odwiedzić siostry. Siostry, ale też ojca. Gdy znalazł się na cmentarzu, cicho zaczął szukać znanych mu grobów. W ciemnościach jednak było to dużo trudniejsze. Krążył jakiś czas w kółko aż w końcu znalazł właściwe miejsce. Usiadł przy grobach i spojrzał w gwiazdy. Wypowiedział cichą modlitwę do Klanu Gwiazdy i wzrok swój skierował na ziemię.
– Hej Lawedno, Gryko i tato – przywitał się – Mogę wam coś powiedzieć? – zapytał i po cichu zaczął opowiadać to, co ostatnio go męczy. Czego nie może powiedzieć nikomu. Sam nie wiedział dlaczego to mówił, ale miał wrażenie, że to pomoże mu trochę wyrzucić myśli z głowy i pomoże mu zasnąć. Zaczął opowiadać o całej sprawie ze Szczypiorkiem, co do niego czuł, to wszystko, co go męczyło, cały smutek i tęsknotę. Każdą pojedynczą myśl. W końcu zamknął pysk i oczy, wsłuchując się w szepty wiatru. Robił się coraz bardziej zmęczony, miał tą świadomość, że spacer już mu pomógł i powinien wrócić do obozu. Dlatego wyszeptał ciche podziękowanie w stronę zmarłych bliskich i powoli ruszył w stronę obozu. Słyszał pohukiwania sowy, jednak nie robiło to na nim wrażenia, w końcu mieszkał tu całe życie. "Od samego początku" – przeszło mu przez myśl, a po chwili przypomniało mu się jak dokuczał mamie i siostrom. Zaśmiał się cicho, pamiętając doskonale ich reakcje. Zwłaszcza matki, która zawsze chciała by wyglądał schludnie i czysto, a on specjalnie na złość jej brudził się w błocie i liściach.
Gdy się obudził, doskonale wiedział, że będzie to trudny dzień, głównie przez fakt jego małej ilości snu poprzedniej nocy. Mimo to wiedział, że musi też wstać by wyruszyć na poranny patrol. Wziął głębszy oddech i podniósł się powoli. Większość kotów jeszcze spała, dlatego Śnieżek starał się zachowywać jak najciszej, by przypadkiem nikogo nie obudzić. Gdy tylko się ogarnął, wyszedł powoli z legowiska by zderzyć się z... Cisowym Tchnieniem. Kotka upuściła przy tym kilka ziół, co szybko zauważył van.
– Witaj Cisowe Tchnienie i wybacz, nie zauważyłem cię – powiedział jeszcze zaspanym głosem i pomógł jej pozbierać zioła. Ta mruknęła coś cicho w odpowiedzi i wzięła od niego rośliny, po chwili jednak została zatrzymana poraz kolejny, ponieważ wojownik wpadł na świetny pomysł pomocy – Pozbierać ci nieco ziół? Teraz dużo kwitnie, a ja i tak na patrolu nie mam tyle do roboty z rana.
– Brakuje nam chyba tylko pajęczyny – odpadła Cis i po chwili w końcu wyminęła kocura, który obiecał pomoc. Może przynajmniej tak ten patrol minie mu nieco ciekawiej. Gdy podszedł pod wyjście z obozu, stała tam już dwójka kotów, Trzcinniczkowa Dziupla oraz Pokrzywowy Wąs. Kocur przywitał się z nimi, a po chwili doszedł Blade Lico, który miał prowadzić patrol. W końcu wszyscy razem wyszli z obozu w ciszy i skierowali się w stronę jednej z granic. Szli w słońcu, a pod ich łapami było słychać cichy odgłos ziemi i łamanych patyczków. Pośród korony drzew siedziały już ćwierkające ptaki. Śnieżek spojrzał w górę. Jak to możliwe, że one tak od razu z rana miały tyle siły by śpiewać? Sam nie wiedział, ale doceniał to, że te stworzenia chciały umilić im nieco drogę. Szli dalej, a on rozglądał się za pajęczynami, aż w końcu jedną zauważył, nieco dalej pomiędzy drzewem a nieco większym kamieniem. Na chwilę odbił od towarzyszy, którzy szybko zauważyli, że zaczął bez większego wyjaśnienia zbierać pajęczyny.
***
Gdy się obudził, doskonale wiedział, że będzie to trudny dzień, głównie przez fakt jego małej ilości snu poprzedniej nocy. Mimo to wiedział, że musi też wstać by wyruszyć na poranny patrol. Wziął głębszy oddech i podniósł się powoli. Większość kotów jeszcze spała, dlatego Śnieżek starał się zachowywać jak najciszej, by przypadkiem nikogo nie obudzić. Gdy tylko się ogarnął, wyszedł powoli z legowiska by zderzyć się z... Cisowym Tchnieniem. Kotka upuściła przy tym kilka ziół, co szybko zauważył van.
– Witaj Cisowe Tchnienie i wybacz, nie zauważyłem cię – powiedział jeszcze zaspanym głosem i pomógł jej pozbierać zioła. Ta mruknęła coś cicho w odpowiedzi i wzięła od niego rośliny, po chwili jednak została zatrzymana poraz kolejny, ponieważ wojownik wpadł na świetny pomysł pomocy – Pozbierać ci nieco ziół? Teraz dużo kwitnie, a ja i tak na patrolu nie mam tyle do roboty z rana.
– Brakuje nam chyba tylko pajęczyny – odpadła Cis i po chwili w końcu wyminęła kocura, który obiecał pomoc. Może przynajmniej tak ten patrol minie mu nieco ciekawiej. Gdy podszedł pod wyjście z obozu, stała tam już dwójka kotów, Trzcinniczkowa Dziupla oraz Pokrzywowy Wąs. Kocur przywitał się z nimi, a po chwili doszedł Blade Lico, który miał prowadzić patrol. W końcu wszyscy razem wyszli z obozu w ciszy i skierowali się w stronę jednej z granic. Szli w słońcu, a pod ich łapami było słychać cichy odgłos ziemi i łamanych patyczków. Pośród korony drzew siedziały już ćwierkające ptaki. Śnieżek spojrzał w górę. Jak to możliwe, że one tak od razu z rana miały tyle siły by śpiewać? Sam nie wiedział, ale doceniał to, że te stworzenia chciały umilić im nieco drogę. Szli dalej, a on rozglądał się za pajęczynami, aż w końcu jedną zauważył, nieco dalej pomiędzy drzewem a nieco większym kamieniem. Na chwilę odbił od towarzyszy, którzy szybko zauważyli, że zaczął bez większego wyjaśnienia zbierać pajęczyny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz