BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

doszło do ataku na książęta, podczas którego Sterletowa Łapa utracił jedną z kończyn. Od tamtej pory między samotnikami a Klanem Nocy, trwa zawzięta walka. Zgodnie z zeznaniami przesłuchiwanych kotów, atakujący ich klan samotnicy nie są zwykłymi włóczęgami, a zorganizowaną grupą, która za cel obrała sobie sam ród władców. Wojownicy dzień w dzień wyruszają na nieznane tereny, przeszukując je z nadzieją znalezienia wskazówek, które doprowadzą ich do swych przeciwników. Spieniona Gwiazda, która władzę objęła po swej niedawno zmarłej matce, pracuje ciężko każdego wschodu słońca, wraz z zastępczyniami analizując dostarczane im wieści z granicy.
Niestety, w ostatnich spotkaniach uczestniczyć mogła jedynie jedna z jej zastępczyń - Mandarynkowe Pióro, która tymczasowo przejęła obowiązki po swej siostrze, aktualnie zajmującej się odchowaniem kociąt zrodzonych z sojuszu Klanu Nocy oraz Klanu Wilka.

W Klanie Wilka

Kult Mrocznej Puszczy w końcu się odzywa. Po księżycach spędzonych w milczeniu i poczuciu porzucenia przez własną przywódczynię, decydują się wziąć sprawy we własne łapy. Ciężko jest zatrzymać zbieraną przez taki czas gorycz i stłumienie, przepełnione niezadowoleniem z decyzji władzy. Ich modły do przodków nie idą na marne, gdyż przemawia do nich sama dusza potępiona, kryjąca się w ciele zastępczyni, Wilczej Tajgi. Sosnowa Igła szybko zdradza swą tożsamość i przyrównuje swych wyznawców do stóp. Dochodzi do udanego zamachu na Wieczorną Gwiazdę. Winą obarczeni zostają żądni zemsty samotnicy, których grupki już od dawna były mordowane przez kultystów. Nowa liderka przyjmuje imię Sosnowa Gwiazda, a wraz z nią, w Klanie Wilka następują brutalne zmiany, o czym już wkrótce członkowie mogli przekonać się na własne oczy. Podczas zgromadzenia, wbrew rozkazowi liderki, Skarabeuszowa Łapa, uczennica medyczki, wyjawia sekret dotyczący śmierci Wieczornej Gwiazdy. W obozie spotyka ją kara, dużo gorsza niż ktokolwiek mógłby sądzić. Zostaje odebrana jej pozycja, możliwość wychodzenia z obozu, zostaje wykluczona z życia klanowego, a nawet traci swe imię, stając się Głupią Łapą, wychowanką Olszowej Kory. Warto także wspomnieć, że w szale gniewu przywódczyni bezpowrotnie okalecza ciało młodej kotki, odrywając jej ogon oraz pokrywając jej grzbiet głębokimi szramami.

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Klanie Burzy!
(dwa wolne miejsca!)

Znajdki w Klanie Klifu!
(trzy wolne miejsca!)

Miot w Klanie Nocy!
(trzy wolne miejsca!)

Na blogu zawitał nowy event wielkanocny! || Zmiana pory roku już 20 kwietnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

13 kwietnia 2025

Od Brukselkowej Łapy

W przeszłości

Nad terenami klanów zapadła już noc. Było cicho, ciemno, nic nadzwyczajnego. Pogoda też nie była zabójcza, w legowisku uczniów nie było ani zbyt ciepło, ani zbyt zimno. Żaden z tych czynników nie wskazywał na to, że liliowa uczennica tak o obudzi się ze snu. Coś jakby ją z niego wyrwało siłą, pręgowana po przebudzeniu mogłaby nawet przysiąc, że przez moment czuła, jak czyjeś pazury zaciskają jej się na ciele, a potem ciągną do góry. W całkowitej ciemności jej bicie serca przyspieszyło. Dopóki jej wzrok nie przyzwyczaił się do mroku, wpatrywała się ślepo w jeden punkt na zewnątrz i brała głębokie wdechy. Nie pamiętała, aby śniło jej się coś nadzwyczajnie strasznego, co mogłoby sprawić, że obudziłaby się zalana zimnym potem. “Co dzisiaj jest?” pomyślała, a ta myśl przez chwilę odbijała się echem w jej głowie. Brukselkowa Łapa była trochę zmęczona, szczypały ją oczy, mogłaby przecież położyć głowę na łapach i usnąć znowu, prawda? Jednak wydawało jej się, że jakaś nieznana siła trzyma jej głowę prosto, a jej oczy szeroko otwarte. To wszystko było takie dziwne. Może ona sama już śniła? Czuła się trochę tak, jakby była duszą uwięzioną w nieruchomym ciele, gdy się podniosła, aby usiąść, przeszedł ją dreszcz. Łapą przejechała sobie po pysku i westchnęła. “Może przejdę się na chwilę, aby się przewietrzyć. To na pewno odświeży mój umysł” pomyślała i wygramoliła się z legowiska, starając się zrobić to jak najciszej, jak tylko potrafi. Gdy tylko wyszła, jej wzrok od razu przykuły gwiazdy lśniące białym blaskiem na ciemnym, granatowym, nocnym niebie. W jej oczach nagle jakby coś błysnęło, a w jej umyśle pojawiła się ta płomiennoruda kotka, którą spotkała kiedyś podczas snu. “No właśnie, sen! Czy to już dziś mijają 2 księżyce od tamtej nocy?” pomyślała, zaciskając zęby na wardze. Czy znowu coś przegapiła? Miała przecież udać się do wierzby, która jako pierwsza zostanie obsypana srebrem bazi! Teraz, w tej porze, wszystko właśnie kwitło! Uczennica jeszcze raz rzuciła okiem na niebo, było czyste, nieskazitelnie czyste! Nie było na nim ani jednej chmurki, a księżyc świecił tak jasno, że mógłby nawet oślepić swoim blaskiem. “To wszystko to na pewno znaki! Oby tylko nie było za późno!” ta myśl sprawiła, że uczennica poczuła, jak robi jej się ciepło. Gorączkowo spojrzała się za siebie, aby upewnić się, że każdy z uczniów jeszcze smacznie śpi. “Teraz albo nigdy…” i ostrożnie wyruszyła poza obóz.
Pamiętała, że nikomu nie miała mówić o swoim śnie – tak też zrobiła. Starała się wszystko utrzymać w tajemnicy, traktowała to, co powiedział jej ten kot jak rzecz najświętszą. Robiła też wszystko, aby samym swoim zachowaniem nie wzbudzać żadnych podejrzeń i chyba zrobiła to zbyt dobrze, bo z tego wszystkiego aż zapomniała o tym spotkaniu! Dreptała po lesie, wśród krzewów, drzew i wysokich traw. Czuła dreszczyk emocji, czuła, że robi coś wbrew woli Sosnowej Gwiazdy i reszty wilczaków – i właśnie to napawało ją siłą. Cała ta niechęć i nienawiść do tych brutalnych stworzeń wreszcie na coś się przydała, wreszcie okazało się, że przez ten cały czas uczennica miała rację! Teraz wszyscy się o tym dowiedzą, a Brukselka wreszcie będzie mogła żyć spokojnie i spać spokojnie, choć co prawda naprawienie wilczaków niestety brata jej nie przywróci. Pręgowana idąc, czuła się tak, jakby ktoś deptał jej po piętach. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje, że ktoś za nią podąża, ocenia ją. Po drodze nie napotkała na żadne przeszkody, a jednak z tyłu jej głowy pomieszkiwał lęk. “Nie. Jestem odważna, silna, mam już trochę księżyców na karku i jestem dobrze wyszkolona. Żaden zepsuty i zgniły od środka wilczak mi nie przeszkodzi. Żaden” powtarzała sobie w myślach, cały czas przyspieszając kroku. W końcu udało jej się dotrzeć nad brzeg rzeki, dopiero tam się zatrzymała. Przez chwilę wpatrywała się w wartko płynącą wodę, pewnie lodowatą. Po drugiej stronie widniał las, który zdawał się nie mieć końca. Brukselka zadecydowała, że postara się znaleźć miejsce, w którym najprościej będzie przekroczyć rzekę. Nie była w końcu najlepszą pływaczką na świecie.
Idąc, dostrzegła polanę, a na jej środku jedną, samiusieńką wierzbę, na której gałęziach osadzone były kwitnące, żółte kotki. To była właśnie ta wierzba. To musiała być ona. Oczy Brukselkowej Łapy były szeroko otwarte, gdyż kotka wpatrywała się w drzewo, jak w najpiękniejszy kwiat na ziemi. Wciąż posiadając wzrok wlepiony w obsypaną baziami wierzbę, pręgowana zrobiła kilka kroków do przodu, aż opuszek jej palucha dotknął wody. Wtedy dopiero spuściła wzrok i zatrzymała go na swoich łapach. Nie miała za bardzo pojęcia jak skutecznie przedostać się na drugi brzeg, ale nie miała też czasu nad tym myśleć. Po prostu zamknęła oczy i dała się ponieść swojemu sercu – właśnie w taki sposób z pluskiem wylądowała w chłodnej wodzie. Instynktownie zaczęła przebierać łapami, ale prąd, tak czy siak, niósł ją w stronę jeziora. Prędko uczennica straciła z oczu tak cenną wierzbę i zaczęła spływać wzdłuż rzeki. Czasami nawet jej pysk zanurzał się pod powierzchnią wody. “Czy to koniec? Czy to wszystko było tylko jedną wielką pułapką, aby się mnie pozbyć?!” pomyślała. W tym momencie wynurzyła się z wody i dostrzegła jedyną szansę, jedyną nadzieję – wystający z brzegu korzeń. Szybko podpłynęła w jego stronę i z całej siły zacisnęła na nim zęby. Panika na chwilę ustała, teraz była już bezpieczna. Udało jej się wygramolić na ląd, a tam poczuła, jak ciężar futra nasiąkniętego wodą wbija ją w podłoże. Szybko się otrzepała, rozbryzgując kropelki wody dookoła siebie. “To, że prawie umarłam, jeszcze nic nie znaczy. Być może to w moim interesie było, aby nauczyć się dobrze pływać” westchnęła i żwawym krokiem starała się odnaleźć miejsce, z którego wcześniej przybyła. Gdy drzewa zaczęły się przerzedzać, na jej licu pojawił się szeroki uśmiech. “Perła! (Bingo)” pomyślała. W tym momencie jej oczom ponownie ukazała się wierzba. Brukselkowa Łapa wyszła na polankę, z jej futra skapywały jeszcze krople wody, ale to nie było obecnie największym zmartwieniem. Przez chwilę stała w miejscu, a potem się ocknęła. “I co teraz? Co mam zrobić? Mam poczekać, aż ten lśniący kot pojawi się tu znowu? Czy w klanie nikt nie zauważy, że zniknęłam? Byłoby… słabo” jej ogon zaczął podrygiwać nerwowo. Pręgowana rozejrzała się dookoła, ale jedyne, co widziała, to spokojny las pogrążony w mroku. Najwyraźniej pozostało jej czekać.

***

Brukselkowa Łapa siedziała na trawie, liżąc swoje przemoczone łapska. Słyszała pohukiwanie sów, szmer liści, pisk leśnej zwierzyny, ale przez ten cały czas nie zanotowała ani jednego dźwięku, który miałby wskazywać na to, że wraz z nią przebywał tu jeszcze jakiś kot. Do czasu. Liliowa usłyszała nagle cichy chlupot gdzieś w oddali. Nie było to coś, na co czekała. Miała nadzieję, że kot zejdzie do niej z nieba. “Co, jeśli zaraz przyjdzie tu jakiś patrol wilczaków?” pomyślała, a jej żołądek ścisnął się ze strachu. Jej uszy podniosły się na sztorc, jej oczy skanowały teren, z którego dobiegał ten dźwięk. Była strasznie wyczulona na wszystko, co działo się teraz wokół niej. Nie wiedziała, czy po zobaczeniu ślepych oczu wśród drzew kamień spadł jej z serca, czy jeszcze bardziej się przeraziła. “Zabłąkana Łapa? Chwila, ale co on tu robi!” pomyślała. Głos utknął jej w gardle, choć pysk miała rozwarty, nie potrafiła pisnąć ani słówka. Nagle do uszu liliowej dotarł stukot łap. Niczym sowa, uczennica przekręciła szyję w tamtą stronę. Ujrzała przeskakującego nad rzeką Kosaćca, który, jak się prędko okazało, nie obliczył swojego skoku zbyt dobrze. Uczeń zarył o trawiaste podłoże, a tylna część jego ciała zanurzyła się pod powierzchnią wody. Gdy niebiesko-biały kocur podniósł głowę, otworzył szeroko oczy.
— Obłąkana Łapa!? Brukselka!? — powiedział zaskoczonym tonem głosu, a po chwili uśmiechnął się złośliwie. — Wyglądacie jak parka mokrych szczurów! A najbardziej ty, Brukselko! Normalnie, jak ci gwiezdni tchórze! — rzekł. Brukselkowa Łapa przewróciła oczami, zirytowana zachowaniem ucznia. — A ty, już wcale nie jesteś taki obłąkany, jak myślałem. Nie wiedziałem, że ta twoja mentorka wypuszczała cię w odmęty naszego terytorium! — zwrócił się do srebrnego kocura, a następnie spoważniał. — Czemu tu przyszliście, co? Nie mówcie mi, że... — Kosaćcowa Łapa zapauzował i podbiegł do kwitnącego drzewa. — O, wierzba! Jaka duża... nie sądziłem, że zobaczę ją z bliska! — wyszeptał cicho, a jego brązowe oczy wręcz zalśniły, tak, jakby wysypano na nie gwiazdy. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. — Może był sobie taki Baziowy Kotek, co umarł pod tym drzewem, a wtedy zakwitły te milutkie w dotyku roślinki i stąd się nazwa wzięła... hm... — wymamrotał i się zamyślił. Nie zdawał sobie kompletnie sprawy, że dwójka otaczających go kotów już ostrzyła sobie na niego pazury. — Ciekawe czy to jest to miejsce... mam nadzieję, że się zjawi... — Kosaciec wyszeptał do siebie. Brukselkę bardzo zdziwił fakt, że nie była tu jedyna, właściwie to może i nawet trochę ją to wkurzyło, że teraz będzie musiała jeszcze użerać się z jakimiś kotami, ale co mogła na to poradzić? Najwidoczniej te dziwne koty planowały jakąś większą akcję, w którą wplątana jest większa ilość kotów, niż mogłoby się wydawać. Gdy liliowa usłyszała słowa młodszego ucznia, parsknęła śmiechem.
— Ta, jasne, baziowy kotek! Zastanów się czasami nad tym, co mówisz, dzięciole — burknęła pod nosem, liżąc swoją mokrą łapę. Och, jak ją ten mały uczeń wkurzał! Dalej mu nie wybaczyła za to, że ten obślinił jej futro, jak on w ogóle mógł? Jej nieskazitelnie czyste futro...
— Ja podziękuję historii o baziowym kotku... — mruknął srebrny, strzepując swoim mokrym ogonem, uderzając nim Kosaćcową Łapę. Pręgowana rozejrzała się po zgromadzonych, lustrując ich swoimi miodowymi oczami. “Dzikus i maruda… świetne połączenie” pomyślała.
— Ale Baziowy Kotek był w tej historii super kotem! — Kosaciec miauknął szybko w ich stronę. — Świetnie, dwójka moich przyjaciół uczniów i ja, mądry przystojniak... — wyszeptał cicho. Brukselkowa Łapa już miała go zwyzywać za te słowa, jednak srebrny odezwał się jako pierwszy.
— Zgaduję, że reszta z was też miała ten... Sen? — po chwili spędzonej w ciszy, Zabłąkana Łapa zapytał niechętnie, zmuszając się do ugryzienia się w język, aby nie palnąć czegoś o tym, jak z taką drużyną Klan Wilka nie ma szans na przetrwanie. Uczennica chciała odpowiedzieć, lecz wtem odezwał się jeszcze jeden głos.
— Dobry wieczór? — ktoś spytał niepewnie, spoglądając ze zmieszaniem na pozostałych uczniów. Wtedy okazało się, że jednak... nie jest ich tu trójka, a czwórka. Z wierzby zsunęła się liliowa uczennica, o futrze przyozdobionym licznymi bliznami. Nie było żadnych wątpliwości co do jej tożsamości.
— Och. Cześć. Ty też tu jesteś, fajnie — Brukselka mruknęła bez większych emocji. Czy w końcu mogło się stać coś ciekawego? Był środek nocy, nie podobała jej się wizja siedzenia tu w nieskończoność i marznięcia. Była śpiąca, najchętniej położyłaby się teraz w legowisku i zasnęła, a zamiast tego musiała wysłuchiwać trójki pozostałych uczniów.
— Głupia Łapa!? Nie, nie... Ale ty przecież spałaś! Prawda? — rzekł w stronę innych. Wzrok Kosaćcowej Łapy wędrował po zgromadzonych kotach, jakby chciał się upewnić, że Głupia Łapa nie jest jedynie wymysłem jego wyobraźni. — To nie może być prawda... — wymamrotał ze zdziwioną miną, po chwili marszcząc brwi. — To pewnie kolejny wymysł tych gwiezdnych, zadufanych w sobie tchórzy, którzy chcą patrzeć i śmiać się z upadku Klanu Wilka! — stwierdził, wymawiając te słowa mocno, głośno. — No, chyba że jednak ruszą swe leniwe, srebrne zady i zaczną nam gadać, co mam zrobić, aby temu zapobiec! Znaczy... my, jeśli wam się w ogóle chce — umilkł na chwilę, swój wzrok przenosząc na liliową. — Bo widzę, że Brukselka to na pewno nie przyszła z własnej woli! — dodał.

Nim Głupia Łapa zdążyła wydusić z siebie coś więcej, na wierzbie coś zaiskrzyło. Dotąd spokojne, jasne punkty kwitnących bazi zaczęły mrugać ciekawsko w stronę przybyszów, spływając z gałęzi i stając bezpośrednio przez nimi.
— Przybyliście — wyszeptał z ulgą promieniejący od jasności kot, którego ogon niczym babie lato drżał na wietrze. Z góry wierzby rozległy się niosące się echem szepty, mieszające w sobie wiele kocich głosów. Głupia Łapa zadrżała, przybliżając się do boku Kosaćca. — Mamy nadzieję, że widok waszych pobratymców nie przysporzył wam zbyt wielu problemów. Klan Gwiazdy nad wami czuwa, więc nie musicie się martwić o to, że ktoś was śledził. Przynajmniej w tej kwestii byliśmy w stanie wam pomóc — kot uśmiechnął się, choć po chwili obraz jego pyska przybrał poważniejszy wyraz — Wierzę, że skoro zjawił się każdy z wezwanych, to i również każde z was chce dobrze dla Klanu Wilka. I właśnie dzięki wam być może uda się odbudować to, co niegdyś zniszczono i skryto głęboko, gdzie nie sięga choćby pojedynczy promień słońca.
Brukselka, słysząc głos, który z pewnością nie należał do żadnego ze zgromadzonych tu uczniów, podniosła głowę. Widok gwiezdnego kota sprawił, że przez chwilę liliowa uczennica nie potrafiła nawet wziąć oddechu. Zacisnęła szczękę, nic nie mówiąc. Wpatrywała się jedynie ślepo w kota promieniującego światłem.
— Klan Gwiazdy? — mruknął Omen, wyłapując słowo kota.
— Klan Gwiazdy!? — Kosaćcowa Łapa krzyknął po jakimś czasie, udając zdziwienie. Starał się ukryć gniew, który się w nim gotował.
— Odbudować co dokładniej? — Zabłąkana Łapa kontynuował, strzepując ogonem. — Co może być rzeczą, której gwiezdni nie mogą sami zrobić oraz muszą prosić o pomoc uczniów? — rzucił, prostując się, a następnie zerkając na Brukselkową Łapę, która stała w pobliżu. Ta jednak wciąż nie mogła wymyślić jakiegoś sensownego zdania. Srebrny wziął głęboki wdech, ponownie przerzucając wzrok na nieznajomego. — Może nam się przedstawisz? — mruknął. — Chyba wypada to zrobić... — dodał, starając się wyciągnąć jak najwięcej informacji. “Tak… to całkiem dobry pomysł” Brukselka chciałaby jakoś poprzeć ucznia, ale poprzez słowa nie potrafiła, dlatego tylko przytaknęła mu głową. Nagle odezwał się Kosaciec.
— Nie obchodzi mnie twe imię, duchu — rzekł, pusząc swą grzywę, próbując wyglądać na jeszcze większego, aby dorównać gwiezdnemu, chociaż do pięt. Zmarszczył brwi w determinacji i spojrzał mu w oczy — Nie przyszliśmy tu na pogawędki o starym życiu, a o naszej misji! Musimy uratować Klan Wilka, czyż nie? — rozejrzał się po zgromadzonych, mając nadzieję, że poprą jego przemowę. Brukselka jedynie skrzywiła się na jego słowa. Kot zaśmiał się perliście, swym androgynicznym głosem otulając czwórkę stojących przed nim kotów. Po chwili jednak spoważniał, znowu przybierając ten nostalgiczny, eteryczny wręcz wyraz.
— Masz rację, Kosaćcowa Łapo. Klan Gwiazdy docenia twego ducha walki. Nasze indywidualne "ja" nie ma teraz większego znaczenia. Przemawiamy teraz za wszystkie koty Klanu Wilka, zmarłe odkąd klan odwrócił się od przodków — wyjaśnił z bólem w głosie. — Wasz... Nasz. Nasz rodzimy klan już wiele pokoleń temu zatracił się w Mrocznej Puszczy, siejąc spustoszenie, zaczynając od samego serca. Nawet teraz nasze wpływy tutaj są słabe. Ta wierzba to jedyne miejsce w całym lesie, gdzie, choć na chwilę możemy odetchnąć, wiedząc, że potępione dusze nie siedzą nam na ogonie. Nie robimy tego jednak ze strachu przed nimi, a przed tym, do czego mogą się posunąć i co uczynić żywym, chcąc jedynie "utrzeć nam nosa" — kot obrócił się, spoglądając jaśniejącymi oczami ku niebu — Wiemy o kulcie. Wiemy, co robi z kotami, jak wykręca ich dusze, formuje na własne podobieństwo i pozbawia każdej ostatniej nici moralności. Wiele istnień, które tu widzicie, niegdyś były równie radosne i żywe co wy, jednak zostało im to odebrane przez potępieńców i ich sługi. Klan Gwiazdy nigdy nie chciał tego losu dla swych potomków. Nie chciał dzielić, kochał każdego, nawet tych o innej wierze. Mroczna Puszcza jednak... Jest dzika i nieprzewidywalna, nie zgadza się na istnienie wyznań innych od swego. Rządzi się własnymi prawami, wymusza na wyznawcach najwyższy stopień podległości, czyni ich niczym więcej niż tylko ich narzędziami. Dla nich nie jesteście ważni. Ważny jest cel, który chcą osiągnąć.
Uczennicy nie umknął fakt, że Zabłąkana Łapa tępo wpatrywał się przez ten cały czas w gwiezdnego.
— I co my mamy teraz zrobić? — zapytał, skanując oczami kota. — W jaki sposób mamy coś zrobić, gdy nawet gwiezdni nie mają na tyle mocy? — rzucił następnym pytaniem, szturchając Kosaćcową Łapę oraz Brukselkową Łapę, aby okazali oni odrobinę wsparcia w tej sprawie.
— Kult... — wyszeptał Kosaćcowa Łapa, jego wzrok był utkwiony na swoich łapach. Brukselkowa Łapa wpatrywała się w gwiezdnego kota, jednak gest Zabłąkanej Łapy jakby ją obudził, ocknął. Liliowa się wzdrygnęła i spojrzała na srebrnego kocura ze zdziwieniem wymalowanym na pysku. Zacisnęła szczękę, chcąc wyglądać poważniej.
— No właśnie... przecież jesteśmy tylko czwórką zwykłych uczniów, a ich jest na pewno o wiele więcej! Głupia Łapa już się wie, do czego zdolna jest Sosnowa Gwiazda, zresztą nie tylko ona — mruknęła trochę zmartwiona. Nie miała w zwyczaju bać się rzeczy, ale wizja walczenia z tak ogromną zarazą, jaką był kult, była trochę bardzo... wymagająca!
— Nie zgodzilibyśmy się, że jesteście aż tak zwykli — wymruczał ciepło kot, zwracając jedno z uszu w ich stronę. — Kult Mrocznej Puszczy, przez wszystkie księżyce bezkarności, urósł w pychę i również i jej dał się zaślepić. Nie spodziewa się ataku od środka, a szczególnie ze strony kotów wychowanych w wierze Miejsca, Gdzie Brak Gwiazd — mówił, zatrzymując swe spojrzenie na nieco dłużej na Kosaćcowej i Głupiej Łapie. — To daje nam przewagę. W dodatku, choć teraz możecie tego nie dostrzegać, Klan Gwiazdy nie jest tak słaby, jak może wam się zdawać, a to właśnie my stoimy po waszej stronie. Wszystko zależy od tego, czy jesteście gotowi zawalczyć o nasz klan.
Zabłąkana Łapa strzepnął uchem, wsłuchując się w słowa Brukselkowej Łapy oraz gwiezdnego.
— Fakt... Ich niewiedza o potencjalnym buncie kotów, jest dużą słabością dla kultu — mruknął kocur, zerkając w stronę Głupiej Łapy i Kosaćcowej Łapy. — Zgaduję, że Sosnowa Gwiazda wie o istnieniu kultu. Jest to niemożliwe, aby coś jej umknęło, a patrząc na okrutność przywódczyni, łatwo jest to stwierdzić, że ona macza w tym łapy... — powiedział, przerywając na krótką chwilę. Uczeń wziął głęboki wdech, a następnie ponownie zabrał głos. — Jeśli Sosnowa Gwiazda miesza się z Mroczną Puszczą, czy to oznacza, że jest ona... Słabsza od przeciętnego przywódcy? Mówię o braku dziewięciu żyć, którymi przywódcy są obdarowani przez gwiezdnych, szczególnie że jest już stara — zapytał, cicho odchrząkując. — Oczywiście to pytanie teoretyczne — poprawił się. Na słowa srebrnego, Kosaciec zdecydował się wreszcie zabrać głos:
— Jeśli byłaby to prawda, moglibyśmy... nie, my możemy unicestwić ten jej śmieszny kult! — stwierdził, jednak z pewną nutką niepewności w głosie.
— Zabłąkana Łapa ma rację, jednak nie jest to jedyna rzecz, której o niej nie wiecie. Jej ciało... Ciało kotki, która niegdyś zamieszkiwała je, jest okupowane przez potępieńca. Dusza oryginalnej właścicielki może jedynie błąkać się bez celu, nie mogąc odejść, ani powrócić na swe miejsce. To okrutny los, jednak nieistotny dla Mrocznej Puszczy i jej kultystów — rzucił gorzko gwiezdny kot. — Już wkrótce nad życiem jednego z was zawisną pazury kultu — jasne oczy na moment zatrzymały się na Głupiej Łapie, by po chwili przesunąć się po reszcie zebranych. — Nie możemy jednak dopuścić do śmierci kolejnego istnienia z ich łap. Mamy plan, dzięki któremu możemy odwrócić los, a wy gracie w nim kluczową rolę.
— Czyli... Sosnowa Gwiazda jest tylko marionetką, która... ma odegrać ważną rolę w istnieniu kultu i Mrocznej Puszczy? — niebiesko-biały rzucił swoje myśli.
— Zaśmiałbym się i powiedział, że gadasz bzdety, ale sądzę, że Klan Gwiazdy nie owija w bawełnę, jeśli chodzi o złe rzeczy, które mają się wydarzyć — zadrwił, uśmiechając się do gwiezdnego, jakby zapomniał o tym wszystkim. Kosaciec spojrzał ukradkiem na bladą i milczącą twarz Głupiej Łapy. Wyglądała jak kamień; nieruszająca się, jedynie lekkie drganie wnioskowało, że była przestraszona. Uczeń uniósł jedną brew i z ciekawości rzekł do niej bardzo cichutko:
— Co ty taka nagle przestraszona? Klan Gwiazdy chyba nie taki zły, jak go sobie wyobraża moja matka. Tak przynajmniej sądzę — ostrożnie zerknął szybko na gwiezdnego kota, a potem na nią. — To, że jesteś głupia, nie znaczy, że musisz się bać jakiegoś zmarłego kota, który ma gwiezdne futerko i gada, że czeka nas zagłada. Rozchmurz się! — po tych słowach spoważniał. — Zawisną nad nami pazury kultu... — zamyślił się. Wzrok Klanu Gwiazdy nie spoczął na jednym uczniu, a szedł po kolei, od Głupiej Łapy do Brukselki. — To mów ten plan, gwiezdny kocie. Jeśli mamy odegrać w nim kluczową rolę, powinniśmy znać jego treść! — zażądał.
— Za półtora księżyca Sosnowa Gwiazda i jej najbliższa popleczniczka, Jadowita Żmija, wybiorą się wspólnie, by złożyć ofiarę Mrocznej Puszczy. Jak możecie się domyślać... Ich celem padnie Głupia Łapa. Czujemy, że to było od dnia jej ukarania ich celem, a przynajmniej celem waszej liderki. Ma krwiożercze zapędy, a jedynym co ją do tej pory powstrzymywało przed całkowitą utratą kontroli nad sobą, była obecność Jadowitej Żmii. Jest od niej znacznie sprytniejsza, dlatego to na nią powinniście szczególnie uważać. Wyruszą wieczorem, pod pretekstem wspólnego patrolu, przynajmniej tak przepowiadają Nasi. Razem z nimi ruszy Jaskółcze Ziele. Nią nie musicie się martwić. To dobra kotka, jedynie nieco zagubiona, choć w przeciwieństwie do pozostałych – wciąż odróżnia dobro od zła. Sosnowa Gwiazda, nie mając wokół świadków, nie będzie się powstrzymywać.
Milcząca kotka zadrżała, słysząc o swoim rychłym losie. W jej szklistych oczach odbiła się biel światła bijącego od przodka.
— C-czy da się w takim razie cokolwiek zrobić? — zapytała, wbijając wzrok w łapy.
— Oczywiście, że tak. Nie będzie to łatwe, ale możliwe. Sosnowa Gwiazda czerpie satysfakcję z zadawania innym bólu, więc jeśli zostanie jej to odebrane, straci tobą zainteresowanie. Wschód słońca przed tym sądnym dniem zbierz konwalie i skryj ją w swym legowisku. Nie możesz pozwolić, by ktokolwiek cię przyłapał. Gdy zostaniesz wezwana, weź kilka z główek kwiatów do pyska i połknij, dopiero gdy zamiary kultystek będą jasne. Dzięki nim utracisz przytomność, możesz odczuć także dyskomfort, a twoje serce zwolni, co da im złudne wrażenie, iż zdołały odebrać twoje życie. Choć może brzmieć to strasznie, jeśli pomoc przybędzie w porę, będziesz bezpieczna — kot zatrzymał się, przerzucając swe tajemnicze spojrzenie na pozostałych uczniów. — I tą pomocą jesteście właśnie wy. Zbierzcie mniszek lekarski i pięciornik, niezbędne do uratowania Głupiej Łapy antidotum.
Po słabym ciele uczennicy przeszedł dreszcz na samą myśl o celowym otruciu. Kątem oka zetknęła na Kosaćcową Łapę, próbując odszukać w jego obliczu wsparcia.
— Czy to... Wszystko? Wybaczcie, że śmiem pytać, ale to nie może być cały plan... — Głupia Łapa wyszeptała niepewnie. Brukselka poczuła, że teraz jej kolej na to, aby coś powiedzieć. Od jakiegoś czasu jedynie wpatrywała się w rozgrywającą się przed nią rozmowę, a teraz chciała znowu stać się jej częścią. Spoglądała raz na jego lśniący pysk, a raz na Głupią Łapę.
— A skąd mamy wiedzieć, kiedy mamy przyjść ją uratować? — liliowa zapytała niepewnie, robiąc kilka kroków w stronę gwiezdnego. Zabłąkana Łapa prychnął, a następnie pokręcił głową.
— Czyli co, mamy uratować zad Głupiej Łapie, aby utrzeć Sosnowej Gwieździe nosa? Co osiągniemy, ratując jej życie? — mruknął, widocznie zniesmaczony myślą o nadstawianiu karku dla ucznia, z którym jedyne co robił, to dzielił legowisko. — Ale uznajmy, że teoretycznie uda nam się uratować Głupią Łapę, to co wtedy? Jak Sosnowa Gwiazda się dowie, to stracimy wszystkie cztery łapy — dodał.
— Cóż, z pewnością stałoby się tak, gdyby miała się, jak dowiedzieć — westchnął kot. — Nie przedstawiliśmy wam całego planu. Zarówno Sosnowa Gwiazda, jak i Jadowita Żmija to sędziwe kotki, ich kości są stare, a ciała wolne. Brukselkowa Łapo, Kosaćcowa Łapo... Wiemy, że wymagamy od was dużo i macie zupełne prawo do odmowy, jednak chcielibyśmy spytać, czy użyczylibyście duszom z Klanu Gwiazdy waszych ciał? — dostrzegając zszokowane miny, szybko dodał: — Oczywiście, byłoby to jedynie na chwilę. Odbieranie innym żyć nie leży w naszych zwyczajach, jednak ta sytuacja jest wyjątkowa. I tylko w ten sposób możemy coś zmienić, uchronić innych przed losem, jaki spotkał już dziesiątki. Zdajemy sobie sprawę, że jesteście wystarczająco dojrzali i silni, by poradzić sobie z nimi w pojedynkę, jednak nie możemy dopuścić, by taka sytuacja się powtórzyła. Musimy zgasić ich dusze na zawsze, póki jeszcze to możliwe, a tego dokonać mogą tylko duchy — skończył objaśniać.
— A co, jeśli nie dacie sobie rady? Może i jesteś gwiezdni, ale Mroczna Puszcza na pewno zna sztuczki, jak łatwo obalić takiego... — Kosaciec zacisnął zęby — wojownika. Co, jeżeli przez was zginiemy? — dokończył, jego głos nabierał siły. — A co, jeśli chciałbym zrobić to osobiście!? Wolałbym być przytomny w takim stanie i samodzielnie zabić tą chorą, żywą marionetkę, jak i jej żmiję-pomocniczkę! — głos Kosaćcowej Łapy był targany przez jego emocje, które przejęły kontrolę nad umysłem. — Możecie mnie wspierać... ale to ja powinienem dokonać tego! Każdy z nas! Wtedy... wtedy... — z jego rozświetlonego przez blask księżyca policzka zaczęło spływać kilka kropelek łez. Przez moment liliowa uczennica nie dowierzała w słowa wypowiadane przez gwiezdnego kota, jednak... być może miały one jakiś sens. W końcu oni na pewno wiedzą najlepiej. Lepiej od nich, lepiej od wszystkich, którzy kiedykolwiek stąpali po terenach Klanu Wilka. Brukselka spojrzała się w stronę Kosaćca, który jednak nie przyjął tej propozycji zbyt dobrze. Skrzywiła się nieznacznie.
— Nie zachowuj się tak, jakbyś wiedział lepiej od kotów, które wszystko oglądają z góry, które znają każdy sekret i każdą myśl! — burknęła zirytowana, a jej ogon zadrgał. — Jestem pewna, że na pewno poradzą sobie lepiej niż jakiś... młody, niedoświadczony uczeń — dodała, przewracając oczami. Głos biało-niebieskiego kocura łamał się, targały nim emocje. — Ty jesteś tylko zwykłym kotem. Co, jeśli podczas misji dasz się ponieść swoim emocjom i wszystko zepsujesz? Nie możemy ryzykować tym, że zawiedziemy gwiezdnych przodków. Ja sama mam dość tradycji w Klanie Wilka, mam dość tej brutalności i nienawiści, która kipi z wszystkich wilczaków! Straciłam przez nich brata... — zapauzowała, rozglądając się po kotach. — Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zostawimy tę sprawę komuś, kto wie, co robi — dokończyła.
— Muszę się z tym zgodzić. Tchórzowi lepiej nie pozostawiać takiego zadania, szczególnie gdy w grę wchodzi życie kota — mruknął Omen, zerkając w górę na gwiazdy. — Sam nigdy nie potrafiłem oddać się w łapy ani gwiezdnych kotów, ani mrocznych dusz, jednak trzeba im zaufać. Widać, że wiedzą oni więcej od nas — dodał, robiąc krok w stronę uczniów.
— Wiecie może coś o tym kulcie? — zapytał. — Obiło mi się o uszy, że kilka kotów już macza łapy w Mrocznej Puszczy. Myślicie, że mogą próbować nam... Przeszkodzić?
Kosaciec spojrzał na Brukselkową Łapę szklistymi oczami. Spróbował opanować głos i umysł, po czym spróbował coś powiedzieć:
— Masz... masz rację, Brukselko — przyznał, po czym zwrócił się do Zabłąkanej Łapy. — Sądzę, że nikt z nas nie będzie wiedział za dużo — stwierdził i zerknął na pozostałych zebranych. — Ja dopiero teraz o tym się dowiedziałem. Zapewne zatajają wszelkie informacje o nich. I jest ich pewnie więcej niż nasza czwórka. Jeśli się dowiedzą, to na pewno medyczka poda nam z uśmiechem na twarzy wiewiórkę. Lub gorzej... każą nas zabić, a nie otruć. Myślę, że powinniśmy najpierw porozmawiać z kotami, które mogą okazać się naszymi sprzymierzeńcami, ale nie mówić o naszym planie. Dacie radę? No i musimy rozpoznać, czym są te ziółka, jak wyglądają... Wie ktoś coś? Jak nie, to podpytam mojej siorki, ona przecież pozjadała wszystkim medykom umysły, więc będzie wiedziała takie coś.
— W klanie mało komu można zaufać. Nie wiemy, kogo można potraktować, jako sprzymierzeńca. Myślisz, że medycy są godni zaufania, gdy sama przywódczyni, która rzekomo otrzymała życia od gwiezdnych, okazała się zdrajczynią? Myślisz, że by pozwolili, aby potencjalny wróg był tak wysoko w klanie? A wojownicy? Myślisz, że przeżyliby tyle czasu w klanie? A co z Mistrzami? Oni są silni, o wiele bardziej od nas. Co, gdy staną po stronie Sosnowej Gwiazdy i również rzucą nam się do gardła? — zapytał, przekrzywiając głowę w stronę Kosaćcowej Łapy. — Teraz nikomu nie można ufać, jeśli chodzi o Klan Wilka. Gdy zaczniesz zadawać podejrzane pytania o zioła, gdy nigdy wcześniej się nie interesowałeś, Jarzębinowa Łapa może szepnąć słówko lub dwa. Słowa jej pójdą do mentorki, mentorka poinformuje następnego kota, a na sam koniec cały klan będzie wiedział, że Kosaćcowa Łapa wypytuje o zioła — prychnął. — Nie możemy szukać pomocy w Klanie Wilka — dodał kocur. — Zamiast szukać wsparcia w Klanie Wilka, szukajmy wsparcia w innych grupach społecznych. Fakt, możemy dopytywać koty o wiarę, ale czy nie będzie to podejrzane? Gdy zauważą, że nagle grupa uczniów wykazuje zainteresowanie gwiezdnymi i mroczną puszczą, Sosnowa Gwiazda może zareagować i coś z tym zrobić — wytłumaczył. — Może być to... Ryzykowna taktyka, ale gdyby udało nam się dostać się do ich kultu, to odkrylibyśmy, kto jest jego członkiem.
— Niezmiernie cieszy nas was zapał. Tego właśnie brakowało Klanowi Wilka — Z ust kota uciekło rozmarzone westchnienie, które następnie poniósł wiatr. — Jeśli wszyscy wyrażają zgodę, pozwolimy sobie kontynuować plan — odrzekł, ruchem ogona zamykając pyszczki uczniów. — Egzekucja waszej towarzyszki ma odbyć się za półtora księżyca. Nie musicie się jednak obawiać, że zaśpicie – Klan Gwiazdy się tym zajmie. Musicie pamiętać, by trzymać dystans, aż Jaskółcze Ziele nie oddzieli się od grupy. Nie działajcie pochopnie. Obserwujecie moment, w którym Sosnowa Gwiazda powali Głupią Łapę i wtedy dopiero przejdźcie do ataku. Przodkowie dołączą do waszej walki niedługo później. Podczas gdy wy, Brukselkowa i Kosaćcowa Łapo, zajmiecie się walką, ty, Zabłąkana Łapo, musisz dyskretnie odnaleźć drogę do ciała i czym prędzej podać jej zioła. Klan Gwiazdy nie opuści wad podczas tej podróży nawet na krok — zapewnił. — Gdy... Gdy miejmy nadzieję, że będzie po wszystkim, zamaskujcie swój zapach, swoje ślady, dopilnujcie, by żaden członek Klanu Wilka niczego na was nie znalazł. Inaczej... Wszyscy możecie się domyślić, jaki los na was czeka.
— Ale... Czemu nie możemy po prostu poprosić o pomoc pozostałych klanów? Byłoby to o wiele bezpieczniejsze, racja? — zasugerowała Głupia Łapa, która nadal zdawała się nie być przekonana do wizji bliskiej śmierci.
— To jest sprawa Klanu Wilka i tylko Klanu Wilka. Inne klany, choć chcielibyśmy wierzyć w dobrą wolę ich liderów, mogą wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść i doprowadzić do jeszcze większego kryzysu — wyjaśnił ze spokojem.
— W takim razie... Co ze mną? Jak mam wrócić do obozu, gdy miałam zginąć, a zamiast tego śmierć spotkała dwie najważniejsze osoby w klanie? Jeśli nie trucizna mnie dobije, to będą to rozwścieczeni kultyści — załkała, próbując oprzeć się o Kosaćca.
— Właśnie dlatego musisz zniknąć. Nie na długo, pół księżyca idealnie wystarczy, by podać wojownikom zadowalającą wersję wydarzeń, choć podejrzeń i tak doszczętnie nie uda się zmyć. Do odciągnięcia zarzutów wobec pozostałych, wykorzystamy niedawną sytuację, jaka spotkała Gronostajowy Taniec. Morderca nadal nie został schwytany, toteż stanowi on idealnego winowajcę tego zajścia — zetknął na koty, doszukując się w ich ślepiach zrozumienia.
— Świetnie, czyli jestem kotkiem od ziół — prychnął srebrny kocur. Ogon jego kołysał się na boki, podczas gdy on sam co chwilę spuszczał wzrok na własne łapy. — To wychodzi na to, że stawiamy wszystko na fakt, czy nam się uda ich pozbyć, czy nie? Jeśli nam się nie uda, to pewnie żadne z nas następnego wschodu słońca nie dożyje, ale jeśli nam się uda to, co wtedy? Kult tak o nie porzuci ich wiary, wybiorą nowego przywódcę i zastępcę. Nie możemy też wymordować każdego z kultu — rzucił.
— Masz rację, Zabłąkana Łapo, jednak jest to pierwszy krok, który stawiamy ku lepszej przyszłości. Dla waszych rodzin, przyjaciół, bliskich, a w przyszłości nawet dla dzieci, by nie musiały się mierzyć z tymi samymi trudnościami, co my. Chwastu również nie usuniesz, odrywając jego nadziemną część, jednak uniemożliwisz mu rozpylanie swych nasion i rozprzestrzenianie swego skażenia. Do korzeni prowadzi cięższa droga, gdyż by je zniszczyć, należy najpierw odkopać. To nie oznacza jednak, że nie jest to możliwe — wyjaśnił. Kosaćcowa Łapa nieufnie patrzył na gwiezdnego.
— A co, jeżeli następnego przywódcę to dotknie? Będziemy musieli znowu odkopywać następnego chwasta, który wykiełkował kilka księżyców po wyrwaniu wcześniejszego? — spytał go. Stał blisko Głupiej Łapy, która wcześniej się o niego oparła. — A nawet jeśli do tego nie dojdzie... — spojrzał ukradkiem na kotkę bez ogona — to jak Głupia Łapa wróci po tym wszystkim? Odczeka te księżyce, ale co później? Nie mogłaby wrócić już do naszego klanu przecież. Kultyści by zaczęli węszyć, a potem wszystko by wyszło na jaw. — Kosaćcowa Łapa uniósł jedną brew i milczał w oczekiwaniu na odpowiedź od gwiezdnego.
— Jakie inne rozwiązanie widzisz, Kosaćcowa Łapo? — spytał Przodek — Głupia Łapa wróci i opowie o porwaniu przez tajemniczego kota, który pozbył się liderki i jej zastępczyni. Wilczaki nie wiedzą, jakie ich oprawca ma podejście do młodszych kotów. Dotąd zabijał jedynie starsze, podobne wiekiem do Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii. Nikt nie pomyśli, że, ich zdaniem, ta mała i słaba kocica byłaby zdolna do zabicia dwóch kultystek.
— Nie wiem, czy będzie to takie łatwe, jak sądzisz, gwiezdny kocie. — Kosaciec stwierdził niepewnie. — Może I się teraz zgadzam na to. Ale co potem, gdy wybiorą nowego przywódcę? Czy to samo stanie się z nim? Jeśli Mroczna Puszcza owinęła sobie wokół łap Sosnową Gwiazdę, mógłby i to zrobić z przyszłym przywódcą — mruknął. — A co, jeśli... jeśli dołączymy do kultu za niedługo? Zaufano by nam. Mielibyśmy na pewno więcej przywilejów niż jako zwykłe bachory, wiecie? — rozejrzał się po reszcie.
— Im dusza kota głębiej zapuszcza się w gąszcz Mrocznej Puszczy, tym trudniej go potem z niej wyciągnąć. W twoim scenariuszu, niestety, Głupia Łapa nie przeżyje. Czy jesteś w stanie nieść to brzemię, wiedząc, że dało się temu zapobiec? — odparł gwiezdny kot.
— Ja... — niebiesko-biały uczeń nie umiał wydusić słów. — Nie, nie chcę, by to spotkało Głupią Łapę... — cicho rzekł i spojrzał na swe łapy. — Jeśli to jest jedyne wyjście z tej sytuacji bez większych czy mniejszych ofiar... musimy w to brnąć — westchnął. Brukselka w ciszy obserwowała rozmawiające ze sobą koty, czasami zdarzyło jej się przytaknąć czy mruknąć coś na zgodę.
— W takim razie... jak mniemam, będzie potrzebne kolejne spotkanie, prawda? Musimy jakoś wymyślić, jak możemy pozbyć się Mrocznej Puszczy z Klanu Wilka na dobre — wymamrotała pod nosem. — I poza tym... kto ma objąć stanowisko przywódcy po tym, jak pozbędziemy się Sosnowej Gwiazdy i Jadowitej Żmii? Czy jest w klanie ktoś, komu można zaufać na tym miejscu? Czy jest tam ktoś, kto jest w stanie nam pomóc? — spytała niepewnie, nie pamiętając, czy już wcześniej ktoś o tym wspominał. Te całe wydarzenie sprawiało, że miała ona mętlik w głowie!
— Nie sądzę, abyśmy mieli komu zaufać w tej sprawie — Kosaciec zmrużył oczy i spojrzał na nią — skoro Klan Gwiazdy tak mawia, to chyba musi być to prawda. Nawet moja siostra czy twój brat mogą nam tylko przysporzyć problemów. Nie powinni wiedzieć. Naszym mentorom nie można ufać w tej kwestii — stwierdził. — Może i mam żyjącą kochającą matkę, i ojca w klanie... Ale oni pewnie są za Mroczną Puszczą — zasmucił się tym faktem.
— Waszych sprzymierzeńców może być więcej, niż myślicie — pokrzepił ich Przodek — jednak na razie lepiej pozostać w cieniu. Śmierć tej dwójki z pewnością zaburzy hierarchię w Klanie Wilka, jak i kulcie, co da wam szansę na zasianie ziarna ku lepszemu jutru. Nauczajcie najmłodszych, brońcie ich przed krzywdą i miejcie oczy dookoła głowy — powiedział kot, a jego białe ślepia poszybowały ku górze, ku księżycowi — Nadszedł koniec naszego spotkania. Jak sami wywnioskowaliście, nie jest to ostatni raz, gdy się widzimy, jednak teraz już na nas pora. Żegnajcie, Zabłąkana Łapo, Brukselkowa Łapo, Głupia Łapo i Kosaćcowa Łapo — odrzekł. Wiatr zawirował wokół wierzby i nim ktokolwiek zdążył mrugnąć – wszystkie jasne ślepia zgasły.

[5598 słów]

[przyznano 112%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz